Wojna unaoczniła jeden z paradoksów Ukraińców. Z jednej strony nienawiść do władzy i pretensje do przywódców państwa, a z innej gotowość, by o to państwo walczyć – pisze specjalnie dla Kresy24.pl na 30. rocznicę Niepodległości Ukrainy Andrzej Końko, polsko-ukraiński dziennikarz ze Lwowa.
W ciągu 30 lat od odzyskania niepodległości Ukraina przeszła długą drogę od totalitarnego państwa do demokracji i przetrwała próbę wojny. Chociaż wciąż jeszcze dalekoi do tego ieału, o jakim marzą Ukraińcy.
Swą 30. rocznicę odzyskania niepodległości Ukraina świętuje będąc zupełnie innym państwem, niż to, jakim była w 1991 roku. Dziś coraz mniej przypomina tę republikę sowiecką, która w sierpniu 1991 roku poszła swoją drogą. Inną od tej, do której zmuszano Ukraińców przez 70 lat komunistycznego despotyzmu sterowanego z Moskwy. Szukając siebie po 300 latach pod rosyjskimi wpływami, Ukraińcy może nie zrobili wszystkiego perfekcyjnie, ale przy tym chyba nie można tych lata nazwać czasem zupełnie zmarnowanym.
Biorąc pod uwagę punkt wyjśnia, mogło się zdarzyć, że Ukraina świątowałaby (albo nie) niepodległość jako „druga Białoruś” Łukaszenki „driga Mołdawie” (do niedawna) Dodona, w najlepszym razie jako „druga Armenia” Pasziniana. Wszelkie różnice tych krajów zbija jedna wspólna cecha – są pionkami Rosji, są zewnątrzną częścią imperium które powstało na gruzach Związku Sowieckiego. Z zastrzeżeniem, że Mołdawia próbuje się po ostatnich wyborach z tego wyrwać, ale Armenia Pasziniana też próbowała.
I nie jest to twierdzenie gołosłowne. Jeśli nie bardzo interesują Cię szczegóły tego założenia – przewiń dalej, na ostatni akapit. Jeżeli nie – to ostrzegam, że dalej jest dużo tekstu. Można zaparzyć herbatę i posłuchać, jak ostatnie 30 lat jest widziane z Ukrainy.
W 1991 roku Ukraina otrzymała w dziedzictwo sowiecką mentalność, w której nie ma obywatela, a jest śrubka w mechanizmie państwowym. Zarządzającymi mechanizmem są wtedy jeszcze różni byli sekretarze partyjni, funkcjonarjusze służb etc. Ludzie wiedzieli, że znajomość i dobre układy z takimi ludźmi mogą pomóc „coś” załatwić. Nawet w czasach Gorbaczowa, system ciągle potrzebował nowych ofiar. Na przykład ostatni wyrok śmierci na żołnierza UPA został wydany przez reżim sowiecki w 1987 roku. Główny ruch za niepodległością. Ruch Narodowy, powstał ledwie rok później, Ukraina ogłosiła niepodległość 3 lata później.
Ostre dyskusje o słowa hymnu „Szcze ne wmerła Ukraina” („Jeszcze Ukraina nie zginęła”) toczyły się w ukraińskim parlamencie jeszcze na w 12 roku odzyskania niepodległości! Ustawa o drugim języku państwowym, jasne że rosyjskim, zakamuflowana jako ustawa o regionalnych językach mniejszości narodowych, została poddana pod głosowanie w parlamencie w 2012 roku. Nowa fala rusyfikacji rozpoczęła się na Ukrainie w 2010 roku, kiedy do władzy doszedł klan Janukowycza z Doniecka. Na przykład w tym czasie telewizja państwowa przestała podawać tłumaczenie rosyjskojęzycznych wypowiedzi po ukraińsku, a w grudniu 2010 roku w całym kraju odbyły się masowe imprezy z użyciem symboli kultury rosyjskiej: błaznów, matrioszek, niedźwiedzi i samowarów.
Co więcej, porządek ustalony w Rosji, gdzie wszystko i nadal kręci się wokół dychotomii „panów i chołopów”, był bardzo fascynujący dla ukraińskich elit. Te same mocne sojusze funkcjonarjuszy organów bezpieczeństwa i policji z kryminałem. Doskonałe schematy korupcji i wprost odbierania biznesów przez ludzi bliskich do władzy. Wszystko to przykoczowało na Ukrainę z Rosji, choć może i w trochę innym wymiarze. W 2007 roku na schodach sądu w Kijowie od kuli kilera zginął Maksim Kuroczkin, obywatel Rosji. Sprawców tego morderstwa nigdy nie znaleziono. Ale sama osoba zabitego miałaby dużo do powiedzenia. Był on związany zarówno ze służbami specjalnymi Kremla, jak i z rosyjską zorganizowaną przestępczością (grupa Łużnikowska). Jednocześnie na Ukrainie Kuroczkin był właścicielem 8 przedsiębiorstw użyteczności publicznej Obłenergo – które dostarczały energię elektryczną do gospodarstw domowych. Lecz to nie wszystko – za pośrednictwem Kuroczkina pieniądze trafiały do partii prorosyjskich, m.in. na utworzenie Klubu Rosyjskiego działającego w Ukrainie, który współprackował z Blokiem Natalii Witrenko – straszącym NATO i podkreślającym wagę rozwijania więzi z Rosją. A nawet na poziomie infrastruktury – Kijów miał więcej połączeń kolejowych w kierunku wschodnim niż w zachodnim, nie tylko za granicę, ale też na zachodnią Ukrainę. Trudniej było dojechać większości Ukraińców do Lwowa niż na przykład Charkowa czy miast rosyjskich.
Ale wróćmy do polityki… Generalnie władze ukraińskie nie bardzo przykładały się do tego, aby zerwać ze „wschodem” na korzyść „zachodu”. Tradycją ukraińskiej elity politycznej stały się próby podporządkowania organów ścigania w celu zwiększenia władzy i wpływu na wymiar sprawiedliwości. Drugi prezydent Leonid Kuczma miał ministra spraw wewnętrznych Jurija Krawczenkę. Janukowycz – krewny z Donbasu Zacharczenkę. Za każdym z tych nazwisk kryje się historia obrony reżimu. Krawczenko został oskarżony o zabicie Georgija Gongadze, dziennikarza, który krytykował Kuczmę. Zacharczenko – próbował utopić we krwi Majdan w 2013-2014 roku. W 1999 roku, kiedy prezydent Kuczma kandydował na drugą kadencję, był prowadzony przez technologów politycznych, którzy dwa lata wcześniej doprowadzili do drugiej kadencji w Rosji prowadzili Borisa Jelcyna. A kampania wyborcza na Ukrainie była powtórzeniem rosyjskiiej. Urzędujący prezydent miał być pokazany jako obrońca stabilności, którą, w tym przypadku, komuniści mogą ukraść (w drugiej turze wyborów przeciwko Kuczmie był szef partii komunistycznej Symonenko, w Rosji też kandydat partii komunistycznej).
Co więcej – o nie lada wpływie komunistów na życie polityczne Ukrainy świadczyć może i to że w wyborach parlamentarnych 1998 roku komuniści zdobyli najwięcej głosów. W 2002 roku w kolejnych wyborach parlamentarnych komuniści zajęli II miejsce. A to 10 lat po ogłoszeniu Niepodległości, i krótko po tym, gdy formalnie partja komunistyczna była po raz pierwszy zabroniona na Ukrainie.
Obecność narracji rosyjskich w polityce ukraińskiej była pomnożona też przez zależność ekonomiczną. Więzi handlowe i gospodarcze z krajem sąsiednim – to nic specjalnego i rzecz jakn ajbardziej naturalna. Ale jeśli porównamy obroty handlowe Ukrainy z Polską i Ukrainy z Rosją – przewaga przez długi czas była dla kierunku wschodniego. Rosja z tego korzystala w sposób bardzo cyniczny – ogłaszając wojny handlowe, aby upokorzyć sąsiedni kraj i trzymać Kijów w garści. A dziś obroty handlowe Ukrainy z Rosją są na rekordowo niskim poziomie, a Polska po raz pierwszy wyprzedza Rosję pod względem ukraińskiego eksportu. Ale taki układ wytworzył się zaledwie w ciągu kilku ostatnich lat.
Silny nacisk Moskwy na politykę zagraniczną i wewnętrzną Ukrainy widoczny był także w kwestii gazowej i Floty Czarnomorskiej na Krymie. Na półwyspie rozwinęła się i działała potężna sieć ukrainofobów. Rosjanie od 1991 roku próbowali odebrać Krym Ukrainie. W 1992 roku rosyjska Duma głosowała za unieważnieniem decyzji Prezydium ZSRR o przekazaniu Krymu w 1954 r. Ukraińskiej ZSRR. 2003 rok to kryzys wokół wyspy Tuzła i prawie ładowanie broni. Blokady gazowe za czasów prezydentury Wiktora Juszczenki. Szantaż gazowy powtarzany w ciagu całej historii ukraińskiej Niepodległości jest typową metodą Rosjan, aby utrzymać Ukraińców w centrum swoich wpływów. Rok 2009 to gazowe kontrakty Tymoszenki i Putina w wyniku których Ukraina zmuszana była do kupowania gazu tylko w Rosji i po cenie wyższej od średniej rynkowej. Potem międzynarodowy arbitraż rozstrzygnął wniosek ukraińskiego Naftogazu na korzyść Kijowa. Ale i tak, według obliczeń Naftogazu, w ciągu dziesięciu lat nieodwracalne straty Ukrainy wyniosły 32,1 mld USD. Czyli ponad 60 tys. hrywien ( prawie 10 tys zł) zabrano od rodzinie na Ukrainie. Mojej też.
Aż minęło 20 lat i Rosjanie doczekali się (a właściwie to stworzyli go) momentu, kiedy Kijów będzie we krwi, a społeczeństwo i państwo zajęte zmianą władzy. I uderzyli. Ukraina w tamtym momencie nie w stanie przeciwstawić Krymu. Ani mentalnie ani materialnie.
Ponadto Ukraina nie była i nie jest monolitem ani kulturowym, ani etnicznym. Ma to swoje dobre strony, ale skutkuje też łatwością, z jaką manipulacje i spory szerzą się w społeczeństwie ukraińskim. Mieszkańcy Wschodu zastraszani ambicjami zachodnich nacjonalistów, z innej strony bardziej patriotyczny zachód Ukrainy był karmiony obietnicami. Przy takim zestawie negatywnych danych wyjściowych Ukraina jednak nie stała się państwem marionetkowym Kremla, w którym rządzą ludzie zaaprobowani przez Moskwę. Nie stała się ostatecznie państwem, które zapewnią Rosji ochronę jej interesów i wsparcie dla wszelkich inicjatyw na arenie światowej.
W ciągu 30 lat na Ukrainie doszło do wielu wydarzeń, które można nazwać kluczowymi. W wielu dziedzinach, nie tylko w polityce. Na przykład sport. Niby dla wielu nie jest wskaźnikiem stanu państwa i narodu, ale Ukraina była dumna z osiągnięć króla piłki Andrija Szewczenki oraz wielkich triumfów bokserów Witalija i Wołodymyra Kliczko. Nawet takie rzeczy pomogły Ukrainie. Nareszcie zaczęliśmy się kojarzyć w świecie z czymś innym niż Czarnobyl.
Ale przede wszystkim – „pomarańczowa rewolucja”, która zbudowała Ukraińcom reputację ludzi gotowych bronić wartości demokratycznych i godności prawa wyboru mimo presji władz podczas wyborów prezydentskich w 2004r. Potem znowu sport, 2012 rok i udana organizacja Euro 2012 razem z Polską. Ale najważniejsze oczywiście zaczęło się w 2013 roku.
Ówczesny ukraiński rząd Janukowycza nagle przerwał wszelkie przygotowania do podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Majdan i to, co później nazwiemy Rewolucją Godności. Zajęcie i okupacja Krymu przez Rosję, początek wojny w Donbasie. Te dramatyczne wydarzenia pokazały to, co wydawało się, że już pozostało na stronach dawnej historii, tych o chwale kozackiej. Żeby wytłumaczyć co to jest miłość do Ojczyzny już samych słów za mało. I choć na Majdanie w Kijowie i w lokalnych manifestacjach brala udział mniejszość, to ich wysiłek był mocniejszy niż pasywność większości. Płacili bowiem w największą cenę – dosłownie życiem. Ci, którzy potrafili palić opony, bandażować rany, protestować w sądzie przeciw aresztom politycznym, czy zrzucać się na lekarstwa dla Majdanu, kopać bruk, robić herbatę, przyjmujących w domu uczestników protestów lub zrezygnować ze ze służby w MSW i nie angażować się w wojnę z własnymi ludźmi – tych przypadków było naprawdę wiele. I to naprawdę była rewolucja narodowa. Ale okazało się, że to też i początek długiej drogi, która wciąż trwa. Szybko do drzwi zapukała prawdziwa wojna.
Pracując w tym czasie w radiu, w wiadomościach, komunikowałem z ludźmi, którzy byli w epicentrum tych wydarzeń. Słyszałem w telefonie rozpacz, złość, a jednocześnie gotowość do walki o swoje. Pamiętam głos Leonida gdy przedstawiciele „zielonych ludzików” kazali im oddać broń grożąc, że w przeciwnym razie „zaopiekują się” jego żoną i dzieckiem. Wtedy to był szok, jak rosyjskojęzyczny z Rosji może szantażować rosyjskojęzycznego z ukraińskiej armii. A jednak mogli i robili to jeszcze nie raz. Jednocześnie zaczął sypać się mit o bratrnich narodach. Szantaż był jedną z metod stosowanych przez okupantów Krymu do rozprawiania się z wojskami ukraińskimi na półwyspie.
Dalej pamiętam poczatek wiosny. Pierwsze strzały. Pierwsi zabici za wierność przysiędze, za flagę niebiesko-żółtą. Niepewność. Referendum. Później ten sam scenariusz rozpoczął się w Donbasie. Słowiańsk, Karliwka, Zelenopillia. Koszmar masakry pod Iłowajskiem, kiedy Rosjanie zgodzili się na korytarz dla wyścia ochotniczych bataljonów ukraińskich, a potem wycofujących się rozstrzelali jak kaczki. Kolejne wymiany ognia, zestrzelone helikoptery, samoloty, prawdziwe bitwy. Informacje o rosyjskich najemnikach i totalna antyukraińska propaganda w rosyjskich mediach. Dorobaty – odziały ochotników. Armia. Mobilizacja. Ludzie różnie na nią reagowali. Jeden z przyjacieli trzy razy chodził do komisji wojskowej aż trafił do wojska. Ale znam też takich, którzy wyjechali z kraju, aby nie być wysłanym na wojnę. Wtedy po raz pierwszy zrozumieliśmy że wojna nie jest dla każdego.
– Czy mogę zadzwonić za kilka godzin i dowiedzieć się, jaka jest sytuacja? – wciąż pamiętam telefon do jednego z wojskowych punktów w obwodzie ługańskim na początku lata 2014 r. I alarmujący głos z innej strony: – Jeśli jeszcze będziemy żyć, opowiem.
Więcej pod ten nómer nie udało mi się dodzwonić.
– Witam. To Radio24? Nazywam się Andrzej, dzwonię z Doniecka. Mieszkam niedaleko dworca autobusowego. Widzę dużą kolumnę sprzętu wojskowego. Niektóre mają na sobie rosyjskie barwy – rozmowa, o której też nie daje się zapomnieć mimo tego że minęło 7 lat. Bitwy o lotniska w Ługańsku i Doniecku w 2015 roku. Debalcewe. Wojna pozycyjna i trudność przyjęcia, że konflikt w Donbasie to na długo. Wszystko to kosztem wielkich ofiar.
Ponad 405 tysięcy żołnierzy, którzy przeszli przez wojnę w Donbasie. Ponad milion migrantów ze Wschodu Ukrainy. Tysiące wolontariuszy. Według samych oficjalnych danych w Donbasie zginęło ponad 4,5 tys. ukraińskich żołnierzy i ochotników. Każdy z nich miał krewnych i przyjaciół. To bardzo wielka wspólnota ludzi, którym los kraju nie jest obojętny. Są już w jakiś sposób wączeni w procesy budowania nowej historii państwa ukraińskiego.
Wojna unaoczniła i zaostrzyła jeden z paradoksów Ukraińców. Z jednej strony nienawiść do władzy i pretensje do przywódców państwa, jego instytucji i elit, a z innej gotowość, by o to państwo wlczyć. Poziom niezadowolenia z władz pokazały przecież wybory w 2019 i 2020 roku. W 2019 roku notowania ówczesnego prezydenta Petra Poroszenki zostały zniszczone poprzez wałkowanie w mediach skandali korupcyjnych z udziałem jego otoczenia. W rezultacie nowym prezydentem został komediant Wołodymyr Zełenski. Jego wynik to 73% wobec prawie 25% głosów oddanych na Poroszenkę. Potem„Sługa Narodu” Zełenskiego stała się największą siłą w parlamencie. Ale już po roku notowania także Zełenskiego spadły. W wyborach samorządowych w 2020 roku„Sługa Narodu” (albo „Sługa Ludu”) poniósł dotkliwą porażkę, a burmistrzami zostało zaledwie kilka osób z partii rządzącej.
Z drugiej strony, pozostała chęć walki o kraj. Istnieje wciąż ruch ochotniczy i obywatelski, który narodził się podczas Majdanu i bardzo szybko rozrósł się w pierwszych latach wojny. Czasami są to radykałowie (np. nacjonanalistyczni), czasami działacze społeczni i polityczni. Przy ciągłym rozczarowaniu władzą i złych opiniach o niej coraz częściej pojawia się idea rozpoczynania zmian od siebie. Choć co prawda, bądźmy szczerzy, nie jest to zjawisko powszechne. Ale Majdan też nie był tak powszechny.
Na razie organizacje pozarządowe i w ogóle ludzie zaangażowani społecznie pokazują, że czasem mogą wpływać na politykę. W ukraińskich warunkach często odbywa się to przez protesty. Wielu Ukraińców generalnie ceni sobie to, że może protestować. Zwłaszcza, że sąsiedzi ze wschodu i północy uczą że z „ulicą” nie ma co rozmawiać.
Wszystkie protesty w Ukrainie polegały zresztą na tym, że demonstranci owszem, często bili się z funkcjonariuszami, ale nie palili samochodów czy nie rozbijali witryn sklepowych, jak to się zdarza na Zachodzie. Zwykle trzon protestujących stanowią nie tylko studenci, lecz też przedstawiciele małych i średnich przedsiębiorstw, którzy wiedzą że jeżeli walczą – to nie z innym obywatelem, nie z ukraińską państwością, a z siedzącym w wysokim gabinecie politykem czy urzędnikiem. Majdan 2014 i wojna pobudziły nerwy narodowe do walki, samoorganizacji i wielkiego poświęcenia. To kolejna droga rozwoju ukraińskiego społeczeństwa. Wydarzenia ostatnich lat nauczyły już nowe pokolenie Ukraińców dostrzegać dyskretną granicę między tym, co jest władzą, a tym, co jest krajem.
I dlatego coraz częściej spotykany jest pogląd: „to są nasi liderzy i my sami będziemy ich krytykować, bez waszej pomocy”. Takie właśnie odpowiedzi można spotkać w internecie, gdy Rosja krytykuje i atakuje ukraińskie władze.
Kolejnym paradoksem jest to, że wojna z jednej strony jest absolutnym złem i czynnikiem przynoszącym wiele smutku i cierpienia. Z drugiej strony, to są nowe wyzwania i nowe wielkie możliwości. Może to zabrzmieć cynicznie, ale od 2014 roku Ukraińcy zaczęli łamać łańcuch, przy pomocy którego byli związani z Rosjanami. Nie tylko ekonomiczny, ale i mentalny. Ukraina przestała kupować gaz w Rosji i nie zamarzła. Po raz pierwszy komuniści nie weszli do parlamentu. Ukraińscy prawosławni otrzymali od Konstantynopola uznanie ich lokalnego Kościoła, co umożliwiło parafiom wyjście z jurysdykcji Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Obalanie pomników Lenina, które rozpoczęło się w 2014 roku, nie wzbudzało już wielu pytań. Język ukraiński został ochroniony przez parlament, który uchwalił ustawę o używaniu języka państwowego. A teraz urzędnicy i sektor usług nie „mogą”, ale „muszą” używać języka ukraińskiego. Nawet ukraiński szołbiznes otrzymał ochronę muzyki ukraińskojęzycznej, co natychmiast spowodowało erupcję ukraińskich zespołów muzycznych. Język Ukraiński stał się modny wśrud młodzieży. Zdarzają się przypadki, gdy rosyjskojęzyczni dorośli zaczynają mówić po ukraińsku, ponieważ im teraz rosyjski kojarzy się z krajem agresora. Jednocześnie definicja patriotyzmu przekroczyła granicę deklaracji werbalnych i nie zależy od noszenia „haftów” narodowych, wyszywanek. Teraz liczy się tylko działanie. Najwyższą cenę w wojnie w Donbasie zapłaciły regiony „rosyjskojęzyczne”. Największa liczba ofiar w tej wojnie spadła na obwody dnieprzański, zaporoski, kijowski i lwowski. Na linii ognia nie ma problemu językowego. Liczy się, oco walczysz. Znałem też obywateli Ukrainy polskiego pochodzenia którzy polegli w Donbasie.
A propos Polski. Przez ostatnie 30 lat Polska często była dobrym sąsiadem Ukrainy, pomagając, gdy było to trudne. Już na przełomie lat 80. i 90. na terenie Polski byly drukowane materiały propagandowe dla opozycji przeciwko ZSRS, które nielegalnie wywożono na Ukrainę sowiecką. Od lat 90. Polska była adwokatem Ukrainy na drodze do integracji europejskiej. Polacy nie zawahali się poprzeć Pomarańczowej Rewolucji. Zdecydowanie poparli Majdan. Pomagali w zbieraniu pomocy dla wojska ukraińskiego na Donbasie, a później przyjmowali rannych Ukraińców na rehabilitację i leczenie. Polska przyjęła też imigrantów zarobkowych, studentów i uchodźców (np. Tatarów krymskich) z Ukrainy. Była też pomoc merytoryczna w szkoleniu lokalnych władz, były pieniądze przeznaczone na wsparcie ukraińskiej gospodarki w latach 2014-15, na projekty społeczne, medyczne itd. Dzisiaj Polska oraz Ukraina i Litwa rozwijają współpracę wojskową. Litpolukbrbrig i Trójkąt Lubelski stały się skutecznymi narzędziami w tworzeniu nowej rzeczywistości środkowo i wsschodnioeuropejskiej. Aha i jeszcze – Polska stała się oczywiście pierwszym obcym krajem, który uznał deklarację niepodległości Ukrainy w 1991 roku.
I to by było na razie na tyle. W następnym artykule napiszę więcej o relacjach polsko-ukraińskich i o tym, jak to jest być Polakiem na Ukrainie, obytwatelem Ukrainy polskiego pochodzenia.
Andrzej Końko
Autor jest polsko-ukraińskim dziennikarzem, redaktorem programów historycznych na 24tv.ua i polskiego programu radiowego w Równem „Polska Fala”
fot. youtube.com/Офіс Президента України
2 komentarzy
tagore
26 sierpnia 2021 o 07:41Na temat polityki Ukrainy wobec sąsiadów zero opinii i informacji.
Janusz
31 sierpnia 2021 o 02:51Wróg mojego wroga to muj przyjaciół