Najbrudniejsza, najbardziej zakopcona spalinami miejskich autobusów ulica białoruskiej stolicy nosi nazwę Waupszasowa. To dowodzi, że chyba jednak istnieje pojęcie historycznej sprawiedliwość – pisze białoruska dziennikarka Ludmiła Sielickaja na portalu ispravda.ru.
Białorusini raczej nie interesują się historią ludzi, których nazwiskami nazywane są ulice miast. Być może to naturalny odruch wynikajacy z nadmiaru Leninów – Marksów i innych Zetkin. A może to osławiona białoruska cierpliwość, czy „sprawdzona zasada” – nie pchać nosa w nie swoje sprawy. A może po prostu refleks odrzucenia sowieckiej propagandy, która nigdy nie była zgodn z prawda historyczną – pisze Sielickaja.
– Osobiście zainteresowałm się pamiętnikiem Waupszasowa po spotkaniu z córką Korża – chciałam coś jeszcze wyjaśnić. Po raz drugi, czegoś takiego nie przeczytałabym, ale artykuł Igora Mielnikowa o ataku sowieckich szpiegów na Stołbce w 1924 roku, zainspirował mnie do powrotu do źródła. Zawsze lubię porównać dwie wizje jednego faktu historycznego. Inaczej fakty te widzieli polscy dziennikarze i zwykli mieszkańcy Kresów, zupełnie inaczej tę „operację” opisywał Waupszasow, który został przez władzę radziecką hojnie nagrodzony.
W swoich wspomnieniach Waupszasow nie ukrywa, że cały tydzień spędził na szpiegowaniu wraz ze swoim oddziałem w Stołbcach. Sowietów interesowała liczebność i stan uzbrojenia garnizonu wojskowego, policji, żandarmerii, zmiany wart straży granicznej, oświetlenie ulic, itp.
Można sobie tylko wyobrazić analogiczną sytuację w jednym z miast ZSRR w 1924 roku. Strach pomyśleć co by było, gdyby tak grupa cudzoziemców rozpytywała miejscową ludność o jednostkę wojskową, więzienia, itp. Jak taka inwigilacja zostałaby odebrana, jaka byłaby na nią reakcja?
Dalej Waupszasow opisuje już regularną operację wojskową, w której udział bierze 58 (!) ludzi. Otrzymują oni rozkaz: „zlikwidowanie policji i żandarmerii,…. koszar położonych w sąsiedztwie wiezienia, i wzięcia szturmem samego więzienia”, gdzie odsiadywali wyroki niejaki Loginowicz i Mertens.
Jaki żali mogli mieć do polskich policjantów i żołnierzy w czasach pokoju!
Autor wspomnień pisze: „ … Z posterunku policji wyszedł zaspany strażnik, który zaczął wsłuchiwać się w ciszę nocną. Na mój znak Filip Litwinkowicz i Iwan Remiejko zaszli go od tyłu, narzucili na głowę worek i związali go. Obezwładniwszy policjanta weszliśmy na posterunek żandarmerii, który był niewielki, więc udało się go zniszczyć w ciągu kilku zaledwie minut….
… Grupa atakowała koszary, wrzucając do okien granaty, strzelaliśmy do wybiegających ze środka z broni ręcznej i karabinów maszynowych”.
Takie oto sowieckie pojmowanie zasad suwerenności i traktatu o dobrym sąsiedztwie: Z jednej strony na cały świat trąbią o swoim umiłowaniu wolności i pokoju, z drugiej nie mają skrupułów, żeby wtargnąć do sąsiada, obrzucić go granatami, przy czym z dumą opowiadać o popełnionych morderstwach!
„ Na oszklonej werandzie zobaczyłem oficera. Chwycił za telefon i zaczął gdzieś dzwonić. Wycelowałem do niego z Mausera, a on się osunął. Co za diabeł! Wyręczył mnie Narkiewicz! „Tak zabiłeś go, zabiłeś! On w fotelu siedzi, dlatego nie pada”.
Oddział Waupszasowa działał w Stołbcach jak dobrze wyszkolona i uzbrojona grupa.
„Moi chłopcy zlikwidowali strażników więziennych … Wszystkie rozproszone grupy zebrały się w jednym punkcie i zaczęliśmy organizować wycofywanie się ze Stołbców. Ale nagle z przedmieść dotarły posiłki -garnizon ułanów. Moi żołnierze powitali konny oddział salwami z karabinów i ogniem z kulomiotów. Ułani się wycofali”.
I niech każdy z nas odpowie sobie dziś na pytanie, czy „towarzysze” ci byli wojownikami „o szczęścia narodu”, czy zwykłymi dywersantami – terrorystami.
Ludmiła Sielickaja/ Historyczna Prawda
Zbrojny napad na Stołpce stanowił apogeum sowieckiej dywersji. Dokonał go przerzucony z ZSRR oddział terrorystyczny pod dowództwem Stanisława Waupszasowa, oficera bolszewickiego i kadrowego czekisty litewskiego pochodzenia. Dywersantów było – według różnych źródeł – od 50 do 150, mieli karabiny maszynowe, ręczne i granaty.
W czasie ataku została zniszczona komenda Policji Państwowej, podpalony dworzec kolejowy i budynek starostwa oraz zdewastowane i ograbione wszystkie sklepy i magazyny. Głównym celem ataku było jednak rozbicie więzienia i uwolnienie ok. 150 więźniów, w tym dwóch działaczy Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi – Josifa Loginowicza i Stanisława Mertensa. W walce z sowieckimi bandytami zginęło 7 polskich policjantów, a 3 zostało rannych. Zginął też urzędnik starostwa.
Za wycofującymi się w kierunku granicy dywersantami wysłano w pościg oddział ułanów, ale został on powstrzymany ogniem karabinów maszynowych. Sowiecki oddział rozproszyła dopiero Straż Graniczna, biorąc do niewoli kilku sowietów. Zeznali oni, że przeszli szkolenie dywersyjne w Mińsku. Aby zapobiec w przyszłości powtórzeniu się takich ataków, polskie władze podjęły decyzję o utworzeniu Korpusu Ochrony Pogranicza, dzięki czemu szerzenie się sowieckiego bandytyzmu na Kresach Wschodnich zostało skutecznie poskromione.
Kresy24.pl
3 komentarzy
Marek
22 czerwca 2014 o 15:54Separatyści z Krymu,Donecku i Ługańska chyba nieźle opanowali treść książki
bruno
6 kwietnia 2015 o 13:22To był prawdziwy powod do ogłoszenia wojny!
ltp
8 czerwca 2015 o 15:34I nic w tym bandyckim państwie, jaki jest bolszewicka roSSja się nie zmieniło