Rosjanie pierwszy raz uderzyli w Charków bombami kierowanymi FAB-500, z dwukrotnie większym ładunkiem niż dotychczasowe KAB/FAB-250.
Pierwsze dwie takie bomby spadły w czwartek na dzielnice mieszkalne. Jedna poraniła 5 osób, druga trafiła w dom jednorodzinny, w którym w tym czasie spał 10-letni chłopiec. Wbiła się w ścianę i… nie zdetonowała! Chłopcu nic się nie stało. Saperzy rozbroili i zabrali ładunek.
Rosjanie odpalili FAB-500 z bombowca Su-34 znad Obwodu Biełgorodzkiego, z odległości 65 km. Po wybuchu takiego ładunku powstaje lej o średnicy 8-12 metrów i głębokości 3-4 metrów. Przebija on 1,5 metra zbrojonego betonu. Gdyby bomba w Charkowie eksplodowała, z tego domu nie zostałoby dosłownie nic. Można więc mówić, że chłopiec ocalał cudem.
Pierwszy raz bomb FAB-500 użyto w czasie II wojny światowej, wtedy jeszcze w wersji niekierowanej. Na wyposażeniu armii rosyjskiej są też stare posowieckie bomby znacznie większej mocy: FAB-1000, 1500, 3000, 5000 i 9000, ale prawdopodobnie z powodu ich masy Rosjanie mają problem z przerobieniem je na kierowane laserowo pociski szybujące.
Można tylko spytać: jaki sens ma budowanie „precyzyjnych” bomb, żeby potem zabić nimi 10-letniego chłopca, zamiast trafiać w ukraińskie składy i jednostki wojskowe?
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!