Protesty w 2020 roku były nipotrzebne, trzeba było kontynuować ewolucję, która miała miejsce w latach 2014-2020 – powiedział dyrektor Rady Stosunków Międzynarodowych „Miński Dialog”, analityk polityczny, bliski MSZ Jewgienij Preygerman. Jest on przekonany, że protesty zagrażają niepodległości kraju i nie wierzy w możliwość obalenia autorytarnego reżimu.
W kwietniu 2020 roku w Naszej Niwie ukazał się artykuł Preygermana „Białoruska państwowość stoi przed poważnym testem”. Analityk ocenił wówczas, że Białoruś czekają w najbliższym czasie trzy głębokie kryzysy (epidemiczny, gospodarczy i geopolityczny), a rozłam w kraju jeszcze bardziej je pogłębi. Preigerman stwierdził, że Białoruś bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje jedności wszystkich sił społecznych i politycznych i wezwał opozycję do dialogu i jedności z władzami.
Teraz, w wywiadzie dla Dmitrija Gurniewicza w „Radiu Svaboda”, Jewgienij Preigerman powiedział, że w kraju wydarzyło się to, przed czym ostrzegał w swoim artykule. Cały wywiad można obejrzeć na Youtube. Oto najważniejsze cytaty.
„W artykule przed wyborami pisałem i ostrzegałem, że jeśli dopuścimy do czołowego starcia autorytarnego rządu z protestem, który z definicji nie jest jeszcze gotowy do wygrania takiego starcia, to jedyne, co uzyskamy, to tragedię, która podkopie kraj od środka. A znając nasze realia geopolityczne, łatwo było przewidzieć, że skończy się to geopolityzacją sytuacji. Osłabione państwo to bezpośrednia droga do katastrofy państwowej.”
„Na różnych międzynarodowych konferencjach słyszałem, że Białoruś uzyskała niepodległość przez przypadek. Podkreślałem wówczas w artykule, że mamy prawdopodobnie pierwszą od 30 lat szansę, aby udowodnić wszystkim, że to nie był przypadek. Niestety, nadal będziemy udowadniać, że był to przypadek i że nie jesteśmy przygotowani do bycia w pełni niepodległym państwem. Nie mamy wewnętrznej elity, która potrafiłaby porozumieć się między sobą i uniknąć tego, co niestety jest nieuniknione, gdy podkopujemy się od wewnątrz.”
„Drugi czynnik ma charakter techniczny. Jeśli przyjrzeć się temu, co rozumiano jako dialog (nie to, co mówiła świta Tichanowskiej, ale przede wszystkim to, co mówiły kraje zachodnie, platforma OBWE), to w rzeczywistości chodziło o to, że Aleksander Łukaszenka zaczyna mówić o swojej rezygnacji. Byłoby dziwne oczekiwać, że autorytarny rząd będzie dążył do dialogu z tymi, których uważa za swoich bezpośrednich wrogów. Nie po to stosuje wszelkie możliwe sposoby, by utrzymać władzę, by potem powiedzieć: dialog jest OK, dialog brzmi dobrze, fajnie, nowocześnie, więc go rozpoczynamy”.
„Gdyby można było zrobić krok w tył, to tak by się stało. Ostrzegałem. W jakiś sposób udało się zbudować komunikację w oparciu o procesy, które zachodziły w naszym kraju przez ostatnie 5-6 lat. Rozmawiałem też z przedstawicielami władz. Mieli też wiele pretensji, że dokonują się przemiany niezgodne z ich wyobrażeniem o tym, co powinno się dziać w kraju, że powinni spotykać się i rozmawiać z ludźmi, których wcześniej uważali za wrogów politycznych lub osobistych.
To był bardzo zdrowy proces, który trwałby długo. Nie wiadomo, jak by się to skończyło, ale była większa szansa, że rzeczywiście zbudowalibyśmy państwo oparte na wzajemnym zrozumieniu między przeciwnikami politycznymi. Teraz naiwnością jest oczekiwać czegokolwiek innego”.
„Próbowałem rozpocząć dyskusję na ten temat na kilka miesięcy przed wyborami. Ale było już chyba za późno. Potrzebne były sygnały z obu stron, że żadna ze stron nie chce doprowadzić do stracia, które podważyłoby wewnętrzną stabilność i państwowość, a także, że każda ze stron widzi w drugiej stronie swoich rodaków, ludzi, którzy troszczą się o Białoruś. Nawet jeśli spojrzeć na reakcję, z jaką się spotkałem po tym artykule, mogę sobie tylko wyobrazić, jakie wnioski wyciągnęli z niego ludzie reprezentujący władze. Widzieli absolutną nietolerancję ze strony swoich ideologicznych przeciwników. Nawet ci, którzy uważali, że przez pięć, sześć lat zachodziły bardzo zdrowe procesy, zaczęli wątpić, czy można z tamtą stroną o czymkolwiek rozmawiać, skoro pierwsze, co dostaną po zmianie władzy, to pozwy sądowe”.
„Po nieudanej próbie rewolucji następuje kontrrewolucja. To było oczywiste, że tak się stanie. Mam nadzieję, że władze się zatrzymają, staram się wyciągać analogie z rokiem 2010, wtedy też były podobne procesy. Skala kryzysu była jednak inna. Wtedy udało im się wszystko posprzątać w ciągu roku, teraz potrwa to dłużej. Bardzo trudno będzie powrócić do poprzedniego sposobu postępowania. Ale jeśli Łukaszenka pozostanie człowiekiem kontrolującym sytuację i podejmującym decyzje, które w ten czy inny sposób są ostateczne dla kraju, to będzie się poszukiwać możliwości nawiązania z nim stosunków”.
„Po tej kadencji prezydenckiej będziemy świadkami poważnych zmian. Najprawdopodobniej nazwisko prezydenta na Białorusi będzie inne. I to może być wyjście z sytuacji. Jaka będzie rola Łukaszenki, to się okaże. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że to właśnie on będzie podejmował kluczowe decyzje. Uważam, że same władze są teraz w trybie reaktywnym. Odpowiadają na istniejące wyzwania i reagują na zmieniającą się sytuację. Panuje powszechne przekonanie, że będą zmiany konstytucyjne, a więc w ich wyniku rząd zagwarantuje sobie mechanizmy utrzymania się przy władzy.”
„W zderzeniu czołowym zwyciężyła władza. Byłoby dziwne, gdyby autorytarny reżim, dysponujący takim poziomem aparatu represji i wspierany przez Rosję, nie wygrał. Jest oczywiste, że jakościowo sytuacja nie wróci do poprzedniego stanu. Reżim musi utrzymać władzę, swoją całkowitą dominację i jakoś ruszyć do przodu. Jeżeli nie będzie kryzysu, to sytuacja zostanie rozwiązana w taki sposób, że system polityczny zostanie przemalowany. Ale jego istota pozostanie niezmieniona. Jednak dzięki pewnym zmianom technicznym władze zaproponują nowy model. Nie będzie innej drogi, jak tylko zaakceptować to. W każdym razie jest to jakiś początek tranzytu władzy. Tu raczej pojawiają się podobieństwa z Kazachstanem, gdzie też był prawie dożywotni lider, ale który formalnie zmienił swój adres zamieszkania. Myślę, że prawdopodobnie w naszym kraju będzie podobnie”.
„Pod koniec 2018 roku premier Rosji postawił w Brześciu ultimatum, mówiąc, że musimy zdecydować: albo kontynuujemy pogłębianie integracji dwustronnej na podstawie traktatu z 1999 roku, albo całkowicie przechodzimy na stosunki międzypaństwowe. Oczywiście wszyscy wybrali pierwszą opcję i rozpoczęły się negocjacje i mapy drogowe. I gdzieś pod koniec 2019 – na początku 2020 roku, tak naprawdę, ten proces się zatrzymał. Wtedy Łukaszenka z pełnym przekonaniem mówił „nie” wszystkim tym propozycjom, które jego zdaniem mogły zaszkodzić białoruskiej suwerenności i jego osobistej władzy. Również Rosja wstrzymała się z oceną, w jakim stanie Łukaszenka wyjdzie z kampanii prezydenckiej. Rosja była zainteresowana tym, by wyszedł z niej znacznie osłabiony. I tak się stało, nawet bardziej niż się tego spodziewano w Moskwie. A teraz strony wracają do tych negocjacji. Łukaszenka ma możliwości manewru, ale jest mu bardzo trudno je wykonać. Kiedyś miał menu na 10 stron, ale teraz dobrze, jeśli ma jedną stronę.”
„Jeśli dojdzie do radykalizacji, poleje się dużo krwi. Z jednej strony mamy autorytarną włądzę, uzbrojoną, i są jakieś grupy, albo mogą być, które mogą coś przedsięwziąć. Ale konsekwencje widać nawet teraz: ile osób zginęło, ile jest za kratkami, ile osób wyjechało. Wyobraźmy sobie, że zaczyna się opór z użyciem broni. Nawet jeśli wtedy, w sierpniu, komuś z kręgów władzy wydawało się, że Aleksander Łukaszenka upadnie, ale nie upadł, to jak niby upadnie teraz? Z badań socjologicznych, które widziałem, wynika, że wobec braku szybkiego zwycięstwa w starciu, coraz więcej osób zaczyna powstrzymywać się od protestów.”
„Przywództwo to nie tylko nazywanie się kimś, to pewne działania. To wtedy, gdy ludzie biorą odpowiedzialność, oferują ścieżkę rozwiązań i jest ona realistyczna. To nie jest ktoś, kto wzywa do głosowania online lub ogłaszam ultimatum, które tylko pokazuje, że nie mam żadnego rzeczywistego wpływu na to, co się dzieje. Nie możesz nawet strajku przeprowadzić, więc o czym tu mówić. Nikogo nie obwiniam, to jest fakt analityczny. Te czynniki nie wystąpiły i nie widzę, jak miałyby wystąpić teraz. Nie widzę więc możliwości rozpoczęcia nowej fali protestów, która jakościowo zmieniłaby sytuację”.
oprac. ba za svaboda.org/nn.by
2 komentarzy
tagore
9 czerwca 2021 o 13:23I tak oto mogliśmy przeczytać jakie jest stanowisko aktualnej amerykańskiej administracji na temat Białorusi. Dla Ukrainy to jak poczatek mszy pogrzebowej.
Marian
9 czerwca 2021 o 17:16Dyktator rozsmaruje tankami podatników jak margaryne na kanapce z kartofla.