Azerbejdżan i Armenia od lat toczą wojnę o Górski Karabach – region w Azerbejdżanie, w którym mieszkali Ormianie i Azerowie. W wyniku wojny Ormianom udało się zająć terytorium Karabachu i stworzyć nieuznane państewko Republika Arcach. Pokój w regionie wciąż wisi na włosku. Od czasu do czasu na linii podziału giną żołnierze. Tymczasem Białoruś wyśle do Baku swoje najnowsze systemy rakietowe „Polonez”, pierwsze dostawy mogą zostać zrealizowane jeszcze w tym roku.
Według ekspertów, na południowym Kaukazie rozpoczyna się wyścig zbrojeń na systemy rakietowe.
W lutym br. prezydent Ilham Alijew wypowiedział słowa, które oznaczają ni mniej ni więcej, że w regionie zawisło widmo nowej wojny; „Erywań jest naszym historycznym terytorium, a my Azerowie musimy powrócić do tej historycznej krainy. Jest to nasz cel polityczny i strategiczny, do którego powinniśmy powoli się przybliżać”, oświadczył prezydent Azerbejdżanu.
Telewizja Biełsat przypomina, że jeszcze w 2016 roku Rosja dostarczyła Armenii systemy rakietowo-bojowe Iskander-E o zasięgu do 280 km. Tak więc Armenia zyskała znaczną przewagę nad Azerbejdżanem w dziedzinie precyzyjnej artylerii rakietowej. Azerbejdżan z kolei zaczął szukać sposobów na przeciwdziałanie temu zagrożeniu. Już w drugiej połowie 2016 roku na wystawie uzbrojenia ADEX-2016 w Baku, Białoruś zaprezentowała swoje „Polonezy” o zasięgu 300 kilometrów.
Azerbejdżan jako jeden z najważniejszych eksporterów ropy na świecie pomagał Białorusi podczas rosyjsko-białoruskich konfliktów naftowych. Kraj ten łączy także podobieństwo natury reżimów politycznych, co pozwala utrzymywać relatywnie dobre stosunki osobiste prezydentów – Ilhama Alijewa i Aleksandra Łukaszenki.
W kontekście militarnej i technicznej rywalizacji między Erewaniem i Baku, Mińsk może zaoferować Azerbejdżanowi zarówno broń rakietową, kompleksy przeciwpancerne, jak i jej rozwój w dziedzinie obrony powietrznej. Białoruś jest znana również z pojazdów pancernych i specjalnych podwozi kołowych dla sprzętu wojskowego. Baku zaś ma na to wszystko pieniądze dzięki ropie naftowej.
Aleksandre Iskandarian -dyrektor Instytutu Kaukaskiego mówi w rozmowie z dziennikarzami Biełsatu, że Armenia – sojusznik Białorusi w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ) decyzję Łukaszenki o dozbrojeniu Azerbejdżanu w nowoczesną broń przyjmuje z jednej strony z niepokojem, ale tłumaczy, że jak w każdej innej organizacji na świecie, w OUBZ, również ścierają się interesy jej członków.
– Kwestia dostaw broni wywołuje wiele emocji w Armenii, temat wywołuje niepokój, i to nie tylko w odniesieniu do Białorusi. Tej ostatniej przeceniać nie należy, bo bronią w regionie handluje Izrael, Rosja, pewne formy pomocy wojskowej niektórym krajom okazuje Turcja, jest też broń chińska itd. Białoruś nie jest jedyna, mówi Iskandarian. Dodaje, że w OUBZ istnieją inne kraje, które są znacznie większe niż Białoruś i mające większy potencjał w handlu bronią, robiące to samo. A Białoruś to kraj, który ma własne interesy, nie zawsze pokrywające się z interesami nawet sojuszników.
Ekspert podkreśla, że Białoruś jak każdy inny kraj na świecie stara się odnosić sukcesy finansowe i polityczne, jednak specyfika prowadzonej przez Mińsk polityki polega na totalnym ignorowaniu potrzeb sojuszników.
– Tak to funkcjonuje i działa. Tymczasem wzięcie pod uwagę interesów sojuszników, często jest bardziej opłacalne, zarówno w wymiarze politycznym jak i finansowym. Armenia stara się w ten sposób działać i pracuje, w tym z białoruskimi i rosyjskimi elitami, z Kazachami, i td.
Zdaniem eksperta nieporozumienia się pojawiają, ale nie wolno odnosić się do nich tak emocjonalnie.
Łukaszenka do Paszyniana: „Jesteś bohaterem, cieszymy się z waszego zwycięstwa”. Czyżby?
Kresy24.pl/belsat.eu/bab
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!