Niezależne „Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy” (BAŻ) poinformowało o co najmniej 10 przypadkach uniemożliwiania przez władze w Mińsku pracy zagranicznym dziennikarzom.
Chodzi o zagraniczne redakcje, które wysłały wnioski do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Białorusi o tymczasową akredytację pozwalającą na pracę na Białorusi, jednak po wyznaczonym do rozpatrzenia terminie 20 dni nie otrzymali odpowiedzi.
W rezultacie dziennikarze z zagranicy, którzy wcześniej otrzymywali akredytację MSZ RB i wielokrotnie tam pracowali, nie mogą teraz przyjechać na Białoruś, by relacjonować sytuację w kraju.
Służba prasowa MSZ tłumaczy sytuację faktem, że z powodu pandemii karonawirusa, nie może zebrać się komisja, która podejmuje decyzję o wydaniu akredytacji dla dziennikarzy.
Argument to raczej wątpliwy, bo jak to możliwe, aby w XXI wieku jeden z najbardziej zaawansowanych technologicznie resortów nie mógł zwołać posiedzenia komisji z wykorzystaniem nowoczesnych środków komunikacji.
Według niektórych informacji liczba nieakredytowanych dziennikarzy zagranicznych wynosi 14 osób. Zamierzali relacjonować wybory prezydenckie na Białorusi.
Kilka dni temu Aleksander Łukaszenka zażądał zdecydowanej reakcji na „destrukcyjny wpływ zagranicznych mediów” na sytuację na Białorusi.
Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy prosi kolegów, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, o poinformowanie o tym mailowo
pr***@ba*.by
.
oprac.by
1 komentarz
Borys
29 lipca 2020 o 10:23No to batiuszka już zaczyna. Zadbał o to aby nie można było mieć relacji z niezależnych źródeł. Śmieszna argumentacja o niedopuszczeniu dziennikarzy zagranicznych. Generalnie wyniki wyborów już są znane. Pytanie tylko co stanie się po nich? Batiuszka po dobroci nie ustąpi, zbyt dużo „ma za uszami” oraz nie po to znalazł się na szczycie trampoliny do stołka na Kremlu aby go teraz z niego strącić. Po dobroci nie popuści. Ciekawe jak zachowa się armia. W końcu służą w niej też ludzie ze społeczeństwa, które ma już dość buńczucznej propagandy sukcesu nie mającej odbicia w rzeczywistości.
Na jego miejscu wolałbym się dogadać z opozycją i oddać władzę w zamian za nietykalność. Ot taki kompromis, który pozwoliłby Białorusi w miarę „bezboleśnie” ewoluować w kierunku normalności. Układ „win-win”. Jasne, że to wielu się może nie podobać ale alternatywą jest rozlew krwi. Pytanie tylko jak duży.