
Ilustracja: AI
Przejazd podrasowanego złomu Placem Czerwonym 9 maja miał zamaskować dotkliwy brak sprzętu pancernego na froncie.
Brak parady lotniczej w Moskwie z powodu sparaliżowania rosyjskich lotnisk przez ukraińskie drony to najbardziej spektakularny przejaw coraz większej słabości militarnej Rosji. Warto jednak przyjrzeć się temu, co jechało tam po ziemi. A jechało tego wyjątkowo mało i wyjątkowo kiepskiej jakości.
Dla porządku: po osławionym propagandowo czołgu T-14 Armata, który na poprzednich defiladach występował przynajmniej pod postacią dymiącej makiety na gąsienicach, nie ma już ani widu, ani słychu. Prawdopodobnie z powodu licznych usterek i braku komponentów w ogóle nie wszedł do produkcji masowej. Możemy więc o nim zapomnieć.
Defilował natomiast standardowy rosyjski zestaw pancerny: czołgi T-72, T-80 i T-90M Proryw. Z jakichś powodów Putin i Miedwiediew lubią nazywać je “nowoczesnymi”, a T-90 wręcz “najlepszym czołgiem świata”. Tylko jaka to nowoczesność, skoro to produkcja z zamierzchłych czasów sowieckich?
Nawet wspomniany T-90 to tylko głęboka modernizacja dawnego sowieckiego T-72B, która zresztą zamiast poprawić zdolności bojowe tej maszyny, tylko je pogorszyła. W szczególności czołg ten ma więcej słabych punktów niż T-72, przez co jest bardziej podatny na zniszczenie – ocenia w Glavred ekspert Aleksander Kowalenko.
Również liczba nowych T-90 produkowanych obecnie przez rosyjskie zakłady Urałwagonzawod jest mizerna: 6-7 sztuk miesięcznie. Reszta to tylko remont uszkodzonych maszyn ściągniętych z pola boju.
Z kolei nowe T-80 w ogóle nie są już produkowane. Zakłady Omstransmasz tylko remontują uszkodzone lub modernizują stare do wersji T-80BWM. Natomiast T-72 to już wyłącznie stary sowiecki zapas z magazynów, którego jest coraz mniej. Wiele składów jest już faktycznie pustych. O starociach typu T-54 i T-62 w ogóle nie warto już wspominać.
Eksperci zastanawiają się też, dlaczego tych czołgów, które jechały po Placu Czerwonym, na froncie wyraźnie jest coraz mniej? Maszyny T-90 zniknęły niemal całkiem, po tym jak od początku wojny Rosjanie stracili ich około 100 (potwierdzone wizualnie przez Oryx), a część została porzucona przez załogi po pierwszym trafieniu dronem i wpadła w ręce ukraińskie.
Odpowiedź jest banalna: po prostu Rosji kończą się nawet te najbardziej podstawowe czołgi. Zgodnie z zasadami ukompletowania armii rosyjskiej, w każdym batalionie powinna być kompania czołgów, czyli 11 maszyn. Tymczasem obecnie są średnio 3-4.
To samo dotyczy bojowych wozów piechoty, czyli BMP (BWP). Batalion powinien ich mieć 33, a obecnie ma średnio 11-12. Tak więc deficyt w czołgach i BMP wynosi jakieś 60-70 proc. i widać to na polu walki doskonale: przecież jak można atakować piechotą w BWP-ie, czy w BTR, to nie pędzi się jej na pewną śmierć w cywilnym Żyguli, Niwie, na motocyklu lub hulajnodze.
Tak więc ze strony “drugiej armii świata” mogą jeszcze grozić Ukrainie różne rzeczy, ale jedna już jej z pewnością nie grozi: rosyjskie rajdy pancerne nie są już możliwe.
Zobacz także: Białoruś zdobyła niesamowity towar na eksport! Oferuje Europie w każdej ilości.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!