7 czerwca Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda stał się pierwszym przywódcą Polski, który modlił się przy krzyżu prawosławnym w Zaleszanach na Podlasiu, upamiętniającym ofiary zbrodni, popełnionej przez oddziały dowódcy powojennego polskiego podziemia antykomunistycznego Romualda Rajsa „Burego” w 1946 roku.
– To miejsce naznaczone jest cierpieniem i śmiercią Białorusinów mieszkających w Rzeczypospolitej, gdzie zginęli kiedyś ludzie, niewinne kobiety, dzieci. Modliłem się tam dzisiaj za tych, którzy zginęli. Złożyłem wieniec, jako prezydent Rzeczypospolitej pod krzyżem, który upamiętnia ofiary sprzed dziesięcioleci. To ważne, jako element oddania szacunku, ważne, jako oddanie pamięci i ważne – może w tym właśnie najistotniejszym – duchowym aspekcie – mówił prezydent RP Andrzej Duda do dziennikarzy, podczas konferencji prasowej w Bielsku Podlaskim, która odbyła się w II Liceum Ogólnokształcącym z Białoruskim Językiem Nauczania im. Bronisława Taraszkiewicza.
Szkoda, że licznie zgromadzone w szkole media ze względów epidemicznych nie mogły rejestrować przebiegu spotkania pana prezydenta Dudy z przedstawicielami białoruskiej społeczności Podlasia, do którego doszło tuż po konferencji prasowej w szkolnej sali sportowej. Szkoda, gdyż w ramach tego spotkania głowa państwa rozmawiała z Białorusinami Podlasia o tym, czego zabrakło niektórym komentatorom historycznego wydarzenia, świadczącego o dobrej woli Narodu Polskiego w osobie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, do naprawiania krzywd historycznych i wspólnego „leczenia” traumy, doznanej przez podlaskich Białorusinów w wyniku niehumanitarnego, zbrodniczego traktowania ich przodków przez oddziały „Burego”.
Miałem zaszczyt być obecny na spotkaniu pana prezydenta z podlaskimi Białorusinami i powinienem dać świadectwo temu, że prezydent Duda wyraźnie podkreślił podczas spotkania, iż ma głębokie przekonanie, że Polska nie może udawać, że niczego złego w 1946 roku na Podlasiu się nie stało.
– Kiedy giną kobiety i dzieci, to zawsze jest to zło – zaznaczył prezydent. – Kiedy biją się i giną mężczyźni, wtedy jest wojna. A kiedy giną niewinne dzieci i kobiety, to jest to zło. Na pewno nie ma w tym żadnego dobra. I dlatego właśnie moim obowiązkiem było pochylenie głowy i modlitwa przy krzyżu, który upamiętnia te ofiary – dodała głowa państwa, tłumacząc potrzebę odwiedzenia Podlasia i oddania hołdu pamięci niewinnych ofiar Romualda Rajsa „Burego”.
Krytykom prezydenta, uważającym, że głowa państwa niewystarczająco zasygnalizowała skruchę z powodu zbrodniczych działań „Burego” i jego żołnierzy na Podlasiu w 1946 roku, mogę powiedzieć, że zwracając się do licznej, kilkudziesięcioosobowej grupy społeczności białoruskiej Podlasia, prezydent Andrzej Duda poprosił zgromadzonych, aby przyjęli od niego, jako reprezentanta Narodu Polskiego, wyrazy współczucia z powodu wyrządzonej im krzywdy.
– Źle jest, kiedy historią próbują manipulować, żeby nas skłócić – nas Polaków i Białorusinów – mówił prezydent Duda, streszczając krótką rozmowę, którą odbył z pewną kobietą, podczas wizyty w Hajnówce, odbytej w październiku 2016 roku:
– W Hajnówce pewna pani powiedziała mi, że pan wstawia się za Żołnierzami Wyklętymi, a był taki „Bury”, który zabił moją babcię. Niech pan o tym wie. Po tej rozmowie zrobił się to dla mnie problem – wspominał pan prezydent swoją wizytę na Podlasiu sprzed pięciu lat, przyznając, że „temat Żołnierzy Wyklętych jest trudny, tak samo, jak trudne wówczas były czasy”. – Nikogo nie usprawiedliwiam, ale wiem, że kiedy giną kobiety i dzieci – wina jest i jest to oczywiste – powtórzył Andrzej Duda wcześniej wygłoszoną definicję swojego rozumienia zła i odpowiedzialności sprawców tego zła.
Prezydent Duda usłyszał podczas spotkania z Białorusinami Podlasia pretensję o to, że w Hajnówce odbywają się marsze ku czci Żołnierzy Wyklętych, podczas których jest gloryfikowana postać Romualda Rajsa „Burego”.
Jako głowa demokratycznego państwa, w którym prawo do głoszenia nawet błędnych poglądów jest wartością niepodważalną, prezydent Duda odpowiedział na zarzut w sposób następujący:
– Obawiam się, że podobne marsze w Hajnówce, ale też w innych miejscach w Polsce, będą się odbywały i zawsze znajdą się tacy, którzy na te marsze pójdą. Mówię teraz w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, że każdy, kto na taki marsz się wybiera, powinien trzy razy się zastanowić, czy warto to robić. Apeluję jednak o zachowanie umiaru przez obie strony sporu, gdyż mam świadomość, że w trudnych warunkach ludzie (Żołnierze Wyklęci – aut.) chcieli walczyć z czerwonym terrorem – tłumaczył prezydent Duda potrzebę wrażliwego podejścia do wydarzeń historycznych, które mogą być traumatyczne na różne sposoby dla różnych grup społecznych.
Tak wyglądało spotkanie Prezydenta RP z białoruską mniejszością narodową w Polsce i postrzeganie przez niego trudnych spraw, zatruwających stosunki polsko-białoruskie.
Właśnie pod pretekstem rzekomej gloryfikacji „Burego” przez przedstawicieli polskiej mniejszości narodowej na Białorusi liderzy społeczności polskiej w tym kraju zostali aresztowani i osadzeni w ciężkich więzieniach pod zarzutem „podżegania do nienawiści na tle narodowościowym” oraz „rehabilitacji nazizmu”.
Pomijając fakt, że na żadnej uroczystości ku czci Żołnierzy Wyklętych, organizowanej przez Polaków na Białorusi, nie padło nazwisko Romualda Rajsa „Burego”, prezydent Duda swoją historyczną wizytą w Zaleszanach i modlitwą za ofiary zbrodni, popełnionej przez „Burego” i jego żołnierzy de facto wyciągnął rękę do pojednania między Polakami i Białorusinami na polu traumatycznych doświadczeń z okresu II wojny światowej i po jej zakończeniu.
Historyczny gest prezydenta Dudy, pozwalający na cywilizowane rozstrzyganie traumatycznych sporów między Polakami i Białorusinami został dostrzeżony i doceniony niemalże przez wszystkie białoruskie media, znajdujące się w opozycji do panującego na Białorusi dyktatorskiego reżimu Aleksandra Łukaszenki. Natomiast dominujące w sąsiednim kraju media reżimowe uznały, wizytę głowy państwa polskiego w Zaleszanach za wydarzenie niewarte informowania o nim społeczeństwa białoruskiego.
Zamiast docenienia gestu pojednawczego ze strony głowy sąsiedniego państwa w zakresie historycznych zaszłości między bratnimi przecież narodami, dyktator, mianujący się prezydentem Białorusi, w tym samym dniu ustanowił świętem państwowym w swoim kraju dzień zrealizowania przez zbrodnicze reżimy Hitlera i Stalina porozumień, zawartych w pakcie Ribbentrop-Mołotow, którego podpisanie sprzyjało wybuchowi najkrwawszej wojny w dziejach ludzkości.
Ustanawiając 17 września 1939 roku Dniem Jedności Narodowej na Białorusi, Łukaszenko sprzeniewierzył się pamięci nie tylko polskich, lecz także białoruskich i innych ofiar hitlerowskiego i stalinowskiego totalitarnych systemów państwowych.
Gloryfikujący i naśladujący stalinowskie dziedzictwo w realizowaniu własnej polityki państwowej, białoruski dyktator nie zdobył się na wrażliwość względem pamięci historycznej, pielęgnowanej przez znaczącą część obywateli rządzonego przez niego państwa, dla których przyjście tzw. „pierwszych sowietów” oznaczało utratę całego mienia i życiowego dobytku, zesłania na Syberię i do Kazachstanu oraz do łagrów pracy niewolniczej.
Zmowa pomiędzy Hitlerem i Stalinem, wskutek której doszło do czwartego w dziejach rozbioru Polski, pozostawiła głęboką traumę u tej części społeczeństwa białoruskiego, której przodkowie byli lojalnymi obywatelami i patriotami II Rzeczpospolitej. Nie chodzi tylko i wyłącznie o przedstawicieli trzystutysięcznej (wedle oficjalnych statystyk) polskiej mniejszości narodowej mieszkającej na Białorusi. Prowadząc akcję upamiętniania przodków czytelników portalu Związku Polaków na Białorusi Znadniemna.pl pt. „Dziadek w polskim mundurze” redakcja portalu spisała m.in. historie Białorusinów, którzy wskutek tragicznych wydarzeń, do których doszło 17 września 1939 roku, trafili do GUŁAG-u i ponieśliby śmierć, gdyby nie ratunek w postaci rekrutacji do Armii Andersa, czyli do armii polskiej.
W zbiorowej pamięci mieszkańców Grodna i Grodzieńszczyzny wciąż żywe są wydarzenia z okresu sowieckiej okupacji, która nastąpiła po 17 września 1939 roku. W niepodległej Białorusi wciąż nie doczekali się upamiętnienia grodnianie, którzy desperacko bronili rodzinnego miasta przez pancernymi oddziałami Armii Czerwonej. Bohaterska obrona Grodna, która miała miejsce w dniach 20-22 września 1939 roku, zadaje kłam propagandowej sowieckiej, wciąż obowiązującej na Białorusi, wersji tamtych wydarzeń, mówiącej, że „wyzwoleńczy pochód Armii Czerwonej” na Zachodnią Białoruś był witany przez jej mieszkańców z wielkim entuzjazmem i wdzięcznością dla „wyzwolicieli”.
Po złamaniu w trzecim dniu walk oporu obrońców Grodna, Sowieci natychmiast przystąpili do masowych egzekucji na ludności cywilnej, w tym na kobietach i dzieciach, których zabijanie według prezydenta Andrzeja Dudy, jest złem niemającym usprawiedliwienia i wytłumaczenia.
Na Białorusi pod rządami Łukaszenki żaden urzędnik państwowy nie wyraził publicznie skruchy, ani żalu z powodu tego, że w wyniku uderzenia ZSRR na wschodnie tereny Polski, odpierającej atak hitlerowskich Niemiec, na „wyzwalanej” Zachodniej Białorusi ginęła z rąk żołnierzy ludność cywilna, w tym kobiety i dzieci.
Dowódcy odpowiedzialni za zbrodnie na cywilach, mają na Białorusi i w Grodnie, w którym po zajęciu przez Sowietów bez sądu i przedstawienia dowodów winy rozstrzelano setki cywilów, podejrzewanych o wspieranie obrońców miasta, liczne upamiętnienia. Ich nazwiskami są nazywane ulice białoruskich miast. W Grodnie, na przykład, ulica, prowadząca na stary most przez Niemen nosi imię Grigorija Gornowycha, sowieckiego politruka, który 20 września 1939 roku dowodził akcją sforsowania Niemna przez oddziały pancerne Armii Czerwonej, atakującej niepokorne miasto. Imieniem dowódcy Sowieckiej 21 Brygady Pancernej z Grupy Konno-Zmechanizowanej, komkora Iwana Bołdina jest w Grodnie nazwana jest jedna z największych ulic, przy której znajduje się m.in. Gimnazjum nr2 przy wejściu, do którego wisi tablica pamiątkowa Iwana Bołdina, którego żołnierze mordowali po zdobyciu Grodna cywilnych mieszkańców miasta, w tym kobiety i dzieci.
Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej Andrzejowi Dudzie wystarczyła uwaga nieznajomej kobiety w Hajnówce na temat zabójstwa przez żołnierzy Romualda Rajsa „Burego” jej babci, żeby, dla niego, jako Głowy Państwa reprezentującej Naród stało się to problemem, który należy jak najszybciej rozwiązać. Aleksandrowi Łukaszence, z kolei nie wystarczają tysiące tomów opracowań naukowych i niezliczone ilości świadectw oraz dokumentów, potwierdzających fakt, że 17 września 1939 roku dla pokaźnej liczby jego współobywateli jest datą tragiczną, aby zrozumieć, że data ta zupełnie nie pasuje do ustanowienia jej Dniem Jedności Narodowej.
Tak się poznaje Prezydenta, reprezentującego Naród i tego, czym się on różni od dyktatora, szukającego wrogów wśród własnych współobywateli, żeby siłą utrzymywać się przy władzy bez mandatu, uzyskanego w wolnych i demokratycznych wyborach.
Andrzej Pisalnik
Autor jest dziennikarzem z Grodna (ZnadNiemna.pl), działaczem Związku Polaków na Białorusi
fot. prezydent.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!