Jurij Garawskij, były funkcjonariusz milicyjnych służb specjalnych opowiedział dziennikarzom Deutsche Welle szczegóły porwań i zabójstw oponentów politycznych Aleksandra Łukaszenki. Jak twierdzi 41 letni dziś były komandos, on sam brał czynny udział w tych krwawych przestępstwach.
Przypomnijmy, że chodzi o sprawę z 1999 roku. Wiosną i jesienią tego roku zniknęli bez wieści b. minister spraw wewnętrznych Jurij Zacharenka, były szef Centralnej Komisji Wyborczej Białorusi Wiktor Hanczar i biznesmen Anatolij Krasowski. W lipcu 2000 r. zaginął dziennikarz Dmitrij Zawadzki, niegdyś osobisty operator prezydenta Białorusi, później współpracownik zamordowanego w 2016 roku w Kijowie.
Jurij Garawskij twierdzi, że opozycyjni politycy zostali porwani i zabici przez bojców specjalnego oddziału szybkiego reagowania wojsk wewnętrznych białoruskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (SOBR). On sam był jednym z nich.
Jak twierdzi, rozkaz śledzenia, a potem zatrzymania oponentów Łukaszenki wydał twórca i ówczesny dowódca formacji, podpułkownik Dmitrij Pawliczenko.
To on, jak twierdzi Garawskij, osobiście zabijał polityków i biznesmena – strzałem w serce. Używał do tego pistoletu z tłumikiem. Egzekucje wykonywane były na terenie jednostki, w którym stacjonował specnaz, w miejscowości Wołowszczyna, ok. 30 km. od Mińska. Według relacji Garawskiego, ciała Hanczara i Krasowskiego zostały ukryte na poligonie, zaś ciało Zacharenki spalone w krematorium stołecznego cmentarza. Uczestniczący w egzekucji specnazowcy mieli otrzymać po tysiąc dolarów premii.
Były „sobrowiec” nie ma wątpliwości, że o zabójstwach wiedziało przywództwo i najwyżsi rangą urzędnicy Białorusi, tj. ówczesny minister spraw wewnętrznych Jurij Siwakow i sekretarz Rady Bezpieczeństwa Wiktor Szejman.
Według Garawskiego świadomość miał również Aleksander Łukaszenka, ale tego nie jest w stanie udowodnić.
„Wszystkie rozkazy zostały wydane ustnie. Nie ma pisemnych potwierdzeń, filmów, protokołów – nie ma czegoś takiego”, powiedział w rozmowie z dziennikarzem Deutsche Welle były funkcjonariusz.
Wyznania Jurija Garawskiego pokrywają się z wnioskami specjalnego sprawozdawcy Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (PACE), Christosa Pourgouridesa, który w 2004 r. badał sprawę zniknięcie białoruskich opozycjonistów.
Formację SOBR określa on mianem „szwadronów śmierci pod dowództwem Pawliczenko”. Taka nazwa przyjęła się później w mediach.
„Nie może być tak, że te uprowadzenia i zabójstwa miały miejsce bez zgody – delikatnie mówiąc – bardzo wysokich rangą urzędników. Mówiąc to, mam na myśli Prezydenta Białorusi”- mówił Pourgourides w wywiadzie dla DW.
Jurij Garawskij zbiegł z Białorusi w październiku 2018 roku – jak twierdzi – w obawie przed prześladowaniami. Teraz 41-letni Białorusin przebywa w jednym z krajów europejskich, w których poprosił o azyl polityczny.
Jego wniosek wciąż jest rozpatrywany. Do rosyjskiej rozgłośni Deutsche Welle zgłosił się z własnej inicjatywy we wrześniu 2019 roku.
Zapewnia, że jest gotów powiedzieć w sądzie pod przysięgą wszystko, co wie.
Jak zauważa białoruskie Centrum Praw Człowieka „Wiasna”, w odpowiedziach Garawskiego na pytania DW wyczuwa się niedopowiedzenia. Chociażby nie wyjaśnił on do końca, jak dokładnie udało mu się zbiec z Białorusi, czym zajmował się po zwolnieniu z SOBR.
Jurij Garawskij przedłożył DW oryginały i kopie dokumentów potwierdzających jego tożsamość i historię. Po zweryfikowaniu faktów, które przedstawił – w miarę możliwości – i biorąc pod uwagę ich znaczenie, DW postanowiła opublikować wywiad.
oprac.ba
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!