Po tym jak Aleksander Łukaszenka wystąpił w roli międzynarodowego gołąbka pokoju, goszcząc w Mińsku uczestników ukraińskich rozmów, na Zachodzie najwyraźniej znów ożyły nadzieje, że może białoruski dyktator nie jest całkiem niereformowalny. Może nawet nie będzie wspierał Putina?
Nie zamknęły się jeszcze drzwi za unijną dyplomatką Helgą Schmid, a już w piątek do białoruskiej stolicy zawitał zastępca doradcy Sekretarza Stanu USA Eric Rubin. Według oficjalnego komunikatu strony białoruskiej, jego rozmowy z Łukaszenką i w ogóle relacje Białorusi z USA nabierają w ostatnim czasie „pozytywnej dynamiki”, czyli mówiąc po ludzku – poprawiają się.
A o czym rozmawiali? Oczywiście o „problemach w stosunkach dwustronnych, o sytuacji w europejskim regionie” i o prawach człowieka.
Oczywiście, Amerykanin jak zwykle podkreślił, że Waszyngton jest zaniepokojony stanem przestrzegania praw człowieka i demokracji na Białorusi i oczekuje od Mińska „konkretnych kroków” w tej sprawie, szczególnie w przededniu tegorocznych wyborów prezydenckich na Białorusi. Na takie apele – jak wiadomo – Łukaszenka jest całkowicie odporny.
Nie wiadomo też jak zareagował białoruski prezydent na postulat wypuszczenia więźniów politycznych. Zresztą nie ma nawet pewności, czy amerykański polityk poruszył ten temat.
Natomiast z pewnością bardziej interesujące było dla Łukaszenki zapewnienie ze strony Rubina, że „Stany Zjednoczone wspierają suwerenność i niezależność wszystkich państw”. Dla białoruskiego prezydenta, który zdaniem części ekspertów, może stać się dla Putina „kolejnym do golenia” po Ukrainie, jest to coś w rodzaju obietnicy, że „jakby co” to Ameryka będzie go bronić.
Inna rzecz, że przykład Ukrainy pokazuje dobitnie, iż „jakby co” to ta amerykańska „obrona” – podobnie zresztą jak europejska – bywa równie „szybka”, co „zdecydowana”.
Tak więc najbardziej konkretną część rozmów stanowiły zapewne „zagadnienia współpracy ekonomicznej”, czyli – znowu nazywając rzeczy po imieniu – odpowiedź na pytanie: czy, ile i kiedy Łukaszenka może dostać kredytów od Zachodu. No i co w zamian?
Jak wiadomo w przeszłości szczególnie Unia Europejska bardzo lubiła „inwestować” w dyktatora biorąc za dobrą monetę jego obietnice, że nie będzie już gnębił swoich poddanych.
Dwa dni temu UE zawitała do Mińska ponownie w osobie wspomnianej Helgi Schmid – zastępczyni szefowej unijnej dyplomacji, która oznajmiła, że jest w związku z tym „bardzo szczęśliwa” i gorąco dziękowała Łukaszence za „wkład w rozwiązanie (?) kryzysu ukraińskiego”.
Ze swojej strony dyktator zapewniał ją, że „Białoruś jest jednym z ogniw, które mogą odegrać ważną rolę w budowaniu bezpiecznej Europy”. Chciałoby się krzyknąć: „Chroń nas, Boże, przed takim ogniwem!”, ale bylibyśmy w tym odosobnieni – w Europie najwyraźniej znowu ktoś przełożył wajchę i teraz trzeba Łukaszenkę kochać. Spektakl grany już wiele razy i równie nudny co białoruska telewizja.
W kolejce do dyktatora stoją już zresztą przedstawiciele Parlamentu Europejskiego, Rady Europy, a sam Łukaszenka będzie zapewne wpuszczony na najbliższy szczyt Partnerstwa Wschodniego w Rydze.
Można tylko mieć nadzieję, że Stany Zjednoczone nie pójdą tym „europejskim tropem” i zanim zaleją Łukaszenkę dolarami, najpierw wymuszą na nim jakieś konkretne ustępstwa, a przynajmniej to, żeby nadal nie popierał rosyjskiej aneksji Krymu i przynajmniej w najbliższym czasie nie najeżdżał wspólnie z Putinem Ukrainy.
Pozycja przetargowa jest zresztą dla Zachodu nie najgorsza – białoruski rubel wali się w przepaść w ślad za rosyjskim, a wraz z nim i cała białoruska gospodarka. Tymczasem putinowski skarbiec zaczyna świecić pustkami i na szczególną hojność Kremla Łukaszenka nie ma co liczyć. Może się więc okazać, że bez zachodnich dolarów ani rusz.
Ale czy kredyty będą czy nie będą, dwie rzeczy nie zmienią się na pewno: ani Łukaszenka nie przestanie łamać praw człowieka, ani nie odwróci się od Putina. Jedno i drugie oznaczałoby bowiem natychmiastowy koniec jego kariery prezydenckiej.
I jeśli ktoś w Brukseli lub Waszyngtonie na coś tu liczy to jest – delikatnie mówiąc – bardzo naiwny.
Kresy24.pl