Zamknięcie granicy polsko-białoruskiej przez Warszawę to bezprecedensowy krok, który budzi pytania: czy to tylko chwilowa decyzja, związana z aktualną sytuacją bezpieczeństwa, czy może początek trwałego rozdzielenia dwóch sąsiednich państw? Zdaniem historyka i komentatora politycznego Aleksandra Fridmana, sytuacja jest bardziej złożona, a klucz do jej rozwiązania znajduje się w Mińsku.
Według Fridmana, Polska miała wiele okazji w ostatnich latach, by zamknąć granicę z Białorusią — zwłaszcza w kontekście kryzysu migracyjnego, represji wobec opozycji, szczególnie Polaków z Białorusi, czy coraz ściślejszej współpracy Mińska z Moskwą. A jednak zdecydowała się na to dopiero teraz.
Fridman sugeruje w rozmowie z Euroradiem, że decyzja mogła być odpowiedzią na zatrzymanie na Białorusi rzekomego „mnicha-szpiega” Grzegorza Gawła. Ale nie wykluczone, że była to wcześniej zaplanowana akcja, na którą Warszawa po prostu czekała z realizacją? To pytanie pozostaje otwarte.
Polskie władze, ogłaszając zamknięcie granicy 9 września, zaznaczyły, że jest to środek tymczasowy, związany z ćwiczeniami wojskowymi. Później szef MSWiA RP doprecyzował, że granica zostanie otwarta, gdy Polska będzie miała pewność, że jest bezpiecznie. Jednak – jak zauważa ekspert, historia zna wiele przykładów, gdy „tymczasowe” decyzje stawały się długoterminową polityką. A obecna sytuacja zaczęła się rozwijać dynamicznie: naruszeniach przestrzeni powietrznej Polski przez drony, które — według części źródeł — nadleciały z terytorium Białorusi.
Z drugiej strony, szef białoruskiego sztabu generalnego, Pawieł Murawiejka, ogłosił, że Mińsk miał ostrzec Polskę o możliwych nalotach i rzekomo pomagał je neutralizować. Strona polska nie potwierdziła jednak tych doniesień — pozostają więc one jedynie jednostronną deklaracją.
Czy granica znów się otworzy?
— Ciężko mi sobie wyobrazić, że po zakończeniu ćwiczeń polski rząd udaje, że nic się nie stało i po prostu otwiera granicę. Zwłaszcza w obecnym kontekście eskalacji” — mówi Fridman.
Jego zdaniem, dalsze losy granicy będą zależeć od postawy reżimu Łukaszenki. Jeżeli Mińsk nie pójdzie na żadne ustępstwa, trudno liczyć na powrót do status quo. Możliwe, że Warszawa postawi warunki — np. zwrot zatrzymanego księdza, uwolnienie wybranych więźniów politycznych (w tym Andrzeja Poczobuta) albo zakończenie operacji hybrydowych na granicy.
Jednym słowem zamknięcie granicy z Białorusią przestaje być jedynie środkiem bezpieczeństwa. Staje się politycznym narzędziem presji — podobnie jak sankcje, retorsje dyplomatyczne czy ograniczenia wizowe.
Pytanie więc nie brzmi już: „kiedy granica zostanie otwarta?”, lecz „co musi się wydarzyć, by Polska zdecydowała się ją otworzyć?”. A odpowiedź na to pytanie — jak zauważa Fridman — znajduje się nie w Warszawie, a w Mińsku.
ba za euroradio.fm
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!