5 czerwca 2017 Czarnogóra została 29. członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego.
To, że Rosjanie próbowali zablokować czy przynajmniej oprotestować poszerzenie NATO w Europie, szczególnie w czasach konsolidacji szeregów zgodnie z logiką zimnowojenną, choć przy zmienionych na korzyść Zachodu strefach wpływów – nikogo dziwić nie powinno.
Na domiar złego – dla Kremla – mowa o kraju słowiańskim i bałkańskim jednocześnie. Pierwsza okoliczność jest powodem zniewagi ponieważ Rosja nigdy nie wyzbyła się swojej panslawistycznej koncepcji przewodzenia wszystkim Słowianom, druga – dlatego, że innym imperialnym marzeniem Rosji jest opanowanie Konstantynopola i cieśnin czarnomorskich, a droga do tego celu, jak wiadomo, biegnie przez Bałkany.
Do tego dochodzą konkretne interesy ekonomiczne. Rosjanie stanowią 1/3 turystów, którzy przyjeżdżają do tego niewielkiego kraju na weekend. Podobno 40% linii brzegowej Czarnogóry również należy do posiadaczy paszportu z dwugłowym orłem. Oczywiście nikt ich z dnia na dzień nie wyrzuci, ale oglądać nad własną plażą samoloty F-35 – cóż za upokorzenie!
A zatem stanowisko Rosji akurat w tej kwestii było i jest boleśnie przewidywalne. Pewnym zaskoczeniem może być natomiast fakt chłodnego przyjęcia Czarnogóry przez Stany Zjednoczone, pełniące rolę kapitana statku o nazwie Sojusz Północnoatlantycki. Rzućmy okiem na przebieg wczorajszej uroczystości.
Przekazanie dokumentów ratyfikacyjnych dokonało się w Treaty Room znajdującym się na drugim piętrze Białego Domu. W uroczystości ze strony czarnogórksiej udział wzięli premier Dusko Markovic oraz minister spraw zagranicznych Srdjan Darmanovic; ze strony amerykańskiej – podsekretarz stanu spraw zagranicznych Tom Shannon, czyli dopiero trzecia osoba w resorcie.
Można zrozumieć, że zapracowanemu Donaldowi Trumpowi nie będzie chciało się wchodzić / wjeżdżać na drugie piętro swojego pałacyku, by uścisnąć rękę człowiekowi, który w jego mniemaniu ma w polityce światowej do powiedzenia tyle, co gubernator stanu Montana.
Do czarnogórskich oficjeli mógł się jednak pofatygować sekretarz stanu, czyli Rex Tillerson. Kiedy Polska, Czechy i Węgry wstępowały do Sojuszu w roku 1999, w uroczystości wzięła udział szefowa amerykańskiej dyplomacji, Madeleine Albright. Goście z Podgoricy potraktowani zostali wyjątkowo ozięble.
O co w tym wszystkim chodzi? Jedni sugerują, że 45. prezydent Stanów Zjednoczonych daje oto do zrozumienia tym spośród krajów członkowskich, które nie przeznaczają przepisowych 2% PKB na zbrojenia, że nie będzie dobry wujkiem, który im za to zapłaci. Inni uważają, że Trump puszcza oko w stronę Rosji, że w jego rachubach politycznych NATO traci na znaczeniu.
Gdyby prawdą okazało drugie, nie jest to dla Polski dobra wiadomość. Pożyjemy, zobaczymy.
Tymczasem premier Czarnogóry emanuje urzędowym optymizmem. „Świętujemy dzisiaj fakt, że już nigdy więcej nikt nie będzie decydował o losie naszego kraju za naszymi plecami, jak to miało miejsce w przeszłości” – powiedział wczoraj Dusko Markovic.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
3 komentarzy
SyøTroll
7 czerwca 2017 o 19:43Optymizm Duszko Markovića jest moim zdaniem na pokaz, ale to ich sprawa, po prostu zmienili jednych decydujących za nich na drugich, przy okazji opowiadając się za wrogością wobec Serbów. Ich prawo.
observer48
8 czerwca 2017 o 01:01@SyøTroll
RoSSyjski koń trojański na Bałkanach, jakim jest Serbia, został efektywnie pozbawiony dostępu do morza, a plaże stopniowo wykupią od kacapów obywatele państw członkowskich Unii Europejskiej.
gość.
8 czerwca 2017 o 06:21Mogą się bujać – brawo Czarnogóra-na pohybel czerwonej bandzie.