Związek Sowiecki był to kraj, który miał swoje minusy; rozchodzi się jednak o to, aby te minusy nie przysłaniały plusów– tak, nawiązując do znanego cytatu, można określić naczelne założenie polityki historycznej Władimira Putina. Po przyjęciu kilku „ustaw o pamięci” w ostatnich latach, każdy, kto podważy ten pewnik w odniesieniu do II wojny światowej, ryzykuje więzieniem.
Ustawy o pamięci, a więc akty prawne zawierające w sobie interpretację historii – ocenę jakiegoś okresu historycznego, wydarzeń czy postaci, a niekiedy również przewidujące sankcje karne za kwestionowanie rzeczonych interpretacji, od parudziesięciu lat stają się coraz częstym zjawiskiem. Zazwyczaj ograniczają się one do zakazu negowania, usprawiedliwiania czy relatywizowania najcięższych zbrodni popełnionych w XX w. – ludobójstwa, zwłaszcza Holokaustu, zbrodni przeciwko ludzkości, wojennych bądź też zbrodni przeciwko pokojowi, a więc np. prowadzenia wojen agresywnych, zakazanych już w okresie międzywojennym. Często potępiają także totalitarne czy autorytarne ustroje istniejące w przeszłości na obszarze danego kraju i zabraniają ich pochwały, jako i odwoływania się do głoszonych przez nie ideologii.
Państwa i jego organy, zwłaszcza parlamenty, mogą też wyrażać swoją ocenę zdarzeń z przeszłości, przyjmując oświadczenia czy uchwały. Niekiedy w ten sposób podkreślają własne stanowisko prawne. Dla przykładu – potępienie okupacji sowieckiej wschodnich województw Polski oznacza podkreślenie nieuznawania ich przynależności państwowej do ZSRR w okresie 1939-1945, albowiem termin okupacja prawnie oznacza zajęcie ziem jednego państwa przez armię drugiego i sprawowanie przez tę ostatnią tymczasowego zarządu na nich.
Przy podejmowaniu tego rodzaju działań jak wprowadzanie do porządku prawnego ocen historycznych niezwykle ważny jest cel prewencyjny. Chodzi więc o to, aby poprzez stygmatyzację moralną określonych zbrodni oraz ustrojów, które je popełniały, a także penalizację karną ich usprawiedliwienia czy bagatelizowania, zmniejszyć ryzyko tego, że ktoś postanowi je powtórzyć w przyszłości,
Tak sytuacja wygląda w demokratycznych krajach Europy. W Rosji jest inaczej. Tam przepisy dotyczące dopuszczalnej interpretacji dziejów, wprowadzane ze szczególną intensywnością od marca 2014 r., mają znacznie szerszy zakres. Inny jest bowiem ich cel. Nie chodzi tylko o penalizację skrajnych interpretacji przeszłości. Kreml, roszcząc sobie prawo do ingerowania w interpretacje historii, uzasadnianą interesem państwa, znosi de facto pluralizm interpretacyjny obowiązujący w Rosji po upadku ZSRR. Funkcjonowanie różnych interpretacji przeszłości w przestrzeni publicznej ma być pochodną désintéressement władz danym zagadnieniem, a nie rzeczą naturalną, gwarantowaną prawem. Przy czym z perspektywy Kremla od tej dorozumianej reguły ma istnieć ważny wyjątek – okres II wojny światowej i lata je bezpośrednio poprzedzające. Tu pluralizmu ma nie być w ogóle, gdyż władze pragną narzucić jedną, określoną interpretację roli ZSRR w tym ogólnoświatowym konflikcie. W praktyce idzie więc o zakazanie głoszenia takich interpretacji historycznych polityki zagranicznej Związku Sowieckiego w okresie 1938-1945, które są przez Kreml uznawane za niepożądane, i stanowią, jak mawia rosyjska dyplomacja, „bluźnierstwo”.
Ustawy o pamięci
Wbrew obiegowemu przekonaniu, dojście do władzy w 2000 r. Władimira Putina nie od razu zmieniło przyjazny historycznym badaniom klimat lat 90. W pierwszych latach nowy prezydent był zajęty przede wszystkim konsolidacją swojej władzy w wymiarze politycznym i finansowym. Owszem, niepokój mogło wzbudzić to, że z jego inicjatywy już pod koniec 2000 r. uznano za hymn narodowy Federacji Rosyjskiej dawny hymn ZSRR z nowymi słowami. Historycy dostrzegali, że wstrzymano akcję odtajniania sowieckich dokumentów, komentatorzy – krwawą pacyfikację Czeczeni, ograniczanie pluralizmu mediów w Rosji czy uwięzienie opozycyjnego wobec Putina oligarchy Michaiła Chodorkowskiego. Jednocześnie jednak nowy prezydent, deklarował się jako zwolennik współpracy z Zachodem, wspierał USA w walce z islamskim terroryzmem, ba – potrafił nawet złożyć kwiaty pod pomnikiem Armii Krajowej, w trakcie wizyty do Polski 16 stycznia 2002 r.
Pierwszym sygnałem alarmowym było powołanie przez prezydenta Dmitrija Miedwiediewa 15 maja 2009 r. ciała o pompatycznej nazwie: „Komisja do spraw Przeciwdziałania Próbom Fałszerstw Historii Podejmowanych w celu Wyrządzenia Szkody Interesom Federacji Rosyjskiej”. Jak nazwa wskazuje, miała ona m.in. wspierać władze nie tylko w „wypracowywaniu strategii przeciwdziałania próbom fałszowania faktów i wydarzeń historycznych, przedsiębranych w celu wyrządzeniu szkody interesom Rosji”, a także sama przedkładać propozycje stosownych działań. Jej przewodniczącym został Siergiej Naryszkin, jeden z najbliższych współpracowników Putina, wówczas szef administracji prezydenta Rosji, a w jej skład, prócz ponad dwudziestu urzędników wysokiego szczebla i polityków, weszło zaledwie kilku historyków, zajmujących przy tym biurokratyczne stanowiska w systemie rosyjskiej nauki. Chociaż komisja przetrwała trzy lata – została rozwiązana już w lutym 2012, to samo jej funkcjonowanie było trafnie interpretowane jako roszczenie sobie przez władze praw do przesądzania, jaka to wizja historii jest właściwa lub dopuszczalna, a jaka – szkodliwa dla interesów państwa.
Sygnał ten został wzmocniony przez złożenie w Dumie w tym samym czasie, bo 6 maja 2009 r., projektu uzupełnienia Kodeksu Karnego Rosji o przepis zakazujący „rehabilitacji nazizmu”. Nacjonalistyczni członkowie partii rządzącej tak określili kwestionowanie wyroku Trybunału Norymberskiego lub sądów narodowych, odwołujących się do tego wyroku, a także uznawanie za przestępcze działań krajów koalicji hitlerowskiej – grozić za to miała kara grzywny lub więzienia do trzech lat, a jeśli zarzucany czyn popełniono poprzez środki masowej informacji – to nawet do pięciu lat.
Władze nie śpieszyły się z przyjęciem tych zmian, rozumiejąc, iż wywołają one nie tylko niezadowolenie profesjonalnych rosyjskich historyków, ale i zaszkodzą wizerunkowi kraju. Prezydent Miedwiediew starał się zaś o jego poprawę, a stalinizm werbalnie potępiał. Chodziło raczej o wywarcie subtelnej presji na rosyjskich badaczy, aby nie byli zbyt gorliwi w badaniu zbrodni ZSRR i upowszechnianiu „niepożądanej” historii. Gdy jednak reputacja rosyjskiego reżymu pogrążyła się ostatecznie po agresji na Ukrainę, władze postanowiły projekt nie tylko przyjąć, ale i go zaostrzyć. 5 maja 2014 r. Putin podpisał nowelizację Kodeksu Karnego. Odtąd wspomniane kary – do pięciu lat więzienia – grożą nie tylko za kwestionowanie wyroków Trybunału w Norymberdze, ale i za „świadome upowszechnianie kłamliwych informacji o roli ZSRR w czasie II wojny światowej”, a także upowszechnianie informacji o dniach „chwały wojennej Rosji” i datach związanych z obroną Ojczyzny „w sposób zdradzający oczywisty brak szacunku wobec społeczeństwa”. Jak to w praktyce wygląda? Mógł się o tym przekonać w 2016 r. mieszkaniec Permu, Władimir Łuzgin, który został skazany na sumę odpowiadającą 12 400 złotych za opublikowanie w sieci społecznościowej materiału zawierającego informację o wspólnej napaści Niemiec i ZSRR na Polskę w 1939 r. Łuzgin złożył apelację, sprawa doszła do Sądu Najwyższego, ale wszystkie rosyjskie instancje potwierdziły wyrok – obecnie sprawa toczy się w Europejskim Trybunale Praw Człowieka, który ma orzec, czy Rosja, jako członek Rady Europy, nie naruszyła Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Warto przy tym dodać, że za „dzień chwały rosyjskiego oręża” jest uznawana np. bitwa ze Szwedami i kozakami pod Połtawą oraz bitwa pod Borodinem – toteż przy rozszerzającej interpretacji za przejawienie „braku szacunku” wobec rosyjskich żołnierzy może być uznane np. wyrażenie żalu, iż Wielka Armia Napoleona nie pokonała oddziałów Kutuzowa.
Pomysłowość legislatorska ekipy Władimira Putina na tym się bynajmniej nie zakończyła. W 2020 r. przyjęto zmiany do konstytucji, stanowiące, że „Federacja Rosyjska czci pamięć obrońców Ojczyzny, zapewnia ochronę prawdy historycznej. Umniejszanie znaczenia wielkiego wysiłku narodowego przy obronie ojczyzny jest niedopuszczalne.” Oznacza to ni mniej ni więcej, że państwo uznało istnienie „prawdy historycznej” oraz konstytucyjnie zakazało działań, intepretowanych jako umniejszanie znaczenia wysiłku swoich obywateli w czasie II wojny światowej.
W tej atmosferze w kwietniu 2021 r. weszła w życie nowelizacja wspomnianego już przepisu o „rehabilitacji nazizmu”. Odtąd zakazane jest również świadome upowszechnianie kłamliwych informacji o weteranach II wojny światowej (niezależnie od tego, czym się ci weterani w czasie wojny zajmowali) i kalanie pamięci obrońców ojczyzn. Równolegle putinowscy posłowie do Dumy wykazali się nową inicjatywą legislacyjną – nowelizacją ustawy „O uwiecznieniu zwycięstwa narodu sowieckiego w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej” z 1995 r. Stosowna poprawka została złożona 5 maja br. Warto ją zacytować w całości, bo nawet jeśli nie wejdzie ona w takiej redakcji w życie i nie ma dotychczas informacji o sankcjach karnych, to doświadczenie uczy, że przynajmniej część zakazów zostanie wcielona, a jakieś kary będą przewidziane. Poprawka przewiduje zaś: „zakaz publicznego utożsamiania celów, decyzji i działań władz ZSRR, dowódców sił zbrojnych i żołnierzy ZSRR z celami, decyzjami i działaniami nazistowskich Niemiec, dowództwem sił zbrojnych i żołnierzy nazistowskich Niemiec i krajów osi podczas II wojny światowej, negowania decydującej roli narodu sowieckiego w rozgromie nazistowskich Niemiec oraz humanitarnej misji ZSRR przy wyzwalaniu krajów Europy.”
Przypuszczalnie więc podważanie terminu „wyzwolenie Polski przez ZSRR” będzie w nieodległej przyszłości uznane za naruszenie prawa.
Inne ograniczenia wolności badań i badaczy
Omówienie problemu represyjnych rosyjskich ustaw historycznych nie będzie pełne, jeżeli nie nadmienimy, że do pięciu lat więzienia można dostać w Rosji za działalność „ekstremistyczną” – termin zawierający w sobie również propagandę nazizmu. Przepis sam w sobie jest jak najbardziej zrozumiały, jednak klimat polityczny w Rosji sprawia, że rosyjscy historycy boją się możliwości nadużycia tego przepisu i np. uznania, że samo porównywanie ZSRR z III Rzeszą będzie uznane za ekstremizm. Zwracają uwagę także na to że, że w grudniu 2019 r. w Rosji weszły w życie poprawki do ustawy o „agentach zagranicznych”, dopuszczające, iż mogą za takowych zostać uznane również osoby fizyczne, otrzymujące finansowanie z zagranicy. Stawia to pytanie o to, czy uczeni, utrzymujący się z zagranicznych grantów, nie będą aby musieli nosić piętna „agentów” i nie będą pociągani do odpowiedzialności w razie odmowy opatrywania swoich publicznych wypowiedzi zastrzeżeniem, iż jest się „agentem zagranicznym”.
Istnienie wszystkich tych ograniczeń nie oznacza, że każdy uczciwy badacz II wojny światowej może zostać uznany za agenta, ekstremistę czy rehabilitatora nazizmu. Reżymowi nie zależy na masowych represjach, ale na wytworzenie stosownego klimatu lęku wśród, często opozycyjnych, środowisk historycznych i zniechęcaniu do zajmowania się tematami, które z punktu widzenia władz są niepożądane. Represjom podlegają i będą podlegać nieliczni, wybrani po to, aby zastraszyć innych. Ostrzeżeniem, aby nie zajmować się „historią nieprawomyślną” może zaś być los Jurija Dmitrijewa, historyka z „Memoriału”, wielce zasłużonego dla badania represji w Karelii. Jest on więziony, z krótką przerwą, od 2016 r. – skazany najpierw za produkcję materiałów pornograficznych, a w 2021 r. dodatkowo na trzynaście lat – za rzekome molestowanie seksualne przybranej córki. Rosyjscy badacze ze stowarzyszenia „Memoriał”, a także obrońcy praw człowieka i polskie władze, uważają obie sprawy karne za całkowicie sfingowane.
Hipotezę, iż celem wszystkich tych nowelizacji jest w pierwszej kolejności wytworzenie klimatu lęku, wzmacniają statystyki sądowe. Po kilku latach funkcjonowania przepisu o „rehabilitacji nazizmu” ukarano na jego podstawie niewiele osób – w 2020 r. sześć, a jeszcze dwie – za brak szacunku wobec weteranów, a w latach poprzednich pojedyncze osoby.
Jeśli do tego wszystkiego dodać, iż każda osoba, powtarzająca, że Krym jest częścią Ukrainy – lub że winien zostać Ukrainie zwrócony – może być pociągnięta do odpowiedzialności administracyjnej z powodu „wezwań do podejmowania działań mających na celu naruszenie integralności terytorialnej Federacji Rosyjskiej”, a w razie recydywy – do odpowiedzialności karnej, za którą grozi do pięciu lat więzienia, to widać, iż sytuacja uczciwych rosyjskich badaczy jest niełatwa. Co gorsza, pracują oni w warunkach, w którym nie mogą liczyć moralne wsparcie sporej części swoich rodaków. W rezultacie propagandy systematycznie wzrastał odsetek tych Rosjan, u których Stalin wywołuje pozytywne skojarzenia – z 38% w 2001 r. do 51% w 2020 r., podczas gdy odsetek tych, u których są one negatywne zmalał z 43% w 2001 r. do 14% w 2020 r. W 2020 r. pozytywnie oceniło rolę Stalina 70% Rosjan (w 2001 r. – 53%), natomiast negatywnie – 19% (w 2001 r. 33%).
Motywacja Kremla
Zastanówmy się na koniec, dlaczego ekipie Władimira Putina tak zależy na kontrolowaniu pamięci o ZSRR. Przemawiają za tym zarówno względy polityki wewnętrznej, jak i mentalność oraz osobiste zapatrywania głównych rosyjskich decydentów. Zastój gospodarczy w Rosji – efekt nie tylko niewydolności autorytarnej kleptokracji, którą jest obecna Rosja, w zapewnieniu krajowi stabilnego wzrostu gospodarczego, ale i zachodnich sankcji nałożonych po agresji na Ukrainę, a także znużenie przeszło dwudziestoletnimi rządami Putina, sprawiają, że reżym nie może już liczyć na stabilne poparcie większości społeczeństwa. Zyski polityczne wewnątrz Rosji można jednak wciąż odnosić, czyniąc zadość oczekiwaniom konserwatywno-nacjonalistycznego elektoratu, oraz promując wizję Rosji otoczonej przez wrogów, rehabilitujących nazizm, „kalających” świętą pamięć żołnierzy Armii Czerwonej etc. Przy czym również narastający wpływ państw Europy Środkowej i Wschodniej na tworzenie ogólnoeuropejskiej narracji o komunizmie i ZSRR, zrównujących to państwo z narodowo-socjalistycznymi Niemcami dostarcza Kremlowi powodu, aby wykorzystać to dla celów propagandowych i – wobec gwałtownego pogorszenia się wizerunku Rosji na w krajach UE i NATO – zignorować zagraniczne reakcje z przyjęcia represyjnych ustaw o II wojnie światowej czy zastosowania punktowych represji wobec historyków.
Bez wątpienia jednak do działań na polu pamięci historycznej pchnęły Putina i jego kamarylę także ich własne przekonania. Rosyjski prezydent, a także wielu Rosjan, którzy swój światopogląd ukształtowali w czasach Breżniewa i pod wpływem sowieckiej propagandy o II wojnie światowej, niejednokrotnie zdradzał duże osobiste emocje, gdy „Wielką Wojnę Ojczyźnianą” była interpretowana inaczej niż pisano w podręcznikach epoki Breżniewa, a więc w okresie gdy kult Armii Czerwonej i weteranów władze przekształciły w erzac-religię.
Szans na zmianę tej sytuacji w Rosji dzisiaj nie ma. Nie będzie ich też, póki Władimir Putin pozostaje u władzy. Na tym większy szacunek zasługują ci rosyjscy historycy, którzy nie bacząc na atmosferę grozy i próby zastraszania, kontynuują badania i pamięć o sowieckich represjach.
Łukasz Adamski
Autor jest historykiem i analitykiem politycznym. Badacz stosunków polsko-sowieckich i polsko-ukraińskich. Wicedyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, członek Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa
fot. kremlin.ru
1 komentarz
Stanislaw
24 czerwca 2021 o 19:16Przypomnienie pomijanego traktatu o przyjaźni, bez komentarza:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_o_granicach_i_przyja%C5%BAni_III_Rzesza_%E2%80%93_ZSRR_(1939)
Jaki wyrok za to grozi?