Przymierze polsko-ukraińskie, zawarte w kwietniu 1920 r., nie przetrwało długo. Podpisanie w październiku tegoż roku w Rydze polsko-sowieckich preliminariów pokojowych nie tylko kończyło wspólną walkę, ale oznaczało również zmianę dotychczasowej polityki na odcinku ukraińskim. Wprawdzie w kraju odzywały się jeszcze głosy postulujące postawienie w Rydze twardo kwestii niepodległości Ukrainy, ale w kręgach decyzyjnych nie brano pod uwagę takiej alternatywy.
Powszechnie dominowało natomiast pragnienie pokoju. W charakterystycznym dla siebie, nieco patetycznym stylu Naczelnik Państwa marszałek Polski Józef Piłsudski tłumaczył oficerom 3 Armii: Powinniśmy ponownie zająć Kijów i Mińsk, aby móc połączyć federacją czy też unią z Polską całą Ukrainę, Białoruś i Litwę. Niestety zrobić tego nie jestem w stanie. Polska tego nie chce, obce jej są idee jagiellońskie, a ponadto Polska jest bardzo wyczerpana długą wojną, wojsko nasze jest mocno przemęczone i biedne. Nie, nie możemy tego zadania podjąć. Dostrzeżono wreszcie siłę nowego reżimu w Rosji, niedocenianego wcześniej, oraz brak dlań realnej alternatywy.
Tymczasem w listopadzie 1920 r. walczące praktycznie samotnie z bolszewikami wojska ukraińskie zmuszone zostały przejść na stronę polską i zgodnie z zapisami preliminariów zostali internowani, jakkolwiek na dość honorowych warunkach. Polski wywiad szacował liczebność ukraińskiej emigracji wojskowej URL na około 140 tys., z tego w Polsce przebywało 30-40 tys. W Polsce znaleźli się również urzędnicy ukraińscy wraz z rodzinami. Rząd wraz z kancelarią Naczelnego Atamana Petlury ulokował się w Tarnowie, niższy personel wraz z rodzinami w Częstochowie-Stradomiu.
Początkowo Piłsudski i krąg skupionych wokół niego ludzi wciąż snuli plany zainstalowania się Petlury w Kijowie. Utwierdzała ich w tym przekonaniu liczna propetlurowska partyzantka na Ukrainie. Naczelnik Państwa aż do momentu wejścia w życie traktatu ryskiego przyjmował więc oficjalnie przedstawicieli władz URL, mimo licznych protestów dyplomatycznych ze strony Moskwy. M.in. spotkał się z samym Petlurą i głównodowodzącym wojsk URL gen. Mychajłem Omelianowiczem-Pawlenką. Żywo interesował się przygotowaniami do powstania. W styczniu 1921 r. powołano we Lwowie tajny Sztab Partyzancko-Powstańczy, któremu polski wywiad udzielał pomocy organizacyjnej i materialnej.
Minister spraw zagranicznych Eustachy Sapieha zapewniał Radę Ministrów, że rząd URL zasługuje ze wszech miar na pomoc jako lojalny wobec Polski i podkreślał, że należy się liczyć z pojawieniem się sprawy galicyjskiej w Radzie Ambasadorów i z tego powodu poparcie sfer petlurowskich dla stanowiska polskiego, przy ich półoficjalnym stanowisku, byłoby nader korzystne. Stwierdzał wreszcie: Z drugiej strony niepewna sytuacja wewnętrzna w Rosji Sowieckiej nakazuje liczyć się ze wszystkimi żywiołami, które będą mogły w przyszłości odegrać pewną rolę polityczną. Kierujący Wydziałem Wschodnim Ministerstwa Juliusz Łukasiewicz zwracał uwagę, że komunizm na Ukrainie jest daleko mniej ugruntowany, niż w samej Rosji, a w związku z tym zmiana władzy jest tu o wiele bardziej prawdopodobna. Podkreślał przy tym silniejszy niż w Rosji element chłopski i antagonizmy narodowościowe pomiędzy Ukraińcami i Rosjanami. W związku z tym uznawał petlurowców za poważny atut w wypadku wojny z Sowietami. Na końcu postulował obserwowanie ruchu ukraińskiego oraz zachowania możliwości wpływania na niego. Polskie placówki dyplomatyczne pozostawały więc nadal w kontakcie z dyplomatycznymi przedstawicielami URL. Z uwagi jednak na zobowiązania przyjęte w Rydze, polska dyplomacja musiała utrzymywać w ścisłej tajemnicy fakt wspierania URL. Oficjalne stanowisko prezentowane na zewnątrz brzmiało następująco: członkowie władz ukraińskich korzystają w Polsce z prawa azylu jako osoby prywatne.
W Warszawie z niepokojem śledzono narastające osłabienie pozycji Hołownego Atamana. Sapieha domagał się od władz URL konsolidacji emigracji ukraińskiej, stąd władze polskie odniosły się przychylnie do zwołanego w lutym 1921 r. przez Petlurę przedparlamentu, nazwanego Radą Republiki.
Podpisany w Rydze 18 marca polsko-sowiecki traktat pokojowy pogorszył formalnie położenie uchodźców ukraińskich. 30 kwietnia 1921 r., rząd polski przestał oficjalnie uznawać rząd URL. W trakcie debaty w Sejmie nad ratyfikacją traktatu pokojowego premier Witos złożył zapewnienie, że rząd polski nie da sobie odebrać prawa udzielenia schronienia tym, którzy go potrzebują. Nieprzypadkowo zapewne w maju tegoż roku Naczelnik Państwa Piłsudski odwiedził obóz internowanych wojskowych ukraińskich w Szczypiornie i zwrócił się do nich: Panowie ja was przepraszam, ja was bardzo przepraszam.
Ratyfikowanie traktatu zmusiło władze polskie do podjęcia kroków w kierunku formalnej likwidacji instytucji petlurowskich, zwłaszcza że naciskał na to również rząd brytyjski. Oficjalnym przedstawicielem społeczności ukraińskiej w II RP stał się Ukraiński Komitet Centralny. Do ostatecznego zlikwidowania obozów dla internowanych doszło jednak dopiero w 1924 r. Jednocześnie ograniczono możliwość poruszania się po kraju emigrantów ukraińskich, nie wolno im też było osiedlać się nie tylko w rejonach przygranicznych, ale także na całym obszarze Galicji Wschodniej. Z wojskowych petlurowskich formowano kompania robocze, werbowano też do walki po stronie powstańców śląskich. Dążenie do izolowania od społeczności ukraińskiej w Polsce wskazywało wyraźnie na brak zaufania polskich władz do szczerości deklaracji petlurowskich w sprawie przynależności Galicji Wschodniej do Polski. Pokutowało przekonanie, że władze ukraińskie w kwestii tej stoją na stanowisku umowy sojuszniczej z kwietnia 1920 r. jedynie z powodów koniunkturalnych. Warszawa nie miała też oporów, by za plecami Centrum Państwowego nawiązać kontakty z innymi, konkurencyjnymi wobec niego ugrupowaniami emigracji ukraińskiej, m.in. z Wszechukraińską Radą Narodową w Wiedniu oraz zwolennikami hetmana Pawła Skoropadskiego.
Mimo utraty nadziei na możliwość zainstalowania się Petlury na Ukrainie po fiasku tzw. drugiego pochodu zimowego, władze polskie nie przestały udzielać Centrum Państwowemu URL finansowego wsparcia. Nie były to jednak sumy wielkie i oczywiście nie spełniały oczekiwań władz URL. W rezultacie sytuacja uchodźców pozostawała nadal ciężka, a nawet wręcz tragiczna. Powodowało to ich stały odpływ z kraju, głównie do Czechosłowacji i Francji. Piłsudski wciąż też utrzymywał nieoficjalny kontakt z Petlurą, który – formalnie wydalony z Polski na żądanie władz sowieckich – w rzeczywistości wciąż przebywał w Polsce. Ostateczny kres wspierania petlurowców spowodowało odejście Piłsudskiego z życia publicznego na początku 1923 r. i dojście do władzy centroprawicy przeciwnej państwowości ukraińskiej (słynne: Wynoście się Panowie z Polski – słowa szefa Sztabu Generalnego gen. Stanisława Szeptyckiego skierowane do oficerów ukraińskich).
W polskiej polityce zagranicznej diaspora ukraińska budziła nadal zainteresowanie z dwóch powodów. Przede wszystkim z uwagą obserwowano próby przeciągnięcia jej na swoją stronę przez wrogie polskie środowiska. Po 1923 r. na pierwszy plan wysunęły się obawy przed ruchem nacjonalistycznym skupionym wokół Jewhena Konowalca, najpierw w ramach Ukraińskiej Wojskowej Organizacji, potem Organizacji Ukrainskich Nacjonalistów.
Wkrótce po ponownym dojściu do władzy Piłsudskiego, już latem 1926 r., powrócono do aktywnego wspierania ruchu petlurowskiego. Działania na tym odcinku stały się wówczas istotną częścią szerszej koncepcji prometeizmu, tj. rozbicia Rosji Sowieckiej po szwach narodowościowych – uważanych za swoista piętę achillesową reżimu komunistycznego – tj. przy pomocy separatystycznych ruchów narodowości nierosyjskich. W okresie NEP-u i tzw. ukrainizacji miano nadzieję na powstanie wrzenia, które pozwoli zrealizować plany. Nie planowano jednak, jak się wydaje, większego zaangażowania, czekając na ewentualną zmianę konstelacji politycznych i sytuacji na Ukrainie.
Najważniejsze decyzje w kwestii petlurowskiej zapadły w drugiej połowie 1926 r., po rozmowie Piłsudskiego z prezydentem URL na wychodźstwie Andrijem Liwyćkim (następcą zamordowanego w zamachu Petlury). W latach 1926-1928 powstawały zasady współpracy poszczególnych instytucji zaangażowanych w akcję prometejską oraz pomocy materialnej. Głównymi elementami tej polityki było powołanie zakonspirowanego Sztabu Ministerstwa Spraw Wojskowych URL oraz wsparcie materialne emigracji petlurowskiej. Subsydiowanie emigracji petlurowskiej trwało aż do końca okresu międzywojennego. Ukraińcy zostali przyjęci do Wojska Polskiego w charakterze oficerów kontraktowych. W 1929 r. utworzono w Warszawie Ukraiński Instytut Naukowy. Do tego doszło podjęte w tym samym czasie finansowanie akcji propagandowej, nakierowanej na nagłośnienie kwestii ukraińskiej w Europie, zwłaszcza wśród wielkich mocarstw. Współfinansowano więc dyskretnie niektóre przedsięwzięcia na tym polu, m.in. „Biuletyn Polsko-Ukraiński”, Agencję Telegraficzną „Express”, Agencję „Ofinor”, czy wymianę informacjami.
Wyrazem nowego kursu na odcinku dyplomacji była instrukcja w sprawie ukraińskiej podpisana przez ministra spraw zagranicznych Augusta Zalewskiego, skierowana na przełomie 1926/1927 r. do kluczowych polskich placówek dyplomatycznych. Podkreślano w niej wartość kierunku petlurowskiego i polecano dyskretne wspieranie działań jego głównych przedstawicieli. Wiadomo, że niektóre polskie placówki dyplomatyczne utrzymywały potajemnie kontakty ze środowiskami petlurowskimi w danym kraju. Polacy pomagali np. władzom URL w porozumieniu się ze środowiskami emigracji tatarskiej w sprawie przynależności Krymu do przyszłego państwa ukraińskiego. Nieoficjalnie wspierano zabiegi petlurowców na forum Ligi Narodów. Ze swojej strony, Naczelnik wydziału Wschodniego MSZ Tadeusz Hołówko zachęcał Włochów do ich poparcia. Polska dyplomacja liczyła na rewanż ze strony środowisk petlurowskich w postaci zwalczania propagandy antypolskiej, zwłaszcza ze strony Moskwy.
Jednym z najważniejszych osób współpracujących z polskimi władzami był Roman Smal-Stocki. Po 1926 r. był on nieformalnym przedstawicielem przy rządzie polskim. Z racji swojej przeszłości (był synem dyplomaty zachodnioukraińskiego) świetnie nadawał się na mediatora pomiędzy środowiskami emigracji galicyjskiej z kręgów Zachodnioukraińskiej Republiki ludowej a Warszawą. Jako warunek stawiał szeroką autonomię terytorialną obszaru zamieszkałego przez Ukraińców. Będąc profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, był wykorzystywany przez władze polskie w rozmowach w sprawie powołania uniwersytetu ukraińskiego w Polsce. Jego raporty z rozmów z politykami czechosłowackimi, brytyjskimi czy niemieckimi w sprawach ukraińskich trafiały na biurka kierownictwa polskiego MSZ. Według Ryszarda Torzeckiego, świadczył usługi dla polskiego wywiadu.
Umocnienie się u władzy Józefa Stalina i odwrót od polityki „ukrainizacji” spowodował przestawienie się Warszawy na działania długofalowe. Ograniczono też nakłady na akcję prometejską, co było spowodowane również nastaniem kryzysu. Działania te uległy jeszcze większej konspiracji po podpisaniu z ZSRR paktu o nieagresji w lipcu 1932 r. Zbiegło się to z przejęciem w tym roku steru polskiej polityki zagranicznej przez dotychczasowego wiceministra (od grudnia 1930 r.) Józefa Becka. Chociaż został on wprost wysunięty na to stanowisko bezpośrednio przez Piłsudskiego i miał realizować jego politykę, nie miał jak się wydaje serca do akcji prometejskiej. Od połowy lat trzydziestych ruch prometejski miał w oczach Warszawy charakter jedynie defensywny, służąc wzmocnieniu bezpieczeństwa państwa.
Wpływ na to ograniczenie zaangażowania miała zapewne również ocena dotychczasowych osiągnięć na odcinku ukraińskim. Już po kilku latach wywiad polski oceniał, że środowiska petlurowskie w Polsce wykazują lojalność, ale jest ona powierzchowna i wynika z wyrachowania. Panowało duże niezadowolenie z rządu emigracyjnego, gdyż uważano, że są w nim ludzie, którzy albo nic nie robili w latach walki na Ukrainie 1917-1921, albo skompromitowali się nieudolnością. Szczególnie niepopularny miał być prezydent Andrij Liwyćkyj, określany jako sybaryta i człowiek średniej inteligencji, który przypadkowo znalazł się na swoim stanowisku. W dodatku traktował go jako wygodną emeryturę i – jak określił to złośliwie analityk polskiego wywiadu – dla trzech wierszy w „Encyklopedia Britannica”. Był uważany za pionka w rękach sprytnego ministra informacji wspomnianego wyżej Romana Smal-Stoćkiego, określonego jako ukraiński kardynał Mazzarini. Ten ostatni był z kolei wysoce niepopularny w środowiskach byłych żołnierzy. Niewiele więcej warci mieli być pozostali liderzy petlurowscy (szef sztabu armii URL gen. Wołodymyr Salśki, Ołeksandr Łotoćki i Ołeksandr Szulhyn). W analizie całego wychodźstwa ukraińskiego, nie tylko petlurowskiego, podsumowywano pesymistycznie, że z każdym rokiem liczebność emigracji zmniejsza się z przyczyn naturalnych, tymczasem istnieje groźba wynarodowienia młodego pokolenia. Prorokowano nawet, że za dziesięć lat nie będzie już nikogo, a Ukraina nie odczuje braku emigracji. Głównym powodem takiego stanu rzeczy był w ocenie polskiego wywiadu brak wodzów, tj. przywódców. Liderzy emigracyjni zaś nic z tym robili, żyjąc złudzeniami, że wrócą do kraju na ostrzach bagnetów polskich.
Po kilku latach analityk polskiego wywiadu z rozczarowaniem konstatował, że przychylne polskie środowiska uznające autorytet Centrum Państwowego URL na wychodźstwie są bite na wszystkich frontach przez nacjonalistów skupionych wokół OUN, które to środowisko zresztą uważał za najbardziej widoczne i ekspansywne spośród wszystkich emigracyjnych nurtów politycznych i wyraźnie wyżej cenił, m.in. za zapał i energię w swoich poczynaniach. Natomiast petlurowcy w opinii wspomnianego analityka sukcesywnie tracili szacunek i zaufanie wychodźstwa. W dodatku, co miało podstawowe znaczenie dla Warszawy, nie posiadało znaczenia ani wpływów na Ukrainie Sowieckiej. Mimo licznych prób nie nawiązało kontaktu z narodowo nastawionymi środowiskami komunistów, a w swoich działaniach było stale dystansowane przez nacjonalistów, chociaż i akcje tych ostatnich nie przynosiły sukcesów. Przyczyn tego stanu rzeczy upatrywano m.in. w tym, że kierownictwo ruchu petlurowskiego nie prowadzi planowej pracy nad poszerzeniem wpływów, lecz często traktuje swoje stanowiska jako jedynie źródło zarobkowania, stanowiąc zresztą przez to podatny materiał do zwerbowania przez inne wywiady. Przytoczone powyżej tak surowe oceny sprzymierzeńców były przypuszczalnie wywołane nikłym rezultatem dotychczasowych działań. Nie można jednak zapominać, że wynikało to nie tylko z błędów czy zaniechań petlurowskich liderów, ale też niekorzystnej koniunktury międzynarodowej.
Do tego dochodziły tarcia pomiędzy sojusznikami. Kością niezgody była przede wszystkim sytuacja Ukraińców w dawnej wschodniej części Galicji, o których poparcie zabiegało Centrum Państwowe URL, utrzymując kontakty z Ukraińską Reprezentacją Parlamentarną w polskim Sejmie i główną siłą polityczną tamtejszej społeczności ukraińskiej, Ukraińskim Zjednoczeniem Narodowo-Demokratycznym.
W 1932 r. finansowanie środowisk i instytucji ukraińskich przejęła w pełni z rąk MSZ Ekspozytura nr 2 Oddziału II (wywiadowczego) Sztabu Głównego WP, kierowana przez Edwarda Charaszkiewicza. Głównymi eksponentami polityki prometejskiej w polskiej dyplomacji byli zresztą na ogół byli oficerowie „dwójki”, którzy trafili do MSZ po 1926 r., bądź zwolennicy polityki wschodniej Józefa Piłsudskiego: płk Tadeusz Schaetzel. Roman Knoll, Julian Łukasiewicz, czy wreszcie naczelnik Wydziału Wschodniego w latach 1927-1929 Tadeusz Hołówko. Dodać wreszcie należy, że i kierującemu polską dyplomacją po zamachu majowym aż do 1932 r. Augustowi Zalewskiemu nieobce były sprawy ukraińskie. Na Ukraińców w drugiej połowie lat 30 przeznaczano 23 018 złotych miesięcznie na ogólną sumę 70 912 złotych dla organizacji antysowieckich. M.in. rząd otrzymywał 2430 złotych, prezydent URL Andrij Liwickyj – 2100, petlurowcy w Czechosłowacji – 350, w Bułgarii – 450, w Rumunii – 400, misja ukraińska w Paryżu 4715. Oficjalny organ prasowy DC URL „Tryzub” wspomagano kwotą 2980 złotych, stowarzyszenie byłych wojskowych URL –1100, Sztab Armii URL – 1050, I Sekcję Sztabu – 1225, II – 1970, III – 1005, organizacje wojskowych w Jugosławii – 340, w Rumunii – 240, w Czechosłowacji – 150, Stanicę wojskowych URL w Kaliszu – 60, Ukraiński Instytut Naukowy – 475, Ukraiński Centralny Komitet – 300.
O podtrzymywaniu na wszelki wypadek akcji ukraińskiej po śmierci Piłsudskiego świadczy przyjęcie w 1937 r. Liwyćkiego przez Głównego Inspektowa Sił Zbrojnych, faktycznie drugą po prezydencie osobę w państwie marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego. Pomimo więc sceptycyzmu co do szans na powrót zainteresowania sprawą ukraińską polskie MSZ zachęcało petlurowców do związania się państwami formułującej się wówczas Osi. W 1937 i 1938 r. rozmawiano na ten temat także z trzecim z sygnatariuszy paktu antykominternowskiego – Japonią. Nakłaniano również petlurowców do akcji propagandowej w prasie hitlerowskiej.
Kolejnym powodem sprzeczności pomiędzy petlurowcami a Warszawą stała się pod koniec lat trzydziestych tzw. Ukraina Karpacka. Tę autonomiczną krainę Czechosłowacji władze URL postrzegały jako potencjalny ukraiński Piemont, oferując wsparcie polityczne i dostarczenie odpowiednich kadr wojskowych. W Warszawie bynajmniej się tym nie przejmowano, popierając węgierskie pretensje do tej krainy. Jak pisał już Jan Jacek Bruski, zarówno ze strony MSZ, jak i Ekspozytury 2 wywiadu pozbawiono petlurowców złudzeń na zmianę polskiej polityki i zdecydowanie sprzeciwiano się zaangażowaniu na Ukrainie Karpackiej. Nie miano żadnych złudzeń co do możliwości powstania niezależnej Ukrainy i interwencji z zewnątrz na Ukrainie, widząc w kokietowaniu przez hitlerowców środowisk ukraińskich jedynie taktyczne działania. W tym duchu Warszawa studziła nadzieje dyplomatów zachodnich, jak i środowisk petlurowskich. Jednocześnie skrytykowano poparcie przez te ostatnie idei przyznania Ukraińcom w Polsce autonomii terytorialnej.
Jak widać z powyższych wywodów, chociaż zawarte w 1920 r. przymierze polsko-ukraińskie po pokoju ryskim formalnie nie obowiązywało, diaspora petlurowska właściwie przez cały okres międzywojenny (za wyjątkiem krótkiego okresu pomiędzy od połowy 1923 r. do przewrotu majowego) mogła liczyć na sympatię i dyskretne wsparcie, zarówno finansowe, jak i polityczne. Zwłaszcza w okresie późniejszym była to jednak coraz bardziej szorstka przyjaźń. Traktowano petlurowców często czysto instrumentalnie, jedynie jako potencjalny atut w przypadku zmiany sytuacji na Ukrainie Sowieckiej i środek zwalczania antypolskiej propagandy wśród wychodźstwa ukraińskiego. Z czasem w Warszawie narosło coraz większe rozczarowanie dotychczasowym sojusznikiem, jego niewielkimi wpływami i mizernymi działaniami. Wraz z czasem malały nadzieje na zmiany w ZSRR, a petlurowcy wydawali się co raz wyraźniej zgraną kartą. Dochodziło też do coraz częstszych zatargów na tle pretensji URL do polityki wewnętrznej władz II RP wobec Ukraińców czy sprawy Ukrainy Karpackiej. Tym niemniej do końca dwudziestolecia ten nieformalny sojusz ciągle trwał, a wielu emigrantów ukraińskich znalazło nad Wisłą spokojną przystań.
Fotografie zostały udostępnione przez Południowo-Wschodni Instytut Naukowy w Przemyślu, a pochodzą ze zbiorów prywatnych syna Aleksandra Petlury.
Jan Pisuliński
Tekst ukazał się w Kurierze Galicyjskim nr 12 (232) 30 czerwca – 16 lipca 2015
Kresy24.pl/Kurier Galicyjski
4 komentarzy
jendrek
19 lipca 2015 o 10:57Czy RUSOFOBIA to zjawisko wrednej prawicy nigdy się nei skończy to NIEMCY sa naszym największym wrogiem oraz prawica POLSKA .Cały okres II RP to wściekłe ujadanie i zyganie do Rosji. II wojna światowa pokazała prawdziwe oblicze RASY PANÓW ..Niemcy wymordowali 6 milionów POLAKOW zniszczyli w 60 % przemysl budownictwo okradli dobra naszej kultury .
wulgarny
6 września 2015 o 11:41Okazuje się że Polacy bardziej martwili się o Ukrainę niż sami Ukraińcy.
Pafnucy
13 listopada 2015 o 01:53Zupełnie jak obecnie
ppł dr hab
30 kwietnia 2021 o 14:56A ILU POLAKÓW ZAMORDOWALI SOWIECI ?
A KATYŃ
żenujący bełkot bolszewii