Amerykański generał Curtis Scaparrotti, który stoi na czele połączonego dowództwa NATO w Europie, powiedział, że rozmieszczenie dodatkowych sił i infrastruktury Sojuszu w regionie Morza Bałtyckiego to „niezbędny krok” wobec „agresywnych działań” Moskwy
-Cztery bataliony to nie jest zagrożenie dla Rosji – powiedział Radiu Wolna Europa po zakończonym wczoraj szczycie NATO w Brukseli odnosząc się do stacjonujących (rotacyjnie) w Polsce i innych krajach „wschodniej flanki” NATO sił – Ale cztery bataliony to jednocześnie środek odstraszający Rosję przed podjęciem jakiejkolwiek agresji.
Generał podkreślił, ze te cztery bataliony są pod względem operacyjnym, taktycznym, infrastrukturalnym, cybernetycznym itd. połączone z całą infrastrukturą NATO i ich członków i w ten sposób NATO funkcjonuje jako całość dając gwarancję bezpieczeństwa.
Na pytanie, czy Rosja jest zagrożeniem, czy potencjalnym przyjacielem NATO i USA, powiedział, że martwią go rosyjskie działania. – Wiecie, pogwałcili granice międzynarodowe. Naruszyli i odebrali czyjeś terytorium po raz pierwszy od II wojny światowej dopuszczając się agresji. Okupują kraje bez ich zgody. Są w pewien sposób agresywni z perspektywy wojskowej. Takie są ich działania. Chciałbym, żeby się zmieniły – stwierdził.
Podkreślił, że NATO nie zaakceptowało zajęcia Krymu ani obecności rosyjskiej w Donbasie.
Powiedział też, że dobrze, że dochodzi 16 lipca do szczytu Trump-Putin w Helsinkach, bo komunikowanie się jest dobrą rzeczą.
Tymczasem rzeczniczka rosyjskiego MSZ potępiła aktywność NATO w basenie Morza Bałtyckiego mówiąc, że do czasu zwiększenia zaangażowania Sojuszu i USA był to spokojny region.
Oprac. MaH, rferl.org
fot. eucom.mil
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!