W jednym z numerów gazety «Codzienny Kurier Grodzieński» na początku czerwca 1935 r. podano informację, że w nocy z 4 na 5 czerwca 22-letni grodnianin Władysław Kuszcz na ulicy Brygidzkiej pobił się z dwoma osobami narodowości żydowskiej.
W pewnym momencie jeden z nich uderzył Kuszcza w plecy nożem i uciekł. Ranny w stanie krytycznym został umieszczony w szpitalu, gdzie zmarł kilka godzin później. Takie historie z mniej lub bardziej tragicznym skutkiem zdarzały się w Grodnie dość często. Grodzieńskie gazety okresu międzywojennego prawie każdego tygodnia publikowały raporty o bójkach na noże z udziałem dwóch-trzech albo nawet i pięciu czy sześciu osób.
Na przykład, w tej samej chwili, gdy na ulicy Brygidzkiej wykrwawiał się Władysław Kuszcz, niejaki Kuźmicki na ulicy Lewobrzeżnej zaatakował nożem Pinhesa Dubinskiego. Ten ostatni miał jednak więcej szczęścia niż Kuszcz, ponieważ pozostał przy życiu. Dlaczego to wydarzenie, będące jedynie epizodem w kryminalnej kronice Grodna, doprowadziło do zajść, jeszcze bardziej tragicznych w skutkach, w których zginęły co najmniej kolejne dwie osoby, a wydarzenia owe stały się swego rodzaju kamieniem milowym w historii stosunków między wspólnotą chrześcijańską a gminą żydowską w naszym mieście?
Postaram się opowiedzieć, co naprawdę się wydarzyło w Grodnie tamtego feralnego dnia – 7 czerwca 1935 roku. W tym dniu odbył się pogrzeb Władysława Kuszcza. Procesja pogrzebowa wyruszyła o godzinie 17.00 na cmentarz Farny z ulicy Brygidzkiej od domu, gdzie mieszkał zmarły. Na czele procesji, składającej się z prawie tysiąca osób szedł ksiądz Jan Malinowski. Za nim niesiono siedem wieńców żałobnych ze wstążkami od przyjaciół i różnych organizacji społecznych.
Po drodze na cmentarz tłum powiększył się co najmniej dwukrotnie. Trzynastu policjantów, którzy towarzyszyli procesji, nie zauważyli żadnych działań, które mogłyby zagrażać bezpieczeństwu publicznemu. Na cmentarzu podczas pochówku nie można było przemawiać i po pogrzebie, osoby w nim uczestniczące, miały się rozejść. Jednak wydarzyło się to, czego nie oczekiwała policja grodzieńska.
Około tysiąca osób rozproszyło się po całym mieście i rozpoczęło rozbijać okna i bić Żydów na ulicach. Tłum przemaszerował ulicami Jerozolimską, Brygidzką, Dominikańską, Hoovera, Napoleońską, placem Batorego. Napady były prowadzone w niedużych grupach od pięciu do dziesięciu osób. Powybijane szyby w oknach domów żydowskich w Grodnie W rezultacie tych zajść zostały wybite szyby w 183 domach i 85 sklepach.
Dwaj Żydzi, Izrael Bieriezowski i Eliasz Becher, zostali ciężko ranni, zaniesiono ich do szpitala żydowskiego, gdzie wkrótce zmarli. W wyniku ulicznych bójek zostało pobitych ponad 44 grodnian. Wśród ofiar pobicia była córką pisarza żydowskiego Ester Ambrose i właścicielka hotelu Szejna Hoze. Miasto także poniosło straty materialne w wysokości ponad 20 tysięcy złotych. Zajścia trwały od około godziny 18.30 do godziny 22. Ale pojedyncze ataki na żydowskie mienie były prowadzone przez całą noc. Znamienne, że uczestnicy zamieszek nie wchodzili do obszaru miasta gęsto zaludnionego przez Żydów – na ulice Trojecką, Pierackiego, Szkolny Dwór, do doliny Horodniczanki.
Wieczorem 7 czerwca policja zatrzymała 59 osób, wśród nich było ośmiu Żydów. Miały miejsce kradzieże z rozbitych sklepów. Mieszkanka Grodna Klaudia Kramarucha wspomina: «Ten cały tłum ruszył z cmentarza na miasto, poniszczył na Dominikańskiej ulicy wszystkie sklepy, wszystkie nieruchomości. Mieli- śmy sąsiada chłopca, syna kobiety, która miała pięcioro dzieci. Pobiegł więc, przyniósł cały słoik z lodami. Przyszedł też w ślicznych bucikach, chociaż zawsze biegał boso. Matka zaczęła na niego krzyczeć, skąd to masz. A on mówi: «Pan powiedział mi, żebym wziął te buty z rozbitego sklepu firmy Bata».
Wtedy wszystko zostało splądrowane. Gdzie były polskie sklepy lub domy, zapalano tam świece, to ich zostawiono w spokoju». Gazety zareagowały na wydarzenia bardzo ostrożnie. Jak się później okazało, władze zakazały szerokiego rozpowszechniania informacji w prasie o tym, co się wydarzyło. Numer gazety «Dziennik Kresowy» nawet skonfiskowano, ponieważ została w nim umieszczona lista poszkodowanych. Większość gazet miasta ograniczy- ła się więc do nadrukowania oficjalnych komunikatów. Informowano w nich czytelników, że Władysław Kuszcz został ranny w nocy z 4 na 5 czerwca przy bramie domu nr 13 na ulicy Brygidzkiej i zmarł w dn. 5 czerwca w szpitalu żydowskim.
Sprawcy zabójstwa Mejłach Kantorowski oraz Szmul Stejner zostali szybko zatrzymani przez policję. 7 czerwca «po pogrzebie grupa odpadów społecznych» skierowała się do dzielnicy żydowskiej, gdzie kamieniami powybijano okna w mieszkaniach i sklepach. Policja powstrzymała incydent, aresztując sprawców. Rankiem 11 czerwca został pochowany zmarły od ran, otrzymanych podczas pogromu, Izrael Bieriezowski. Do kontynuacji zamieszek nie doszło, ale w mieście były zamknięte sklepy żydowskie. W dn. 19 i 20 września 1935 roku w Sądzie Okręgowym w Grodnie odbył się proces zabójców Władysława Kuszcza.
Rozprawa odbyła się przy całkowicie wypełnionej przez publiczność sali sądowej. Jak się okazało, konflikt pomiędzy Kuszczem a Kantorowskim powstał z powodu kobiety, tancerki w sali tanecznej Reiznera imieniem Nina Malinowska. Po wyjściu z sali Kuszcz rzekomo obraził Kantorowskiego. Zaczęła się bójka, w trakcie której Stejner wbił nóż w plecy Kuszczowi, co doprowadziło do jego śmierci.
Podczas sądu obaj oskarżeni nie przyznali się do winy. 20 września 1935 r. sąd skazał Stejnera na dwanaście lat więzienia, a Kantorowskiego – na dwa lata. Sąd nie rozpatrywał konsekwencji tego morderstwa (wydarzenia z 7 czerwca), ale podkre- ślił, że w mieście i jego okolicach jest problem, gdyż młodzi ludzie nierzadko załatwiają sporne kwestie między sobą z użyciem noży.
Świadkowie na sądzie twierdzili również, że Stejner dwa tygodnie przed morderstwem już próbował w tej samej sali tanecznej rozwiązać spór przy pomocy noża, ale nóż mu odebrano. Osoby, odpowiedzialne za zamordowanie Kuszcza, zostały zobowiązane do płacenia jego matce Annie po 30 złotych miesięcznie aż do jej śmierci. W poniedziałek, 4 listopada 1935 roku, przed sądem w Grodnie stanęło 17 osób, oskarżonych o pogrom. Oskarżeni nie przyznali się do organizacji zajść anty- żydowskich, ale tylko do udziału w nich na fali oburzenia publicznego. Sąd przesłuchał 54 świadków, z których wielu było tajnymi funkcjonariuszami policji. Niektórzy sprawcy zostali aresztowani na miejscu, między innymi oskarżony Balicki był złapany, gdy wybijał szybę w synagodze, a w kieszeni jego znaleziono nóż.
Dochodzenie ujawniło inne tragiczne okoliczności, na przykład Becher został ukamienowany na oczach swego 12-letniego syna. Obrońcy oskarżonych wskazywali na istnienie żydowskiej samoobrony, która zamierzała przeprowadzić w odpowiedzi na pogrom akty przemocy wobec chrześcijan. Sąd jednak nie wziął pod uwagę tych informacji, ponieważ żydowska samoobrona takich akcji ani planowała, ani przeprowadzała.
13 listopada 1935 r. o godzinie 13.30 sąd ogłosił wyrok. Oskarżony Alfons Panasiuk, należący do endeckiej organizacji młodzieżowej, otrzymał trzy lata więzienia, trzech oskarżonych otrzymało dziewięć miesięcy pozbawienia wolności, kolejne trzy osoby – po sześć miesięcy więzienia. Pozostałe osoby zostały uniewinnione. Dobre stosunki między chrze- ścijanami a żydami w Grodnie były poważnie zagrożone. Wzajemna wrogość nasiliła się i przekształciła się w rodzaj zimnej wojny. W styczniu 1936 roku do Grodna zawitał Józef Mackiewicz, autor wileńskiego dziennika «Słowo», znany dziennikarz w międzywojennej Polsce.
W swoich reportażach dobrze opisał wzajemny bojkot sklepów żydowskich i chrześcijań- skich, fryzjerów i restauracji, próby podpalenia żydowskich miejsc świętych i inne akty wzajemnej agresji. Mackiewicz opisał również sąd w sprawie morderstwa na jednej z ulic Grodna żyda Mojżesza Lipskiego przez chrześcijanina Wacława Dympera. Ostatni otrzymał za zabójstwo sześć lat więzienia. Jakie były powody tego, że zamordowanie Władysława Kuszcza doprowadziło do tak tragicznych wydarzeń w dniu 7 czerwca 1935 roku? Wydaje się, że było kilka przyczyn.
Pierwszym powodem były okoliczności wiosny i lata 1935 roku, kiedy po śmierci Józefa Piłsudskiego przetoczyła się po Polsce fala agitacji antyżydowskiej. Ugrupowania polityczne, związane z demokracją narodową, namawiali do pokazania Żydom «ich miejsca w Polsce», rzekomo Marszałek Pił- sudski popierał Żydów, a oni uznawali go za «dziadka». Po drugie, dużą rolę odegrała osoba samego Kuszcza.
Był marynarzem, symbolem «imperialnej» Polski, a jego zabójstwo było spostrzegano jako atak na polskie państwo. Ale najważniejszym powodem, moim zdaniem, była zmiana w postrzeganiu przestrzeni miejskiej Grodna oraz w świadomości ludzi. Młodzież, zarówno chrześcijańska, jak i żydowska, już uświadomiła swoją przynależność nie tylko do różnych wspólnot religijnych, ale również i do różnych narodów.
Zamieszki z dnia 7 czerwca w pewnym stopniu pogarszały stosunki narodowościowe w mieście, ale nawet ten pogrom z 1935 roku nie był podobny na «klasyczne» pogromy w carskiej Rosji pod koniec XIX wieku. Ponieważ trwał tylko jedną noc, nie towarzyszyły mu podpalenia, nie było przyzwolenia ze strony oficjalnych władz oraz prasy, jak to było w Imperium Rosyjskim, dla propagandy antyżydowskiej oraz na rzecz akcji antyżydowskich.
W końcu trzeba dodać, że zdecydowana większość żydów i chrześcijan w dalszym ciągu żyła w Grodnie w sposób pokojowy i przyjazny. Pewna starsza grodnianka powiedziała autorowi niniejszego tekstu: «Było kilka osób z zielonymi wstążkami, stały pod sklepami i mówiły «nie kupuj u Żyda». Ale ludzie ich nie słuchali. Spokojnie szli do sklepów żydowskich. Żydzi zawsze nas wspierali. Nie masz pieniędzy, to zawsze możesz oddać potem. Wspaniali byli ludzie».
Andrej Waszkiewicz
Magazyn Polski Nr 5 (136) maj 2017
1 komentarz
kocki
27 czerwca 2017 o 20:29Wolyn Włodzimierz….Zapamiętałam z przed wojny dwa napisy pojawiające się gdzieniegdzie na murach. Pierwszy brzmiał: „nie kupuj u Żyda” i miał cel zupełnie logiczny i pożyteczny. Polacy przez wieki „brzydzili się handlem” i ten napis miał ich mobilizować do zakupów w sklepach chrześcijan lub w Spółdzielni Spożywców, które na Wołyniu zaczęły dopiero pojawiać się w latach 30-tych.
Drugi napis zawierał prawdę, smutną niestety i aktualną na Wołyniu i we Włodzimierzu – „Żyd to komunista”. I tak było naprawdę. Przed wojną ludzi o przekonaniach lewicowych nierzadko nazywano ludowcami. Byli naturalnie socjaliści, ale komunistami, a przynajmniej we Włodzimierzu, byli Żydzi