Na przełomie XIX i XX wieku do rywalizacji o dominację w Azji Wschodniej włączyła się Japonia. Restauracja Meiji z 1868 roku położyła kres władzy szogunów i zapoczątkowała centralizację kraju. W ciągu trzech dekad państwo przeobraziło się z izolowanego od świata feudalnego skansenu w coraz sprawniej funkcjonującą machinę wojenną, dysponującą błyskawicznie rozwijającą gospodarką i armią.
Japończycy oparli się nie tylko na technologiach i wzorcach z Zachodu, ściągali także zagranicznych doradców i instruktorów. Kształcili swoich specjalistów w renomowanych akademiach wojskowych i uczelniach cywilnych na świecie.
Kilka przykładów. Generał Iwao Oyama (ur. 1842), twórca nowoczesnej armii cesarskiej, jej wódz naczelny w wojnie z Rosją, w czasie konfliktu prusko-francuskiego w 1870-1871 był obserwatorem przy sztabie pruskim, później kształcił się we Francji i Szwajcarii. Wiceadmirał Sotokitchi Uryu (ur. 1857), uczestnik bitwy pod Cuszimą, w latach 1875-1881 studiował w amerykańskiej Akademii Marynarki Wojennej w Annapolis. Sinihiro Kurino (ur. 1851) – po studiach na Harvardzie został czołowym japońskim dyplomatą, a przy okazji działań w Korei przeniósł na rodzimy grunt metody polityki kolonialnej. Był też ambasadorem w USA, Włoszech, Rosji (ostatnim przed wojną) i Francji. Słowo również o admirale Heihachiro Togo (ur. 1842): zanim spłynęła na niego chwała pogromcy Rosjan, z doskonałą znajomością języka angielskiego ukończył rodzimy Korpus Morski Kadetów, a następnie studiował w Cambridge i poznawał tajniki brytyjskiej marynarki wojennej.
Niezwykły był również fanatyzm Japończyków dla cesarza i powszechne podporządkowanie się polityce dworu i rządu. Symboliczną postacią był tu generał Maresuke Nogi (ur. 1849), który w czasie antycesarskiego buntu Saigo Takamori w 1877 roku chciał popełnić rytualne samobójstwo, kiedy jego oddział utracił w walce sztandar. Na szczęście cesarz odwiódł go od tego i ponoć gnębiły go do końca życia wyrzuty sumienia. Od tej pory związał swój los z władcą Japonii. W czasie wojny z Rosją dowodził oblężeniem Port Artur ( stracił tam dwóch synów), a później 3. Dywizją w walkach pod Mukdenem. W 1912 roku, na wieść o śmierci cesarza, wraz z żoną popełnił samobójstwo.
W 1875 roku w Japonii wprowadzono powszechną służbę wojskową, co wobec szybko wzrastającej ludności kraju przyniosło efekty: od lat 70-tych XIX wieku do początku nowego stulecia jej możliwości mobilizacyjne wzrosły kilkunastokrotnie (z około 100 tys. do 1,5 mln poborowych).
Za skokiem ilościowym szedł w parze rozwój jakościowy. Ogromne wydatki na zbrojenia umożliwiły unowocześnienie armii i floty. Siły lądowe, zorganizowane na wzór niemiecki, morskie zaś na modłę angielską były przygotowywane do warunków dalekowschodniego teatru wojennego. W połowie lat 90-tych XIX wieku Japonia była gotowa do wojny. Na pierwszy ogień poszły Chiny, którym Japończycy postanowili definitywnie odebrać Koreę. W wyniku wojny z lat 1894-1895 Chińczycy stracili Formozę (Tajwan), Peskadory i Półwysep Liaotuński, z którego, pod naciskiem przede wszystkim Rosji, traktującej Mandżurię jako sferę swoich wpływów, Japończycy musieli się wycofać. Rosjanie skorzystali z okazji i na południowym krańcu przejętego od Chin półwyspu – w Port Artur – stworzyli swoją główną bazę morską na Dalekim Wschodzie.
Jednak kością niezgody między Japonią a Rosją stała się sprawa rozgraniczenia wpływów w Mandżurii i Korei. Wobec prób podporządkowania Korei przez Japończyków, którzy w 1895 roku w Seulu próbowali przeprowadzić nieudany przewrót wojskowy, król Yi Myeong bok zwrócił się o pomoc do Rosji. Wprawdzie Witte, zainteresowany wymuszeniem na Chinach korzystnych koncesji handlowych, kolejowych i terytorialnych, skłonny był do ustąpienia Japończykom w sprawie Korei, jednak sytuacja skomplikowała się w czasie tłumienia powstania Bokserów: w 1901 roku wojska rosyjskie rozpoczęły okupację Mandżurii i problem zdominowania Korei nabrał ostrości.
Część doradców Mikołaja II reprezentujących interesy armii zaczęła traktować Koreę, a zwłaszcza jej część północną, za region o znaczeniu strategicznym. Chodziło o zabezpieczenie dla mającej powstać linii kolejowej, która miała połączyć Charbin z nową bazą floty rosyjskiej Oceanu Spokojnego w Port Artur – tzw. Południowo-Chińską Drogą Żelazną (ros. JuWŻD). Dodajmy, że owa linia kolejowa wraz z budowaną od 1891 roku koleją transsyberyjską – łączącą Czelabińsk z Irkuckiem – oraz Wschodnio-Chińską Drogą Żelazną, biegnącą na południe od Bajkału, od Charbinu do Władywostoku (tzw. KWŻD), miały umożliwić Rosji aktywne włączenie się do rywalizacji mocarstw na Dalekim Wschodzie. Póki co wymienione sieci kolejowe były w różnym stadium budowy (najszybciej powstały JuWŻD i KWŻD), a ukończenie syberyjskiej magistrali kolejowej z Czelabińska do Irkucka planowano na 1905 rok. Interesujące, ale na krótko przed wybuchem wojny dominująca w sztabie japońskim partia wojenna w raportach dla rady cesarskiej celowo zaniżyła przepustowość kolei transsyberyjskiej, aby skłonić opornych polityków i dowódców do wojny.
Prawda, Rosjanie jako tako radzili sobie z zorganizowaniem bazy morskiej w Port Artur, jednak słabe zasiedlenie i zagospodarowanie Wschodniej Syberii powodowało, że ich dominacja na Dalekim Wschodzie była melodią przyszłości. Dość wspomnieć, że w końcu lat 80-tych XIX wieku Daleki Wschód zamieszkiwało tylko 30 tysięcy Rosjan, a oddziały wojskowe, które strzegły granicy z Chinami, liczyły 24 tysięcy żołnierzy (w samej Mandżurii Chińczycy dysponowali około 175-tysięczną armią).
Wprawdzie jeszcze przez kilkanaście miesięcy po zakończeniu wielonarodowej interwencji przeciw powstaniu „bokserów” w Chinach (Rosja i Japonia wzięły w niej udział jeszcze jako sojusznicy) Japończycy próbowali jeszcze dogadać się z Rosjanami w sprawie rozgraniczenia sfer wpływów w Korei i Mandżurii, ale Petersburg, trzymając w garści niemal całą Mandżurię i zamierzając rozkręcić interes z wyrębem drzewa i eksploatacją bogactw naturalnych wzdłuż graniczącej z Koreą rzeki Jalu, nie był zainteresowany takim rozwiązaniem.
W styczniu 1902 roku Japonia zawarła z Wielką Brytanią antyrosyjski sojusz: w razie konfliktu japońsko-rosyjskiego i wmieszaniu się do niego po stronie Rosji państwa trzeciego Zjednoczone Królestwo było zobowiązane udzielić Japonii pomocy. Wobec wojny z Japonią Imperium Romanowów było osamotnione, bowiem jego sojusz z Francją obejmował współdziałanie przeciw państwom Trójprzymierza (Niemcom, Austro-Węgrom i Włochom). Po pacyfikacji powstania „bokserów” i trwającej wciąż okupacji Mandżurii przez Rosjan pogorszyły się również stosunki rosyjsko-chińskie.
Wprawdzie do końca 1903 roku Rosjanie i Japończycy toczyli jeszcze pertraktacje w sprawie problemu mandżursko-koreańskiego, jednak wobec opieszałości rządu carskiego Japończycy stracili cierpliwość. W otoczeniu cara duże wpływy zdobyło sobie Towarzystwo Eksploatacji Bogactw Dalekiego Wschodu: była to grupa aferzystów skupiona wokół Aleksandra Bezobrazowa, którzy dysponując już koncesjami na eksploatację lasów i bogactw naturalnych w rejonie rzeki Jalu na pograniczu mandżursko-koreańskim, liczyli na więcej w samej Korei. Zależało im na twardej polityce wobec Japonii, w którą wkalkulowane było ryzyko wywołania konfliktu zbrojnego. Warto dodać, że Bezobrazow i kilku jego kompanów wchodzili w skład tzw. Specjalnego Komitetu ds. Dalekiego Wschodu, ciała polityczno-gospodarczego, które decydowało o kierunku dalekowschodniej polityki Rosji. O ich znaczeniu i wpływie na cara świadczy dobitnie fakt, że na krótko przed wybuchem wojny udało się im wygryźć z ministerstwa finansów – prawda że na krótko – Wittego, który sprzeciwiał się całej hucpie. Na domiar złego od spraw dalekowschodnich zostali odsunięci ministrowie spraw zagranicznych, finansów i wojny. O wszystkim decydowali wspomniany Komitet oraz wiceadmirał Jewgienij Aleksiejew – dowódca Floty Oceanu Spokojnego i Namiestnik Dalekiego Wschodu.
W Petersburgu zbytnio nie przejmowano się alarmistycznymi raportami o przygotowaniach Japonii do wojny i złym stanie armii i floty. Dominował pogląd, że należy dać wylądować Japończykom w Korei, wciągnąć ich do Mandżurii, i tam ich rozbić. W końcu cóż mogła zrobić 132-milionowej Rosji 45-milionowa Japonia? Rosjanie liczyli, że wciąż mało wydajną koleją transsyberyjską (w maju 1904 roku linią mogło przejechać w dwie strony 18 transportów na dobę, z czego 10 wojskowych), na czas przerzucą w rejon konfliktu niezbędne siły.
Jesienią 1902 roku Witte, Roman Rozen i Aleksiejew, którzy skłaniali się do dogadania się z Japończykami, stracili już wpływ na politykę rosyjską na Dalekim Wschodzie. Za sprawę wzięła się natomiast grupa Bezobrazowa. Proponował on, aby nie realizować zawartej z Chinami w kwietniu tego roku umowy o ewakuacji wojsk rosyjskich z Mandżurii i anektować jej północną część, na co car z chęcią przystał. Póki co nie zaprzątano sobie głowy problemem Korei, licząc, że Japonia i tak nie będzie w stanie – przede wszystkim z obawy przed reakcją USA i Wielkiej Brytanii – zdominować tego kraju. Inna sprawa, że car i jego ministrowie (zwłaszcza szef ministerstwa wojny Piotr Kuropatkin) bagatelizowali ostrzeżenia o wzrastającym potencjale ludzkim i wojennym Japonii. Lubili za to wsłuchiwać się w opinie karierowiczów i kreatur, takich jak syn byłego ministra wojny Borys Wannowski, attache wojskowy w Korei, który, przedstawiając wojenny potencjał przeciwnika, autorytatywnie stwierdził: „miną dziesięciolecia, być może stulecia, póki armia japońska stanie w jednym szeregu z najsłabszą armią europejską”. W ten sposób w rosyjskich analizach przyszłego konfliktu z Japonią dominował życzeniowy obraz jej możliwości mobilizacyjnych, oparty na złudnym obliczeniu, że Japonia jest w stanie powołać pod broń 350-400 tysięcy ludzi.
Bezobrazowowi i spółce zależało natomiast na tym, aby Rosja zagwarantowała sobie realizację koncesji na eksploatację lasów i bogactw naturalnych na granicy mandżursko-koreańskiej. Doszło nawet do tego, że nad rzekę Jalu, do ochrony wycinających lasy brygad leśnych Towarzystwa Eksploatacji Bogactw Dalekiego Wschodu ściągnięto w tajemnicy kilkuset żołnierzy: przebrani za drwali, z bronią ukrytą w krzakach pilnowali, aby interes się kręcił. Również Japończycy nie zasypiali gruszek w popiele: obawiając się, aby Rosjanie nie zaczęli przenikać do Korei, ale też przeczuwając, że wojna to kwestia czasu, również zaczęli ściągać nad rzekę graniczną swoich żołnierzy, a do Mandżurii grupy kartografów, którzy sporządzali plany miast i stacji kolejowych na wschodnio-chińskiej magistrali kolejowej.
Tymczasem Japończycy stopniowo przejęli kontrolę nad Koreą: w Seulu, Pusanie i Wonsanie rozlokowali swoje garnizony, pod ich kontrolą znalazły się strategiczne linie kolejowe Seul-Inczhon (Czemulpo) i Seul-Pusan, prócz tego trzymali w garści dwa porty, przez które można było błyskawicznie dostarczyć dodatkowe oddziały wojskowe, a na wybrzeżu 39 latarni morskich. O skali japońskiej dominacji w Korei świadczy również fakt, że już w 1900 roku około 80 procent towarów na rynku krajowym to był import z Japonii lub za pośrednictwem jej marynarki handlowej (do portów na północy kraju w latach 1898-1902 zawinęły tylko 33 statki rosyjskie i aż 540 japońskich).
W związku z tym Japończycy uznali, że Rosję należy postawić przed faktami dokonanymi: w sierpniu 1903 roku przedstawiciel mikado w Petersburgu Sinithiro Kurino zaproponował Rosjanom, aby uznali faktyczne przejęcie przez Japonię kontroli nad Koreą. Oburzenie cara, na niesłychaną bezczelność Japończyków, było tak duże, że podczas noworocznego spotkania z korpusem dyplomatycznym nie omieszkał ostrzec japońskiego dyplomaty, że „nasza cierpliwość ma swoje granice”. W ciągu następnych miesięcy, Rosjanie coraz bardziej przeświadczeni o nieuchronności wojny z Japonią, starali się wygrać na czasie. Z jednej strony, aby nie dać się zaskoczyć, rozpatrywali możliwe scenariusze rozpoczęcia wojny – w Admiralicji przeprowadzono grę wojenną, której tematem było uniemożliwienie flocie japońskiej dokonania desantu w Czemulpo (dzisiaj Inczhon) i odparcie ataku na Port Artur – z drugiej zastanawiano się nad zakresem taktycznych ustępstw, które jeszcze można poczynić na rzecz Japonii.
13 stycznia 1904 roku Japonia postawiła Rosji ultimatum, nie określając jednak terminu na odpowiedź. Tokio zagrało va banque, żądając od Rosjan ustąpienia nie tylko z Korei, ale także z Mandżurii. Wprawdzie 2 lutego ci poszli na ustępstwa, zobowiązując się do ewakuacji swoich wojsk z Mandżurii i ograniczenia obecności Korei, jednak było już za późno. Japończycy uszkodzili podmorski kabel telegraficzny, łączący kontynent z Wyspami Japońskimi, co spowodowało, że depesza z rosyjską propozycją nadeszła do Tokio dopiero 7 lutego. Wtedy już statki transportujące desant do Czemulpo i okręty japońskie, które miały zaatakować rosyjską flotę w Port Artur, wypływały z macierzystych portów. Tego dnia Japonia zerwała stosunki dyplomatyczne z Rosją. Wojna miała wybuchnąć za kilkanaście godzin.
Dodajmy, że od drugiej połowy stycznia następował exodus japońskich handlowców z Port Artur, którzy pospiesznie wyprzedawali swój towar, zamykali firmy i opuszczali miasto. Z kolei do Czemulpo i Seulu w tajemnicy przypływały transporty z żołnierzami i bronią, którą na ląd wyładowali żołnierze japońscy przebrani za cywilów.
Japońskie przygotowania do wojny nie uszły uwadze Rosjan. W końcu grudnia jeden z rosyjskich dyplomatów poinformował centralę w Petersburgu o wzmożonym napływie do Mandżurii japońskich kartografów, którzy wałęsając się po kraju zbierali strategiczne informacje o zabudowie miast i linii kolejowej z Charbinu do Port Artur. Baron Roman Rosen, poseł rosyjski w Tokio, na początku stycznia szczegółowo referował poufne informacje otrzymane od dyplomatów francuskich i angielskich: wynikało z nich, że już wtedy Japończycy zainwestowali tak ogromne środki finansowe w przygotowanie armii i floty, iż są zdeterminowani do rozpoczęcia wojny. Ba, konsul rosyjski w Seulu i Czemulpo Aleksandr Pawłow na bieżąco śledził dostarczanie przez Japończyków do Korei nowych oddziałów, broni i koni. Podobnie alarmujące informacje o militarnych przygotowaniach Japończyków napływały na przełomie 1903/1904 roku do Petersburga nie tylko od dyplomatów rosyjskich na Dalekim Wschodzie, ale także od ich kolegów z innych placówek na świecie (m.in. z Hagi o zakupie przez Japończyków w Niemczech karabinów i z Kairu o przemieszczaniu się przez kanał Sueski dwóch krążowników zakupionych przez Japonię w Argentynie).
Wygląda na to, że car i ministerstwo spraw zagranicznych byli tego świadomi. W tym kontekście symptomatycznie brzmią słowa Mikołaja II, który w swoim dzienniku pod datą 7 lutego napisał: „Dzisiaj rano miałem naradę dotyczącą japońskiego problemu; zdecydowano, abyśmy nie zaczynali pierwsi”.
Tak czy siak, już w nocy z 4 na 5 lutego 1904 roku japońskie dowództwo wydało rozkaz o rozpoczęciu działań wojennych w Korei: jako pierwsza na kontynencie miały wylądować 12 i 2 dywizja piechoty. W ciągu dwóch następnych dni port w Sasebo opuściły I, II, III dywizjony i pięć dywizjonów niszczycieli oraz krążowników pomocniczych („Kasuga”, „Maru”, „Nikko Maru” i „Kinshu Maru”) admirała Heihachiro Togo, których zadaniem było zniszczenie rosyjskiej Floty Oceanu Spokojnego w Port Artur, oraz IV dywizjon wzmocniony krążownikiem pancernym „Asama”, a także 9 i 14 dywizjonem torpedowców pod komendą kontradmirała Sotokichi Uryu, których celem była eskorta trzech transportowców z wojskiem i bronią do Czemulpo, gdzie stacjonowały rosyjski pancernik „Wariag” i kanonierka „Koriejec”. Desant po opanowaniu portu północnokoreańskiego, miał zająć Seul.
Póki co, rano 6 lutego w cieśninie koreańskiej w ręce Japończyków wpadł rosyjski parowiec „Jekaterinosław”. Togo liczył, że uda się mu dotkliwie ukąsić Rosjan w Port Artur. Zresztą taki był plan całej wojny: po błyskawicznym unicestwieniu głównych sił rosyjskiej floty pacyficznej Japończycy mieli przejąć kontrolę na morzu, co z kolei umożliwiłoby im bezkarne przerzucenie wojsk lądowych na kontynent i rzucenie Rosji na kolana zanim zdoła zmobilizować i przerzucić na Daleki Wschód swoje wojska.
Ponieważ Rosjanie liczyli się z atakiem japońskim, Togo nieco się przeliczył. Prawda dość łatwo poszło Japończykom w Czemulpo, jednak atak na Port Artur zakończył się połowicznym sukcesem.
8 lutego około godziny 14. zespół kontradmirała Uryu wpłynął na redę Czemulpo. Japoński dowódca z doniesień wywiadu, potwierdzonych przez komandora Murakami, który z krążownikiem „Chiyoda” dzień wcześniej wypłynął z portu, wiedział, że w Czemulpo, prócz rosyjskich okrętów, stacjonują także jednostki pod neutralnymi banderami – krążowniki: brytyjski „Talbot”, francuski „Pascal”, włoski „Elba”, a także amerykańska kanonierka „Vicksburg” i transportowiec „Zaffiro” oraz koreański uzbrojony statek „Yobu”. Poza torpedowcami 14 dywizjonu, które pozostawiono do patrolowania redy zewnętrznej, reszta sił około godziny 16 zajęła pozycje między wyspami Yodolmi a Philipsa. Jednak niespodziewanie na kursie prowadzącego kolumnę krążownika „Chiyody” pojawiła się kanonierka „Koriejec” (kmdr por. Grigorij Biełajew). Zaskoczenie było obustronne: dowódca rosyjskiej kanonierki kmdr por. Grigorij Biełajew opuszczał port z zamiarem dostarczenia do Port Artur poczty konsula rosyjskiego w Seulu, Japończycy z kolei skupili się na osłonie transportowców, starając się uniemożliwić „Koriejcowi” wypłynięcie na pełne morze. Do rosyjskiego okrętu zbliżyły się torpedowce z 9 dywizjonu, pozorując atak torpedowy (podczas manewrowania na mieliźnie osiadła jedna z jego jednostek – „Tsubame”). W odpowiedzi Rosjanie oddali dwa niecelne strzały i zawrócili do Czemulpo.
Około godziny 16.30 Japończycy, nie napotykając oporu, rozpoczęli z transportowców „Dairen Maru”, „Otaru Maru” i „Yeijo Maru” operację desantową, która potrwała do pół do trzeciej w nocy. Dowódcy „Wariaga” komandorowi Wsiewołodowi Rudniewowi, mającemu ręce związane dyrektywą cara, który zakazał przeciwdziałania japońskim desantom w Korei, jeśli nie naruszą linii 38 równoleżnika, pozostało bezradnie przyglądać się operacji. Nawet gdyby chciał ją zignorować niewiele mógł zrobić, bowiem przewaga Japończyków była przygniatająca. Z kolei Uryu działał planowo i nad wyraz bezczelnie: najpierw za pośrednictwem komandora Bayly`a, dowódcy brytyjskiego krążownika „Talbot”, przesłał Rosjaninowi oświadczenie, że do zakończenia desantu nie zaatakuje „Wariaga” i „Koriejca”, a gdy operacja dobiegła końca wystosował do rosyjskiego konsula w mieście ultimatum, w którym poinformował o wybuchu wojny i zażądał kapitulacji lub opuszczenia portu przez stacjonujące w nim okręty rosyjskie.
Między godziną 8 a 9 warunki ultimatum Uryu dotarły do Rudniewa i dowódców jednostek neutralnych. W tak beznadziejnej sytuacji rosyjskiemu komandorowi pozostało zatopić swoje okręty na redzie wewnętrznej portu, podjąć nierówną walkę, albo próbować przebić się na otwarte morze. Komandor na naradzie z oficerami odrzucił dwie pierwsze opcje – niehonorowym byłoby bez walki zatapiać okręty, a bój na redzie wewnętrznej narażał na straty jednostki neutralne i ludność miasta – i podjął decyzję o wyjściu w morze. Takie rozwiązanie miało małe szanse powodzenia: sęk w tym, że „Wariag”, z powodu awarii maszyn, nie mógł rozwinąć pełnej prędkości ponad 20 węzłów. Inna sprawa, że nawet w wypadku pełnej sprawności okrętu ciasnota i liczne mielizny, którymi odznaczał się kanał prowadzący na redę, wykluczały tego rodzaju szarże. W tej sytuacji pozostał Rudniewowi straceńczy bój i nadzieja na łut szczęścia.
Około godziny 12 „Wariag” i „Koriejec” opuściły kotwicowiska i z prędkością 11 węzłów ruszyły w kierunku redy zewnętrznej. Japończycy już czekali. Kilka minut później rozpoczął się bój. Do „Wariaga” z odległości około 7,5 kilometra ogień otworzył krążownik pancerny „Asama” kontradmirała Uryu, zaś „Koriejcem” zajął się „Chiyoda”. Jednak o ile załodze „Asamy” dość szybko udało się wstrzelić się w rosyjski krążownik, o tyle artylerzyści z „Chiyody” i z pozostałych okrętów, z racji większej odległości do celu (od 8 do 10 km), mieli z tym trudności. A rosyjskie okręty nie mogąc manewrować w wąskim kanale były jak na tacy. „Wariag” zanim dotarł na redę zewnętrzną, w pobliże wyspy Yodolmi, otrzymał kilka ciężkich trafień i był poważnie uszkodzony. Straty w załodze były dotkliwe: stanowisk artylerzystów rosyjskich, odwrotnie od przeciwnika, nie chroniły stalowe osłony.
Mimo to Rosjanie odgryzali się jak mogli, ale na niewiele się to zdało: prawda, załoga choć biła się mężnie, ale – jak zwykle u Rosjan na początku każdej wojny – była niedoświadczona, na domiar złego na okręcie były tylko dwa sprawne dalmierze, co w sumie uniemożliwiło dobranie się Japończykom do skóry (według japońskich raportów, sporządzonych po bitwie, ani jeden z aż 476 pocisków wystrzelonych z pokładu „Wariaga” i „Koriejca” nie sięgnął okrętów wiceadmirała Uryu!). Aby odpłacić pięknym za nadobne Rudniew zdecydował się nawet na zbliżenie do „Asamy” na odległość 5,5 km. Ale i to nic nie dało: po niespełna godzinie „Wariag” był już mocno zdemolowany (na 419 pocisków wystrzelonych przez Japończyków 11 trafiło w rosyjski krążownik): nie funkcjonowała połowa artylerii, okręt miał znaczny przechył na lewą burtę, na rufie wybuchł silny pożar, a przez przestrzeliny poniżej linii wody do wnętrza kadłuba wdzierała się woda. W tej sytuacji Rudniew dał za wygraną i nakazał powrót do portu. W sumie z 570 osobowej załogi „Wariaga” poległo 32 marynarzy, a 91 było rannych. Interesujące, ale w czasie tej kanonady żadnych strat nie doznał „Koriejec”.
Po powrocie do Czemulpo Rudniew podjął decyzję o zatopieniu swoich okrętów. Na krążowniku nadzór nad wykonaniem tego zadania powierzył miczmanowi Mikołajowi Czerniłowskiemu-Sokołowi – jednemu z wielu oficerów polskiego pochodzenia, którzy służyli w rosyjskiej flocie. Do godziny 16 załogi „Wariaga” i „Koriejca” zostały przeniesione na krążowniki „Talbot”, „Elba” i „Pascal”, zaś o 16.27 wysadzono w powietrze kanonierkę, a trzy minuty później otwarto kingstony na wciąż płonącym „Wariagu”, który osiadł na dnie po godzinie 18. Decyzja Rudniewa o nie wysadzaniu w powietrze krążownika była gestem w stronę dowódców neutralnych okrętów, którzy obawiali się, że detonacja dużego okrętu rosyjskiego może uszkodzić ich jednostki. Dodajmy, że w sierpniu 1905 roku Japończycy podnieśli „Wariaga” z dna i po wyremontowaniu wcielili do służby jako „Sôya”. W 1916 roku okręt został odkupiony przez Rosjan i powrócił do starej nazwy. W czasie wojny domowej przejęli go Brytyjczycy i wykorzystywali jako jednostkę pomocniczą. Po uszkodzeniu na skałach został w 1920 roku pocięty na złom.
W nocy z 8 na 9 lutego japońskie torpedowce zaatakowały rosyjskie okręty stojące na redzie Port Artur. Plan zniszczenia głównych sił rosyjskiej Floty Oceanu Spokojnego powiódł się połowicznie japońskie torpedy poważnie uszkodziły pancerniki „Retwizan” i „Cesariewicz” oraz krążownik „Pałłada”. Uszkodzenia „Retwizana” były na tyle poważne, że zdecydowano go osadzić na dnie.
Nie zmienia to faktu, że w czasie pierwszych godzin wojny Rosjanie ponieśli dotkliwe straty, a Japończycy przejęli inicjatywę. Aby zatrzeć fatalne wrażenia władze carskie dołożyły starań, aby te niepowodzenia przedstawić opinii publicznej jako moralne zwycięstwo. Temu też miało służyć huczne przyjęcie w kraju marynarzy i dowódców „Wariaga” i „Koriejca”. Tłumy wiwatowały w czasie ich przejazdu 15 kwietnia pociągiem specjalnym z Moskwy do Petersburga. Następnego dnia załogi odbyły triumfalny marsz z Dworca Moskiewskiego do Pałacu Zimowego, gdzie uroczystym obiadem podjął ich sam imperator Mikołaj. Prócz tego wszyscy marynarze i podoficerowie zostali odznaczeni Krzyżami Św. Jerzego, zaś oficerowie – Orderami Św. Jerzego IV klasy. Co więcej w lipcu uznano, że heroizm spod Czemulpo należy uczynić wzorem do naśladowania, i w związku z tym ustanowiono nowe odznaczenie: medal „Ku czci „Wariaga” i „Koriejca”. Rzecz jasna pierwszymi jego kawalerami zostali marynarze tych jednostek. Natomiast Rudniew prócz odznaczenia został mianowany kontradmirałem i fligeladiutantem cara. W czasie rewolucji 1905 roku, w niezbyt jasnych okolicznościach, złożył wniosek o zwolnienie ze służby, jednak dowództwo komendę nad budowanym właśnie pancernikiem „Andriej Pierwozwannyj”.
Tak czy owak niepowodzenia w Czemulpo i Port Artur potraktowano jako chwilową przewagę wroga. Wojna wszak jeszcze na dobre się nie zaczęła i z niecierpliwością oczekiwano na pomyślne wieści z Dalekiego Wschodu. Wtedy jednak chyba nikt nie spodziewał się, że konflikt z Japonią to będą same klęski.
O losach tej wojny w następnym odcinku.
Opr. TB
fot. Wikipedia
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!