Drastycznie pogarsza się sytuacja w białoruskich domach dziecka. Wszystko za sprawą polityki służb celnych, która wprowadziła ograniczenia zagranicznym organizacjom niosącym pomoc humanitarną na Białoruś.
Darczyńcy skarżą się, że konwoje z artykułami dla dzieci przetrzymywane są na granicy po 15 godzin a nawet dłużej.
Starsze małżeństwo Doyle z Anglii, które od dwudziestu lat wspiera domy dziecka opowiada jak zostali potraktowani przez celników podczas próby przekroczenia granicy.
– Jesteśmy już ludźmi starszymi, mamy problemy ze zdrowiem, musieliśmy stać na granicy ponad 15 godzin , trudno nam było to wytrzymać. Celnicy skrupulatnie sprawdzali wszystko. Przestudiowali całą listę towarów które wieźliśmy i zażądali, byśmy szcegółowo opisali każdą rzecz. Kiedy funkcjonariusze przeczytali na liście „środki myjące”, kazali nam napisać, ile gramów mydła wieziemy, ile proszku do prania, ile szamponu itd… – opowiada kobieta Narodnej Woli
– Czas płynął, a my pisaliśmy i pisaliśmy, sprawdzaliśmy i odpowiadaliśmy na pytania, uzgadnialiśmy przeróżne formalności. Nigdy wcześniej nie było takich obostrzeń. W ostatnim czasie coraz trudniej jest pomagać białoruskim dzieciom. A pomoc jest im bardzo potrzebna, oni są bardzo wdzięczni za nią.
W ciągu dwudziestu lat małżeństwo umożliwiło wyjazdy na leczenie do Wielkiej Brytanii ponad tysiącu dzieciom. Dzięki nim setki otrzymało lekarstwa, żywność, odzież, zabawki i przybory szkolne.
Irlandczyk Lim O’Mara, również od lat zajmuje się dobroczynnością na Białorusi.
– Największym problemem dla wolontariuszy są teraz wizy. Ludzie mogą przebywać na terytorium Białorusi do 5 dni, dlatego prawie nie śpią, żeby zdążyć na czas z zaplanowanym remontem i nie naruszyć przy okazji prawa wizowego. Coraz częściej pojawiają się problemy z wyjazdami dzieci za granicę, dlatego na razie organizujemy dla nich wypoczynek na miejscu, na Białorusi.
Maria Mickiewicz z fundacji „Mart” alarmuje, że jeśli nic się nie zmieni, to zagraniczni partnerzy mogą zupełnie wycofać się z działalności dobroczynnej dla Białorusi.
– To co się dzieje na naszej granicy to kpina z ludzi, którzy tyle dobrego dla nas robią. Prawie wszyscy odmawiają już przywożenia lekarstw do nas. Powodem są liczne, coraz to nowe formalności, które należy wypełnić. Ludzie nie chcą tracić czasu i nerwów. Teraz dostarczają nam jedynie to, czego u nas najbardziej brakuje, czyli protezy, środki myjące, pampersy. U nas to wszystko bardzo drogo kosztuje.
– Dostaję coraz więcej sygnałów od naszych dobroczyńców, że będą się wycofywać z przyjazdów na Białoruś.
Kresy24.pl/Narodnaja Wolia/charter97.org
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!