Dzisiaj mija rocznica uchwały sejmu powstania listopadowego, która pozbawiała cara Mikołaja I korony polskiej.
Według wdzięcznej opowieści historyka insurekcji 1830 r., późniejszego członka Rządu Narodowego – Stanisława Barzykowskiego za całą sprawą stała – a jakże! – kobieta.
Marszałek izby poselskiej – hr. Władysław Ostrowski oprócz brata Antoniego, pełniącego wówczas obowiązki d-cy Gwardii Narodowej, miał jeszcze siostrę obdarzoną rzadkim imieniem Mechtyldy – tzw. Michałową Potocką.
Stosowny wniosek został wniesiony pod obrady przez Romana Sołtyka po tym, jak z Petersburga nadeszła odpowiedź cara na propozycję rokowań: Polacy mają zdać się na łaskę i niełaskę monarchy.
23 stycznia 1831 r. Warszawę obiegła równie nieprzyjemna w treści odezwa Iwana Dybicza – późniejszego pacyfikatora powstania – w której feldmarszałek zapowiadał krwawe represje, jeśli Polacy nie skapitulują.
Że zaś Polacy nie zwykli przed „mocą uginać szyi”…
Dwa dni później na Zamku Królewskim odbywały się obrady sejmu, przed zamkiem natomiast miały miejsce manifestacje patriotyczne, czczące m.in. pamięć rosyjskich dekabrystów. Nastrój był podniosły i rewolucyjny.
Wykorzystać miała to Michałowa Potocka, podsuwając bratu karteczkę ze słowami: „zaklinam Ciebie, skorzystaj z chwilowego uniesienia, wznieś detronizację, inaczej nie uznam Cię z brata mojego”.
W rzeczywistości jednak bezpośrednim sprawcą detronizacji był obdarzony tubalnym głosem poseł Ledóchowski, który bojąc się, aby wniosek Sołtyka nie przepadł w komisjach sejmowych, stanął pośrodku izby i wykrzyknął:
To co jest w naszych sercach, niechaj wyjdzie przez usta nasze – wyrzeknijmy więc razem: niema Mikołaja!
Jeden z najwybitniejszych polskich romantyków, a przy okazji waleczny żołnierz, Maurycy Mochnacki – to jemu zawdzięczamy niniejszą relację – dodawał po chwili z nieukrywanym wzruszeniem:
Cała izba porwana mocą tego wyrażenia… powtórzyła po kilkakroć: niema Mikołaja! To byli Polacy! Mikołaj przestał być królem o godzinie kwadrans na czwartą po południu, dnia 25 stycznia 1831 roku…
Dynastia Romanowów została uznana za „odpadłą na wieki od tronu polskiego”, sam tron zaś – za wakujący (nieobsadzony).
Wielu poważnych historyków uważa 25 stycznia za narodziny nowoczesnego narodu polskiego w sensie politycznym. Owo „to byli Polacy” znaczyłoby – czy Mochnacki o tym myślał? – „tak oto stali się Polacy”.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
7 komentarzy
Paweł Bohdanowicz
26 stycznia 2017 o 09:45Są ciekawe a mało znane wspomnienia szwedzkiego lekarza Sven Jonas’a Stille’a „Podróż do Polski”. Autor opisuje w nich, jak przedostał się do Polski i jak służył w szeregach powstańczych jako lekarz wojskowy w roku 1831.
Pamiętam fragment, w którym autor opisuje, jak usłyszał jeńców rosyjskich rozmawiających po szwedzku. Powiedzieli mu: „jesteśmy Szwedami, ponieważ jesteśmy Finami” 🙂 Rozmawiali po szwedzku, kierując się patriotyzmem.
Ciekawy szczegół pokazujący, jak może zmieniać się świadomość narodowa. Coś do dyskusji, czy Rusini to Polacy 😀
Maurycek
30 stycznia 2017 o 00:56Nie mogę znaleźć tych wspomnień. Czy ukazały się po polsku?
Paweł Bohdanowicz
30 stycznia 2017 o 12:23Tak, są po polsku:
Sven Jonas’a Stille „Podróż do Polski”, pierwszy raz wydane po polsku w 1985 roku.
http://humanitas.pl/antykwariat/podroz-do-polski-sven-jonas-stille.html
Autor miał bardzo ciepło odnosił się do Polaków i do Powstania. Z przyjaciółmi obchodził rocznicę do końca życia.
murat
26 stycznia 2017 o 18:04I od tej pory, jak dodawała moja nauczycielka historii – rosja na zawsze przestała być dla Polski jakąkolwiek metropolią, jakby nie spojrzeć Polska należała do Zachodu, mimo ciągu dalszego zaborów, a właściwie okupacji rosyjskiej Polski, mimo paktu Ribbentrop-Mołotow i 45 lat panowania rosyjskiego komunizmu, mimo wszystkich traktatów międzynarodowych. To wszystko były na ziemiach polskich władze sezonowe, nielegalne, okupacyjne. Nawet sobie nie zdajemy w pełni sprawy, jak doniosłe znaczenie miała dla naszego Narodu detronizacja mikołaja.
Paweł Bohdanowicz
27 stycznia 2017 o 10:56Dzięki detronizacji przez kilka miesięcy istniało Niepodległe Państwo Polskie. Może ten oddech był potrzebny. Chyba przyczynił się do zachowania tożsamości narodowej, chociaż niektórzy twierdzą, że wręcz przeciwnie. Ja uważam, że Powstanie przyczyniło się do wzmocnienia polskiej tożsamości, chociaż nie podzielam opinii, że miało szanse na zwycięstwo.
Szansa na obronę niepodległości była na przełomie XVII/XVIII wieku (zaprzepaszczona przez naszych przodków), potem za Napoleona (nie udało się, ale szansa była, Polacy zrobili wtedy wszystko jak trzeba i niczego nie zmarnowali – po prostu nie udało się) i potem w czasie I wojny światowej (szansa po mistrzowsku wykorzystana – sukces).
Lata 1768, 1792, 1794, 1831, 1863 moim zdaniem nie dawały Rzeczypospolitej wielkich szans.
Można jeszcze dyskutować nad zapomnianym rokiem 1734 i nad 1762 – wtedy Polska (czy szerzej Rzeczpospolita) była niezdolna do działania, ale jeszcze nie tyle z powodu słabości gospodarczej i militarnej, co z powodu słabości intelektualnej i moralnej. Szczególnie rok 1762 wydaje się zmarnowaną okazją. Kilka lat później robiono dużo dla odbudowania tego intelektualnego i moralnego potencjału, ale było już za późno.
Maurycek
30 stycznia 2017 o 01:00Szanse na zwycięstwo w 1830-1831 to nie jest kwestia „opinii”, tylko faktów. Wykazał matematycznie Mochnacki (współautor i uczestnik powstania), że szanse nie tylko były, ale wręcz były większe niż po stronie rosyjskiej (po szczegóły odsyłam do dzieła „Powstanie Narodu Polskiego 1830 i 1831”). Tak więc kwestii szans czy braku szans nie wałkujmy w nieskończoność, bo sprawa ta została już definitywnie wyklarowana w 1834 roku, natomiast skupmy się na kwestii, dlaczego tych szans nie wykorzystano. I tu możemy dojść do interesujących konkluzji…
Paweł Bohdanowicz
30 stycznia 2017 o 11:28„Maurycek”?
Czy to może pseudonim autora artykułu? 😉
Wiem, że Pan Redaktor bardzo ceni Mochnackiego. Ja słabo znam jego twórczość – właściwie wcale – ale również bardzo go szanuję. Jednak co innego szanować, a co innego zgadzać się we wszystkim.
Szans na zwycięstwo raczej nie było. A w każdym razie były one znikome. Były szanse na wygranie kilku bitew więcej. To wszystko! Ja wiem, że nasza strona wystawiła prawie 100 tysięcy żołnierzy, a siły rosyjskie były porównywalne.
Ale czym innym jest WYSTAWIENIE 100 tysięcy żołnierzy, a czym innym UTRZYMANIE tego stanu w warunkach wojny. Wystarczyła niezbyt szczęśliwa bitwa pod Ostrołęką, żeby zaczęło brakować (wyszkolonych) rezerw i tego wszystkiego, co jest potrzebne do prowadzenia wojny.
Królestwo Kongresowe – Kraj rozwinięty gospodarczo (w porównaniu z Rosją), żołnierze na ogół dobrze wyszkoleni (przynajmniej ten pierwszy przed-ostrołękowy rzut), odważni i ofiarni. Jednak różnica potencjałów Polski i Rosji była taka, że zwycięstwo mogły nam dać tylko jakieś nadzwyczajne zdarzenia. Jakie? Nawet nie wiem. Jakieś uwikłanie Rosji w kilka wojen? Epidemia czarnej śmierci, wyniszczająca Rosjan a oszczędzająca Polaków (rzeczywiście panowała cholera, ale przecież nie w całej Rosji). Powstanie w Rosji silnej pro-polskiej opozycji? Jakieś wielkie powstanie ludowe w Rosji? Wszystko to są moim zdaniem zdarzenia bardzo mało prawdopodobne.
KILKA WYGRANYCH BITEW WIĘCEJ? – TAK
ROZBICIE PIERWSZEGO RZUTU SIŁ ROSYJSKICH? – BYĆ MOŻE TAK
STAWIANIE OPORU KILKA MIESIĘCY DŁUŻEJ? – PRAWDOPODOBNIE TAK
DŁUGA OBRONA WARSZAWY? – PRAWDOPODOBNIE TAK
WYGRANIE WOJNY? – RACZEJ NIE
W warunkach tamtej epoki 100 tysięcy ludzi wystarczało na prowadzenie wojny przez kilka tygodni, w najlepszym razie kilka miesięcy, a my mieliśmy W OGÓLE TYLKO 100 TYSIĘCY.
GENERAŁOWIE ZABICI W NOC LISTOPADOWĄ MYŚLELI TRZEŹWO, a dowódcy / dyktatorzy Powstania myśleli dokładnie tak samo; tyle tylko, że nie chcieli podzielić losu tych pierwszych. Czy ich poczynania nosiły cechy zdrady? Być może tak. W każdym razie na pewno cechy nieszczerości wobec żołnierzy i współobywateli. Mam na myśli dowódców Powstania, a nie tych zabitych, bo ci zabici właśnie byli szczerzy.
Choć napisałem to, co napisałem, nie potępiam Powstania. Wręcz przeciwnie! Myślę o Powstaniu i o Powstańcach z najwyższym szacunkiem. Co innego jednak szanować Powstańców, a co innego uważać, że mieli realne szanse na zwycięstwo.
——-
To, co powyżej napisałem, w żadnym razie nie powinno być wykorzystywane jako argument zniechęcający Polaków do czynu.
Raz się nie udało, drugi raz się nie udało, trzeci raz się nie udało, ale w końcu się udało! Mam na myśli rok 1918 i 1920.
Już jako dzieciak przeczytałem „Rok 1863” Piłsudskiego wraz z jego wykładami na ten sam temat. Uderzyło mnie, że Piłsudski bardzo dużo miejsca poświęcił rozważaniom, CO MOŻNA BYŁO ZROBIĆ LEPIEJ, ale zakończył podsumowaniem, że Powstanie Styczniowe i tak nie miało szans na zwycięstwo, choćby wszystko zrobiono najlepiej, jak tylko można.
PIŁSUDSKI ŁĄCZYŁ ROMANTYCZNĄ WOLĘ CZYNU Z POZYTYWISTYCZNĄ TRZEŹWOŚCIĄ
——
ZGADZAM SIĘ, ŻE NALEŻY ANALIZOWAĆ, CO W 1831 ROKU MOŻNA BYŁO ZROBIĆ LEPIEJ
Takie rozważania i analizy zawsze mają wartość. Wnioski co do szans na zwycięstwo… Tu się różnimy.
Serdecznie pozdrawiam
Paweł