Pogranicze polsko-sowieckie w pierwszych latach po I wojnie światowej to był prawdziwy przemytniczy raj. Tu pojawiały się towary z Wilna, Warszawy, Wiednia i Berlina, a sprawna podziemna dystrybucja rozsyłała je po kraju. Grasowały tu zbrojne bandy, dopiero spokój przywrócił elitarny Korpus Ochrony Pogranicza. Tutaj „pracował” w światku przestępczym Sergiusz Piasecki.
Kontynuując zwiedzanie dawnego polsko-sowieckiego pogranicza, chcę pokazać Czytelnikom dwa białoruskie miasta podzielone w międzywojniu tzw. „żelazną kurtyną”. Są to sowiecki Zasław oraz polski Wołożyn.
Zasław położony nad rzeką Swisłoczą jest jednym z najbardziej starożytnych miast na terenie dzisiejszej Białorusi. Wzmiankowany jeszcze w 987 roku w kronice ruskiej jako gród w księstwie połockim. Od XII wieku Zasław był stolicą udzielnego księstwa Zasławskiego.
W Wielkim Księstwie Litewskim miasto było pierwotnie własnością książąt Zasławskich. Za czasów panowania Zygmunta Starego właścicielem Zasławia został zaufany powiernik królowej Bony, wojewoda witebski Jan Hlebowicz. Nowy właściciel wzniósł tu twierdzę z czterema bastionami mającą ponad pół kilometra obwodu. Dobrze zachowały się do dziś wysokie wały ziemne zamku tworzące zarys prostokąta, narożne bastiony oraz fosa zamkowa.
Po budynkach zamku, niestety, nie ma dziś śladu, zachowały się jedynie fundamenty i dolne fragmenty ścian dwukondygnacyjnej bramy wjazdowej, do której prowadził niegdyś zwodzony most przez fosę. Ciekawie, iż zamek w Zasławiu wspominany jest w „Lalce” Prusa jako miejsce, w którym kończą się (być może) losy Wokulskiego. Tajemnicę jego życia skrywają ruiny zamku i wybuch, który tam się wydarzył.
W 1577 roku z polecenia Jana Janowicza Hlebowicza na dziedzińcu zamku rozpoczęto budowę zboru kalwińskiego. Przez kilkadziesiąt lat świątynia służyła litewskich kalwinom, dopóki staraniem kasztelana wileńskiego Mikołaja Hlebowicza, nawróconego katolika, nie została zamieniona na kościół pod wezwaniem św. Michała Archanioła. Po powstaniu listopadowym władze carskie przekazały kościół prawosławnym. Od tego czasu funkcjonował jako cerkiew Przemienienia Pańskiego. Po II wojnie światowej cerkiew zamknięto, prawosławni odzyskali ją dopiero w 1990 roku. Dzisiaj teren dawnego zamku, wraz ze zborem i pobliskim kościołem, stanowi państwowy rezerwat historyczno-kulturowy.
W okresie zaborów Zasław miał wielki procent ludności polskiej, o czym świadczą nagrobki na starym katolickim cmentarzu. Warto powiedzieć, iż w 1906 roku rosyjska policja wykryła w Zasławiu tajną polską szkołę, w której nauczycielka Antonina Wojzbun uczyła języka polskiego 25 dzieci w wieku 8–17 lat. Podczas wojny polsko-bolszewickiej miasto niedługo znajdowało się pod tymczasową polską administracją, stanowiło centrum administracyjne gminy Zasław w powiecie mińskim okręgu mińskiego Zarządu Cywilnego Ziem Wschodnich.
Po zawarciu traktatu pokojowego w Rydze Zasław pozostał po stronie sowieckiej, a znajdująca się tam stacja kolejowa wkrótce otrzymała nazwę „Białoruś”, bo była ostatnią stacją przed Polską. Sowieccy pogranicznicy mogli nawet stąd obserwować przez binokle, co się działo po polskiej stronie.
Jak pisze białoruski historyk Ihar Mielnikau, na zachodniej granicy wkrótce zbudowano przejścia graniczne. Jedno z nich pojawiło się w Zasławiu. W 1924 roku w mieście rozlokowano 15. Oddział Graniczny, który mimo ochrony granicy miał też walczyć z działalnością antypaństwową. Jednym z pierwszych naczelników oddziału był przyszły szef radzieckich wojsk granicznych NKWD Aliaksandar Kawaliou. Po przeciwnej stronie od Zasławia znajdowały się polskie strażnice „Wiazyńka”, „Szapowały” i „Peliksze” pierwszej Kompanii „Dąbrowy” Batalionu KOP „Iwieniec”.
Przez granicę próbowano przejść zarówno z Polski i z ZSRR. Sporo ludzi pod wpływem propagandy bolszewickiej próbowało przekroczyć granicę w kierunku Zasławia. Byłych polskich obywateli osiedlano w okolicznych wioskach. Według zeznań mieszkańców Zasławia, wielu z tych ludzi, którzy zeznali wszystkie korzyści „raju bolszewickiego”, próbowało ponownie wrócić do Polski. Ci, którym to się nie udało, padli ofiarami represji stalinowskich jako polscy szpiedzy.
Wołożyn jest znacznie młodszy od Zasławia. W XV wieku dobra wołożyńskie były własnością miejscowych książąt ruskich. Później właściciele często się zmieniali, dopóki na początku XIX wieku książę Adam Czartoryski nie sprzedał majątek hrabiemu Józefowi Tyszkiewiczowi, który wybudował w Wołożynie według projektu architekta A. Kosakowskiego istniejący do dziś na wysokim brzegu rzeki Wołożynki piękny zespół pałacowy.
W latach 1806-1816 z fundacji Józefa Ignacego Tyszkiewicza wzniesiono także nowy kościół w styluklasycystycznym. Świątynia znajduje się w centrum Wołożyna i jest obecnie jedną z głównych miejskich ciekawostek. Po upadku powstania styczniowego władze rosyjskie poleciły przebudować zachowany kościół na cerkiew prawosławną. Budynek został zwrócony Kościołowi rzymskokatolickiemu w 1929 roku i był czynny do II wojny światowej.
Po jej zakończeniu władze radzieckie zaadaptowały kościół na zakład przemysłowy. Miejscowa parafia, licząca ok. 400 wiernych, odzyskała obiekt dopiero w latach 1990-ych. Ciekawie, że obok kościoła stoi pierwszy na Białorusi pomnik Jana Pawła II. Monument waży 180 kg i jest wysoki na 2,4 m. Ks. Henryk Okołotowicz, ówczesny proboszcz tutejszej parafii, zwracał uwagę, że posągu nie udałoby się wybudować, gdyby nie pomoc z Polski, bowiem na zakup pomnika pomogli zebrać fundusze Polacy z Warszawy i innych polskich miast.
Dobra wołożyńskie zostały skonfiskowane Tyszkiewiczom za udział w Powstaniu Styczniowym ówczesnego właściciela hrabiego Jana Tyszkiewicza, który zmuszony został do udania się na emigrację. Po pewnym czasie wydano mu zgodę na powrót i zwrócono majątek, który pozostawał w ręku Tyszkiewiczów do I wojny światowej. Ostatnim właścicielem był hrabia Michał Tyszkiewicz. Według Grzegorza Rąkowskiego, autora „Ilustrowanego przewodnika po zabytkach kultury na Białorusi” pałac i oficyny podczas wojny zostały mocno uszkodzone, bowiem przez Wołożyn w latach 1915-18 przebiegała linia frontu.
Po zakończeniu I wojny światowej budynki odbudowano. Obecnie mieszczą się tu instytucje państwowe. Dziś zespół, utrzymany w jednolitym stylu klasycystycznym, tworzą: pałac, prostopadła do niego oranżeria oraz stojąca naprzeciwko pałacu oficyna, pomiędzy którymi rozpościera się paradny dziedziniec. Mimo niełatwej przeszłości, jest to jeden z najlepiej zachowanych zespołów pałacowych na Białorusi.
W okresie międzywojennym Wołożyn był miastem powiatowym w województwie nowogródzkim. Położony blisko granicy zwrócił uwagę sformowanego w 1924 roku Korpusu Ochrony Pogranicza. Miasto stało się siedzibą dowództwa pułku „Wołożyn”, zaś od 1927 roku także sformowanego batalionu KOP „Wołożyn”. W tym samym roku Tyszkiewiczowie sprzedali KOPowi swój pałac, który był odrestaurowany według projektu inż. Tadeusza Nowakowskiego i został siedzibą dowództwa pułku i batalionu. W dawnej zaś oranżerii umieszczono siedzibę starostwa.
Ciekawą kartą historii międzywojennego Wołożyna było istnienie tu Koła Hodowców Koni Wojskowych. Liliana Narkowicz w artykule „Tyszkiewiczowie z Waki”, napisała, że hrabia Michał Tyszkiewicz (zm. w 1938 roku) był rozmiłowany w polowaniach i hodowli koni. Nawet gdy Tyszkiewiczowie sprzedali swój pałac, tradycja hodowli koni w Wołożynie była nadal kontynuowana, bowiem tutaj stacjonował batalion KOPu i w związku z tym było zapotrzebowanie na konie wojskowe.
Nieszczelność i przestępczość na granicy bardziej szkodziła Polsce niż Sowietom. Według prof. Marka Kornata z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk nieszczelna i niestabilna wschodnia granica ułatwiała bolszewikom przerzut zaopatrzenia dla komunistów i agentów w Polsce – pieniędzy, ludzi, materiałów propagandowych, dokumentów. W latach 1920ch Sowieci przerzucali całe bandy, które najeżdżały polskie miasta.
Biorąc więc pod uwagę sytuację geopolityczną po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej, oraz skomplikowane stosunki etniczne w województwie nowogródzkim, warto zaznaczyć, iż praca żołnierzy, policjantów oraz urzędników cywilnych w Wołożynie i okolicach nie należała do łatwych. Świadczy o tym chociażby tragiczna śmierć wołożyńskiego komendanta Policji Państwowej Włodzimierza Łopacińskiego w 1924 roku w potyczce z bandytami w okolicach miasta.
Tragiczne były losy oficerów i żołnierzy KOPu broniących granicy w okolicach Wołożyna i Zasławia we wrześniu 1939 roku. Zmobilizowany w kwietniu 1939 roku batalion KOP „Wołożyn” został skierowany w rejon Żywca. Batalion został włączony w struktury 1. Brygady Górskiej, dzieląc losy innych jednostek Armii „Kraków„. 9 września 1939 roku część Batalionu KOP „Wołożyn” pod dowództwem kpt. Piotra Tymkiewicza stoczyła bój z nacierającymi na Kolbuszową oddziałami niemieckiej 2. Dywizji Pancernej.
W czasie walk poległ między innymi por. Włodzimierz Dolecki. Po odejściu batalionu włączonego do 1. Brygady Górskiej, garnizon i kadra jednostki w Wołożynie nie odtworzyła batalionu i skoncentrowała się na wsparciu organizacyjnym dla odtwarzanego batalionu „Iwieniec”. 17 września 1939 r., strażnica KOP „Szapowały”, która znajdowała się na przeciwko folwarku Chmielówka koło Zasławia pod dowództwem kpr. Niedzielskiego, została zaatakowana przez sowiecki 144. Pułk Kawalerii przy wsparciu artylerii.
Batalion KOP „Iwieniec” kpt. Edwarda Nowrata, ponosząc stosunkowo niewielkie straty w walkach o strażnicę, wycofał się w kierunku Lidy. W rejonie miejscowości Żukowy Borek nad Niemnem, w trakcie przerwy w marszu, baon został zaatakowany przez 145. Pułk Kawalerii mjr. Karpenki. W zaciętej walce baon stawił skuteczny opór Sowietom. Został on jednak złamany po wprowadzeniu przez nieprzyjaciela do walki pułku artylerii. Batalion „Iwieniec” uległ niemal całkowitemu rozbiciu.
Jednak i nieprzyjaciel w walkach poniósł dotkliwe straty. Szwadron kawalerii KOP „Iwieniec” rtm. Ksawerego Wejtki wycofując się bez walk z nieprzyjacielem dotarł w całości do granicy litewskiej, przekraczając ją.
Dymitr Zagacki/EchaPolesia
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!