Białoruski deputowany, przewodniczący Komisji Parlamentarnej ds. Edukacji, Kultury i Nauki Igor Marzalik, ten sam który postuluje utworzenie Instytutu Pamięci narodowej, by walczyć min. z polską kłamliwą narracją historyczną, zabrał głos w sprawie usunięcia krzyży na uroczysku Kuropaty. Co powiedział polityk?
Po pierwsze, jego zdaniem twierdzenie, że krzyże zostały usunięte z miejsca stalinowskich represji, to bezczelne, bezwstydne kłamstwo.
„To nie jest miejsce represji politycznych, ponieważ egzekucje odbywały się w głębi lasu. A terytorium, o którym mówimy, nie ma nic wspólnego z miejscami egzekucji. Jest to obszar chroniony, posiadający wartość historyczną i kulturową. W takiej strefie, zgodnie z białoruskim ustawodawstwem, bez zgody Ministerstwa Kultury nie można wznosić żadnych konstrukcji. Rok temu w sposób prostacki i chuligański, bez zgody władz białoruskich postawiono te 70 nowych krzyży”.
Deputowany Marzoliuk zapewnia, że w miejscach, z których usunięto krzyże, nie ma też żadnych pochówków. Ciekawe skąd to wie, skoro 33 lata od czasu ujawnienia tragedii w podmińskim masywie na Kuropatach, nie przeprowadzono tam żadnych kompleksowych prac. Reżim Łukaszenki udaje, że sprawa nie istnieje, a mordy dokonywane przez NKWD na cywilnej ludności to wymysł opozycji, która pod wpływem sił zachodnich próbuje zbić na tym polityczny kapitał.
„Te krzyże nie są elementami tradycji i nie stały tam od dziesięcioleci”, argumentuje Marzoliuk. Jego zdaniem, oddolny ruch społeczeństwa, próbującego powstrzymać władze przed usuwaniem krzyży, to „banalna prowokacja polityczna”.
Kuropaty to miejsce, gdzie w masowych grobach spoczywają ofiary egzekucji dokonywanych przez NKWD. Ile ich jest? Tego dokładnie nikt nie wie. Według oficjalnych danych białoruskich – kilkadziesiąt do stu tysięcy, według niezależnych historyków, w tym Zenona Paźniaka – od 100 tys. do 250 tys. Profesor Zdzisław Winnicki z Uniwersytetu Wrocławskiego podaje liczbę 250 tys., a brytyjski historyk Norman Davies twierdzi, że zamordowano tu nawet ponad ćwierć miliona osób, zarówno Polaków jak Białorusinów.
Zdaniem historyków, może tu spoczywać także 3872 Polaków z tzw. „białoruskiej listy katyńskiej” zamordowanych w kwietniu i maju 1940 r. Są tu także ofiary tzw. „operacji polskiej” NKWD i Polacy z zajętych przez sowietów przedwojennych Kresów zabici po roku 1940. Wśród ofiar najwięcej jest dawnych mieszkańców Mińska i Mińszczyzny.
Białoruski deputowany chce powołać IPN, by walczyć z polityką historyczną sąsiadów
oprac.ba
1 komentarz
krogulec
10 kwietnia 2019 o 07:55Typowy czerwony matoł.