Jeśli władzom Białorusi rzeczywiście zależy na zachowaniu stabilności, to dlaczego tak idiotycznie reagują na zaistniałą sytuację w kraju. Próbując zapobiec Majdanowi, fundują znacznie bardziej ponury scenariusz, w tym dla siebie – spontaniczny bunt narodu z absolutnie nieprzewidywalnymi konsekwencjami.
Jak pisze – Dmitrij Gałko na portalu Białoruskij Partizan, na Białorusi panuje obecnie naprawdę przedrewolucyjny klimat. Z tej sytuacji są tylko trzy sposoby wyjścia:
– Wprowadzenie wyjątkowej, jeszcze bardziej twardej dyktatury, – rewolucja, albo – szeroki wachlarz ustępstwo władzy na rzecz społeczeństwa obywatelskiego, w tym radykalna transformacja systemu, i odejście od agresywnego dominującego monologu władzy do dialogu z narodem.
Z trzech zaproponowanych opcji, dobra jest tylko jedna, ostatnia. Jeśli jednak władze zdecydują się wybrać nie ją, a pierwszą, może ona szybko przerodzić się w drugą. Wystarczyć śledzić doniesienia medialne, żeby pozbyć się złudzeń co do tego, w jakim kierunku to pójdzie. Druga opcja z kolei grozi próbą okupacji przez zaprzysięgłego wschodniego „sojusznika”. Ze wszystkimi tego urokami.
Jednak wydaje się, że władze przygotowują się do czwartej opcji – powtórzenie na Białorusi ukraińskiego scenariusza – Majdanu, który w warunkach białoruskich jest absolutnie nierealny.
Można zapytać, czy Majdan – to nie rewolucja? Nie Majdan – to nie rewolucja.
Majdan przerodził się w powstanie zakończone ucieczką Janukowycza i upadkiem rządzącej „Partii Regionów”, po ponad dwóch miesiącach od momentu jego rozpoczęcia.
Trwał tak długo nie dlatego, że zabrakło masy krytycznej, ludzi zdolnych zniszczyć władzę siłą. Wręcz przeciwnie, jedną z największych akcji protestacyjnych był miting przeciwko rozpędzeniu studentów 30 listopada. Czyli na samym początku Majdanu.
Białorusinom wydaje się, że wyjście tak potężnej masy ludzi na protest, niemal automatycznie oznacza obalenie władzy. I to prawda – Janukowycz mógł być zmieciony już 1 grudnia. Mógł – gdyby postawiono sobie taki cel. Ale taki nie został postawiony.
Wbrew twierdzeniom przeciwników Majdanu, którzy twierdzą, że był to zamach stanu, Majdan w rzeczywistości był instrumentem nacisku opozycji na władzę, miarą negocjacji częściowo publicznych, częściowo tajnych.
Politycy świadomie nie tylko nie prowadzili ludzi do szturmowania, ale powstrzymywali radykalizację protestu ze wszech sił. Bo usiłowali odnieść polityczne zwycięstwo przy minimalnych kosztach.
Przywódcami politycznymi Majdanu nie była opozycja w białoruskim tego słowa znaczeniu, czyli nie wiecznie prześladowani dysydenci, ale część systemu ukraińskiej władzy.
W pewnym momencie, opozycyjni politycy byli nawet skłonni do negocjacji z Janukowyczem, otrzymali od niego ministerialne teki. Ale tego nie zaakceptował Majdan. Gdy ze sceny ogłoszono te propozycje, gwizdy i ryki oburzenia protestujących nie miały końca.. Wydawało się, że scena z obecnymi na niej przywódcami politycznymi, którymi wyraźnie przestawali być, zostanie po prostu zmieciona.To wtedy inicjatywę przejął wściekły tłum. I Majdan, jako czynnik negocjacji z rządem zaczął przeradzać się w powstanie. Doprowadziła do niego nieprzenikniona głupota Janukowycza, który nie zrozumiał, że jeśli dokręci śrubę w takiej sytuacji, to gwint zostanie przekręcony.
Ale Łukaszenka nie powinien bać się ukraińskiego, ale rumuńskiego scenariusza.
Chociaż Białoruś to nie Ukraina, ludzie są podobni – poczucie godności wciąż zachowali. Wcześniej było ono u szerokich warstw społecznych przytępione, a represje postrzegano jako skierowane w wąską i obcą im kastę.
Ale teraz, kiedy na wizji, w obecności szlochającej matki zakuwają najbardziej znanego w sieci „Odnoskłasniki” Maksima Filipowicza, bohatera ludu, to zupełnie inaczej jest to postrzegane – „naszych biją”.
Majdanu na Białorusi nie będzie. Ponieważ na Białorusi nie ma polityki. Brak przedmiotu negocjacji. Zresztą nie ma z kim negocjować. Nie ma i tych, którzy byliby w stanie zapewnić długoterminowe wsparcie dla funkcjonowania obozu protestu. Nie ma białoruskiego Poroszenki i Kliczko, mówiąc prościej. Majdan potrzebuje środków finansowych na tony opału i żywności. Tam z regionów regularnie kursowały autokary pełne chętnych do wzięcia udziału w protestach. Non – stop działała ogromna scena. Ktoś to finansował.
Na Białorusi nie ma też ludzi, którym zadowolenie przyniósłby udział w naparzance – jako takiej. Kibiców piłkarskich nie ma, którzy zdolni są skonfrontować się z uzbrojonymi siłami bezpieczeństwa.
To nie znaczy, że nie może dojść do rewolucji. Wręcz przeciwnie. Rewolucja może nastąpić w ciągu kilku dni, kiedy przyjdzie odpowiedni moment. Z rewolucją, wielkim powstaniem narodowym walczyć praktycznie nie ma jak. Ewentualnie wysyłając czołgi – jak w Chinach. Ale w tym celu trzeba być Chinami.
Białoruś to nie Chiny. Tam rewolucji można zapobiec tylko decydując się na szerokie ustępstwa wobec społeczeństwa, w którym niezadowolenie już wrze. Represje nie są dobrym rozwiązaniem. Przeciwnie, mogą tylko przyspieszyć proces.
Władze powinny przywołać sobie obrazy nie z Kijowa 2013-14 roku, ale z rewolucji rumuńskiej 1989 roku, która rozpoczęła się nagle i trwała tylko tydzień. A jak się zakończyła, pamiętamy. Bardzo źle dla elity rządzącej.
3 komentarzy
reut
14 marca 2017 o 20:38Sęk w tym że 90% Białorusinów tęskni za CCCP i chciałoby być w federacji rosyjskiej (bo niestety tak jak za sojuza to już dobrze nie będzie – o wtedy to można było kraść i dobrze się zarabiało). To inna mentalność niż ukraińców – nie mówiąc że tożsamość białoruską (czyli że nie jestem rusinem tylko białorusinem) ma kilka procent ludzi i to tylko w dużych miastach.
SyøTroll
15 marca 2017 o 14:04Pokojowy Majdan miał na celu wywarcie nacisku na Janukowycza na podpisanie umowy wiązanej: stowarzyszenia z UE i pomocy z MFW. Janukowycz nie chciał ponosić odpowiedzialności za okres przejściowy. Majdanowi radykalnemu zależało na przejęciu władzy.
Białoruś współpracuje z MFW, jak na tym wyjdzie, skoro Białorusini protestują przeciw wszelkim obciążeniom, zobaczymy.
daniel
19 marca 2017 o 20:43Nie będzie żadnej rewolucji na Białorusi i to wcale nie z tego powodu, że kolorowe rewolucje wyszły z mody, ale dlatego, że zdecydowane działania władz łatwo temu mogą zapobiec. W Czeczeni wybrano wariant siłowy i na sto lat będzie spokój, a to przecież odmienna religia. Tradycją Rusi była jest i pozostanie siła. Każda przygoda z demokracją w zachodnim stylu będzie porażką. Zresztą widać gołym okiem, jaka to propaganda, owa europejska „demokracja”. Polega ona bowiem na obalaniu legalnych prezydentów pod pretekstem „walki” o … „demokrację”.