8 lat sądów i 20 lat starań, zabiegów, obijania progów nieżyczliwych, najczęściej państwowych instytucji – taką cenę zapłacili wileńscy franciszkanie za odzyskanie swej własności-klasztoru przy ulicy Trockiej – pisze Tadeusz Andrzejewski na portalu L24.lt.
W normalnym państwie osoba, która by ujawniła aferę na grube dziesiątki czy nawet setki milionów przy reprywatyzacji, zostałaby uznana za bohatera. Media rozpisywałyby się nad prawością jej charakteru, chwaliłyby za obywatelską postawę w walce z mafią „prychwatyzacyjną”. Organy ścigania zaś wymierzyłyby zasłużoną karę amatorom cudzego majątku.
Tymczasem na Litwie było zgoła inaczej. Po tym, gdy wileńscy franciszkanie ujawnili fakt zagarnięcia przez niejakie Stowarzyszenie Litewskich Inżynierów budynku pofranciszkańskiego klasztoru, do którego nie mieli żadnych praw, w litewskich mediach zaczęła się nagonka… właśnie na zakonników, że śmieli się upomnieć o swoje, że pazerni, że chcą obłowić się tak cennym majątkiem, choć mają być ubodzy, że wreszcie są nie tej, co trzeba, narodowości, by starać się o byłą własność.
Do prawdziwej histerii doszło zwłaszcza, gdy po 8 latach sądów z „amatorami cudzego majątku” Temida orzekła, że własność franciszkanom komunistyczni okupanci zagarnęli bezprawnie, więc rząd niepodległej Litwy w ramach prawa do reprywatyzacji ma klasztor zakonowi św. Franciszka zwrócić. Wówczas nacjonalistyczna tłuszcza dostała dosłownie szału. Zaczęła judzić społeczeństwo przeciwko franciszkanom, którzy przecież tyle dobra dla wilnian zrobili w ciągu długich lat pobytu w Grodzie Giedymina (np. podczas zarazy, która nawiedziła Wilno w połowie XVI wieku, zginęli wszyscy braciszkowie niosąc chorym pomoc do końca). Rząd zaczęto wręcz szantażować, by nie ważył się zwrócić klasztoru zakonnikom nie tej, co trzeba, narodowości. Do haniebnej akcji sankcjonującej bezprawie i narodową niezgodę dołączyła nawet część litewskiej „śvesuomenes”. Kierownictwo katedry lituanistyki Uniwersytetu Wileńskiego ogłosiło mianowicie, że pretenduje do budynku klasztoru pofranciszkańskiego prawem kaduka oczywiście, bo …jest im ciasno u siebie. Podarowali więc lituaniści sami sobie klasztor dosłownie na takiejż zasadzie, jak kiedyś Zagłoba Szwedom podarował Niderlandy.
Ówczesny premier Algirdas „tam tikras” Butkevićius był w tej sprawie tak oczywistej przecież w świetle prawa „za, a nawet przeciw” zwrotowi klasztoru prawowitym właścicielom. Powierzył „gorący kartofel” swym ministrom, którym jednak zabrakło jednej czteroletniej kadencji, by wykonać wyrok sądu. Mitręga rządu była tym bardziej kompromitująca, bo media w tym czasie przypomniały władzy, jak to litewski rząd w połowie lat 90-tych uparcie domagał się zwrotu budynku przedwojennej litewskiej ambasady w Rzymie, którą komunistyczne władze ZSRR zagarnęły po okupacji Litwy w roku 1940. W przeróżnych akcjach dyplomatycznych Litwa bombardowała Włochy argumentami, że grabież nie może być sankcjonowana w demokratycznym świecie, że budynek ambasady ma być zwrócony prawowitemu właścicielowi, bo nakazuje to święte prawo własności, które w praworządnym państwie nie może być ignorowane. Włosi z litewską argumentacją bardzo mocno się zgadzali i prosili, jak tylko mogli najusilniej Moskwę, by budynek ambasady zwolniła. Ta jednak zgodnie ze swą odwieczną tradycją święte prawo własności miała w głębokim poważaniu, więc rządowi włoskiemu nie pozostawało nic innego, jak dać Litwie za symbolicznego 1 dolara budynek zastępczy, jeszcze lepszy i okazalszy nomen omen niż ten przedwojenny.
„Tam tikras premjeras” Butkevićius musiał głupio się czuć, gdy ówczesny nuncjusz apostolski w swym piśmie mu o tym przypomniał, broniąc według analogii praw własnościowych franciszkanów jako zakonu znajdującego się w bezpośredniej jurysdykcji Watykanu (franciszkanie są zakonem założonym na prawie papieskim). W całej historii na dodatek wstyd Litwy jako państwa był podniesiony co najmniej do kwadratu zważywszy na fakt, że Watykan – to państwo jedno z trzech na świecie, które nigdy nie uznało okupacji Litwy przez ZSRR.
Kres wstydowi położył dopiero premier Skvernelis, który na szczęście nie jest Butkevićiusem. Święte prawo własności uszanował, klasztor właścicielom zwrócił. Tłuszcza nacjonalistyczna była oburzona, ale nie spowodowało to zaćmienia słońca na Litwie ani deszczu meteorytów na nasz kraj. Ziemia też nie zeszła ze swej osi. Wręcz przeciwnie: meteorolodzy zapowiadają wcześniejszą wiosnę tego roku w Bursztynowej Republice.
Tadeusz Andrzejewski, L24.lt
5 komentarzy
prawy
21 marca 2017 o 13:57No popatrz, poparz, to jednak występują niewielkie bo niewielkie ale jednak różnice pomiędzy strategicznymi sojusznikami RP, Ukrainą i Lietuvą.
Franciszkanie w Wilnie, swoją własność w końcu odzyskali a diecezja lwowska we Lvivie wielkie O.
Sadowy „większy” pryjatiel Polaków jest.
amtrak1971
21 marca 2017 o 14:26,,, jest obowiazkiem rzadu i kosciola w Polsce pomoc osobom prywatnym w odzyskaniu wlasnosci prywatnej ktore rodziny stracily w granicach IIRP ,,to co ukradli to jest bezprawie ,,, rodziny czy wlasciciele tych majatkow powinni dostac co bylo i jest ich plus odszkodowanie za uzytkowanie tych posiadlosci przez ostatnie 60 lat ,,, okupacja polskich wojewodztw wschodnich nadal trwa , jak dlugo ? ,,
Victor
21 marca 2017 o 14:54To jeszcze tylko odzyskać nieruchomości zabrane przez komunistów Polakom po 1939, uregulować sprawę szkolnictwa polskiego i polskich nazwisk, odbudować toru pomiędzy Możejkami a Łotwą i już za jakieś 100 lat można będzie powiedzieć, że polsko – litewskie problemy zostały rozwiązane.
prawy
21 marca 2017 o 17:10„jeszcze tylko odzyskać nieruchomości zabrane przez komunistów Polakom po 1939,”
A co z takimi „Landsbergami” zrobić, co na zagrabionej przez Sowietów polskiej własności na Wileńszczyźnie, w majestacie letuviskiego prawa się uwłaszczyli?
basia
21 marca 2017 o 21:21Pamiętajcie Żmudzini, kradzione nie tuczy. Ciebie Landsberg to też dotyczy.