Nie czekając na wejście w życie zapowiadanych zmian w prawie oświatowym, władze Grodzieńszczyzny już teraz podnoszą rękę na Polską Szkołę w Wołkowysku. Związek Polaków na Białorusi otrzymał informację, że władze rejonu wołkowyskiego w zbliżającym się roku szkolnym 2017/2018, nie sfinansują otwarcia dwóch pierwszych klas w Polskiej Szkole w Wołkowysku. Oznacza to, że prawie połowa małych Polaków Wołkowyska, uczęszczających obecnie na zajęcia przygotowawcze do podjęcia nauki w Polskiej Szkole w Wołkowysku, nie zostanie uczniami wymarzonej szkoły.
Przyczyna?
Władze rejonu wołkowyskiego postanowiły, że w roku szkolnym 2017/2018 w Polskiej Szkole w Wołkowysku powstanie tylko jedna pierwsza klasa, w której liczba uczniów nie przekroczy osiemnastu. Oznacza to, że dla 11 z 29 małych Polaków Wołkowyska, szykujących się do podjęcia w tym roku nauki w wymarzonej przez nich Polskiej Szkole, ufundowanej przez polskiego podatnika, nie znajdzie się miejsca w tej placówce oświatowej.
Oburzeni krzywdą, wyrządzaną ich pociechom, rodzice skierowali już protest do kuratorium oświaty rejonu wołkowyskiego. W odpowiedzi otrzymali potwierdzenie, iż władze rejonu nie przewidzieli dla Polskiej Szkoły finansowania, umożliwiającego otwarcie więcej niż jednej pierwszej klasy w roku szkolnym 2017/2018.
Obecnie rodzice planują zaskarżyć decyzję władz oświatowych rejonu wołkowyskiego do władz grodzieńskiego obwodu. Żeby ta kolejna skarga okazała się bardziej skuteczna, a ich głos został usłyszany – postanowili poinformować o sytuacji Związek Polaków na Białorusi oraz Konsulat Generalny RP w Grodnie. W liście do konsula generalnego RP w Grodnie Jarosława Książka rodzice skarżą się m.in., że nauczanie języka polskiego w innych szkołach rejonu wołkowyskiego zostało „praktycznie zlikwidowane, a teraz nie ma możliwości oddania swoich dzieci również do Polskiej Szkoły w Wołkowysku”.
Polska działaczka przypomina, że w ubiegłym roku Szkoła Polska w Grodnie na polecenie władz sztucznie ograniczyła liczbę przyjmowanych do niej uczniów. – W tym roku to samo odbywa się w Wołkowysku. Widocznie władze postanowiły ograniczyć prawo polskiej mniejszości narodowej do pobierania nauki w języku ojczystym jeszcze przed uchwaleniem, dyskryminujących oświatę polską na Białorusi poprawek do białoruskiego Kodeksu Edukacji – mówi Andżelika Borys i informuje, że w ciągu jednego dnia po ogłoszeniu akcji zbierania podpisów pod apelem do Prezydenta Łukaszenki przeciwko nowelizacji Kodeksu Edukacji, pod dokumentem tym podpisało się około 200, mieszkających na Białorusi Polaków.
– Rodzice dzieciaków, które chcą uczyć się w Polskiej Szkole w Wołkowysku, też podpisali się pod apelem, wystosowanym przez ZPB do Prezydenta Łukaszenki. My, z kolei, pomogliśmy im napisać pismo do konsula generalnego RP w Grodnie Jarosława Książka z prośbą, aby interweniował do władz oświatowych obwodu grodzieńskiego w sprawie sztucznego ograniczania liczby uczniów, przyjmowanych do Polskiej Szkoły w Wołkowysku – podkreśla Andżelika Borys.
Polskie szkoły na Białorusi są zagrożone rusyfikacją. Nie białorutenizacją, ponieważ jedynie 14 proc. białoruskich uczniów uczy się w języku ojczystym, a w Mińsku jedynie 2 proc.
– Do dzisiaj mamy tu wspólny problem, – powiedział „Rzeczpospolitej” Aleh Trusau, szef mińskiego Towarzystwa Języka Białoruskiego im. Franciszka Skaryny. – Rusyfikacja naszego regionu rozpoczęła się za czasów rosyjskiego gubernatora Murawjowa „Wieszatiela” po stłumieniu powstania styczniowego. Ofiarami tego byli zarówno Polacy, jak i Białorusini, poweidział Trusau, komentując zmiany, które Ministerstwo Edukacji Białorusi zamierza wprowadzić do ustawy dotyczącej działalności naukowej i oświaty.
Przypomnijmy, że białoruski resort proponuje m.in., by w szkołach mniejszości narodowych przedmioty: człowiek i społeczeństwo, historia Białorusi, historia światowa, wiedza o społeczeństwie oraz geografia, były wykładane w jednym z dwóch języków państwowych, (rosyjski lub białoruski). „Na prośbę uczniów” lista przedmiotów „wykładanych w języku państwowym” ma być poszerzana.
Kresy24.pl/ Znadniemna.pl
6 komentarzy
Ula
23 marca 2017 o 19:25A moze by tak wladze Polski, zamiast wspierac szkoly banderowskie, zaczelyby wspomagac szkoly polskie na zagarnietych przez stalina terenach?
Zamiast finansowac ksiazki „bandera i ja” zakupic ksiazki dla polskich dzieci??
A z rezimami tak jest, robia co chca.
W.Litwin
23 marca 2017 o 21:20Komentarz Francisa Morges
z tą Borys to jest taka dziwna sprawa. Jedną ręką rozwala po raz drugi Związek Polaków na Białorusi, a z drugiej udaje, że walczy o polskie szkoły i ostro atakuje państwo białoruskie. Wyszło szydło z worka. Widać dostała zadanie, aby nie doszło do zbliżenia Polski z Białorusią, na czym zależy obecnemu rządowi w Polsce o czym mówił zresztą minister Waszczykowski. Z tego jej zachowania można wyciągnąć jeden wniosek dla Polski. To potencjalne zbliżenie Polski i Białorusi (co byłoby historycznie uzasadnione, bo nie mieliśmy ze sobą konfliktów) nie jest oczywiście wygodne dla Rosji, ale jeszcze bardziej dla Niemców, bo oznaczałoby to silniejszą Polskę. Dlatego za czasów rządów PO i Tuska robiono wszystko by zepsuć relacje z Mińskiem. Zresztą przyjaciółka Tuska, czyli Andżelika Borys będąc na ich usługach rozwalała Związek Polaków i to niestety skutecznie. A teraz przefarbowała się i przykleiła do polityków PiSu Dworczyka i Dziedziczaka. I też za ich wiedza, może i udziałem, , po raz drugi niszczy i rozbija Związek Polaków. Dowodem na to jest wyrzucenie zasłużonych działaczy – Prezesa Jaśkowiaka i b. dyrektor Dubowskiej. Zastanawia mnie jedno. Kiepskie relacje polsko-białoruskie to scenariusz PO i Niemców na osłabienie pozycji Polski. Czyżby nie wiedział o tym zwłaszcza Dziedziczak , że jego przyzwolenie na rozbijackie działania Borys nie służą polskiemu interesowi i przyczyniają się do niszczenia polskości na Kresach. Mam nadzieję, że dowie się o tym prezes Kaczyński i na Białorusi przestanie być kontynuowany interes PO/Niemiecki
Józef
24 marca 2017 o 08:01Wreszcie ktoś sensownie powiedział o „działalności” tej panny, chore ambicje której zrujnowały organizację. Można wiele napisać na ten temat, ale szkoda słów. Sami Polacy, bez Borys, nie pozwolą na przekształcenie szkół w Grodnie i Wołkowysku. Jakoś bez Borys przez ostatnie lata, gdy ona gnębiła wielu polskich działaczy i nauczycieli, dyrektorów szkół polskich, dawali sobie radę. Trzeba być samemu w tych szkołach na świątecznych imprezach i widzieć te oczy dzieciaków, absolwentów na balach maturalnych. Co by tam nie mówić i pisać, czuć w tych szkołach duch polski i tak pozostanie, bo chcą tego zwykli ludzie. A rozgrywki niech ta panna pozostawi sobie, a lepiej zajmie sie własnym życiem.
Mariusz Mizera
25 marca 2017 o 08:11Jeśli publiczne wypowiada się Waszczykowski, to zazwyczaj jest odwtotnie.
Po drugie: Kuchciński mówił o Łukaszence, że to ciepły człowiek. Tak „ciepły” jak PREZES?
P75
27 marca 2017 o 10:11To znaczy że gdyby nie było Borys, to reżim nie prześladowałby miejscowych Polaków? Ale jesteś pan naiwny. Dla przykładu przypomnę, że sztuczne ograniczanie liczby uczniów przyjmowanych do pierwszych klas w polskich szkołach, o czym opowiada ten artykuł, zaczeło się jeszcze przed ponownym wybraniem Borys na przewodniczącą. Takich przykładów można przytoczyć mnóstwo. Z tą kgb-owską władzą, co szczerze nienawidzi Polaków, jak dotychczas, nikomu nie udało się normalnie prowadzić interesy, i ja wątpię że komu kolwiek się to uda. Oni potrzebują tylko cudzych pieniędzy (rosjanie o tym wiedzą najlepiej). I dla tych pieniędzy będą robić wszystko, w tym prześladować miejscowych Polaków, aby wywrzeć presję na Polskich władzach. I nie jest ważne to, kto stoi na czele związku Polaków, albo kto jest u władzy w Polsce. Z tą władzą do żadnego zbliżenia NIGDY nie dojdzie, bo to nie jest w interesie jej samej. Jej przychylność można tylko kupić i TO TYLKO na jakiś czas.
Łukasz
23 marca 2017 o 21:30Macie k…..a swoją przyjaźń z Białorusią .