Sytuacja na świecie zależeć będzie od decyzji światowych przywódców – w szczególności dotyczy to prezydenta USA Donalda Trumpa, dyktatora Putina i prezydenta Chin Xi Jinpinga.
Jeśli „zajrzeć im do głów” i ocenić krążące tam idee, odkryje się nie tyle zderzenie ideologii, co wspólny sposób myślenia – pisze w swoim artykule były redaktor naczelny „Handelsblatt Global”, autor „The Economist” i felietonista agencji „Bloomberg” Andreas Kluth.
Putin i Xi Jinping, jak zauważył, mają nadzieję, że uda im się zawrzeć porozumienie z Trumpem, aby podzielić świat na strefy wpływów, podobnie jak miało to miejsce podczas konferencji jałtańskiej w 1945 r. między prezydentem USA Franklinem Rooseveltem, Józefem Stalinem i premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchillem.
Roosevelt miał nadzieję, że Stalin zatwierdzi nowy ład, który zakaże imperialistycznej agresji i zgodzi się na utworzenie organizacji, która została nazwana Organizacją Narodów Zjednoczonych (ONZ). Udało mu się to osiągnąć, ale tylko na papierze.
W rzeczywistości on i Churchill zawarli układ, w wyniku którego Stalin podporządkował sobie Europę Środkową i Wschodnią.
Jeśli Trump zawrze jakiś układ z przywódcami Chin i Rosji, będzie on wyglądał na pakt między imperialistami, oparty nie na jakichś wzniosłych ideach, lecz na prostej zasadzie „rację ma ten, kto jest silniejszy”, w której przymus jest uważany za normę.
Jeśli nie dojdą do porozumienia co do podziału łupów, może to doprowadzić do wojny między tymi krajami. Ale w każdym razie skaże to na zagładę małe kraje, które znajdą się pomiędzy nimi.
Kluth przypomina, że w okresie zimnej wojny przywódcy amerykańscy i radzieccy wyznawali sprzeczne ideologie – po jednej stronie wolność i kapitalizm (lub „liberalizm”), a po drugiej różne formy marksizmu-leninizmu. Jednak sytuacja na świecie pozostała stabilna.
Obecnie trzej przywódcy świata kierują się nie tyle jasno wyrażonymi ideologiami, ile prostymi instynktami: żądzą władzy i wspólnym pragnieniem dominacji, w tym ekspansji terytorialnej (imperializm). To sprawia, że obecne czasy są znacznie bardziej niebezpieczne niż zimna wojna.
Do niedawna Stany Zjednoczone zapobiegały odrodzeniu się neoimperializmu, którego uosobieniem w Azji jest Xi Jinping, a w Europie Wschodniej Putin.
Jednakże amerykańska wyjątkowość słabnie. Zwłaszcza, gdy Trump składał przysięgę po raz drugi. Zaczął już zastraszać Danię, gdyż chce wcielić do Stanów Zjednoczonych wcielić Grenlandię i Panamę, gdyż chce „odzyskać” zbudowany przez Amerykanów Kanał Panamski, oraz Kanadę, którą uważa za odpowiednią do pełnienia roli 51 stanu.
Przypomnijmy, że Francja może wysłać swoje wojska na Grenlandię z powodu gróźb Trumpa. „Jeśli Dania wezwie pomoc, Francja będzie tam. Granice europejskie są suwerenne, czy północne, południowe, wschodnie czy zachodnie… Nikt nie może sobie pozwolić na zabawę naszymi granicami” – powiedział francuski minister spraw zagranicznych.
Z drugiej strony Zełenski pochwalił retorykę Trumpa dotyczącą Rosji. „Właśnie tego boi się Putin. Nie chce, żeby silny Trump wspierał Ukrainę, bo to byłaby silna Ukraina” – powiedział ukraiński prezydent.
Opr. TB, bloomberg.com
3 komentarzy
anna
29 stycznia 2025 o 22:57To co, zaczynamy się bac.
głupio wyszło
30 stycznia 2025 o 01:38Chiny w polityce zagranicznej prowadzą zasadę: „dużemu wolno więcej”, albo nawet: „mały ma służyć dużemu”.
Ale problem w tym, że – na dziś – zdecydowanie największy w tej trójce jest Trump. A jak USA przyłączy Kanada i Grenlandię, to już w ogóle będzie pozamiatane.
Więc, tego no, trochę tak niefajnie jest.
LT
30 stycznia 2025 o 03:42Jak ja dokladnie przepowiedzialem,ze wielcy tego swiata sie dogadaja,a mali nie beda mieli nic do powiedzenia
zostalem wyciety.