Klamka zapadła. Kilka godzin temu Donald Trump zaprzysiągł Rexa Tillersona na stanowisku sekretarza stanu.
Od razu mała powtórka z politologii: stanowisko, o którym mowa, jest w Ameryce odpowiednikiem naszego pozbawionego kompetencji premiera, mającego z premiera tyle, że stoi on ponad wszystkimi innymi sekretarzami-ministrami i pełniącego jednocześnie funkcję ministra spraw zagranicznych. W dawnej Rzeczypospolitej byłby to kanclerz.
I takim właśnie przeniesionym w czasie i przestrzeni kanclerzem został niejaki Rex Tillerson. Nie byłoby w tym nic godnego uwagi w momencie inauguracji, gdyby nie pewne obawy zrodzone z najzupełniej powierzchownego oglądu jego biografii. Dodajmy, że niepokoje te nie są wymysłem rusofoba spod sztandaru Kresów24, lecz że ich pulsowanie już teraz wyczuć można w Internecie dosyć wyraźnie.
Liczyliśmy – przynajmniej ci, którzy interesujemy się amerykańską polityką – na Newta Gingricha. Plotkowano na ten temat dość głośno i nie ulega wątpliwości, że była to gra medialna prowadzona przez otoczenie prezydenta-elekta obliczone na uspokojenie… różnych takich, co to u klamki wiszą. Polaków na przykład…
Sorry Donald, nie przestaniemy wisieć u klamki, tylko dlatego, że chcesz robić duże interesy z dużymi graczami. Najwyżej poczekamy na nowe rozdanie, licząc na to, że dożyjemy…
No ale tymczasem stało się inaczej. Mamy oto nowego szefa amerykańskiej dyplomacji Rexa Tillersona, którego największym życiowym – jak do tej pory – osiągnięciem (być może osiągnięciem mającym charakter formacyjny?) jest to, że pełnił funkcję dyrektora wykonawczego w amerykańskim super-koncernie ExxonMobil, który… podpisywał wielomilionowe kontrakty energetyczne z Rosjanami, np. z państwowym gigantem Rosnieftem.
Powie ktoś: tak wyszło. Handlował z Rosjanami, w innych czasach handlowałby z kim innym – z Chinami powiedzmy, które – że przypomnę – jeszcze nie tak dawno, bo za Richarda Nixona brane były pod uwagę jako cichy sojusznik w rywalizacji z Rosją. Notabene: to właśnie tamto zbliżenie w dalekiej perspektywie okazało się powodem napięcia na linii Pekin-Waszyngton, które – jak się zdaje – zdominuje politykę zagraniczną Donalda Trumpa.
Ale handel nie spływa po człowieku, jak woda po kaczce. W najlepszym razie zostają kontakty i sentymenty. W najgorszym – szantaż i łapówki. Niczego nie sugeruję. Zadaję po prostu pytanie o to, czy człowiek, który nie brzydził się rosyjskimi pieniędzmi będzie się brzydził rosyjską polityką – a ta potrafi być odrażająca.
Zza oceanu zdążyły już dotrzeć niepokojące sygnały. W czasie przesłuchania obywatela Tillersona przed senacką komisją, uraczył on słuchających uwagą, że Rosja wcale nie jest nieprzewidywalna – to brzmi wyjątkowo dwuznacznie – i że Waszyngton powinien wykazać się większą wolą zrozumienia włodarzy Kremla. To ostatnie już lepsze – zważywszy, ile kiksów na tym polu popełniła dyplomacja Obamy.
Wielu komentatorów mówiło, że to nowość w amerykańskiej polityce – zawszeć bowiem kojarzono odprężenie, czy wręcz pielęgnację stosunków z Rosją z prezydentami demokratycznymi. Zasada ta działa również przez negację. Dwie emblematyczne postaci reprezentujące Stare Partie – myślę o FDR i Reaganie – ułatwiły to myślenie.
Pamiętać jednak trzeba o tym, że polityka amerykańska wyglądała kiedyś inaczej. Jeszcze w czasach prezydenta Tafta – a więc na początku XX wieku – to Republikanie byli siłą „egalitarystyczną”, a Demokraci z południa popierali wielki biznes i uważali, że czarni to nie ludzie.
Jednak właśnie w tamtych czasach – mniej więcej od starszego Roosvelta do Wilsona, istniała trzecia, nieformalna siła, zwana progresywną, stanowiąca miejsce spotkania ludzi o poglądach uważanych przez ich macierzyste partie za nieortodoksyjne. Doszło wtedy do zbliżenia stanowisk obu ugrupowań rozumianych jako całość. Kto dzisiaj potrafi powiedzieć, jakie były różnice programowe między Wilsonem a Hardingiem – z wyjątkiem poglądów na temat roli, jaką Stany winny odgrywać w świecie?
Kiedy z kolei wybuchł wielki kryzys, skojarzono go z urzędującym wówczas – i dość nieporadnym w gruncie rzeczy – prezydentem Hooverem. To największe ze wszystkich potknięć kapitalizmu spowodowało, że demokraci chwycili za program lewicowy (najpierw sensie gospodarczym) i dzięki temu zapewnili sobie absolutną dominacje w amerykańskiej polityce na następnych kilkanaście lat.
Za zmianami wygenerowanymi głównie przez czynniki ekonomiczne poszła cała ideologia. I obowiązuje do teraz. Ale z nadejściem Trumpa widzimy zjawisko – mutatis mutandis – podobne do tego z roku 1932: niebędąca u władzy partia rzuca się na program, który obiecuje sukces: program populistyczno-antyestablishmentowy, o zabarwieniu prawicowym jeśli chodzi o światopogląd, ale lewicowym w sensie gospodarczym.
Trump wygrywa – a partia, chcąc być poważna, musi realizować jego program. Dzięki kwestiom, znowu: w dużej mierze socjo-ekonomicznej, między republikanami a demokratami może zaistnieć powtórna wymiana poglądów.
Jeśli dodać do tego większą, niż zazwyczaj ma to miejsce przy nowym otwarciu, sympatię prezydenta USA do Rosji, to… możemy za naszego życia być świadkami sytuacji, w której liberalni ekonomicznie i zimnowojenni demokraci reprezentujący konserwatywne – z punktu widzenia tradycjonalistycznej rewolucji – poglądy, będą walczyć z reprezentującymi interesy robotników, ale nie traktujących serio swych poglądów w sprawach etyki seksualnej republikanami … i naprawdę trudno będzie powstrzymać sympatię dla tych pierwszych.
Wracając natomiast do Trumpa i Tillersona: pozostaje wierzyć, że Putin wykona ruch na tyle bezczelny, że zrazi sobie nawet tych przychylnych mu ludzi. A jeśli jeszcze okaże się, że nowa administracja USA siedzi w kieszeni wielkiego biznesu tak samo głęboko, jak stara, a tradycyjny światopogląd okaże się być traktowany serio, to wtedy nasze nadwiślańskie przywiązanie do republikanów kwitnąć będzie w najlepsze.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
12 komentarzy
observer48
2 lutego 2017 o 07:14Wróżenie z fusów do niczego nie prowadzi. Jak na razie, o zniesieniu sankcji nawet w kacapii przestano mówić, a Sekretarz Obrony USA James „Wściekły Pies” Mattis znacznie zwiększył wczoraj wydatki na obronę ze skutkiem natychmiastowym, oraz zapowiedział modernizację i dozbrojenie amerykańskiej armii. Przemysł zbrojeniowy to jedna z najważniejszych gałęzi amerykańskiego przemysłu i główne źródło bardzo zyskownego eksportu.
Poczekajmy 100 dni od zaprzysiężenia Trumpa, aby zacząć spekulować. Przecież najtaniej dla USA będzie napuścić Chiny i RoSSję na siebie nawzajem, co może się nawet udać. Trump nie zaoferuje RoSSji niczego, na czym USA dobrze nie zarobią. Jeśli zgodzi się na wysyłkę śmiercionośnych broni na Ukrainę, to długofalowe cele polityki Trumpa w stosunku do RoSSji będą raczej jasne. Poczekajmy, a w międzyczasie kibicujmy armii Ukrainy walczącej z kacapską swołoczą na przedmieściach Doniecka!
SyøTroll
2 lutego 2017 o 15:33Na razie wasi muszą spróbować zrozumieć co łączy Chiny z Rosją. Miejmy nadzieję że nie zgodzi się na przekształcenie ukraińskiej wojny domowej w trwały konflikt, tak jak to się udało na Bliskim Wschodzie. Mam nadzieję że zdecyduje się również na wywarcie nacisku na ukraińskie władze by wreszcie zaczęły kontrolować własnych „anty”terrorystów, zwłaszcza tych z „wojsk” MSWU, ale także tych z SZU. Bo jeżeli chce się oskarżać drugą stronę o prowokacje, to samemu trzeba być bez zarzutu. PR nie wystarczy.
Wysłanie śmiercionośnych broni Ukrainie, będzie oznaczało że zdecydował się na otwartą wojnę z narodem rosyjskim i z FR, przy użyciu banderopiteków i ich zachodnich, w tym polskich, sympatyków. Ale fakt, poczekamy – zobaczymy.
observer48
2 lutego 2017 o 20:33@SyøTroll
W interesie USA jest przedłużanie w nieskończoność obecności wojskowej RoSSji w Syrii i na Ukrainie, oraz utrzymywanie sankcji, aby w ten sposób wydrenować do dna kacapskie zasoby gospodarcze i militarne. Podejrzewam, że w obecnej sytuacji, gdy tylko rosyjskie regularne wojsko jeszcze walczy w Donbasie, bo miejscowa swołocz i najemnicy z kacapii są zdemoralizowani, najlepszym rozwiązaniem dla USA jest wysłanie na Ukrainę dobrej broni przeciwpancernej odpalanej z ziemi (Javelins) i dronów (Hellfires). Z braku zdolności bojowych kacapia rzuci Donbas Ukrainie na pożarcie, bo co się dało ukraść i wywieźć do faszystowskiej Federacji RoSSyjskiej zostało dawno ukradzione i wywiezione. Zapowiada się interesujący rok. Donbas jest w tej chwili szczelnie otoczony przez co najmniej 75,000 dobrze wyszkolonych i uzbrojonych, zawodowych żołnierzy armii Ukrainy z co najmniej 150,000 stojącymi w odwodzie plus około 100,000 wyszkolonych przez 173 Brygadę Powietrzno-Desantową USA w Jaworowie żołnierzy obrony terytorialnej. Osobiście kibicuję rezunom. Na pohybel kacapii!
Mysz
2 lutego 2017 o 10:44moim zdaniem trump powinien pomóc putinowi w walce z odradzającym sie nazizmem na ukrainie
lew
2 lutego 2017 o 14:13Uważaj pajacu ukropski jak Trump wyśle broń banderowskim bandytom. Kibicuj sobie sam temu banderowskiemu ścierwu w brudnych drelichowych uniformach.
Pomorzanin
2 lutego 2017 o 16:59Kici, kici.
Szachrajew
2 lutego 2017 o 17:06Skąd te nerwy, coś idzie nie po myśli?
Utylizacja terrorystów kacapskich pod Awdiejewką przebiega za szybko? 😀
Mysz
2 lutego 2017 o 17:48tak tak kibicujmy,w szczególnosci że nad miastem powiewa czerwono czarna szmata.
observer48
2 lutego 2017 o 20:44@lew & Mysz
Strategicznym zagrożeniem dla Polski jest kacapia, nie Ukraina, bo nawet banderowska Ukraina jest setki razy wiarygodniejszym sojusznikiem, niz najbardziej zdemokratyzowana kacapia, choć zbitka słów „demokratyczna kacapia” to oksymoron. Polecam przeczytanie tego wywiadu udzielonego przez wybitnego amerykańskiego analityka strategicznego Phillipa A. Petersena pani redaktor Aleksandrze Rybińskiej, opublikowanego na łamach „Nowej Konfederacji”. http://www.nowakonfederacja.pl/polska-moze-wygrac-wojne-z-rosja/
Victor
2 lutego 2017 o 22:45Putin własnie odwiedza Węgry. Trzecie spotkanie z Orbanem w przeciągu dwóch lat. W pełnej przyjaźni. Czy redakcja k24 dostrzega w co gra nasz węgierski „sojusznik” czy też będziemy dalej skandować hasło BUDAPESZT W WARSZAWIE?
Dominik
3 lutego 2017 o 00:19Słuszna uwaga! Trzeba sprawę poruszyć!
Mysz
3 lutego 2017 o 09:16ciekawe w co gra nasz sojusznik niemcy-nord strem 2,w co powiem ci ,w to co węgry,dba o swoją gospodarkę