„Ponad dwadzieścia lat temu, Związek Radziecki wśród przekleństw i łez został wysłany na śmietnik historii. Ale pomimo tego, że „czerwonego imperium” już nie ma, „czerwony” człowiek pozostał, a młodzież znów zaczyna czytać dzieła Marksa i Lenina, i cieszyć się z otwarcia muzeów Stalina – mówiła podczas wykładu w szwedzkiej Akademii Nauk Swietłana Alieksiejewicz, pierwsza białoruska laureatka nagrody Nobla w dziedzinie literatury.
– Stoję na tym podium nie sama… Wokół mnie głosy, setki głosów, one są ze mną zawsze. Od czasów mojego dzieciństwa” – tymi słowami zaczęła wystąpienie Alieksiejewicz, próbując zebranej w auli międzynarodowej publiczności powiedzieć, że razem z nią, są bohaterowie jej książek, ci, z którymi spotykała się w ciągu ostatnich 40 lat swojego życia, jeżdżąc po zakątkach byłego Związku Radzieckiego.
Ci sami „czerwoni ludzie” z 5 – tomowego cyklu „Głosy utopii”, za które białoruska pisarka otrzymała prestiżową nagrodę.
O czym mówiła Alieksiejewicz podczas wykładu?
O przegranej bitwie….
„Mogę powiedzieć o sobie człowiek – ucho. Kiedy idę ulicą i docierają do mnie jakieś słowa, frazy, zwroty, okrzyki, zawsze myślę, jak wiele powieści znika bez śladu w czasie. W ciemności. Jest taka część ludzkiego życia – konwersacyjna, której nie udaje się nam odwojować dla literatury” – tłumaczyła Alieksiejewicz, jakby chciała przekonać słuchaczy, dlaczego reportaż też ma prawo do Nobla.
Pisarka powiedziała, że jej droga na podium Akademii Szwedzkiej trwała 40 lat.
„Wiele razy byłam wstrząśnięta, przerażona, doświadczałam zachwytu i obrzydzenie, chciałam zapomnieć, to co usłyszałam, wrócić do czasów, kiedy żyłam jeszcze w nieświadomości. Nie raz chciało mi się też płakać z radości, że zobaczyłam pięknego człowieka…”.
„Przyuczyli nas do śmierci i miłości do człowieka z pistoletem”
Całe swoje czterdziestominutowe wystąpienie Alieksiejewicz zbudowała na wspomnieniach. Mówiła, że żyła w kraju, w którym od dzieciństwa przyuczano do śmierci.
„Zło jest bezlitosne. Trzeba się na nie zaszczepić. Ale my wyrośliśmy wśród katów i ofiar. Nasi rodzice żyli w strachu i nie mówili nam wszystkiego, najczęściej niczego nie mówili, ale samo powietrze, którym oddychaliśmy, było tym strachem zatrute. Zło zawsze szpiegowało nas”.
Pisarka przypomniała, że ponad dwadzieścia lat temu, Związek Radziecki wśród przekleństw i łez został wysłany na śmietnik historii. Ale pomimo tego, że „czerwonego imperium” już nie ma, „czerwony” człowiek pozostał, a młodzież znów zaczyna czytać dzieła Marksa i Lenina, i cieszyć się z otwarcia muzeów Stalina.
„Nigdy nie znosiłam słowa „sowok”, bo musiałabym tym słowem nazwać swojego ojca, rodzinę, znajomych, przyjaciół. Oni wszyscy są stamtąd, z socjalizmu. Wśród nich jest wielu idealistów. Romantycy. Dziś nazywa się ich inaczej – romantycy niewoli. Niewolnicy utopii”.
Podczas wykładu, Swietłana Alieksiejewicz przyznała, że jej nauczycielem był kreatywny Aleś Adamowicz. Od niego przezęła ideę, że „pisanie prozy o koszmarach XX wieku byłoby bluźnierstwem”.
Dlatego zdecydowała, że w swojej twórczości niczego nie będzie wymyślać tylko pisać prawdę zgodną z tym, co opowiedzieli jej świadkowie historii.
„Interesuje mnie „mały człowiek”. Mały Wielki Człowiek, tak bym to nazwała, ponieważ cierpienia sprawiają, że staje się on wielki. On sam w moich książkach opowiada swoją małą historię, a wraz ze swoją mała historią, opowiada też tę historie wielką. Co się działo i dzieje się z nami – choć jeszcze nie widzimy w tym sensu, ale trzeba to wypowiedzieć. Na początek chociażby wypowiedzieć. Ale my się boimy tego, dopóki nie jesteśmy w stanie poradzić sobie ze swoją przeszłością”.
1980-01985. „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”
„Dlaczego napisałam książkę o wojnie? Dlatego, że jesteśmy ludźmi wojny – albo walczyliśmy, albo szykowaliśmy się do wojny. Jeśli tak przeanalizować, to my cały czas myślimy w kategoriach wojennych. W domu ma ulicy. Dlatego też, tak mało kosztuje u nas ludzkie życie. Podobnie jak w czasach wojny”.
W jednej z dziennikarskich podróży Aleksiejewicz spotkała się z kobietą, która w czasie Wielkiej Ojczyźnianej była sanitariuszką. Z jej ust pisarka po raz pierwszy usłyszała o wojnie, której nie znała.
„To była „wojna kobiet”. Nie chodziło o bohaterów. Nie chodziło o to, jak jedni bohatersko zabijali innych ludzi. Wyszło z tego opowiadanie, dotąd przez nikogo niezauważonego uczestnika i świadka wydarzeń, którego do tej pory nikt nigdy nie słyszał. Książka nie była publikowana przez dwa lata, przed pieriestrojką nie chcieli jej wydać. Aż do Gorbaczowa”.
„Po przeczytaniu waszej książki nikt nie zechce walczyć” – słyszała od cenzorów. – Wasza wojna jest straszna. Dlaczego u was nie ma bohaterów?” – „Nie szukałam bohaterów” – odpowiadała.
Switłana Alieksiejewicz nigdy nie mówiła, że jest jej przykro z powodu zwycięstwa ZSRR w II wojnie światowej. Ale jest jej przykro, że radosne wydarzenie ‘45 roku wciąż przysłania GUŁAG.
„Kiedyś usłyszałam takie słowa: – Wolni byliśmy tylko w czasie wojny. – Nasz główny kapitał to cierpienie. Nie ropa i gaz – ale cierpienie. To jedyne, co ciągle wydobywamy. Cały czas szukam odpowiedzi: dlaczego nasze cierpienia nie przekładają się na wolność? Czyżby były ne bezużyteczne? Czaadajew miał rację: Rosja to kraj bez pamięci, przestrzeń totalnej amnezji, dziewiczy umysł dla krytyki i refleksji” – mówiła Alieksiejewicz.
Pisarka mówila po rosyjsku, ale goście mogli jej słuchać po angielsku, francuzku, niemiecku i szwedzku.
1989. Cynkowi chłopcy
Po swojej pierwszej książce, Swietłana Alieksiejewicz już nie chciała pisać o wojnie. Ale w 1989 roku pojechała do Kabulu i znalazła się na prawdziwej wojnie.
„Wojna – to produkt natury męskiej, dla mnie niezrozumiała. Ale codzienność wojny jest oszałamiająca. Odkryłam dla siebie, że broń jest piękna: karabiny, miny, czołgi. Człowiek myślał dużo, jak najlepiej zabić innego człowieka. Wieczny spór między prawdą i pięknem”.
Aleksiejewicz wspomina, jak widziany przezeń obraz wojny różni się od tej wojny, którą przedstawiały radzieckie gazety. Bała się, że nikt nie uwierzy w jej książki.
„O niemoralnym mówili tam jak o dobru oczywistym”.
W Afganistanie Alieksiejewicz nie tylko zapisywała historię wojny ze słów świadków, sama była jej świadkiem. Widziała strzelaninę, zabijanie, łzy matek opłakujących szczątki swoich synów nad cynkowymi trumnami.
Wspominam, jak na wsi pod Mińskiem wnosili taką cynkową trumnę i jak matka wyła. To nie był krzyk ludzki, nawet nie zwierzęcy… Podobny do tego, który słyszałam na kabulskim cmentarzu…”.
Pisarka przyznała, że do czasu wyjazdu do Kabulu wierzyła w socjalizm z ludzką twarzą. Kiedy wróciła, była wolna od wszelkich złudzeń.
„Wybacz mi ojcze – powiedziałam przy spotkaniu – wychowywałeś mnie z wiarą w ideały komunistyczne, ale wystarczyło raz zobaczyć radzieckich chłopców, których z mamą uczycie (rodzice Alieksiejewicz byli wiejskimi nauczycielami), na cudzej ziemi zabijających nieznanych im ludzi, żeby wszystkie Twoje słowa obróciły się w proch. Jesteśmy mordercami, tato, rozumiesz!?”. „Ojciec zapłakał”.
Lata 1990-1997. „Czarnobylska modlitwa”
„Często mnie pytają: „Dlaczego zawsze pisze Pani o tragedii?” – „Dlatego, że tak my żyjemy – odpowiada. – Chociaż żyjemy teraz w różnych krajach, ale wszędzie żyje „czerwony człowiek”. Z tym swoim życiem, ze swoimi wspomnieniami…” – tymi słowy Alieksiejewicz określiła istotę swojej twórczości dokumentalnej.
„Zastanawiałam się, jaką książkę o wojnie chciałabym napisać. Chciałabym napisać o człowieku, który nie strzela, który nie mierzy do drugiego człowieka, który cierpi na samą myśl o wojnie. Gdzie jest taki człowiek? Nie spotkałam takiego”.
„Pozwolę sobie powiedzieć, że straciliśmy szanse, które mieliśmy w latach ’90. Na pytanie: jaki powinien być nasz kraj – silny czy dumny, gdzie ludziom żyje się dobrze, wybrali pierwszy – silny”.
„Mam trzy domy: moja białoruska ziemia – ojczyzna mojego ojca, gdzie przeżyłam całe swoje życie, Ukraina – ojczyzna mojej mamy, gdzie się urodziłam, i wielka kultura rosyjska, bez której nie wyobrażam sobie mojego życia. Wszystkie one są mi drogie. Ale trudno w naszych czasach mówić o miłości”.
fragmenty wystąpienia Swietłany Alieksiejewicz podczas wykładu w szwedzkiej Akademii Nauk 7 grudnia 2015.
Kresy24.pl/tut.by
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!