Koncentracja wojsk rosyjskich przy granicach Ukrainy budzi niepokój na świecie. Rosyjskie władze zaprzeczają, że przygotowują inwazję Ukrainy, do której według zachodnich służb wywiadowczych ma dojść na przełomie stycznia i lutego przyszłego roku. Z doniesień mediów wynika, że Władimir Putin nie podjął jeszcze decyzji o ataku. Niewykluczone też, że może to być część szerszej rozgrywki, której celem jest zmuszenie USA i krajów zachodnich do rozpoczęcia dialogu z Rosją o nowym porządku we wschodniej Europie. A co o tym sądzą ukraińscy żołnierze, którzy od siedmiu lat stawiają czoło „separatystom” i wspierającym ich Rosjanom w niewypowiedzianej wojnie w Donbasie. Ich opinie zebrał portal „Radia Swoboda”.
„Osobiście nie wierzę w niebezpieczeństwo wielkiej inwazji. Myślę, że to tylko gra. Taka sama sytuacja miała miejsce w kwietniu i maju br. Krążyły te wszystkie plotki o możliwym ataku. Rozsiewano je, aby Rosja mogła dokończyć budowę swojego gazociągu Nord Stream 2. Tym razem jest zupełnie możliwe, że Putin ponownie próbuje wywierać presję. Na ile słyszałem, Kreml stara się zagwarantować sobie, że NATO nie będzie rozszerzało się na Ukrainę i inne kraje Partnerstwa Wschodniego, takie jak Gruzja i Mołdawia” – uważa 28-letni Timur.
Relacjonuje, że walki w Donbasie toczą się z różnym natężeniem: „W zeszłym tygodniu był to najcięższy ostrzał, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem na tej pozycji. Siły prorosyjskie używały armat bezodrzutowych SAU-9. Potem przez kilka dni była prawie całkowita cisza. Szczerze mówiąc, trochę się boję, kiedy jest tu cicho, bo zaczynam myśleć: „Może mają plan”. A przy małym ostrzale czuję się trochę bardziej komfortowo”.
Z kolei 22-letni Władysław uważa, że armia rosyjska nie jest przygotowana do wojny, a o podgrzewanie atmosfery posądza władze ukraińskie.
„Nie mają gotowych szpitali polowych i cystern, niewielu żołnierzy i pojazdów. Do ataku będą potrzebować od 300 000 do 400 000 żołnierzy; teraz jest ich tylko 100 000. Myślę, że tylko sam Kijów potrzebuje tej ilości. Mamy wiele linii obrony” – twierdzi.
Uważa też, że w wypadku wojny ukraińscy żołnierze wykonają swój obowiązek.
„Jeśli teraz nie pójdziemy na front, zginiemy w naszych domach. Jest ukraińskie przysłowie: ten, kto nie chroni rodziny w czasie pokoju, zje w tarapatach swoje dzieci. To nawiązanie do Hołodomoru. Jeśli przychodzi Rosjanin i chce się napić wódki i pobawić, to dobrze. Ale jeśli przyjdzie do mojego domu z bronią, zabiję go. Tutaj wróg na co dzień używa karabinów snajperskich i karabinów maszynowych, a czasem RPG. W zeszłym tygodniu użyto tu moździerzy 82 mm. Ta sytuacja nie zmieni się w najbliższej przyszłości. Moim zdaniem Federacja Rosyjska nie jest gotowa na atak. To tylko sygnał, bo konflikt jest kontynuacją polityki. Wszystko będzie dobrze” – podsumowuje.
Podobnie krytyczne zdanie o całej sytuacji i zachowaniu swoich władz ma Irina: „Myślę, że gdyby inwazja nastąpiła teraz, wielu ludzi zginęłoby. Więcej niż 2014. Będzie dużo krwi. To byłoby przerażające. Ale oczywiście większość żołnierzy nie wierzy, że inwazja będzie miała miejsce. Na linii frontu tak jak poprzednio. Innym powodem, dla którego te plotki się nie rozprzestrzeniają, jest to, że w naszym kraju jest wiele kłamstw. Wszyscy w urzędach publicznych kłamią. Nasz prezydent obiecał zakończyć wojnę tydzień po dojściu do władzy. Teraz, dwa lata później, wszyscy jesteśmy tutaj. Nie sądzę, aby sankcje finansowe wobec Rosji cokolwiek zmieniły. To jak te porozumienia z Mińska. W rzeczywistości są nieskuteczne. Ludzie piszą coś na papierze, ale tak naprawdę tutaj, na linii frontu, sytuacja się nie zmienia. Broń dużego kalibru jest nadal używana. Możliwe, że do inwazji dojdzie, ale potrwa to tylko jakiś czas”.
Prozę życia frontowego i niezachwiane morale swoich towarzyszy broni podkreśla też 27-letni Piotr: „Wiem tylko, że ludzie zostaną i będą bronić swojej ziemi. Weterani, którzy byli na froncie w 2014 roku, kiedy wybuchła wojna, wrócili do domów, ale gdy nadejdzie inwazja, wrócą tutaj, by walczyć. Nie mogę powiedzieć, że ostatnio była jakaś dziwna aktywność. Czasem słychać stąd włączanie silników czołgów przeciwnika. Silniki czołgowe mają bardzo specyficzny dźwięk, zwykle w chłodne dni. Wiele razy byłem bliski śmierci. Kiedyś siedziałem w wozie pancernym i zauważyłem wrogi czołg. Potem patrzyłem, jak działo czołgowe podąża za naszym samochodem. Po prostu trzymałem zapalniczkę w zębach, zapaliłem i pomodliłem się do Boga. Oni jednak nie strzelali. Nie sądzę, aby sankcje cokolwiek zmieniły. Rosja to bogaty kraj. Prezydent Ukrainy i deputowani muszą podjąć poważne decyzje. Pewnego dnia będę chciał popływać na wolnym Krymie”.
Opr. TB, https://www.svaboda.org/
fot. https://www.facebook.com/pressjfo.news/
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!