Białoruska opozycja zbliża się do przesilenia. Momentu, w którym będzie musiała dokonać wyboru co do dalszej strategii działania przeciw obecnej władzy. I odpowiedzieć sobie na pytanie, kiedy będzie możliwe, by podejść do stołu negocjacyjnego. Na jakich warunkach, po spełnieniu jakich żądań i z kim. Obecne cele opozycji zazwyczaj sprowadzają się do trzech: obejście Łukaszenki, wypuszczenie więźniów politycznych, demokratyzacja systemu. Trzeci cel jest tak naprawdę całym procesem, który może zająć Białorusinom wiele lat. Dwa pierwsze to cele polityczne na teraz. Na razie, mimo protestów, strajków i sankcji nie udało się ich osiągnąć.
Na chwilę obecną białoruska opozycja posiadała zasadniczo dwa główne narzędzia wywierania nacisku na władze w Mińsku: to protesty, sprzeciw społeczny oraz sankcje krajów zachodnich. W tym tygodniu Unia Europejska nałożyła sankcje na samego Łukaszenkę oraz 14 innych członków reżimu. Wybór Josepha Bidena może tu dawać opozycji pewne nadzieje, kandydat demokratów głosił bowiem, że jego polityka zagraniczna będzie dążyć do powstrzymywania agresji Kremla i jednocześnie wspierania ruchów demokratycznych (wspomniał on w tym kontekście o Białorusi).
Opozycja może uznać, że w porównaniu z poprzednimi latami odniosła spore sukces. Jednocześnie jednak ponownie jak kiedyś dotarła do ściany. Sukcesem jest wielka mobilizacja. 26 października, kiedy miał rozpocząć się narodowy strajk w samym Mińsku, protestowały tysiące (liczba mogła dochodzić do 100 tys. lub 200 tys.), władze miały wedle oficjalnych doniesień zatrzymać 581 osób. Protesty jakie miały miejsce 8 listopada również nie mogły być małe, skoro władze zatrzymały jeszcze 900 osób. Rośnie brutalność ze strony opozycji, co potwierdza wiele źródeł. W związku z protestami w Kirgistanie obawiano się, że sami protestujący stać się także bardziej agresywni, ale do tego akurat nie doszło.
Lecz fala zaangażowania wyraźnie maleje. Główną przyczyną zmniejszania się frekwencji jest społeczne zmęczenie, ale także fakt że władza skutecznie wychwytuje, co bardziej aktywne jednostki. Liczba zatrzymanych idzie w tysiące. Dalej Łukaszenka może liczyć na wsparcie Moskwy, w tym finansowe. Obecnie w więzieniach KGB lub na uchodźctwie przebywa większość liderów opozycji. Dlatego opozycji grozi demobilizacja społeczeństwa, które nie dostrzegając możliwości osiągnięcia swoich celów, zacznie godzić się ponownie z istniejącą od lat sytuacją polityczną.
Jako próbę uniknięcia tego należy odczytać „ultimatum” Tichanowskiej, którego niespełnienie zakończyć miało się powszechnym strajkiem w kraju. Strajk miał być sposobem na ożywienie gasnącego ruchu. Na pierwszy rzut oka przyniósł pozytywne efekty. Ale dalej główny cel: dymisja Łukaszenki nie mogła być osiągnięta, chyba że siła strajku byłaby naprawdę duża. Jednak metody działania opozycji nie ewoluowały, pozostają ciągle takie same. Wiadomo też było, że wezwania Swietłany Tichanowskiej wielu pracowników nie usłucha, choć źródła opozycyjne podawały listę ważnych zakładów, gdzie strajk miał mieć miejsce (m.in. Belarusneft, Mińska Fabryka Traktorów). Choć w tych akurat zakładach wystąpienia antyrządowe miały miejsce wcześniej. Pamiętajmy, że pracownicy dużych zakładów są poddawani szczególnej presji ze strony władzy, która może kontrolować ich szantażem ekonomicznym.
A sprawny aparat państwa w poważnym stopniu zminimalizował straty. Próby rozpoczęcia strajku w elektrowni w Grodnie zostały powstrzymane w końcu października. Dziś nawet opozycyjne media milczą; strajki wygasły. Zdaje się jednak, że próba przekształcenia natury protestów w bardziej aktywne, co miałoby bardziej uderzyć we władzę i zmusić ją do negocjacji, i przypominałoby strategię ukraińskiej opozycji w przeszłości, przyszły zbyt późno lub w złym momencie. Ogniska opozycyjnej aktywności są pacyfikowane. Media państwowe mogą już generalnie protesty ignorować, zajmując się opozycją wyłącznie jako czynnikiem w tle, notorycznie oskarżając ją o brak chęci negocjowanie czy zawarcia kompromisu.
Ucieczka do przodu Łukaszenki
Pytanie o strategię opozycji jest tym bardziej ważne, że Łukaszenka realizuje zapowiadany przez siebie projekt polityczny pod nazwą nowa konstytucja. W poprzednich miesiącach kilkakrotnie napominał o tej idei, lecz było to przed media traktowane jako sposób na odwrócenie uwagi. Łukaszenka zapowiadał, że dopiero po wprowadzeniu nowej konstytucji i nowych wyborach prezydenckich, ustąpi. W październiku jednak, jak się okazało, przyspieszono z projektem.
Media reżimowe podają o przeprowadzaniu szerokich konsultacji społecznych w tej sprawie, np. gazeta „Sowietskaja Biełorussija” donosi, że 5 listopada odbyć miały się rozmowy w tej sprawie ze „młodzieżą, studentami i nauczycielami”, które to środowiska reprezentowała Białoruska Republikańska Unia Młodzieży. Charakter tych „konsultacji” jest nieautentyczny, kontrolowany przez władze i przez to też pozorowany. Brakuje w nim wyraźnie jednej strony: opozycji. Wedle doniesień Rady Konsultacyjnej 3 listopada do Rady Konstytucyjnej Republiki Białorusi miał wpłynąć wstępny projekt nowej konstytucji. Wedle opozycji zaproponowane dziś poprawki (bo raczej nie jest to de facto projekt nowej konstytucji) są raczej zapowiedzią dalszego ograniczania praw obywatelskich; istniejące dziś formalnie prawa podlegają większym restrykcjom lub są usunięte.
Pozostaje jednak otwartą kwestia jak opozycja względem tej politycznej gry Łukaszenki powinna się zachować. Propozycja Łukaszenki to ucieczka do przodu, chce on zaangażować siły społeczeństwa i skupić jego uwagę na jego projekcie. Odwrócić ją z kolei od innych spraw. Wedle członka opozycji Jurija Woskrieseńskiego scenariusz władz na najbliższy rok układa się tak: listopad-grudzień dopracowanie nowej konstytucji, wiosna 2021 r. referendum w sprawie jej przyjęcia. Na styczeń 2021 r. zapowiedziano zebranie Zgromadzenia Narodowego, celem zatwierdzenia nowego projektu. Początkowo miało ono zebrać się już w listopadzie. Komentatorzy zastanawiają się czy to tylko kwestia koronawirusa czy władza dalej liczy na to, że opozycja przystąpi jeszcze do rozmów. Nowa ustawa zasadnicza mogłaby wejść w życie na jesień następnego roku.
Jak powinna zachować się opozycja?
Opozycja może całkowicie odciąć się od sprawy, ogłaszając, że jest ona ustawionym, pozorowanym, a nie autentycznym dążeniem do reform państwa. Rada Koordynacyjna podała, że Maria Kolesnikowa pozostanie w więzieniu aż do stycznie 2021 r., podobny los prawdopodobnie spotka innych członków Prezydium Rady przebywających w areszcie. Wiktor Babaryka (Babariko) pozostanie w areszcie co najmniej do 18 grudnia. Białoruskie władze podjęły też inne działania skierowane przeciw opozycji, na wniosek Łukaszenki, Tichanowska została przez władze Federacji Rosyjskiej umieszczona 7 października na liście poszukiwanych kryminalistów. Łatwo wiec na opozycji stwierdzić, że jest ona siłą rzeczy wykluczona z jakiejkolwiek debaty o nowym ustroju Białorusi.
Innego jest zdania jednak wspomniany Juri Woskriesieński, dziś postać w kręgach opozycyjnych dość kontrowersyjna. Jeden z byłych koordynatorów kampanii Babaryki, był w sierpniu zatrzymany za udział w protestach. Kilkakrotnie potem występował w państwowej telewizji udzielając wywiadów, które wielu odebrało jako wsparcie dla rządowej narracji. Był on uczestnikiem osławionego spotkania 10 października, gdy z członkami opozycji przebywającymi w tym czasie w areszcie KGB, miał rozmawiać sam Łukaszenka. Spotkanie miało jednak specyficzny charakter; osadzonych przyprowadzono do wspólnej sali, nie uprzedzając z kim będą się widzieć (sam Woskiresienski potem wyznał, że myślał, że będzie to kolejne przesłuchania). Potem niespodziewanie do pokoju wszedł Aleksander Grigoriewicz.
Łukaszenka chciał, jak sam podaje, poznać opinię i poglądy opozycjonistów, miał zapewniać ich o gotowości do dialogu; jak też przekonywać, że obecna kadencja jest jego ostatnią. Maria Kolesnikowa odmówiła udziału w spotkaniu. Choć brali w nim udział m.in. Własowa, Babariko czy Tichanowski (mąż kandydatki na prezydenta). Woskriesieński przedstawił szczegóły spotkania podczas wywiadów dla opozycyjnego portalu Tut.by (20. października) oraz dla prorządowej „Komsomolskiej Prawdy w Biełarusi” (23. października). Także oba wywiady wzbudziły poważne kontrowersje.
W obu atakował on członków opozycji za brak „pozytywnego nastawienia”, stwierdził że należy docenić pewne osiągnięcia reżimu (np. czyste ulice); wedle niego opozycja to głównie Mińsk, a wschodnie tereny myślą zasadniczo inaczej, co opozycja ignoruje. Uznał on Łukaszenkę za „silnego przywódcę”, którego reformatorskim nastawieniom można zaufać. Woskriesienski przyznał to pomimo tego, że jak sam stwierdza, działa w opozycji od 25 lat. Jako biznesmen również sporo wycierpiał, gdy w 2019 r. jego firmy były zamykane z rozkazu władz.
Łukaszenka miał podczas spotkania potwierdzić, że jego propozycją jest nowa konstytucja. Miał on również zaprosić opozycję do jej tworzenia, jednak tylko tę, którą uzna za rozsądną. Woskriesenski miał nie tylko uznać dobre intencje samego Łukaszenki, lecz też sugerować, że jest on oszukiwany przez służby specjalne, które przekazują mu nieprawdziwe informacje o sytuacji w kraju. Z perspektywy władzy trudno nie odczytywać całego wydarzenia wyłącznie za zabieg PR-owski. Ważne jest jednak powtarzanie przekazu o opozycji „dobrej” (pozytywnej, „nastawionej na dialog”) i „złej”. Fakt, że Łukaszenka poszukuje wśród opozycji głosów poparcia, wskazuje, że potrzebuje on uautentycznienia swojej polityki (tak w oczach społeczeństwa jak i zagranicy).
Oficjalnie więc poszukuje wyjścia z kryzysu. Oczywiście chce on, aby opozycja siłą rzeczy uznała legalność jego wyboru, a nowe rozstrzygnięcie przesunąć w przyszłość. Może nawet po zakończeniu swojej obecnej („ostatniej”) kadencji. Jak wskazują komentatorzy, nowa konstytucja daje mu możliwość jeszcze dwukrotnego startu w wyborach. Uzasadnione są podejrzenia, że Łukaszenka zwyczajnie oszuka opozycję, a jej udział w procesie tworzenia nowej konstytucji jest wyłącznie sposobem na odebranie jej możliwości manewru.
Fakt, że liderzy opozycji pozostają dalej w odosobnieniu wskazuje, że sam Łukaszenka nie jest pewien czy opozycja zaakceptuje jego reguły gry. Dla sił demokratycznych wzięcie udziału w grze Łukaszenki może je skompromitować i odebrać szacunek jakim cieszy się w społeczeństwie. Referendum, którego datę poznamy raczej dopiero w styczniu, stanie się główną osią sporu. Władzy będzie zależeć na jak największej mobilizacji, opozycji może przeciwnie: na porażce referendum jako oznace słabości rządów Łukaszenki.
Jednak co jeśli obecny układ rządzący faktycznie szykuje zmiany? Scenariusz na jaki liczy opozycja można porównać ze zmianami jakie zaszły na Ukrainie. To odsunięcie od władzy ludzi obecnego systemu i daleko idąca demokratyzacja państwa. Jednak oba systemy – ukraiński i białoruski, są zasadniczo od siebie odmienne. System ukraiński był zawsze o wiele bardziej pluralistyczny i można było liczyć na działające w systemie władzy czynniki odśrodkowe. Realny scenariusz dla Białorusi musi bardziej przypominać ten jaki miał kilka lat temu miejsce w Mjanma (Birmie), gdzie w wyniku porozumienia między opozycją a juntą wojskową, ta pierwsza przejęła władzę, lecz wojsko zachowało pakiet kontrolny.
Proces zmian jakie mogą w ciągu najbliższego roku czekać Białoruś da się więc ująć w czterech możliwych scenariuszach:
- Scenariusz oczekiwany przez opozycję, nakreślony powyżej to demokratyzacja państwa, szybka, wymagająca jednak kilku jednoczesnych czynników: rozpadu systemu władzy i przejęcia jej przez opozycję, nim dekompozycja systemu zagrozi państwowości Białorusi.
- Scenariusz, gdzie zmiany konstytucyjne są tylko kosmetyczne i mają wyłącznie propagandowy charakter; Łukaszenka dalej utrzymuje pełnię władzy, a ciągle prześladowana opozycja nie jest w stanie wyjść poza obecne ograniczenia (aktywność społeczna, apatię, rozbicie polityczne). Taki scenariusz może i byłby najbardziej oczekiwany przez samego Łukaszenkę, lecz trapiący kraj od lat kryzys ekonomiczny może to mu realnie uniemożliwić.
- Łukaszenka realnie przekształca system, wraz ze swoim środowiskiem decyduje się na oddanie władzy swojemu następcy (wskazywany bywa tu Roman Golowczenko, człowiek związany z Łukaszenką od lat 90., a przed laty także w Wiktorem Szejmanem, z doświadczeniem w polityce zagranicznej, w sprawach bezpieczeństwa oraz obronności, premier od czerwca 2020 r.). System z „nową twarzą” pozostaje zasadniczo ten sam, co może przypominać casus Uzbekistanu czy Kazachstanu.
- Opozycja realnie dołącza do negocjacji z władzą w sprawie nowej konstytucji i referendum, zmiany zachodzą etapowo, lecz to ludzie obecnego układu władzy w gruncie decydują o przechodzeniu do kolejnych etapów.
Spośród nich za realne należy uznać scenariusz 3 lub 4, a dwa pierwsze: radykalnej zmiany lub konserwacji władzy, nie wydają się dziś możliwe. Z jednej strony system wykazał trwałość, lecz dziś bez odświeżenia oraz wsparcia ze strony opozycyjnie nastawionego do niego społeczeństwa, zwyczajnie nie jest wstanie przetrwać. Fakt, że władze dotąd nawet podstawowych oczekiwań opozycji (wypuszczenia więźniów politycznych oraz zaprzestania stosowania przemocy), może wskazywać, że Łukaszence trudno się pożegnać z władzą, lecz wiele sygnałów wysyłanych przez niego samego, może wskazywać, że obecne traktuje on projekt „odnowy” poważniej niż to się powszechnie uważa.
Łazarz Grajczyński
Autor jest dziennikarzem, specjalizującym się w polityce międzynarodowej i kwestiach bezpieczeństwa, współpracował m.in. z Radiem Poznań, portalami Jagiellonia.org, Kresy24.pl, Centrum Schmpetera i Blasting News
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!