Służba prasowa Białoruskiej Elektrowni Jądrowej zaprzecza doniesieniom medialnym, jakoby miało tam dojść do kolejnej poważnej awarii. Białoruskie media pisały 25 kwietnia, że w lutym br. wybuchł tam pożar, w wyniku którego całkowitemu zniszczeniu uległ awaryjny system ochronny reaktora.
Informacje o pożarze ujawnił wczoraj działacz ruchu antynuklearnego Nikołaj Ulasewicz. Na portalu upcb.org zamieścił obszerny materiał, w którym dowodził, że 17 lutego podczas próbnego rozruchu systemu awaryjnego reaktora wybuchł pożar, w wyniku którego spłonęła stacja transformatorów i całkowitemu zniszczeniu uległ specjalistyczny, drogi sprzęt.
Tego samego dnia wieczorem zareagowało Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Jej rzecznik Witalij Nowickij zaprzeczył, by 17 lutego miało dojść do pożaru w elektrowni atomowej.
Jak oświadczył, tego dnia naprawiono zwarcie przewodu zasilającego, który prowadzi do dźwigu wieżowego, ale do zapłonu nie doszło.
„’Pracownicy Ministerstwa ds, Sytuacji Nadzwyczajnych wyjeżdżali na miejsce zdarzenia, ale nie prowadzili żadnych prac związanych z likwidacją pożaru, ponieważ nie było ognia”, powiedział Nowickij.
Dyrekcja Białoruskiej Elektrowni Jądrowej poinformowała w specjalnym komunikacie, że 17 lutego o godzinie 13.20 doszło do krótkiego spięcia kabli zasilających, ale doniesienia o „wielkim pożarze” nie odpowiadają rzeczywistości.
Media jednak przypominają, że kiedy doszło do wcześniejszych awarii, władze stanowczo i konsekwentnie zaprzeczały doniesieniom.
Kresy24.pl/bab
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!