Przypadająca w tym roku 70. rocznica akcji AK «Ostra Brama», była okazją do spotkania polskich i białoruskich historyków oraz dyskusji na temat oceny działalności Armii Krajowej. Trzeba zaznaczyć, że oficjalna białoruska historiografi a wyłącznie negatywnie ocenia jej działania.
Jeden z gości spotkania zapytał polskich historyków: – Czy to dobrze, że wokół tematu AK zapanowała teraz na Białorusi cisza. – Niedobrze, bo powinny być prowadzone badania, ukazywać sie publikacje. Jedyny warunek – nie nazywajcie AK-owców bandytami – padła odpowiedź. Moderator spotkania dr hab. Aleksander Smalanczuk poprosił z kolei, żeby w Polsce nie używano ogólnego stwierdzenia «białoruska historiografia», bo są różne punkty widzenia – a wyrażający tę opinię mają na uwadze oficjalną wersję władz.
Wokół tematyki partyzanckiej powstało wiele mitów. Jak wyobraża sobie jej działania większość ludzi? – Kilka tysięcy partyzantów siedzi w lesie, śpiewają przy ognisku patriotyczne piosenki, wychodzą na akcje. To naj-większy mit. Nic bardziej mylnego, w ten sposób żadna partyzantka nie wygra z regularną armią, bo łatwo ją byłoby zlikwidować – mówi profesor Wojciech Śleszyński z Uniwersytetu w Białymstoku.
– Partyzantka, żeby być skuteczna, powinna być mała liczebnie. Może, na przykład, zająć posterunek policji niemieckiej czy białoruskiej. Siła partyzantki zarówno wtedy, jak i dzisiaj w Afganistanie czy Iraku, polega na tym, że partyzanci mieszkają w domu, a stają do walki w wyznaczonym czasie, po czym znowu wracają do domów. Armia Krajowa była niezwykłą formacją, bo pełniła również funkcje państwowe. Takie jak sądownictwo, szkolnictwo, wychowanie młodzieży w duchu patriotycznym, dbanie o bezpieczeństwo ludności.
«Polska stworzyła największe państwo podziemne, żadne wielkie państwo nic podobnego nie stworzyło, np. Francja. Wypełniając obowiązki państwowe, w jej szeregach były osoby cywilne – zaznaczył podczas dyskusji profesor UwB Adam Dobroński.
– AK czuła się na tych terenach jako reprezentant państwa polskiego w granicach sprzed września 1939 roku. Najboleśniejszy na tych ziemiach był brak inteligencji, która została przez Sowietów wymordowana lub deportowana, stąd brak wyższej kadry oficerskiej – wobec tego musiała być «eksportowana» (chodzi o cichociemnych).
Partyzantka, żeby odnosić sukcesy, musi mieć oparcie w ludności miejscowej, która ma świadomość narodową i jest gotowa do poświęceń. «Bądźmy szczerzy, większość ludzi, szczególnie Białorusini, ciężko doświadczonych za czasów pierwszych sowietów i wojnę, najbardziej chciała świętego spokoju, bo każda partyzantka jest obciążeniem dla ludności. Świadomość polskiej ludności, nawet chłopskiej, była o wiele większa niż białoruskiej. Białoruś faktycznie nie miała swego państwa – zaznacza prof. Śleszyński. – Jakby na AK nie patrzyć – jej celem było wyrażenie polskiej racji stanu, tą racją stanu była II Rzeczpospolita».
Przez prawie dwa lata okupacji sowieckiej społeczeństwo było na tyle wystraszone i zmęczone, że wręcz czekało na przyjście Niemców, żeby obalić komunistów. Potwierdza tę tezę prof. Dobroński. Będąc w Londynie czytał relacje osób, które zostały deportowane i opuściły ZSRR z Armią Andersa. Na Białorusi słyszymy pod adresem AK-owców różne zarzuty.
– Jeżeli AK wykonywała wyroki na Białorusinach, np., za współpracę z Niemcami, to dokonywała tego na podstawie prawa polskiego na obywatelach polskich, którymi faktycznie oni byli. Sytuacje, że AK-owcy będąc bohaterami, a w innych przypadkach mogli popełnić niegodne czyny – zdarzały się. Dowódcy oddziałów musieli być mocnymi ludźmi, żeby wydawać wyroki, utrzymywać w ryzach 18-19-latków.
AK-owcy nie sąświęci, ale w pewnym sensie tak, bo poświęcili swoje życie dla Ojczyzny – powiedział Wojciech Śleszyński. Oponenci stawiają zarzuty, że AK za mało walczyła z Niemcami. Trzeba pamiętać m.in. o tym, że nie mogła narażać na niebezpieczeństwo ludności, bo działania przeciwko Niemcom obracały się przeciwko miejscowym– po nich następowały ekspedycje karne. Dyskusja jest potrzebna obydwu stronon. Warto w tym miejscu przypomnieć, że Armii Krajowej, będącej członkiem koalicji alianckiej, na Białorusi odmawia się prawa do legalności. Więcej, w tym roku enkawudzistów nazwano bohaterami, bo walczyli z AK. – Jeżeli oni są bohaterami, to kim są ich ofiary? – mówiła z goryczą Barbara Bojaryn-Kazberuk, dyrektor Oddziału IPN w Białymstoku.
Irena Waluś redaktor naczelna „Magazynu Polskiego na uchodźstwie” / Nr 8(104) sierpień 2014
1 komentarz
Czytelnik
2 lutego 2016 o 18:26„Zostali oficjalnie potępieni i wyrzucenia na śmietnik historii. Zabijani tak, by nikt nigdy nie poznał miejsca ich pochówku, którym w najlepszym razie był rów w lesie bądź w polu, a nierzadko kloaczy dół na podwórzu PUBP.”
Roztrzelany oddział Jerzy Kułak
P.S
Wielu Białorusinów z terenów Wileńszczyzny wstępowało do AK bo nie chcieli kołchozów itp. chcieli żeby było po staremu, czyli jak przed wojną. Chłop zawsze chciał być na swoim. Historycy szacują że w oddziałach AK z tych terenów prawosławni stanowili w zależności od miejsca ok. 30%-40%. Można przypuszczać że tzw. „historiografia białoruska” dalej swoje wzorce czerpie z komunistycznej propagandy. Byle tylko dzielić narody, kiedy można znaleźć sporo argumentów świadczących o współpracy w imię wolności prawosławnych i katolików. Niestety tych prawosławnych, którzy ramię w ramię walczyli z Polakami przeciw wspólnemu wrogowi u naszego sąsiada nie nazywa się już Białorusinami, a Polakami wyznania prawosławnego. Ci ludzie w tamtym czasie, często mówili na siebie poprostu tutejszy.