„Jezu, daj pole” (Jezu, daj zwycięstwo) – zawołał, otoczony przez Tatarów w swoim zamku w Czesybiesach wojewoda bracławski Jakub Potocki i ruszył na wroga. Przedostawszy się do brzegów Dniestru sforsował go wpław i uratował się we Lwowie. Działo się to w 1594 roku i wówczas szlachcic złożył obietnicę Marii Pannie w klasztorze lwowskich dominikanów, że za cudowne ocalenie przed ordyńcami ufunduje dominikanom klasztor w Czesybiesach.
Dziś to miasteczko nazywa się Jezupol i leży 19 km od Stanisławowa (ob. Iwano-Frankiwska). Interesujące jest też, że kronika jezupolskich dominikanów podaje również inną wersje legendy. Podobno wojewoda miał podczas modlitwy przed obrazem Najświętszej Panienki wzdychać „Jezu, Maria” i z tego oddechu miał powstać taki wicher, że cudownie przeniósł wojewodę przez Dniestr. Wiec na jednym brzegu rzeki powstał Jezupol, a na przeciwnym Mariampol.
Jak by tam nie było naprawdę, ale faktem pozostaje, że w 1598 roku Potocki zaprosił do Jezupola słynnego lwowskiego architekta, autora lwowskiej cerkwi Zaśnięcia NMP i klasztoru bernardynów, Pawła Rzymianina, który wystawił drewniany klasztor dla dominikanów. Jakub Potocki zmarł w obozie podczas oblężenia Smoleńska w 1613 roku i został pochowany w krypcie jezupolskiego klasztoru, nie zapominając dokonać wpisu na ich korzyść w swoim testamencie.
Syn wojewody, kasztelan krakowski, odwieczny wróg zaporożców o przezwisku „Niedźwiedzia łapa”, Mikołaj Potocki kontynuował dzieło ojca i ufundował już murowany klasztor. Nie mógł jednak finansować budowy, bo wydatki pochłaniały stałe pochody na przyduszanie powstań kozackich Ostranicy, Guni, Skidana i Pawluka, w których towarzyszył mu przeor klasztoru w Jezupolu o. Szymon Szkłowski. On to pozostawił dokładne opisy tych ekspedycji.
Później kozacy zemścili się na Potockim, biorąc w niewolę pod Korsuniem i mordując jego syna Stefana. Jednak sam Mikołaj zdołał powrócić szczęśliwie z tej bitwy i wziąć udział w bitwie pod Beresteczkiem. W taki sposób miał możliwość zemsty na kozakach. Wkrótce po tej batalii Potocki oddał ducha Bogu i został pochowany w dopiero co wzniesionym z marmuru i alabastru (którego pokłady na Pokuciu były znaczne) kościele klasztornym pw. Wniebowzięcia NMP obok ojca.
Po kilku latach jezupolski klasztor stał się głównym ośrodkiem dominikanów na Pokuciu. Został on ograbiony przez Turków podczas ich najazdów w latach 1672 i 1675. Zakonnicy opuścili swój ośrodek. Ale w międzyczasie w kryptach kościoła złożono kolejnego Potockiego – Jakuba, wnuka pierwszego fundatora. Dominikanie powrócili do Jezupola dopiero w 1676 roku, jednak większość wyposażenia kościoła trzymano w depozycie lwowskiego konwentu.
Kolejne zniszczenia przypadły na rok 1706 na wojnę północną. Za odbudowę konwentu wzięła się kolejna Potocka – Joanna z Potockich Wielogórska. Ale jak nie ma się szczęścia, to do końca – wkrótce Jezupol przechodzi w ręce Jana Konstantego Jabłonowskiego, który odmówił w dziesięcinach oraz w innym wsparciu klasztorowi. Ba, nawet więcej, jego hajducy często bili mnichów. Wobec tego ojcowie zostali zmuszeni do opuszczenia klasztoru, dopóki nie zakończył się spór sądowy z Jabłonowskimi.
Wprawdzie dominikanie powrócili do konwentu w połowie XVIII wieku, ale zabudowania były w tak opłakanym stanie, że zakonnicy ogłosili ogólną kwestę na jego odbudowę. Dopiero w 1775 roku przeor klasztoru Michał Waksmański zaczął wznosić na nowym miejscu inna murowaną świątynię. Wybudował ją do poziomu okien i zmarł. Prace wstrzymano. W 1829 roku nowy właściciel Jezupola Kajetan Dzieduszycki rozpoczął budowę trzeciej już z kolei świątyni. Jednak i tu na przeszkodzie stanęły sprzeczki o wykorzystanie materiałów budowlanych ze starych kościołów.
Świątyni znów nie ukończono. Dopiero w 1843 roku dominikanie zdołali ukończyć budowę świątyni, rozpoczętą przez o. Waksmańskiego, rozbierając jednak stare kościoły. Podczas prac wykończeniowych historyk Aleksander Czołowski i pasjonat staroci Wojciech Dzieduszycki zbadali kryptę z pochówkami. Na początku XX wieku klasztor i kościół rozbudowano, ale I wojna światowa i walki z Ukraińcami znów znacznie uszkodziły zabudowania.
Odbudowa trwała do 1922 roku, ale nowe wieże i fasada otrzymały znacznie skromniejszy kształt niż były przed wojną. Z Czech powrócił cudowny obraz Matki Bożej Jezupolskiej, będący od założenia konwentu jego główną świętością. Obraz miał srebrne szaty i był koronowany na początku XVIII wieku. Ówczesna świątynia miała pięć ołtarzy autorstwa stanisławowskiego snycerza Jana Serafina i freski Karola Polityńskiego, który pracował tu jeszcze przed wojną.
Z końca XIX wieku pochodziły organy z lwowskiej firmy Śliwińskiego. Pierwsi sowieci zabrali klasztor na przedszkole i mieszkania. Dominikanie przenieśli się do domów miejscowej ludności i mieszkali tak do nadejścia Niemców. W czerwcu 1944 roku w obawie przed napadami banderowców ostatecznie opuścili Jezupol, zabierając ze sobą cudowny obraz Matki Bożej. Obecnie jest on w klasztorze w Jarosławiu. W latach 1944–1957 w zabudowaniach klasztornych mieściło się więzienie NKWD, o czym świadczy skromna tablica pamiątkowa.
Następnie w klasztorze umieszczono szpital, który jest tam do dziś. Kościół natomiast oddano pod magazyny wojskowe. Dopiero w 2003 roku całkowicie zniszczony kościół, bez zwieńczenia wieży, organów i ołtarzy zwrócono katolikom. Ludzie przynieśli dwa przedwojenne feretrony, które przechowywali. Tak rozpoczęła się odbudowa, która trwa do dziś. Z dawnej dekoracji kościoła pozostały freski Polityńskiego, przedstawiające wniebowzięcie NMP (nad częścią ołtarzową), hasło oo. kaznodziejów: laudare, benedicere, praedicare (chwalić, błogosławić, głosić kazania) i nieokreślony herb (prawdopodobnie Dzieduszyckich) ze słowem veritas (prawda) oraz herby Pilawa i Odrowąż.
Zachowały się też aniołki podtrzymujące litery, składające się na napis „Maria”. Wieżę pokryto tymczasowym daszkiem, który z czasem, miejmy nadzieję, zostanie zamieniony na bardziej stosowny. Niektórzy historycy przypuszczają, że portyk nad głównym wejściem może pochodzić jeszcze z pierwszej murowanej świątyni. Naprzeciwko kościoła zachował się gmach Sokoła (niektórzy twierdzą, że był to ratusz). W innej stronie miasteczka zachował się gmach pałacu Dzieduszyckich, w której dziś jest internat.
W dawnych czasach na miejscu klasztoru stał drewniany zamek Zborowskich, a następnie murowane fortyfikacje, wzniesione przez hetmana koronnego Jakuba Potockiego na początku XVII wieku. Do dziś pozostały wały, obok których stoi dawny pałac Dzieduszyckich, dziś pełniący funkcje psychoneurologicznego internatu dla dzieci. Zbudował go w 1840 roku znany miłośnik koni Kajetan Jan Dzieduszycki, a pod koniec tegoż stulecia znacznie rozbudował jego siostrzeniec, Wojciech. Był on podobno najwybitniejszą postacią w rodzinie, ponieważ oprócz udanej kariery politycznej i działalności literackiej był przyjacielem europejskich artystów i naukowców.
To właśnie Wojciech Dzieduszycki zebrał w jezupolskim pałacu dużą kolekcję malarstwa i bibliotekę na 15 tys. tomów. Dla kolekcji obrazów i ikon jedną z sal nakazał udekorować w stylu bizantyjskim z olbrzymią ilością złoceń. Mieściły się tu obrazy, które Dzieduszycki zakupił na Węgrzech, gdy wyprzedawano majątek Esterhazy. W taki sposób znalazły się tu dzieła Botticellego lub jego uczniów, fragmenty fresków z jakiegoś renesansowego pałacu włoskiego, obrazy François Bouchera, płótna Van Dycka i Andrea Mantegni.
Jednak większość kolekcji stanowiły płótna malarzy polskich. Juliusz Kossak pozostawił Dzieduszyckiemu cały album ze 150 rysunków akwareli i karykatur. Był tu obraz Jana Styki „Chrystus na skale”, gdzie jako Matka Boska przedstawiona została Ewa Dzieduszycka, św. Józefem był sam Wojciech, a pastuszkami – ich dzieci. Były tu dzieła Artura Grottgera. Oprócz obrazów w pałacu znajdowały się trzy starodawne wschodnie kilimy, które przywiózł jeden z przodków Wojciecha z bitwy pod Wiedniem.
Nie brakło tu też cennej porcelany. Podczas natarcia rosyjskiego w 1914 roku pałac został ograbiony i spalony, jednak większość cennych rzeczy i bibliotekę udało się uratować zakopując je w ziemi. Zbiory biblioteczne zamokły i długo je później restaurowano. Po I wojnie rezydencję odbudowano, lecz już bez jednego ze skrzydeł. Na dziś z jej zewnętrznego zdobnictwa zachował się jedynie niewielki portyk joński, a wewnątrz – jedynie klatka schodowa. Nie ma już ani sali „bizantyjskiej”, ani innych…
Ostatnim właścicielem Jezupola był Władysław Dzieduszycki, którego zamordowali bolszewicy w lwowskim więzieniu w 1940 roku. Co nieco ze zbiorów Wojciecha Dzieduszyckiego znajduje się obecnie w prywatnych kolekcjach w Krakowie.
tekst i zdjęcia
Dmytro Antoniuk, Kurier Galicyjski, 2016 r, nr. 16 (290)
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!