W jednym z ostatnich wydań gazety „Der Spiegel” ukazał się interesujący artykuł Benjamina Biddera „Bilans reform po Majdanie. Ukraiński zaklęty krąg”, w którym autor jednoznacznie formułuje odpowiedź na pytanie, dlaczego reformy na Ukrainie poniosły fiasko.
Konkluzja autora jest oczywista. Według niego, wszystkiemu winni są ukraińscy oligarchowie, i ich zgubny wpływ na gospodarkę i politykę.
Upadek ZSRR nie zmienił nic w sytuacji majątkowej społeczeństwa ukraińskiego – jak było biedne, tak nim pozostaje. Od 30 lat wzrost gospodarki ukraińskiej jest prawie niezauważalny. Wydawało się, że sytuacja ulegnie zmianie po rewolucji godności na przełomie 2013 i 2014 roku. Wciąż jednak kluczowe obszary gospodarki pozostały w rękach oligarchów. Niemiecki dziennikarz zwraca uwagę, że PKB na mieszkańca Ukrainy wzrósł od 1990 roku nieznacznie. Wtedy było to 6,8 tys. dolarów, a dzisiaj, według szacunków Banku Światowego, dochód na głowę statystycznego Ukraińca wynosi zaledwie 8,7 tys. dolarów. Ukraina pozostaje drugim po Mołdawii najbiedniejszym krajem w Europie. I nawet pięć lat po rewolucji godności zmieniło się niewiele. Poziom wzrostu gospodarczego wynosi 3,3%. Jednak to za mało, aby zrekompensować recesję z 2015 roku, spowodowaną rosyjską inwazją [utrata Krymu przez Ukrainę i wojna w Donbasie spowodowały spadek PKB o prawie 10% – red.].
Bidder uważa, że zła sytuacja gospodarcza i bieda Ukraińców mają decydujący wpływ na niskie notowania Petro Poroszenki, który ma niewielkie szanse na ponowny wybór na urząd prezydencki. Symptomatyczne, że w czasie swojej kampanii wyborczej nieustannie przypominał, że spowolnienie reform w kraju to wynik wojny w Donbasie. „Musimy przeprowadzać reformy tylko jedną ręką, ponieważ drugą powstrzymujemy agresywnego sąsiada” – powiedział na jednym z wieców przedwyborczych.
Jednak coraz mniej Ukraińców wierzy w tę wymówkę. Pokazała to pierwsza tura wyborów [przypomnijmy, że wybory w 2014 roku Poroszenko wygrał już w pierwszej turze, uzyskując 55% poparcie – red.]. „Czyżby nic się nie zmieniło po rewolucji [godności – red.]? Czy rację mają sceptycy, którzy jeszcze w 2014 roku mówili, że rewolucja zmieni jedną skorumpowaną klikę na inną? Czy zniknęło wsparcie ze strony USA i Unii Europejskiej?” – pyta Niemiec. O dowody, potwierdzające zapowiedzi owych sceptyków, nietrudno. Projekty prywatyzacyjne ukraińskiego rządu nie powiodły się. Ba, sam Poroszenko trafił na pierwsze strony gazet w związku z ujawnieniem skandalu korupcyjnego, w który zamieszani są urzędnicy z jego otoczenia.
Z drugiej strony, pogarszająca się sytuacja gospodarcza Ukrainy, spowodowana wojną, została szybko powstrzymana dzięki wysiłkom rządu i Narodowego Banku Ukrainy. System bankowy został zrestrukturyzowany i wyjęty spod wpływu oligarchów. Przed Majdanem dziura w budżecie Ukrainy była ogromna. Ale rok później problem został rozwiązany i udało się uniknąć groźby bankructwa. Hrywna ponownie jest stabilna, ale nie jest już powiązana z kursem dolara. I mimo tych problemów Ministerstwo Gospodarki Ukrainy uruchomiło elektroniczną platformę zakupową ProZorro, która pozwoliła na wyeliminowanie korupcji w tym obszarze.
W 2014 roku, pod naciskiem Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, rząd ukraiński podjął ambitną, ale spóźnioną o 15 lat, reformę systemu energetycznego kraju. Jej celem jest radykalna redukcja zużycia gazu, bo dotychczasowe było tak wielkie, że Ukrainie stale groziło bankructwo.
W takich wypadkach część z ukraińskich polityków szła na ustępstwa względem Moskwy, w zamian za zniżkę przy jego zakupie. Obrazując to liczbami, w 2013 roku Ukraina zużyła ponad 50 mld metrów sześciennych gazu, przy całkowitym PKB 183 mld dolarów. W tym czasie Niemcy zużyły 70 mld metrów sześciennych gazu, ale ich gospodarka była jednocześnie 20 razy większa – 3,75 bln dolarów. Wysokie zużycie gazu doprowadziło gospodarkę Ukrainy do „krwotoku”, a bogaciły się tylko określone kręgi. Aby uniknąć niepokojów społecznych, każdy rząd w Kijowie sztucznie utrzymywał niskie ceny gazu dla ludności. Państwowa firma Naftohaz kupowała paliwo za granicą po wysokich cenach, by na rynku krajowym dystrybuować je po obniżonej cenie. W ten sposób w 2013 r. konsumenci opłacali tylko 16% rzeczywistych kosztów gazu. Różnicę wzięło na siebie państwo. Inaczej mówiąc aż 6% PKB było przeznaczane tylko na zakup gazu, a zadłużenie Ukrainy wzrastało w zastraszającym tempie.
Taka polityka przynosiła opłakane skutki, ale w krótkiej perspektywie mogła cieszyć się poparciem społeczeństwa ukraińskiego, które za czasów ZSRR nie zostało nauczone oszczędzania energii. W warunkach gospodarki realnego socjalizmu nikt nie używał termostatów i liczników ciepła. Temperaturę w mieszkaniach regulowano poprzez otwarcie lufcika. Z drugiej strony, firmy musiały płacić za energię po cenach rynkowych. Dostarczały ją koncerny, znajdujące się w rękach oligarchów, którzy, w swoim dobrze pojętym interesie, zawyżali dane dotyczące zapotrzebowania ludności w energię. Różnicę kierowali do swoich energochłonnych zakładów chemicznych i metalurgicznych, albo sprzedawali w ten sposób ukradziony gaz konsumentom komercyjnym po cenach rynkowych. Przez wiele lat państwo straciło na tym procederze miliardy dolarów, których w budżecie właściwie nie było. W tym czasie, oligarchowie, za „zarobione” w ten sposób pieniądze, kupowali kanały telewizyjne i uzyskiwali wpływ na partie polityczne, które miały pilnować, aby nic się nie zmieniło.
„To był zaklęty krąg” – jak wyraził się Anders Aslund szwedzki ekonomista i ekspert ds. Ukrainy. Z kolei niemiecki doradca Robert Kircher zauważył, że po rewolucji w 2014 roku w Kijowie coś zaczęło się zmieniać. Zagraniczni eksperci, a także Bank Światowy i MFW, doradzali ukraińskiemu rządowi wyeliminowanie tzw. bodźców energetycznych, i zwiększenie konkurencji na rynku energii, aby złamać monopol oligarchów. Rewolucja godności przyczyniła się do przyjęcia przez polityków ukraińskich kursu zmian w tej kwestii.
Podniesiono taryfy na energię elektryczną, co spowodowało spadek zużycia gazu z 50 mld metrów sześciennych do 33 mld. Zreformowano zarząd i strukturę Naftohazu. W ten sposób firma, zamiast zwiększać dług publiczny, zaczęła generować przychody do skarbu państwa. Co więcej, wbrew swojej monopolistycznej pozycji, Naftohaz otworzył rynek dostaw gazu dla dostawców z zagranicy m.in. dla francuskich Engie i RWE. Ale to był jedynie pierwszy etap reformy energetycznej, bo Kijów zatrzymał się w pół drogi i zawiesił dalsze reformy. Chodzi o wzmocnienie konkurencji na rynku gazu, które można osiągnąć tylko poprzez całkowitą jego liberalizację. Brak monopolu w tej kwestii przyniesie korzyści konsumentom, którzy będą mogli wybierać najkorzystniejszego dostawcę. W takiej sytuacji państwo nie będzie musiało już ustalać cen, bo będą one efektem konkurencji na wolnym rynku.
Bidder ma świadomość, że ów liberalizm energetyczny ma na Ukrainie swoje ograniczenia. Zauważa, że reformatorzy w rządzie ukraińskim skupili się tylko na państwowej firmie Naftohaz, gdy duża część rynku gazu wciąż znajduje się w rękach lokalnych firm-monopolistów, które tylko na papierze są państwowymi. Przykładem, DF Group – kompania kierowana przez oligarchę Dymitra Firtasza, który do niedawna dysponował wpływami politycznymi. Aby zapewnić nieprzerwane dostawy gazu dla obywateli, Naftogaz nie może wstrzymać jego dostaw do poszczególnych dostawców lokalnych, nawet jeśli ci nie płacą za niego. A takie sytuacje są nagminne. Według raportu Naftohazu za 2017 roku dług dostawców lokalnych wyniósł ponad 4 mld dolarów [PKB Ukrainy wynosiło podówczas 131 mld dolarów – red.].
Anders Aslund uważa, że następny prezydent Ukrainy może zmienić sytuację na Ukrainie. W tym celu, jego zdaniem, wystarczy po prostu „umożliwić konkurentom dostęp do ukraińskiego rynku gazu”. To rozwiązanie zyska społeczną aprobatę, ponieważ spowoduje obniżenie cen gazu dla konsumentów. Innego zdania jest Georg Zahmann, ekspert German Advisory Group: uważa on, że na takiej zmianie może skorzystać jedyny prywatny operator gazu na Ukrainie – DTEK Group, firma należąca do oligarchy Rinata Achmetowa. Dzięki swojej infrastrukturze i wpływom to firma Achmetowa może stać się nowym monopolistą na ukraińskim rynku gazu, i ustalać wyższe taryfy gazowe.
Swoją analizę Bidder podsumowuje gorzko: „Struktura oligarchiczna mocno przyssała się do ciała Ukrainy. Dlatego tak trudno przeprowadzić zmiany w kraju. Kiedy na jednym poziomie udaje się przełamać dominację oligarchiczną, reformatorzy szybko stają wobec oporu na innym. Nawet pięć lat po rewolucji stara klika ma przemożny wpływ na politykę państwa. Pokazała to pierwsza tura wyborów prezydenckich na Ukrainie, kiedy trzech najsilniejszych kandydatów jest, tak czy inaczej, związanych z oligarchami. Ów zaklęty krąg od lat hamuje rozwój Ukrainy. Dlatego nie ma znaczenia, kto w ostatnich latach pełnił funkcje publiczne, bo nawet nowi liderzy zawsze byli związani ze starą kliką”.
Na osłodę przytacza optymistyczną opinię niemieckiego doradcy gospodarczego Roberta Kirchnera, który uważa, że reformy na Ukrainie nie są „sprintem, ale maratonem”.
Opr. TB, http://www.spiegel.de
fot. Sergento/commons.wikimedia.org
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!