Być może jest to spadek po zaborach i komunie, ale Polacy litewscy mają jedną wspólną cechę z Rosjanami. Lubią ubóstwiać władzę…
Nie warto porównywać Rosji Putina do Wileńszczyzny Tomaszewskiego. To przede wszystkich jest krzywdzące dla rzeczywistych ofiar Kremla, takich jak Anna Politkowska czy Boris Niemcow. Oba twory mają jednak podobną genezę, jeśli chodzi o miejsce w którym teraz się znajdują. Geneza tkwi w latach 90-tych., które dla jednych były „okresem wolności”, dla drugich „chaosu i upodlenia”.
Nie wchodząc w spory historyczne, która z koncepcji jest bliższa prawdzie, nie da się zaprzeczyć, że po rozpadzie ZSRR Rosja po raz kolejny na krótki okres zwróciła się w stronę demokracji. Jednak właśnie walka o zachodnie wartości ekipy Jelcyna z pozostałościami komunistycznej despocji stworzyła fundament dla przyszłej putinowskiej autokracji. Miażdżąc w 1993 r. czerwono-brunatną opozycję Jelcyn faktycznie narzucił autorytarną konstytucję nadającą zbyt szerokie uprawnienia dla osoby prezydenta. Później nastąpiły wybory roku 1996, kiedy Rosjanie po raz pierwszy zetknęli się ze zmasowanym atakiem propagandy medialnej, z którą teraz (nie tylko Rosjanie, ale również my) musimy zmagać się na co dzień. I tak małymi krokami, w wybranej przed laty koncepcji, Rosja znalazła się tam, gdzie się znalazła…
Na przełomie lat 80-90 XX wieku, kiedy mieliśmy do czynienia z jesienią ludów, podobnie jak w całej Litwie, na Wileńszczyźnie również wrzało życie społeczno-polityczne. Obok Jana Sienkiewicza i Ryszarda Maciejkiańca w ZPL działali Jerzy Surwiłło, Czesław Okińczyc, Zbigniew Balcewicz, Artur Płokszto. Niestety wkrótce pierwsi dwaj usunęli z szeregów Związku swych zbytnio ambitnych i o odmiennych poglądach kolegów. W krótkim czasie z oddolnej, demokratycznej struktury, ZPL przeistoczył się de facto w prywatny folwark Ryszarda M. Niestety Maciejkianiec przecenił własne siły i charyzmę.
Dyktatorski styl rządzenia dał się we znaki dołom partyjnym, co umiejętnie wykorzystał Waldemar Tomaszewski odsuwając Maciejkiańca od koryta. Dochodząc do władzy na hasłach walki z nepotyzmem, Tomaszewski, jako „klasyczny rewolucjonista”, zamiast zmieniać zaistniałą strukturę, przejął ją i wzmocnił. Pamiętając casus Maciejkiańca stworzył taki system, gdzie „przewrót” byłby niemożliwy lub maksymalnie odsunięty w czasie. W pozostałych kwestiach jego polityka niczym nie różniła się od poprzednika: „miernych, ale biernych” awansował, „hardych i ambitnych” odsuwał.
Niestety dzięki okolicznościom historycznym partia zaczęła być utożsamiana z całą społecznością polską na Litwie, dlatego osoby nie zgadzające się z wodzem odsuwały się nie tylko od partii, ale również od polskości.
Podobnie jak Rosja Putina, Wileńszczyzna Tomaszewskiego jest tworem absolutnie nie nadającym się do klasycznych badań politologicznych czy socjologicznych. Tak naprawdę nie wiemy, co dziejesię wewnątrz „aparatu władzy” i wszystko zależy od widzimisię jednego człowieka.
Dlatego warto podkreślić, że problem tkwi nie w osobie Tomaszewskiego. Tomaszewski podobnie jak Maciejkianiec, co udowodniła historia, za miesiąc, rok lub lat 10 zniknie ze sceny. Nie zniknie jednak problem autorytaryzmu, z którym zmaga się polska społeczność na Litwie.
Więc jeśli za trzecim podejściem wszystko pójdzie po przetartym szlaku, to polskość na Litwie jeszcze bardziej się skurczy.
Dlatego o tym musimy myśleć już dzisiaj – nawet jeśli perspektywy są zbyt odległe – inwestując w społeczeństwo obywatelskie – myślące i otwarte.
Tak, by przy kolejnej zmianie prezesa nie nastąpić na te same grabie…
Ten komentarz ukazał się 28 stycznia na antenie audycji polskiej litewskiego radia publicznego LRT Klasika.
zw.lt
2 komentarzy
józef III
31 stycznia 2019 o 00:34Radczenko to klasyczny kodomita na scenie polskiej mniejszości na Litwie
WRON
31 stycznia 2019 o 11:09Może cześć Polaków litewskich za ZSRR stała się sowieciarzami. Tak bywa.