Walczy o prawo do własnego dziecka a białoruskie władze traktują ją jak najgroźniejszego przestępcę. Już czwarty rok opozycjonistka z Mołodeczna walczy z białoruskim systemem. W tym czasie była katowana przez milicjantów, siłą umieszczona w szpitalu psychiatrycznym, odebrano jej córeczkę, a postępowania sądowe z jej udziałem trudno zliczyć.
W środę, 8 czerwca przed „wymiarem sprawiedliwości” stanęła opozycjonistka Alesia Sadowska. Ostatnie miesiące kobieta spędziła w więzieniu w Żodino, gdzie trwa właśnie jej proces. (Fotografowanie w budynku, gdzie toczy się rozprawa jest zabronione). Kobieta walczy o prawo do swojej ośmioletniej córeczki, którą władze odebrały jej i umieściły w domu dziecka.
Sadowska oskarżona jest o napaść na naczelniczkę wydziału edukacji powiatowego wydziału edukacji w Mołodecznie Innę Drapezo. Kobieta twierdzi, że 1 lutego 2016 Sadowska napadła na nią w jej gabinecie, uderzyła w policzek, ciągnęła za włosy i próbowała nawet udusić. Ma na to „świadków” – podległą jej pracownicę…
Sadowska nie przyznaje się do winy. Przyznaje za to, że próbowała odebrać naczelniczce telefon, na który wbrew jej woli urzędniczka nagrywała przebieg rozmowy.
Opozycjonistka udała się do „rajispałkomu” po dokument, na podstawie którego miała wreszcie odebrać z domu dziecka córeczkę. Wcześnie wszystko ustalała telefonicznie z szefową wydziału edukacji. Kiedy przyszła do urzędu usłyszała, że córki nie dostanie. Sadowska przekonuje, że tego dnia została przygotowana wobec niej prowokacja. Próbowano udowodnić, że jest osobą niezrównoważoną, i że odebranie jej dziecka było uzasadnione.
Obok gabinetu naczelniczki czekał lekarz psychiatra. Na polecenie szefowej wydziału edukacji wystawił skierowanie na badania psychiatryczne i osobiście asystował w drodze do psychiatryka. Dyżurny lekarz nie doszukał się jednak zaburzeń psychicznych, więc do sprawy włączyła się milicja, która wcześniej pobiła kobietę.
Ci sami stróże prawa, którzy zgotowali jej piekło, którego konsekwencje trwają od lat, wtrącili ją teraz do aresztu śledczego w Żodino -„za rozbój”, w którym na proces czeka od lutego.
Alesia Sadouska jest wolontariuszką Centrum Praw Człowieka „Viasna” w Mołodecznie. Od lat jest na celowniku milicji i KGB, ponieważ pomaga dowieść bezprawia w działaniach lub zaniechaniach instytucji państwa, sądów. Była jedną z inicjatorek powołania kampanii „Nasz Dom”, której celem jest wprowadzenie zmian do prezydenckiego dekretu, pozwalającego bezkarnie odbierać rodzicom dzieci.
Podczas jej zmagań z „wymiarem sprawiedliwości” wspierają ją koledzy, obrońcy praw człowieka. Jedna z nich, Olga Karacz, która o dziwo została wpuszczona na proces, wyraża zdumienie faktem, że władze posuwają się tak daleko i próbując bronić swoich błędnych decyzji zabrnęli tak daleko, niszcząc po drodze ludzkie życia;
„Wszystkie te oskarżenia są niepoważne. Wydział edukacji włożył wiele wysiłku, aby nie tylko odebrać córkę, ale żeby maksymalnie długo tego biednego dziecka nie oddawać matce. Ale kiedy w lutym 2016 roku było już blisko pomyślnego zakończenia sprawy, Alesia konsekwentnie zapowiedziała, że będzie dochodziła prawdy o tym, że odebranie jej dziecka było bezprawne. Wtedy zaczęły się te wszystkie prowokacje i pobicia.
Doprowadziło to do absurdalnych oskarżeń. Wiem, że prawda jest po stronie Alesi, – mówi Olga Karacz.
Podczas rozprawy Alesia Sadowska przykuta jest łańcuchem do milicjanta, obok niej siedzi jeszcze czterech funkcjonariuszy.
„Nie rozumiem, dlaczego człowiek, który jest oskarżony o lekkie pobicie, przetrzymywany jest w kajdankach? – pyta Karacz. – Artykuł, z którego odpowiada Alesia przewiduje karę grzywny lub skierowanie na pracę poprawcze na okres do dwóch lat lub karę pozbawienia wolności do sześciu miesięcy albo ograniczenie wolności do lat pięciu”.
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!