Ostatnie posunięcia Kremla coraz dobitniej świadczą o tym, że Władimir Putin nie jest wizjonerem, brak mu jest pomysłu na własny kraj.
Chcąc odbudować imperium próbuje wpisać rzeczywistość XXI wieku w schemat znany z czasów Związku Radzieckiego, bo najwyraźniej znalezienie nowej definicji dla słowa „potęga” przekracza możliwości jego wyobraźni. Znów ma być bogato, choć siermiężnie – wielkie państwo i równie wielkie złudzenia, potęga, której nie da się zbudować bez rzeszy niewolników i bata. Co ciekawe, w tym wszystkim Putin stracił z oczu Rosję i zabrnął w niebezpieczny zaułek, w którym nie pozostaje mu nic innego, jak odwoływać się do przeszłości, bo nowej przyszłości nie umie stworzyć.
Usiłując odtworzyć radziecką strefę wpływów na obszarze byłych republik, skoncentrował swoją uwagę na części europejskiej, stosunkowo niewielkiej i już częściowo oswojonej. Białoruś czy Mołdawia nie wydawały się być żadnymi przeszkodami dla moskiewskich działań. Pribałtyka poprzez związki z Unią Europejską i NATO jest co prawda stracona, ale nie oznacza to, że nie można jej od czasu do czasu postraszyć separatyzmem czy zielonymi ludzikami – póki co i to dobre. Pozostała jeszcze Ukraina, którą w wariancie optymistycznym uda się podzielić na kawałki i kolejno je jeśli nie zjeść, to zapakować do rosyjskiej lodówki i wykorzystać za jakiś czas. Wariant pesymistyczny zakłada, że Kreml Ukrainę tylko odseparuje od Zachodu, a raczej tak zdestabilizuje jej sytuację, że Zachodowi odechce się jakichkolwiek kontaktów z Kijowem.
Paradoksalnie wariant pierwszy może okazać się dla Ukrainy znacznie lepszym rozwiązaniem. Utrata Krymu, jakkolwiek bolesna, nie zagroziła istnieniu państwa. Jest wielce prawdopodobne, że oderwanie się wschodnich obwodów kraju także podkopałoby jego prestiż, morale, wpłynęłoby na gospodarkę, lecz nie starłoby Ukrainy z mapy świata. Natomiast izolacja od kontaktów z Unią Europejską i NATO, z jaką z każdym miesiącem Kijów będzie się borykał w coraz dotkliwszy sposób, spowoduje, że państwo to zginie w społecznej, politycznej i gospodarczej świadomości świata. Na tle osamotnionego, „banderowskiego” Poroszenki Aleksander Łukaszenka wyrośnie na demokratę, który dystansując się wobec moskiewskiej polityki będzie zasługiwał na uwagę i wsparcie Zachodu, mamionego wizją demokratyzacji Białorusi. Jeden kraj persona non grata zastąpi inny, bilans wyjdzie na zero, a przeciętny James czy Pierre nie zauważą żadnej zmiany w Europie.
Tylko nad Dnieprem będą upadać kolejne zakłady pracy, społeczeństwo będzie szukało drogi ucieczki (której póki co Bruksela nie chce otworzyć znosząc wizy), a ci, którzy pozostaną, za pewien czas pogrążą się w przeświadczeniu, że świat ich zdradził, a co za tym idzie pozostaje im albo zwrócić się w stronę Rosji, albo zaakceptować pozycję pariasów Europy. Winą za tę sytuacją obciążą polityków, a wybór kolejnego prezydenta może okazać się gwoździem do ukraińskiej trumny, gdyż albo będzie on prezentował skrajnie nacjonalistyczne poglądy, albo zepchnie kraj na drogę ścisłej współpracy z Moskwą, bo na Zachód nie będzie miał już po co spoglądać.
Stoimy dziś na progu drogi prowadzącej do realizacji takiego scenariusza, choć jeszcze jest czas, by z niej zawrócić. Dzisiejsza Rosja jest wielkim eksperymentem. Bazuje na retoryce rodem z Rosji radzieckiej, na pomnikach Lenina, sile wojny ojczyźnianej i czerwonych proporcach. Ukraińcy są tego świadomi i nie spiesznie im wracać do Związku Radzieckiego. Ale warto zastanowić się, co byłoby, gdyby Putin potrafił kreować nową rzeczywistość, a nie wykopywać trupa starej. Na ile rosyjska retoryka budowy imperium, chcącego współpracy z bratnimi narodami, w którym nie będą już powielane sowieckie błędy, a zyski z potęgi będą dzielone sprawiedliwie, byłaby atrakcyjna dla Ukraińców, nawet, jeśli ostatecznie okazałaby się złudna?
Putin przegrywa dziś Ukrainę nawet nie tyle przez wojska w Donbasie, co przez propagandę. Gdyby nie była tak antyukraińska jak jest, niewykluczone, że mógłby kupić Kijów hasłami, dzięki którym dwa narody zjednoczyłyby się we wspólnej działalności na płaszczyźnie ekonomicznej, korzystając w pełni z dobrych stron odwiecznej bliskości. Ba, wystarczyło nie podbijać Krymu, a doprowadzić do jego szerszej autonomii, co pozwoliłoby zachować twarz Ukraińcom, a Rosjanom eksploatować półwysep do woli, aby zachować stosunkowo dobre relacje dwustronne. Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, by taki pomysł jeszcze zrealizować. Dla Putina przecież nie ma rzeczy niemożliwych.
Na Kremlu jednak w ten sposób się dziś nie myśli, nie szuka się sojuszników, a wasali. Póki tak jest Zachód ma przed sobą stosunkowo przewidywalnego przeciwnika. Ma też wciąż szansę przejąć pod swoje skrzydła Ukrainę, a tym samym osłabić Rosję. Oczywiście, możliwe jest, że w ten sposób można sprowokować wojnę, lecz byłaby to prawdopodobnie ostatnia wojna Putina, czego musi on być świadomy.
To, że Kreml zmieni retorykę jest dziś niemal niewiarygodne, ale nie można tego wykluczyć, a wówczas Kijów podryfuje w stronę Rosji. Nie można też założyć, że lada chwila nie nastąpi eskalacja konfliktu, po czym Rosja oderwie wschodnie obwody Ukrainy. Na razie Zachód przyczaił się i obserwuje, co się wydarzy, nie wykonuje żadnych ruchów by nie drażnić niedźwiedzia. Ten coraz bardziej się miota i chce kontrolować rzeczywistość, ograniczając działanie na terytorium Rosji „organizacji niepożądanych”, które „wciągają państwa w konflikty wewnątrzpolityczne, militarne i międzynarodowe”, co jest echem czasów, gdy NKWD mogła pozbawić kogoś życia za sprofanowanie ideałów komunizmu.
Przy tym wszystkim, wszelkie działania stron zaangażowanych w rosyjsko-ukraiński konflikt, noszą znamiona pozorów. Komuś jednak te złudzenia, fasadowe decyzje i iście potiomkinowskie wsie będą musiały przynieść korzyść. Wydaje się, że na pewno nie Kijowowi, ale przecież wszystko jeszcze może ulec zmianie.
Agnieszka Sawicz, Kurier Galicyjski, Tekst ukazał się w nr 10 (230) 29 maja – 15 czerwca 2015
24 komentarzy
Jarema
5 czerwca 2015 o 12:09Nikt ukraińcom nie mówił że będzie łatwo i że UE i NATO przyjmą ich z otwartymi rękoma oni sami muszą walczyć o demokrację a jeżeli przegrają to znaczy że nie nadają się do cywilizacji „zachodniej” bo z looserami nikt nie rozmawia. My też musieliśmy wiele wycierpieć i zrobić dla świata żeby nas przyjęto do „zachodu”. Szczerze mówiąc pucz w Kijowie to był początek końca ukrainy bo oni są zbyt mocno uzależnieni od ruskich tak gospodarczo politycznie jak i kulturowo i myślę że ukrainę czeka bałkanizacja bo nie tylko wschód i południe ukr się nie zgadza z dzisiejszą polityką Kijowa ale również Bukowina i Zakarpacie gdzie mieszkają Węgrzy i Rusini którzy od początku państwa Ukraina to jest 1991r. walczą o autonomię są też Polacy którzy śmiało można powiedzieć są u siebie i którzy najchętniej przyciągneli by tam Polskę oficjalnie mówi się że jest ich ok. 1 milion ale faktycznie może być ich tam 3 miliony także krótko mówiąc jeżeli Kijów nie zmieni podejścia do mniejszości to przyszłość ukrainy widzę w ciemnych barwach
Ares
5 czerwca 2015 o 13:41Nie jątrz ,trollu. My, Polacy dobrze znamy wasze ,kacapskie metody podpuszczania, mieszania, jątrzenia między sąsiadami. Won, syfiarzu do swoich.
Michal
5 czerwca 2015 o 13:43Borys, nie było żadnego 'puczu’ – Ukraińcy legalnie pozbyli się kremlowskiego zdrajcy, czym pokrzyżowali plany kremla na zajęcie całej Ukrainy.
Widzimy jak Kreml właśnie przez takie trolle jak ty wspiera separatyzm we wszelkich rejonach świata, tylko u siebie nie i gotów jest za to skazywać ludzi na łagr.
Jarema
5 czerwca 2015 o 14:42@mychajło To w takim razie ukraińcu Krym również legalnie wybrał że chce być ruski i co teraz powiesz?
macko
5 czerwca 2015 o 15:44Jaremo, a co z Tatarami się dzieje, prawowitymi mieszkańcami tego regionu? Bo jakoś o tym milczycie. Jeszcze powiedz mi- jaki wybór miała Czeczenia? Analogiczny do Krymu to chyba nie. No i mam nadzieję, że jak Chiny upomną się o swoje ziemie na dalekim wschodzie, to też nie będziesz miał nic przeciwko?
Jarema
5 czerwca 2015 o 16:45@macko Duża część Tatarów nie chciała do ruskich no ale niestety nie są tam większością a z Czeczenią to oczywista sprawa że ruscy wywołali wojnę tylko że byli na tyle cwani że po prostu czeczenów przekupili i do teraz pompują grubą kasę w Grozny i okolicę i płacą Ramzanowi za pilnowanie porządku a co do Syberii to prędzej czy później Chiny najpierw wykupią ziemię a później ją wchłoną co jest nie na rękę Amerykanom ale to za dużo pisania
macko
5 czerwca 2015 o 19:40Idąc dalej tym tropem: dlaczego Tatarzy nie stanowią na Krymie większości?
św.Patryk
5 czerwca 2015 o 21:57Legalnie mordowali, ale numer, no tego jeszcze nie słyszałem nigdy))))), wariaci!
Vandal
5 czerwca 2015 o 23:47@Michal, to Ty nie masz najmniejszego pojecia co sie tam stalo, nie masz zielonego pojecia czyje sily polityczne maja wplyw na Kijow, nie widzisz co sie dzieje globalnie, Ukraina sie nie liczy w tej grze, jest tylko czescio
planu strategicznego napisanego napewno NIE przez ukry!
to Ty robisz wywrotowo robote, nalezysz do grupy ludzi ktorzy sa kontrolowani, sami nie zdajac sobie z tego sprawy.
Dla Ciebie twoj sposob myslenia stal sie jedyno rzeczywistoscio,
to jest twoj problem,i mozesz dalej wypisuywac glupoty mnie na nie nie nabierzesz, i nie tylko mnie!!!!
Oczywiscie ,ze to byl pucz!!!!
Vandal
5 czerwca 2015 o 12:58@Jarema, to bardzo prawdopodobny scenariusz,ale co by sie nie stalo to ruskie sa na straconym:))))
Jarema
5 czerwca 2015 o 13:51Dla nas to idealna sytuacja to co się teraz dzieje bo dwóch naszych potencjalnych wrogów się wyniszcza i musimy tylko dbać o to żeby to trwało jak najdłużej i jak najdalej od Polski
Michal
5 czerwca 2015 o 15:11Ukraina nie jest naszym wrogiem i musimy Ukraińcom pomagać.
Uprawiasz Borys klasyczną czarną propagandę.
Vandal
5 czerwca 2015 o 15:58@Jarema, to co napisales nie jest w obecnej chwili politycznie poprawne,
Cenie Ciebie za osobisto odwage I mam takie samo zdanie w tym temacie,
I obojetne kto to maszynko do miesa kreci to jest z korzyscio dla Polski.
Marcin
5 czerwca 2015 o 13:13Tekst Pani Agnieszki wymagałby w zasadzie czegoś więcej niż komentarza. Niestety nie posiadam możliwości publikowania tekstów w gazetach, więc muszę odnieść się do niego w tym miejscu. Pani Sawicz zaczyna swój artykuł od powtarzanego od początku kryzysu ukraińskiego, a mianowicie iż głównym i dalekosiężnym celem Putina jest odbudowa Imperium w rozumieniu XIX i XX-wiecznych koncepcji, która cywilizowana Europa, czy szerzej cywilizowany świat porzucił w XXI wieku. Przekonanie o tym, że takie postępowanie na arenie międzynarodowej jak agresja, aneksja terytorium, niemoralna wojna wynikają z wciąż powtarzanej tezie o „końcu historii”, tymczasem ani nie skończyła się historia, ani nie zmienił się charakter działań podejmowanych przez duże państwa. Przypominam, że w 1999 roku NATO dokonało agresji na Jugosławię broniącej swojej integralności terytorialnej, pomimo, że nie miało na to mandatu ONZ. Głoszona wtedy teza o „humanitarnych bombardowaniach” nie była niczym innym, niż rosyjskie białe konwoje i wydawanie rosyjskich paszportów dla określonej grupy mieszkańców Ukrainy. Co więcej w 2008 roku USA zdecydowały wbrew prawu międzynarodowemu i gwarancjom danym Serbii o oderwaniu części jej terytorium. Niczym nie różniło się to od tego co Rosja zrobiła na Krymie. Zamykanie całego „problemu” Putina do jakiejś abstrakcyjnej odbudowy Imperium sprawia, że tak wielu komentatorów nie jest w stanie podać rzetelnej diagnozy do czego dąży Rosja i sam Putin przez co każdy zwrot w rosyjskiej polityce jest dla nich zaskoczeniem. Rezygnacja z projektu Noworosja to nie klęska, tylko racjonalne dostosowanie taktyki do aktualnie panującej sytuacji. Noworosja bowiem ma tylko sens w jednym przypadku: kiedy w jej skład wejdzie cały Donbas, Charków i Odessa, czyli ziemie, które określane są mianem historycznej Noworosji. Tak ukształtowane nazwijmy to państwo ma szanse do w miarę samodzielnego bytu. Sam Donbas, czy tylko jego część nie jest w stanie być strukturą państwową mogącą mieć samodzielny byt. Wolny Donbas stałby się Kosowem tej części Europy z tą różnicą, że o ile Kosowo utrzymują amerykańskie dolary, Donbas utrzymywać by musiały rosyjskie ruble. To jednak nie jest opłacalne dla Putina i nie chodzi tu o nakłady finansowe. Separatystyczny Donbas w składzie Ukrainy to rak, który będzie toczył to państwo, neutralizował prozachodnie aspiracje władz oraz będzie zarzewiem dalszych ruchów separatystycznych, wreszcie będzie elementem rozpalającym konflikt z ukraińskim nacjonalizmem. Dla samego Putina będzie to wygodne i tanie w użyciu narzędzie pozwalające utrzymywać Ukrainę w rosyjskiej strefie wpływów, bądź co najmniej neutralizować jej pozycję na arenie międzynarodowej. Dlatego jest zupełnie odwrotnie: to nie Putin, ale Autorka wraz z wieloma ekspertami myśli w kategoriach sprzed „końca historii”, a mianowicie, że wojna jest zwycięska wtedy, kiedy dojdzie do zagarnięcia jak największego terytorium ( w tym przypadku cały wschód Ukrainy). Dlatego to Rosja wygrywa Ukrainę i co ciekawe rozumie to sam Poroszenko. Nie przypadkiem ostatnimi czasy kilkakrotnie nazwął Donbas rakiem toczącym Ukrainę – utrzymanie tego raka w ukraińskim organiźmie oznacza powolną agonię całego państwa. Dla Putina wygodnie jest zatem utrzymywać niepewną sytuację w Donbasie głosząc jednocześnie o konieczności jego pozostania w granicach Ukrainy. Między innymi dlatego Putin nie podejmuje decyzji, którą podszeptują mu rosyjscy wojskowi: wspomóc separatystów do tego stopnia, by opanowali oni cały obwód ługański i doniecki, bo wtedy oznacza to wybuch separatystycznych powstań w obwodach charkowskim i odeskim. W takim wypadku to co pozostanie wtedy z Ukrainy pozostaje dla Putina stracone na zawsze.
miki
5 czerwca 2015 o 16:08Końca historii nie ma-to fakt, jednakże wystarczy pooglądać sobie kilka godzin ruską TV aby zrozumieć ich mentalność i dojśc do wniosku ,że koniec Rosji jako państwa zbliża się wielkimi krokami. Tak było np.z Indianami za czasów kolonizatorów czy z Chinami w czasie europejskiej rewolucji przemysłowej.Pozostała część cywilizowanego Świata odjechała im i przy zetknięciu się z nią …..polegli. Ruskie zapomnieli że dziś konflików nie wygrywa się rakietami tylko technologiami. A państwo ruskie ma się zajmować wszystkim, dosłownie!Ludziska cieszą się non stop z nowych rakiet, czołgów, samolotów jak małe dzieci.Byt jednostki nikomu głowy nie zaprząta!Wydarzy się coś pozytywnego dla Rosji-media szaleją, coś negatywnego-najlepiej przemilczeć ewentualnie zwalić winę na USA ,ewentualnie kogoś tam innego. Kraje które mają inną opinie niż Rosja albo „stoją po złej stronie” to…..sługusy USA, kraje które Rosja obroniła, dała ziemię, nakarmiła a oni są niewdzięczni niewiedzieć czemu i powinni zatem zostać najlepiej ….inicestwieni. A tymczasem w Rosji recesja-PKB spada, inflacja rośnie, bezrobocie rośnie, inwestorzy uciekają albo w najlepszym wypadku inwestycje wstrzymują, firmy nowe nie powstają-za duże oprocentowanie kredytów i czasy niepewne.Następstwami tego będzie dalsza ucieczka kapitału i ludzi szczególnie tych chcących najbardziej zmian co jedynie utrwali istniejący stan rzeczy.Putin widzi oczami wyobraźni że za 2 lata Rosja znów zacznie się rozwijać a ceny surowców na światowych giełdach wzrosną poprawiając budżet.Tak być co prawda może ale nie musi przy czym ta druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna.Nawet jak za kilka lat wzrost powróci to raczej nie będzie on spektakularny, bardziej pomiędzy 0 a 2%.A światowy pociąg zasuwa, Rosja na niego już nie zdąży……………..
Marcin
6 czerwca 2015 o 00:01Tylko, że w upadek Rosji uwierzę jak go zobaczę. Problem polega na tym, że Ukraina rozpada się tu i teraz – na naszych oczach i głoszenie tez o rychłym upadku Rosji to wyraz bezsilności polityków i komentatorów międzynarodowej polityki. Przewidywanie upadku Rosji to nic nowego – upadek rosyjskiej państwowości zapowiadano już od połowy XIX wieku i kiedy nadszedł rok 1917 Rosja miała być już nic nieznaczącą prowincją, tymczasem przekształciła się w potwora, który bardzo szybko zdominował wschodnią część Europy. Od lat 70-ych głoszono upadek Rosji Sowieckiej i kiedy upadła też mówiono, że Rosja nie będzie zdolna to aktywnych działań na arenie międzynarodowej. Tak naprawdę wszystkie sznurki międzynarodowej polityki nie znajdują się w Moskwie, Waszyngtonie, czy Brukseli, tylko w Pekinie i to od Chin zależy, czy Rosja ponownie zostanie zmarginalizowana na długie lata, czy dojdzie do odwróćenia przymierzy i USA staną przed koniecznością modernizacji Rosji.
Vandal
5 czerwca 2015 o 16:21Panie Marcinie, z Panskiego wpisu wynika ze, Putin szybko nauczyl sie zasad gry i stosuje te same metody co jego adwersarze.
w takim razie duzo zalerzy nastepnych posuniec zachodu „Ukrainy”
jezeli sie myle to prosze o glebsze wyjasnienie .
Zyś
5 czerwca 2015 o 13:42Wolna ,bezpieczna Ukraina jest niezbędna dla bezpieczeństwa Polski, naszego.
Zyś
5 czerwca 2015 o 13:44Putin to parch z czekistowskiej mafii, promowany za potężne pieniądze na męża stanu, a tak naprawdę nie ma z nim nic wspólnego. To terrorysta kacapski, wyszkolony przez KGB, bandyta, którego powinno się już dawno odstrzelić jak wściekłego psa lub (jego ulubioną metodą) otruć Polonem.
Vandal
5 czerwca 2015 o 18:40@Michal, Ukraina nie jest naszym wrogiem, ale nacjonalistyczna ideologia
oun, upa i caly banderowski ruch JEST!!!
JURIJ RUSKI BANDYTA
6 czerwca 2015 o 01:33PUTLER CHCIAŁ NIEDAWNO „WYZWALAĆ” PAPUASÓW, TAKI JEST PRZEJĘTY LOSAMI LUDZKOŚCI… })
Vandal
6 czerwca 2015 o 03:03@Marcin, to by byla jednobiegunowosc, nie wydaje mi sie, ze tak jest.
walka o prymat w dalszym ciagu trwa.
A tak na marginesie, ten klimat Pekinu pociagajacego wszystkimi sznurkami, ta ewentualna Amerykanska modernizacja Rosji , to mi przypomina ksiazki Toma Clancy, czytal Pan moze The Bear and the Read Dragon?
Marcin
7 czerwca 2015 o 13:43Nie miałem okazji, ale skoro Pan poleca nadrobię zaległości:-)
Rzeczywiście mamy szczęście żyć w ciekawych czasach – jesteśmy świadkami schodzenia ze sceny jednych mocarstw, a wschodzenia nowych. Czas USA, jako głównego i najsilniejszego mocarstwa powoli dobiega końca, co nie oznacza, że USA nie będą w dalszym ciągu silnym państwem odgrywającym niezwykle ważną rolę w polityce światowej. Ogólnie Daleki Wschód do punkt, do którego zaczyna się przenosić środek ciężkości wielkiej polityki. Obok Chin ciekawym zjawiskiem w najbliższych latach będzie kwestia Japonii, której ogromny potencjał jest ograniczany przez USA traktatami zawartymi po kapitulacji Japonii w 1945 roku. Ograniczenia m.in. we flocie, mimo dobrych stosunków amerykańsko-japońskich nie jest przypadkowy, gdyż w USA zdają sobie doskonale sprawę, że brak tych ograniczeń przy potencjale technologicznym, gospodarczym i umysłowym uczyniłoby z Japonii po raz kolejny mocarstwo, które byłoby niezwykle ekspansywne. Pytanie jak długo Japonia nadal będzie przyjmować te ograniczenia w obliczu rosnącej potęgi Chin, które mają za miedzą. Sama modernizacja Rosji (ewentualna) przez USA i coś w rodzaju sojuszu zależy od tego w jakim kierunku podążać będą Chiny – na dzień dzisiejszy nie jest wcale powiedziane, że chiński smok będzie chciał pożreć Rosję. Póki co z punktu widzenia układu sił to USA są największym przeciwnikiem Chin, a nie Rosja przynajmniej dopóki, dopóty w Rosji rządzi Putin. U nas o Putinie mówi się niesłusznie w kontekście nieobliczalności, czy nawet szaleństwa, w Chinach natomiast, że Putin ze swoimi autorytarnymi rządami jest gwarancją stabilności i przewidywalności Rosji. Myślę, że to problem, na który my – najbardziej zainteresowani jako sąsiad Rosji z przykrymi doświadczeniami historycznymi w ogóle nie zwracamy uwagi. Wszyscy współcześni ideolodzy Giedroycia od Pawła Kowala, po Adama Michnika problem upatrują nie w Rosji, tylko w samym Putinie uważając, że jeśli Putin zniknie to tak w Rosji, jak i w naszej części Europy zapanuje „wieczny pokój i szczęście”. W ogóle nie dopuszczają myśli, że Putin jest wyrazicielem interesów państwa rosyjskiego i np. kryzys na Ukrainie wykorzystałby do aneksji Krymu nawet Chodorkowski, czy Borys Niemcow, gdyby aktualnie znajdowali się u władzy. Jest jeszcze inna kwestia – słowo „Putin” odmieniamy przez wszystkie przypadki, ale nie zadajemy sobie podstawowego pytania” co po Putinie? Rosyjski prezydent może ścigać się z gepardem, wysiadywać jajka bocianów, pływać w lodowatej wodzie, ale nie jest w stanie powstrzymać upływającego czasu i związanych z nim słabości ludzkiego organizmu, wreszcie nie jest w stanie powstrzymać śmierci. Dziś nikt, albo nie wiele osób myśli nad tym kto przejmie schedę po Putinie, a to jest dla nas pytanie podstawowe, od którego zależy nasze bezpieczeństwo.
Co do decyzji jak Pan to określił „zachodu” Ukrainy to istotnie – to od nich zależy w jaki sposób uda się im rozwiązać ten konflikt. Od momentu aneksji Krymu władze w Kijowie próbowały dwóch sposóbów: pierwszym było rozwiązanie militarne zakończone klęską, drugą próba wciągnięcia krajów trzecich do konfliktu militarnego w Donbasie i to również zawiodło. Obecnie władze Ukrainy realizują trzeci sposób rozwiązania konfliktu, a mianowicie pilnowanie, by rebelia nie rozszerzyła się dalej w kierunku wschodnim. W tym celu do obwodu odeskiego i charkowskiego sprowadziła duże siły wojskowe, które w zarodku tępią jakiekolwiek próby manifestacji antywojennych, antyukraińskich, prorosyjskich i separatystycznych, jednocześnie zaś SB próbuje rozbijać podziemne separatystyczne organizacje. Metoda, którą Ukraińcy stosują we wspomnianych obwodach jest działaniem na krótką metę – o ile nie ma nic dziwnego w tym, że wojsko pilnuje porządku, o tyle trudniej mi zrozumieć dlaczego to wojsko często zachowuje się jakby było w kraju okupowanym, a nie w swoim własnym, w którym panuje poważny polityczny kryzys. Takie postępowanie nie tylko utwierdza społeczeństwo w antyukraińskich postawach, ale przybliża je do granicy strachu, którą w pewnym momencie – bez względu na konsekwencje przekroczą, a wtedy w Odessie i Charkowie będzie obserwować konflikt podobny do tego, jaki oglądaliśmy 20 lat temu w Bośni i Hercegowinie. Nominacja Saakaszwilego na gubernatora obwodu odeskiego też nie jest najszczęśliwszym pomysłem – w sytuacji, keidy 2/3 obywateli nie ma zaufania do rządu, uważa za faszystów lub zdrajców Majdanu mianowanie na urząd gubernatorski osoby z zewnątrz to woda na młyn dla tych środowisk, które głoszą separatyzm, tezy o niesuwerenności Ukrainy lub zapowiadają trzeci Majdan i rewolucje w duchu nacjonalistycznym. Nominując Saakaszwilego na gubernatora prezydent Poroszenko przedłożył własne oligarchiczne interesy nad interes państwa, którym rządzi. Warto przypomnieć, że Poroszenko ma przeciwko sobie nie tylko oligarchów związanych z Janukowyczem, nie tylko oligarchów związanych z Tymoszenko, ale tych, którzy zawinwestowali duże pieniądze w Majdan z nadzieją pomnożenia majątków przy reformach narzucanych Ukrainie przez UE, a teraz wobec stanowiska UE tracą ją, w dodatku są odsuwani przez Poroszenkę, którego do niedawna wspierali. Nominacja Saakaszwilego to nic innego jak budowa nowej warstwy oligarchów zależnych w pełni od Poroszenki. Gdyby Poroszenko nominował go na gubernatora obwodu kijowskiego to jeszcze jak cię mogę, ale sadzając go w Odessie wymierzył silny policzek tamtejszym Rosjanom. Jest to o tyle ważne, że Odessa – o czym w ogóle się nie mówi to stolica rosyjskiego nacjonalizmu na Ukrainie, to miasto przesiąknięte rosyjskim duchem i skrajnymi wielkoruskimi ideami. To iskra, która może zapalić kolejną beczkę ukraińskiego prochu. Sam zachód kraju też nie jest jednolity i proeuropejski. Zachód Ukrainy to merowie miast i mniejsi oligarchowie zapatrzeni na majątki nadnieprzańców, to ludzie domagający się specjalnego statusu dla miast lub konkretnych obszarów w ramach Ukrainy, to również silny bastion nacjonalizmu odrzucający wartości UE. Dla nacjonalistów hasła o integracji z Europą są tym, czym dla Piłsudskiego socjalizm. O ile dla niego czerwony tramwaj to pojazd do przystanku niepodległosć, to dla nacjonalistów ukraińskich winda na szczyt władzy, realizacji narodowej rewolucji i zrzucenia rosyjskiej dominacji, ale nie po to, by dać sobie narzucić inną dominację sterowaną przez Berlin w Polsce dla poprawności politycznej zwany Brukselą. Zachód to w końcu silne prądy separatystyczne na Bukowinie i przede wszystkim biednym i zacofanym Zakarpaciu. Rusini i Węgrzy coraz śmielej domagają się realizacji postanowienia referendum z 1992 roku o autonomii w ramach Ukrainy. To już nie są protesty działaczy emigracyjnych w Kanadzie i na Węgrzech, to już nawet nie tylko wiece w Użhorodzie i innych miastach – to manifestacje w stolicy Ukrainy. Ludność Zakarpacia jest już więc po drugiej stronie granicy strachu (przed groźbami nacjonalistów, ostrzeżeń rządu) i jeśli ukraińskie władze tego nie dostrzegą czeka ich secesja Zakarpacia. Niestety prezydent Poroszenko i ukraińska władza nie chcą przyjąć do wiadomości, pomimo tylu przykrych dla Ukrainy doświadczeń, że decentralizacja na zasadach narodowościowych i regionalnych to jedyne rozwiązanie, które może powstrzymać dalszy rozpad Ukrainy. Niestety gdyby taka decyzja zapadła w stosunku do Donbasu jest spóźniona – żaden statut specjalny nie zagwarantuje bowiem mieszkańcom Donbasu tego co mają de facto w chwili obecnej – pełnej niezależności od władz ukraińskich, a więc wszelkie pomysły na decentralizacje musiałby przebudować Ukrainę w państwo złożone w zasadzie z trzech części – federacji złożonej z zachodu i wschodu kraju połączonej jakimś związkiem konfederacyjnym z Donbasem. Być może jakieś odwołania do ustroju dzisiejszej Bośni i Hercegowiny, albo byłej Jugosławii mogłyby władzom ukraińskim podsunąć jakieś pomysły ustrojowe.
Vandal
8 czerwca 2015 o 19:30Ma Pan racje, swiatowy prymat USA jest bardzo zagrozony (Chiny). USA
sa swiadome tego- dazenie do pelnej kontroli nad surowcami, ( nie tylko ropa), coraz wieksze zangazowanie w basenie Morza Chinskiego, np :zlagodzenie pozycji w sprawie rozbudowy floty Japonskiej,(flotilla helikopterowcow, ktore w zasadzie sa lotniskowcami, zmiana w ustawie o silach zbrojnych Japonji, itp….)
nalezy obserwowac polityke USA w stosunku do Indi ( nadal mocny wplyw Angli). Indie nigdy nie byly przyjacielem Chin.
Mam nadzieje,ze USA wyciagnelo wnioski ze swojej poilityki z Pakistanem!
Co do Putina ma Pan racje, on nie podejmuje wszystkich decyzji sam, a czas jego jest naturalnie ograniczony. niesmiertelny wydaje sie byc tylko imperjalizm rosyjski, serwowany Europie pod roznymi nazwami, I nawet pierestrojka nie neguje tego, ktora to z perspektywy czasu wyglada na taktyczne przeformowanie.
Z sytuacji na Ukrainie, ktora Pan opisal wynika, ze jest ona na reke Rosji, ktora bez wiekszej operacji wojskowej (otwrtej inwazji) ma szanse na odzyskanie ziem od Luganska do Naddniestrza (mam na mysli niepodwazalna strefe wplywow)
Moze faktycznie Ukraina jaka znamy w chwili obecnej ginie, moze grozi jej balkanizacja ?
Polska z calej tej sytuacji moze wyniesc duzo korzysci, musi tylko madrze prowadzic polityke zagraniczno, ktora w chwili obecnej jest zenujaca.
Dziekuje Panu za odpowiedz, duzo mi ona wyjasnila zwlaszcza w sytuacji na Ukrainie.
Polecam ta ksiazke jest bardzo interesujaca :))))
Pozdrawiam, Vandal 🙂