Od dziś – 1 października Białoruś zamknęła piesze przejścia graniczne z UE. Oficjalnie – z powodu troski o komfort i bezpieczeństwo swoich obywateli. Z tego samego powodu, czyli z braku odpowiedniej infrastruktury zamrożony został na lata projekt o małym ruchu granicznym – pisze Deutsche Welle.
Ale władze w Mińsku martwi nie tyle komfort przekraczania granicy przez setki tysięcy Białorusinów posiadających wizy schengeńskie, ile zdjęcie wizowych sankcji UE z białoruskich urzędników w zamian za prawo swobodnego przemieszczania się obywateli – pisze Natalia Makuszena NA portalu dw.de.
Zakaz przekraczania granicy pieszo i nagłe obawy władz o wygodę mieszkańców terenów przygranicznych, nie ucieszył Białorusinów, którzy do wczoraj mogli swobodnie odwiedzać Polskę, Litwę i Łotwę. Możliwość chodzenia do UE na piechotę straciło kilkaset tysięcy osób. A przecież za granicę chodzili i ci, którzy mają tam bliskich krewnych, ci, którzy bez dodatkowych kosztów na transport mogli zrobić zakupy w pobliskim polski czy litewskim sklepie, nie tylko drobni handlarze, spekulanci czy zajmujący się kontrabandą wódki i papierosów. Z przejścia korzystali i Polacy, którzy mają krewnych po stronie białoruskiej.
Pieszy ruch graniczny otwarto na początku roku. Tuż przed tym, w listopadzie 2013 podczas szczytu „Partnerstwa Wschodniego” w Wilnie minister spraw zagranicznych Białorusi Władimir Makej ogłosił gotowość do negocjacji w sprawie ułatwień wizowych z UE.
Pieszy ruch graniczny miał być zwiastunem swobody podróżowania obywateli Białorusi. Mińsk nie mógł oczywiście nie wiedzieć, że infrastruktura na dziesięciu drogowych przejściach granicznych nie jest dopasowana do potrzeb chcących przekroczyć granice UE pieszo. W tym samym czasie po stronie polskiej został zorganizowany oddzielny korytarz dla pieszych i zapewniona sprawna obsługa.
Teraz jest już jasne, że niezbędnej infrastruktury na granicy prędko nie będzie, tym bardziej, że pieniędzy na ten cel w budżecie nie przewidziano. Na wznowienie pieszego ruchu trzeba będzie poczekać nie miesiące, jak wstępnie zapowiadali białoruscy urzędnicy, ale lata całe …
Aleksander Łukaszenka wielokrotnie żądał od UE, że jeśli Europejczycy nie chcą u siebie kontrabandy i narkotyków, muszą wyłożyć dodatkowe fundusze na wyposażenie przejść granicznych.
„Dawajcie pieniądze, dawajcie urządzenia techniczne” – krzyczał prezydent, choć w ramach licznych programów współpracy technicznej z Unią Europejską, od 2000 roku Białoruś otrzymała dziesiątki milionów dolarów na wzmocnienie bezpieczeństwa granic i efektywności kontroli celnej.
Ale władzom białoruskim nie przyszło nawet do głowy, żeby wykorzystać środki z budżetu państwa, zadbać o poprawę jakości przejść granicznych, zorganizować korytarze dla pieszych. A przecież te są tylko częścią projektu o małym ruchu granicznym, realizacji którego Białoruś opiera się od wielu lat, za każdym razem znajdując różne przyczyny odmowy. A to nie mają na czym drukować przepustek dla przekraczających granicę, a to nie podoba im się krytyka Polski odnośnie polityki prowadzonej przez Białoruś, teraz wymyślili brak infrastruktury.
Brak specjalnych terminali i urządzeń na przejściach granicznych, to nie są prawdziwe powody, dla których oficjalny Mińsk nie daje zielonego światła na ratyfikację umowy o małym ruchu granicznym z Polska i Litwą.
Po pierwsze, władza nie może ścierpieć, że Białorusini pozostawiają w kasach sklepowych krajów sąsiednich setki milionów dolarów, kupują tam produkty po niższych cenach niż u siebie i co ważne, znacznie lepszej jakości.
Po drugie, swoboda przemieszczania się zmienia świadomość. Porównując poziom własnego życia z poziomem życia w Polsce i na Litwie, wielu Białorusinów zaczyna zadawać urzędnikom niewygodne pytania, coraz trudniej zakrzyczeć prawdę przy pomocy propagandy sączonej przez usłużne media.
Po trzecie, jeśli projekt o MRG ruszy, to okaże się, że prawie dwa miliony Białorusinów ze strefy przygranicznej bez przeszkód wchodzi do Europy, a ponad 200 urzędników Aleksandra Łukaszenki pozostaje na europejskiej czarnej liście osób z zakazem wjazdu, do czasu gdy białoruscy więźniowie polityczni nie zostaną zwolnieni.
Kresy24.pl/ dw.de
3 komentarzy
Pane
2 października 2014 o 10:51Można pisać cokolwiek. W zeszłym tygodniu stajałiśmy na granicy Brześć Terespol z boku Białorusi 15 minut, na Polskim terytorium w kolei były 9 maszyn przeszły przez 1 godzinę 45 minut. Wróciliśmy wstecz Terespol Brześć były 12 maszyn stajałiśmy 2 godziny 15 minut.A na Białoruśi niz 18 minut. Oto i kto jak pracuje, i kto co sabotuje.
sgfx
5 października 2014 o 20:23Kresy24.pl powtarzają starą antyłukaszenkowską propagandę. Białoruś w porównaniu z Litwą, Ukrainą i Niemcami najlepiej traktuje Polaków.
Dolowicz
12 stycznia 2015 o 20:52do sgfx: co za bzdury pleciesz.Najlepiej traktuje Polakow,to jak konkretnie.Na Litwie jest 100 szkol polskich,przedszkola,wyžsze studia.Nikt nikomu nie zabrania miec kartę Polaka,oprocz rožnych organizacji spolecznych,jest polska partia,ktora ma swą frakcję w sejmie i t. d.