W nocy z 23 na 24 listopada 2006 roku w londyńskim szpitalu zmarł Aleksander Litwinienko, były agent KGB/FSB, otruty dodanym do herbaty polonem.
Zabójstwo pułkownika rosyjskiego wywiadu stanowi jeden z licznych dowodów na poparcie tezy, że Władimir Putin nie lubi, ażeby mu ktoś podskakiwał. Zwłaszcza jeżeli jest w posiadaniu informacji na temat zbrodni Kremla.
Aleksander Litwinienko naraził się władzy po raz pierwszy w 1998 roku (jeszcze za Jelcyna), informując opinię publiczną na konferencji prasowej, iż kazano mu zgładzić Borysa Bierezowskiego – niegdyś prezydenckiego faworyta, który miał to nieszczęście, że wypał z łask.
Nic wielkiego wówczas się nie stało – Litwinienko trafiał okazjonalnie do aresztu, ale wypuszczono go po tym, jak pisemnie zobowiązał się, że nie opuści kraju.
Wkrótce jednak, w obawie o swój los, wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie otrzymał azyl polityczny. Na Wyspach napisał wraz z Jurijem Felsztyńskim książkę „Wysadzić Rosję”.
Publikacja okazała się prawdziwą bombą. Wynikało z niej, że za „czeczeńskimi” zamachami terrorystycznymi w 1999 roku stały w istocie rosyjskie służby, które otrzymały zlecenie wywołania antyczeczeńskiej histerii po to, by Kreml mógł rozprawić się buntowniczym kaukaskim narodem.
Przypomnijmy, że w tej samej – czeczeńskiej materii – na odcisk Putinowi nadepnęła Anna Politkowska. Ją również – wszystko na to wskazuje – zgładzono z rozkazu władz.
Litwinienko został otruty w jednej z londyńskich knajp 1 listopada 2006 r.
Umierał na oczach całego świata. Jego łysa, pozbawiona przez truciznę głowa upodabniała go do chorego na nowotwór dziecka.
„Bóg nie wybaczy ci tego, co zrobiłeś” – napisał do Putina w pożegnalnym liście.
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!