Białoruski Komitet Śledczy odmówił wszczęcia postępowania karnego w sprawie śmierci 25-letniego Aleksandra Wichora. Tak długo, jak u władzy w kraju będzie Aleksander Łukaszenka, kaci ofiary będą cieszyć się wolnością.
Według śledczych, przyczyną jego śmierci była choroba układu sercowo-naczyniowego, która nagle się nasiliła podczas aresztowania 9 sierpnia na placu Lenina w Homlu.
„W tym samym czasie próbował uciec, więc milicjanci legalnie użyli wobec niego siły fizycznej. Został przewieziony na komisariat milicji, a następnie do aresztu śledczego, gdzie nie skarżył się na stan zdrowia”- wyjaśnił Siergiej Udowikow, naczelnik homelskiego Wydziału Milicji.
Ale rodzina ofiary zgromadziła wystarczająco dużo dowodów, żeby nie wierzyć w wersję milicji. Zgadza się tylko jedno. 25-latek miał problemy z sercem. Ale zmarł w szpital w Homlu, gdzie został przewieziony przez milicję. Był skatowany, miał połamane żebra, klatkę piersiową, obrzęk mózgu. Zanim trafił na oddział, kilka godzin spędził w przepełnionej, rozgrzanej sierpniowym słońcem blaszanej więźniarce milicyjnej.
Rodzina przez dwa dni szukała chłopaka, który wyszedł z domu na randkę z dziewczyną. Przypuszczając, że tak jak tysiące demonstrantów i przypadkowych przechodniów mógł zostać zatrzymany przez milicję, matka próbowała przekazać mu do aresztu paczkę z potrzebnymi rzeczami.
Kiedy w aresztach odpowiadano jej, że Saszy nie ma, rodzina udała się na milicję, aby zgłosić zaginięcie, tam usłyszeli: Aleksander Wichor zmarł w szpitalu.
oprac. ba za BiełTA/spring96.org
1 komentarz
Andrew
17 lutego 2021 o 14:42Dyktator bez grubego portfela za granice nie wyjedzie. Więc albo terror na społeczeństwie, albo kradzież rezerw krajowych i wyjazd za granice wzorem Janukowycza..