Alarmujące oświadczenia białoruskiej opozycji na temat agresywności sąsiedniego imperium, marzącego tylko by wchłonąć Białoruś, przez wielu odbierane są jak rytualne zaklęcia, a nie sensacja – pisze na portalu naviny.by politolog Aleksandr Kłaskowskij.
Ale tym razem, płodny dla politycznych spekulacji temat inwazji ze wschodu zaktualizował raport „Nowa geostrategia Rosji: implikacje i wyzwania dla międzynarodowego systemu bezpieczeństwa”, przygotowany przez Jurija Carika i Arsenija Siwickiego z mińskiego Centrum Studiów Strategicznych i Polityki Zagranicznej. Struktura ta, w środowisku niezależnych ekspertów posiada reputację „zbliżonej do władz”.
Nie wspierać Łukaszenki – Putin wjedzie na czołgach?
Clou raportu sprowadza się do tezy o dużym prawdopodobieństwie „niestabilności wojskowo-politycznej w Republice Białoruś w ciągu najbliższych trzech – sześciu miesięcy”.
Impas na Ukrainie, pomimo faktu, że Białoruś zamierza twardo stać na pozycji neutralnej, pokojowej w tym konflikcie, chce normalizować relacje z UE i USA, a także szereg innych czynników popycha Moskwę, jak twierdzą autorzy raportu, do „powtórzenia ukraińskiego scenariusza” na Białorusi.
Impulsem do inwazji, według Carika i Siwickiego, może być odmowa białoruskiego lidera w sprawie dyslokacji rosyjskiej bazy lotniczej na terytorium kraju.
W wielu wywiadach, politolodzy ci tłumaczą, jaki scenariusza może zastosować Moskwa, biorąc pod uwagę zbliżające się wybory prezydenckie na Białorusi.
Ich zdaniem, nie wykluczone są zamieszki na kształt kijowskiego Majdanu, przy czym rzekomo inspirowane przez Zachód, a potem kiedy w ich wyniku nastąpi kryzys, Moskwa po prostu wprowadzi swoje wojska – by ratować bratnią republikę – pisze Klaskowskij.
Pikanteria takiego podejścia polega na tym, że białoruska opozycja, a w szczególności zwolennicy bojkotu i działań ulicznych, to według Carika i Siwickiego – wspólnicy Kremla.
Ale najważniejszy message w tym raporcie adresowany jest do Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Podtekst brzmi: lepiej już wspierać Łukaszenkę, w przeciwnym razie będzie tu Putin.
Dla Moskwy jest to zbyt kosztowny i ryzykowny scenariusz
„Więcej w nim paniki niż uzasadnionej prognozy” – tak ocenia scenariusz politologó, autorów raportu analityk Białoruskiego Instytutu Studiów Strategicznych Denis Mieliancew.
W komentarzu dla portalu naviny.by ekspert zauważył, że „w dłuższej perspektywie interesy Rosji na Białorusi są zabezpieczone”, a Moskwa ma wystarczająco dużo możliwości, aby delikatnie zmusić Mińsk do lojalności.
Mając to na uwadze, twierdzi Mieliancew, scenariusz destabilizacji jest zbyt kosztowny, po prostu zbyteczny. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ukraińskie problemy Kremla. Nawet jeśli zechce zepsuć proces normalizacji stosunków Mińska z Zachodem, to wystarczy zainspirować tam niezbyt liczną akcję uliczną, z wybiciem szyb i tym samym wywołać ostrą reakcję władz.
Według rozmówcy Kłaskowskiego, strona białoruska może na długo zawiesić kwestię rosyjskiej bazy lotniczej, tak, jak to było z umową w sprawie wspólnego systemu obrony powietrznej obu państw (ciągnęło się to przez ponad dziesięć lat). Aleksander Łukaszenka długo prowadził targ o „Biełtransgaz”, a kwestia uznania Abchazji i Osetii Południowej w ogóle została „spuszczona” na plan dalszy.
Przy czym, jak podkreśla politolog, Białoruś regularnie uczestniczy we wszystkich projektach integracyjnych Kremla. Dopiero gdyby nagle prezydent oświadczył, że jego celem jest członkostwo w UE i NATO, na Kremlu pojawiłyby się poważne motywy, by zastosować sprawdzony na Ukrainie scenariusz, mówi Mieliancew.
Analityk spraw zagranicznych Andriej Fiodorow, komentując dla naviny.by hipotetyczny scenariusz destabilizacji przez Moskwę sytuacji na Białorusi, powiedział: „Nie wykluczałbym do końca tego niebezpieczeństwa, ale uważam, że to mało prawdopodobne, aby był to scenariusz przewidziany na najbliższy czas”.
Według eksperta, Rosja, będąc w szponach sankcji zachodnich za Ukrainę, „teraz próbuje to odkręcić”, w szczególności „chce sprzedać Syrię za Krym”. Innymi słowy, to nie jest ten czas dla Moskwy, by „ważyć nową kaszę według recepty ukraińskiej na Białorusi”.
Jednak w sytuacji, jeśli atmosfera w rosyjskim społeczeństwie zaostrzy się z powodu długiej konfrontacji z Zachodem, idea „małej zwycięskiej wojny” na białoruskim kierunku (lub raczej cichego anschlussu) może zostać przez Moskwę wykorzystana, przyznaje Fiodorow.
Okupacja jest mało prawdopodobna, degradacja ma już miejsce.
Zastosowanie ukraińskiego scenariusza na Białorusi może być dla rosyjskich strategów problematyczne, i to z kilku powodów.
Po pierwsze, powyżej uszu mają już Ukrainy. Władimir Putin, choć lubi być postrzegany jako „nieugięty”, tak samo jak Aleksander Łukaszenko, ale konkurowanie z potęgami świata zachodniego, obłożony sankcjami – nierealne, raczej będzie się delikatnie wycofywać.
Po drugie, demonizowanie Białorusinów w rosyjskiej świadomości masowej, w taki sam sposób, jak to miało miejsce w przypadku Ukraińców, będzie prawdopodobnie o wiele bardziej trudniejsze.
Po trzecie, ośmielę się stwierdzić, że Łukaszenko, przy całej jego porywczości, tak na dobra sprawę zadowala Kreml. Przy wszystkich jego kaprysach, jest dla moskiewskiej wierchuszki – „swój” – mentalnie, psychicznie.
Jakakolwiek marionetka, którą Kreml chciałby umieścić w Mińsku, w pewnym momencie może wymknąć się spod kontroli. A jeszcze jak ją tam wstawić?
Łukaszenka trzyma kraj mocno w garści, wszystko prześwietla mocnym rentgenem. Nie mieści się nawet w głowie, żeby służby wywiadowcze nie zauważyły „przygotowań setek bojowników do lokalnego majdanu”, o czym piszą rosyjskie media.
Tak, w dłuższej perspektywie po wyczerpaniu całego szeregu niesprzyjających okoliczności anschluss na Białorusi nie jest wykluczony. Ale o wiele bardziej realna jest perspektywa długotrwałej degradacji kraju w cieniu osłabienia postimperium. Degradacja jest już w toku.
Wracając do raportu Carika i Siwickiego, należy postawić następującą tezę: „Ważnym argumentem na rzecz organizacji zmiany reżimu na Białorusi, jest dla rosyjskiego przywództwa ten ogromny wpływ, jaki posiada Moskwa na służby specjalne, aparat państwowy, dyrektorów przedsiębiorstw publicznych, przestrzeń informacyjną i gospodarkę Białorusi”.
W związku z tym, białoruski przywódca, przy całej jego autorytarności, jest człowiekiem bardzo słabym. Jego długoletnia orientacja na Moskwę, pragnienie dogodzenia Kremlowi w zamian za kredyty, doprowadziły do dalszej (zapoczątkował ją carat i bolszewizm) rusyfikacji wszystkich dziedzin życia, hamowania tożsamości narodowej Białorusinów.
W rzeczywistości, sam Łukaszenka „dzikim zwrotem” (jak sam przyznaje) swojej polityki na Wschód, stworzył na Białorusi cieplarniane warunki do spokojnej ekspansji „ruskiego świata”.
I jakby nie mroziły teraz Łukaszenki groźby ze strony Kremla, spróbujcie rozerwać tę szczelnie splecioną tkankę.
Żeby zabezpieczyć realne gwarancje niezależności Białorusi, trzeba byłoby zmienić cały system. Czy jest ktoś, kto to potrafi?
Aleksander Kłaskowskij, Naviny.by.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!