Napisanie recenzji książki człowieka, którego czyny w stopniu nieoszacowanym wpłynęły na przetrwanie Narodu i odrodzenie się Państwa Polskiego, jest zadaniem wymagającym. Zwłaszcza kiedy książka ta nosi tytuł „Bez ostatniego rozdziału”.
Bo wszak napisanie recenzji kompozycji pod takim tytułem to tak, jakby klamrą kompozycyjną treść jej zamknąć. Każdy szanujący się historyk i człowiek świadomy społecznie wie jednak, że historia Narodu nie kończy się i nie skończy się „kiedy my”, to jest Naród, a w tym i tylko w tym przypadku, Naród Polski, „żyjemy”. „Wspomnienia z lat 1939-1946”, bo taki podtytuł nosi książka generała Władysława Andersa, przedstawiają walkę o życie – często własne samego autora, tak jego zmagania z przeciwnościami sowieckiej aparatury i skrajnie niesprzyjającymi warunkami klimatycznymi zmierzające do ocalenia rzesz Rodaków od śmierci, jak i indywidualną walkę tysięcy Polaków, którzy wraz z 2 Korpusem przebyli pół świata w dla odzyskania Niepodległej Rzeczypospolitej.
Autor z właściwą żołnierzowi największego formatu precyzją opisuje wydarzenia począwszy od pamiętnego września 1939 roku, kiedy to II Rzeczpospolita padła pierwej ofiarą III Rzeszy Niemieckiej, wtóry Związku Sowieckich Republik Radzieckich. To co jednak odróżnia prozę Andersa od innych wspomnień wojskowych polskich z pierwszej połowy XX wieku, myślimy tu choćby o nader szczegółowym, a przez to niezwykle skomplikowanym w czynionych przez siebie opisach zmagań wojennych roku 1920 gen. Lucjanie Żeligowskim, to intelektualna swoboda i szacunek dla piękna słowa jakie Władysław Anders wyniósł zapewne ze swego inflanckiego domu rodzinnego, a także z okresu studiów. Aby bezceremonialnie nie rzucać czytelnika w wir wojennej zawieruchy, autor w pierwszych akapitach rysuje swą drogę życia prowadzącą go bezpośrednio do Lidzbarku nad granicą Prus Wschodnich, gdzie jako dowódca nowogródzkiej brygady kawalerii wchodzi w skład armii Modlin, mającej dać odpór wojskom Wehrmachtu nacierającym z północnego-wschodu. W reminiscencji lat minionych Anders nie zapomina wspomnieć o ryskim okresie swej edukacji wyższej przypadającym na lata 1911-1914, kiedy to w murach tamtejszej politechniki zdobywał wiedzę, bawił się i pracował „z tak drogą [mu] zawsze korporacją studencką Arkonią.”. Dalej Władysław Anders przytacza wspaniały przebieg Powstania Wielkopolskiego. „Jako szef sztabu armii poznańskiej przeżyłem tryumf współudziału w wypędzaniu Niemców z prastarych ziem polskich.” Po cudzie nad Wisłą i pogoni za Bolszewikami aż do Nieświeża, Anders wraca do uczelnianej ławy, tym razem w École supérieure de guerre w Paryżu. Spędzone tam dwa lata zaliczy „do najmilszych w życiu”. Stając twarzą w twarz z wyborem między piłsudczykami, a siłom lojalnym wobec prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, decyduje się na opowiedzenie się po legalnej stronie rządowej. Decyzja ta, jak daje do zrozumienia w dalszej części książki, będzie rzutować na jego działania przy ewakuacji Polaków z ZSRR i formowaniu się II Korpusu.
Działaniom tym nie sprzyjały wciąż żywe, jak wskazuje na to sam Anders, różnice opinii między przedstawicielami opcji narodowodemokratycznej, a poplecznikami Sanacji. Nieudolność ambasadora Stanisława Kota, jego umizgi i brak rozeznania w rosyjskich zwyczajach (vulgo abstynencja) wielokrotnie są przywoływane przez Andersa jako powody, dla których pertraktacja z i wywieranie wpływu na sowietów nie przynosiły oczekiwanych skutków wystarczająco szybko. Wspomnienia Władysława Andersa stanowią doskonałe źródło dla spojrzenia za kurtynę polskiej polityki zagranicznej Rządu na Uchodźstwie. Ponadto, niezmiernie cenne są protokoły z rozmów między Naczelnym Wodzem Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysławem Sikorskim, prezesem rady komisarzy ludowych Z.S.R.R. Józefem Stalinem, ambasadorem prof. Stanisławem Kotem, komisarzem spraw zagranicznych Wiaczesławem Mołotowem i dowódcą Polskich Sił Zbrojnych w Z.S.R.R. gen. Władysławem Andersem jakie odbyły się 3 grudnia 1941 roku w Moskwie. Rozmowy te, to także studium przewrotnej osobowości Stalina, fluktuacji jego umysłu, machinacji i bardzo, zdawałoby się, racjonalnie ugruntowanych argumentów dotyczących losu rzekomo „zaginionych” lub „przemieszczonych do Mandżurii” żołnierzy Wojska Polskiego, w rzeczywistości zaś więzionych w sowieckich łagrach.
„Sikorski: Nie naszą jest rzeczą dostarczać rządowi sowieckiemu dokładnych spisów naszych ludzi, ale pełne listy mają komendanci obozów. Mam ze sobą listę ok. 4 000 oficerów, których wywieziono siłą (…). Poleciłem sprawdzić, czy nie ma ich w Kraju, z którym mam stałą łączność. (…) nie ma tam żadnego z nich; podobnie jak w obozach naszych jeńców w Niemczech. Ci ludzie znajdują się tutaj. Nikt z nich nie wrócił.
Stalin: To niemożliwe. Oni uciekli.
Anders: Dokąd mogli uciec?
Stalin: No, do Mandżurii.
Anders: To niemożliwe, żeby wszyscy mogli uciec (…) z chwilą wywiezienia ich z obozów jeńców do obozów pracy i więzień ustała zupełnie korespondencja ich z rodzinami. (…) Mam wiadomości, że nasi ludzie znajdują się nawet na Nowej Ziemi. Większą część oficerów, wymienionych w tym spisie, znam osobiście. Są wśród nich moi oficerowie sztabu i dowódcy. Ludzie ci giną i mrą w straszliwych warunkach.
Stalin: Na pewno zwolniono ich, tylko jeszcze nie przybyli.” [1]
Te, a także rozmowy dnia następnego (4 grudnia 1941 roku) podczas obiadu u Stalina, są również dowodem baczności gen. Władysława Sikorskiego, mimo szczególnej porywczości dającej się we znaki w każdej chwili, gdy rozmowa schodziła na temat relacji z Francją. „Znamienne było, że gdy gen. Sikorski mówił dobitnie o nienaruszalności obszaru Rzeczypospolitej, Stalin usiłował wbić klin rozróżnianiem między polskimi a niepolskimi mieszkańcami ziem wschodnich. Ale gen. Sikorski nie podjął rozmowy w duchu tego rozróżnienia i trwał przy pojęciu obszaru i granic Rzeczypospolitej. Sianie waśni między Polakami i Ukraińcami było, jak wiadomo, od XIX w. umiłowanym sposobem Wiednia a później Berlina.” [wytłuszczenie recenzenta]
Kwestia relacji ukraińsko-polskich nie tyle nieobca była Władysławowi Andersowi, co wręcz droga. Dłużące się rozmowy, retoryczne arcydzieła i niezachwiana trzeźwość umysłu pozwoliła generałowi na ewakuację z Rosji 70 000 Polaków, a także wielu Ukraińców, Białorusinów i Żydów. „Powiadomiłem [przedstawicieli Żydów], że rząd sowiecki zgodził się na wyjazd rodzin jedynie tych Żydów, którzy pełnią czynną służbę w szeregach wojska polskiego. Zresztą nastąpiło to wyłącznie wskutek mojej interwencji.”[2]
Podczas pracy przy formowaniu 2 Korpusu gen. Anders wiele podróżował po Rosji. Podróże te pozwoliły mu na zdemaskowanie zbrodniczego systemu komunistycznego jaki topił we krwi nie tylko Polaków, Ukraińców i innych mieszkańców II Rzeczypospolitej, lecz także swych własnych obywateli. Znamienna jest relacja autora z konnej podróży po okolicach Jangi-Jul, gdzie znajdowały się obozy koncentracyjne wypełnione oficerami radzieckimi, z których najniżsi rangą byli majorami.[3]
Wspomnienia Andersa są także wspomnieniami o tych wszystkich żołnierzach, którzy przebyli szlak od Rosji, przez Iran, Syrię, Palestynę i Egipt, aż po Tarent i dalej Monte Cassino – front, którego ani oddziały nowozelandzkie, ani hinduskie same przełamać nie mogły. Opis działań 3-ej dywizji strzelców podkarpackich oraz innych wojsk polskich zaangażowanych we Włoszech jest szczegółowy, relacja z przebiegu walk pod Monte Cassino z udziałem 2 Korpusu rozpoczętych o 23-ej 11 maja 1944 roku zapiera dech w piersiach. Wszystko to czyni z książki gen. Andersa doskonałą lekturę dla czytelnika choćby i w wieku nastoletnim. Innymi słowy stanowi doskonały materiał formatywny. Niezmiernie interesujący jest również opis działania radia „Wanda Niemiecka” siejącego propagandę niemiecką obiecującą Polakom bezpieczny powrót do Polski, jeśli ci zgodzą się przejść na stronę Rzeszy. „(…) ulotki miały służyć jako przepustki przez linie niemieckie. Radiostacja Wanda nadawała codziennie w języku polskim komunikaty, przemówienia propagandowe i pieśni polskie z płyt gramofonowych.”[4] Działania radia były jednak nieskuteczne dzięki pokrzepiającym mowom tak gen. Andersa jak i gen. Leese’a.
Reasumując, zrecenzowana niniejszym książka jest pozycją niezbędną dla każdej osoby zainteresowanej najnowszą, i jakże bohaterską, historią Narodu Polskiego – historią pisaną przez polskich wodzów, żołnierzy i dzielnych Polaków, pisaną, jak gen. Władysław Anders zauważył, „bez ostatniego rozdziału”.
[1]Anders, Władysław (1981) Bez ostatniego rozdziału: wspomnienia z lat 1939-1946. Wyd. Gry Publications Ltd., Londyn, s. 89.
[2]Anders, Władysław (1981) Bez ostatniego rozdziału: wspomnienia z lat 1939-1946. Wyd. Gry Publications Ltd., Londyn, s. 133.
[3]Anders, Władysław (1981) Bez ostatniego rozdziału: wspomnienia z lat 1939-1946. Wyd. Gry Publications Ltd., Londyn, s. 132.
[4]Anders, Władysław (1981) Bez ostatniego rozdziału: wspomnienia z lat 1939-1946. Wyd. Gry Publications Ltd., Londyn, s. 194.
MACIEJ MARIA JASTRZĘBSKI
„Bez ostatniego rozdziału”
Władysław Anders
Wyd. Gry Publications Ltd (1981)
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!