Kamila Kruszelnicka. Tę skromną kobietę sowieckie GPU oskarżyło o przygotowanie zamachu na życie samego Stalina oraz w próbę zamachu stanu w ZSSR. Jedynym jednak jej „przestępstwem” było to, że wolą losu rzucona w same serce ateistycznego imperium zła pozostała wierna religii i przywiązana do narodowej tożsamości swoich przodków.
Nigdy nie odżegnywała się od tego, że jest Polką i katoliczką, wychowana w miłości do ojczyzny marzyła o niepodległej Polsce i gorąco witała odrodzenie państwa polskiego.
Już podczas śledztwa w więzieniu GPU w 1933 roku mówiła: „W maleństwie wychowywano we mnie miłość do ojczyzny i nienawiść do rządów, które ją podzieliły. Moim marzeniem było widzieć Polskę odrodzoną i niepodległa republiką demokratyczną. Uważam, że jestem polską patriotką, a rząd Piłsudskiego według mnie jest polskim rządem narodowym”.
Czytając o bolszewickich prześladowaniach działaczy kościoła katolickiego, nigdy przed tym nie spotykałem wzmianek o Kruszelnickiej. Nie dziwię się, bowiem większość swego niedługiego życia spędziła ona nie na Kresach II Rzeczypospolitej i nawet nie w sowieckiej Białorusi. Jedynym źródłem informacji o życiu Kruszelnickiej i jej męczeńskiej śmierci są artykuły rosyjskich badawców stalinowskich represji Olgi Romanowej i Swietłany Szyszkinoj.
Według tych artykułów Kamila Kruszelnicka urodziła się w 1892 roku w Baranowiczach. Na pewno w czasie I wojny światowej wraz z rodziną znalazła się w Moskwie. Podzcas zawieruchy rewolucyjnej w Rosji rodzina się podzieliła: jeden z braci Kamili, Józef, walczył o bolszewickie ideały i był ateistą, siostra Jadwiga wstąpiła do klasztoru i później była przełożoną w Grodnie, natomiast ciotka – Trozerina Kruszelnicka wyemigrowała do Paryża. Kamila zaś musiała pozostać w rosyjskiej stolicy.
W Moskwie Kruszelnicka przez dwa lata studiowała na Uniwersytecie ludowym im. Szaniawskiego zdobywając w taki sposób „niepełne” wyższe wykształcenie. Potem pracowała w różnych urzędach w Moskwie. Ostatnim miejscem jej pracy było biuro „Stalzbyt”.
Jak wiadomo, rządzący wtedy Rosją reżim komunistyczny walczył aktywnie ze wszystkimi wyznaniami, przy czym katolików uznawano za najgroźniejszych wrogów komunistycznej ideologii. Jeden z duchownych, pracujących wówczas w Leningradzie, pisał:
„Każdy, kto do mnie przychodzi, natychmiast staje się podejrzanym; podejrzewa się nawet tego, kto często bywa w zakrystii”. Wielu katolików, prowadzących aktywne życie religijne, wcześniej czy później, doznawało represji za wiarę, było z tego powodu więzionych i zsyłanych do obozów. Wyznawanie wiary w Boga nie było zatem rzeczą łatwą, a tym bardziej bohaterstwem było otwarte przyznawanie się do katolicyzmu i udział w nabożeństwach.
Warto tutaj podkreślić, że Kruszelnicka nie tylko formalnie należała do parafii moskiewskij parafii katolickiej pw. św. Ludwika, ale jako żarliwa katoliczka była też córką duchową biskupa Piusa Eugeniusza Neve, apostolskiego administratora Moskwy. W czasie, kiedy GPU wszędzie wprowadzało swoich informatorów, ona miała odwagę otwarcie rozmawiać z ludźmi na tematy religijne, mimo tego, że głoszenie Dobrej Nowiny w ZSSR było niebezpiecznym dla życia szaleństwem.
Kamila kontaktowała się z wieloma ludźmi, a w jej mieszkaniu zbierali się zarówno wierzący jak i ludzie znajdujący się między ateizmem a wiarą w Boga. W czasie tych spotkań czytano Ewangelię oraz książki o tematyce religijnej. Kruszelnicka próbowała w świetle wiary patrzeć na wszystko, co dzieje się w Związku Sowieckim i mówić o tym z przyjacielami.
W Moskwie Kamila Kruszelnicka poznała Annę Abrikosową, założycielkę dominikańskich tercjarek obrządku wschodniego. W tym czasie Abrikosowa miała już za sobą 9 lat więzienia jako przewodnicząca moskiewskiej kontrrewolucyjnej organizacji i została zwolniona przedterminowo po ciężkiej operacji w więziennym szpitalu. Zabroniono jej przebywać w wielkich miastach, więc mieszkała w Kostromie, a do Moskwy przyjeżdżała na dalsze leczenie.
W czasie jednego z takich pobytów w stolicy Abrikosowa zgodziła się przyjść do mieszkania Kamili, żeby poprowadzić dyskusję z zebraną tam młodzieżą. Mówiła, że w Rosji nie ma swobody religijnej i z tego powodu młodzi ludzie stają się ślepi, więc nie mogą dojrzeć prawdy i rozumieć sensu tego, co się wokół nich dzieje.
Po jakimś czasie GPU dowiedziało się o nieformalnych spotkaniach, odbywających się w mieszkaniu Kamili Kruszelnickiej. Chora wyobraźnia przedstawicieli organów bolszewickiej władzy postrzegała nieformalną wspólnotę religijną jako kontrrewolucyjną monarchistyczną organizację terrorystyczną. W lipcu 1933 roku Kamila i ci, którzy brali udział w spotkaniach u niej w domu, zostali aresztowani.
W gronie tym znalazła się nawet młoda bratanica Kamili, 18-letnia Wiera Kruszelnicka, która akurat wtedy po raz pierwszy uczestniczyła w zebraniu u ciotki. Cała „wina” tej dziewczyny polegała na tym, że, jako znajoma syna Woroszyłowa, była kiedyś w jego willi i w mieszkaniu na Kremlu. Dla GPU był to wystarczający powód, by stwierdzić, że zbierała ona informacje o rozmieszczeniu pokoi na Kremlu w celu dokonania ataku terrorystycznego na Stalina.
Za główną „terrorystkę” uznano jednak Annę Brylantową, młodą, zdenerwowaną kobietę. Jak pisze Swietłana Szyszkina, w czasie przesłuchań, które trwały cztery dni i noce, Anna zaczęła podpisywać najbardziej nieprawdopodobne i dziwaczne „zeznania”: „Od 1931 roku […] poddawana byłam kontrrewolucyjnej misjonarskiej katolickiej obróbce […] uważałam za swój obowiązek walczyć wszelkimi sposobami przeciw władzy radzieckiej, nie wyłączając indywidualnego terroru, szpiegostwa i sabotażu”.
Jako bezpośrednią inspiratorkę swoich planów terrorystycznych Anna, najpewniej pod presją śledczych, wymieniła Kamilę Kruszelnicką. Z protokołów przesłuchań jednak wynika, że ta przypisanych jej przez prześladowców idei nie głosiła. Rzeczywiście mówiła, że z władzą sowiecką należy walczyć, ale tylko „własnym przykładem” – to znaczy, przykładem życia chrześcijańskiego.
Kamila trzymała się dzielnie, ale wszystko przemawiało przeciwko niej: chociażby jej szlacheckie pochodzenie czy krewni mieszkający za granicą. GPU interesowała głównie znajomość Kamili z taką „kontrrewolucjonistką” Anna Abrikosowa, oraz to, że spowiednikiem Kruszelnickiej był biskup Pius Neve, z którego organa władzy próbowały zrobić „zagranicznego szpiega” – w dokumentach śledczych nazywa się go wprost agentem francuskiego wywiadu.
Kamila nie ukrywała podczas przesłuchań swojego stosunku do niektórych poczynań władzy sowieckiej: „Jako osoba wierząca uważam, że w Rosji Sowieckiej nie można otwarcie wyznawać swojej wiary. Kościoły wszelkich wyznań są prześladowane, a najlepsze dzieci Kościoła – represjonowane”.
Wreszcie, zarówno Kruszelnicka, jak i Abrikosowa zostały jako przywódczynie „organizacji terrorystycznej” skazane na 10 lat poprawczych obozów pracy. Kamilę zesłano do owianego smutną sławą Sołowieckiego Obozu Specjalnego Przeznaczenia [SŁON – Sołowieckij Łagier Osobiennogo Naznaczenija], dawnego prawosławnego klasztoru zamienionego w czasach sowieckich na więzienie dla wszystkich niezgodnych z sowiecką ideologią.
Sołowki były miejscem pozbawienia wolności nie tylko prawosławnych, ale również katolików: świeckich i duchownych. Liczni stracili tam życie.
Kamila była „nie do naprawienia” – obóz sołowiecki nie był w stanie złamać jej ducha. W rozmowach z innymi skazańcami, jak donosili informatorzy, z początku ostrożnie, a potem coraz śmielej próbuje przekonywać […], że w ZSRR wszystko opiera się na kłamstwie i podłości, wszystko jest oszustwem, bolszewicy odrzucili Boga, idą złą drogą i gubią ludzkie dusze. Przytaczając przykłady, wskazując na miliony „niewinnie osądzonych ludzi”, cierpiących w więzieniach i łagrach, udowadniając bezpodstawność teorii marksistowsko-leninowskich, głosiła, że jedynie słuszna droga polega na poznaniu Boga i prawdy.
Takie słowa Kamili znalazły oddźwięk w ludzkich duszach – ten sam informator przytacza kilka przykładów, kiedy zdeklarowani „anarchiści i ateiści” wyrażali pragnienie przyjęcia wiary katolickiej. Pomimo zagrażających jej surowych kar, Kamila starała się podtrzymywać więzi z innymi jednowiercami oraz uczestniczyła we Mszach św. odprawianych potajemnie w sołowieckim łagrze przez katolickich kapłanów.
Tam właśnie, na Sołowkach, Kamila, która skończyła wówczas 41 rok życia, znalazła swoją ziemską miłość. Listy tej kobiety pisane do człowieka, z którym chciała zawrzeć małżeństwo, jakimś cudem zachowały się do naszych czasów. Słowa w nich zawarte nie zawsze są wystarczająco czytelne, ale roztaczają przed nami światło jej duszy i bezgraniczne zaufanie do ukochanego:
„Nieskończenie kochany, bliski sercu, posępny Chłopcze! Ale dla mnie teraz taki czuły! Dziękuję Ci za ten list! Objawia się w nim cała Twoja dusza. Jestem szczęśliwa, że nie pomyliłam się co do niej. Jest taka, jak myślałam. – Jest „żywa”! W innym z listów przeczytać możemy: Niezmiernie miło mi, że nazwałeś mnie „Kochaną Kamusią”, nie Kamoczką, czy Kamiłoczką, a Kamusią – tak mówili do mnie w domu. Powiało nagle czymś domowym, tak drogim i bliskim. – Ach, Igorze! Jakże ta Twoja „Kamusia” Cię kocha! Gdybyś tylko wiedział, jak bardzo! […] Jesteśmy na wieki jedną całością, […] Twoja Kamusia zostanie Twoją prawdziwą żoną, bezgranicznie Twoją”.
Takie słowa słała do swojego ukochanego, posługując się wszystkimi wymyślonymi przez więźniów sposobami konspiracji i narażając się na najsurowsze kary.
Wymieniony wyżej list nie pozostawia wątpliwości, że narzeczony Kruszelnickiej nie był chrześcijaninem. Z listów Kruszelnickiej do niego jasno wynika, że liczyła ona na wsparcie łaski Bożej w jego nawróceniu i na to, że żyjąc z nim w małżeństwie, pomoże mu dojść do Chrystusa. Starała się uporządkować jego życie wewnętrzne i zbudować wspólną drogę duchową. Ale myśląc o jego nawróceniu, można odnieść wrażenie, że przesadnie polegała na własnych siłach, nie doceniając należycie działania łaski Bożej.
Wszystkie listy Kruszelnickiej świadczą o tym, jak ważną dla niej była wiara i wierność Kościołowi katolickiemu. Pisała do swojego narzeczonego o znaczeniu, jakie ma dla niej sakrament małżeństwa. Igor miał niedługo zostać zwolniony, a jej do końca kary zostało całe siedem lat. Była jednak realistką i chociaż myślała o szczęściu rodzinnym, to obawiała się, że mąż może nie doczekać się jej na wolności:
„Czekać na mnie całe 7 lat… Czy Ty to wytrzymasz? Jesteś przecież żywym człowiekiem… Życie weźmie swoje, życie wciągnie, ale nie będę Cię za to winić – zrozumiem! Dla niej samej sakrament był jednak czymś niezłomnym – tak uczy przecież Kościół, więc napisała: …rozwodów u „nas” nie ma i dać Ci go nie będę mogła”.
Trzeba zaznaczyć, że Kamila długo się wahała, zanim połączyła się w końcu węzłem małżeńskim z ukochanym – trudno było jej zdecydować, co lepsze: zawrzeć małżeństwo w obozie, czy po wyjściu na wolność. Powodem tych męczących wątpliwości było to, że jeden z księży więźniów, któremu Kamila powierzyła swoją tajemnicę, nie pochwalał tego związku. W końcu jednak dał się przekonać i Kamila zdecydowała się na ślub. O. Antoni Jarmołowicz pobłogosławił zawarcie małżeństwa Kruszelnickiej z jej narzeczonym 28 lipca 1936 roku, w pomieszczeniach pralni Sołowieckiego Kremla.
Świadkami związku były dwie inne uwięzione katoliczki: Helena Rożyna i Helena Cycurina.
Niestety, Kamila pokochała Judasza. Jak wynika z danych archiwalnych jej narzeczony Igor był informatorem GPU. Zdradził on żonę z zimną krwią, podobnie jak wszystkich jej przyjaciół i znajomych – a przecież Kamila bezwzględnie mu ufała i osobiście przekazywała mu w listach nazwiska i adresy bliskich jej ludzi. Robiła to w trosce o niego – przecież niedługo miał opuścić obóz.
Wiedziała, że będzie potrzebował ludzkiej życzliwości i pomocy, zarówno materialnej jak i duchowej. Człowiek ten okazał się jednak donosicielem, od którego władze otrzymały wszystkie przekazane mu nazwiska, adresy i inne dane. To, że Kamila pokochała takiego człowieka, to jeszcze jeden krzyż na jej drodze, krzyż, który niosła, nie wiedząc o tym.
W roku 1937 zlikwidowano sołowiecki łagier. Niektórych więźniów wysłano do innych obozów, a pozostałych – tych najbardziej „niebezpiecznych” dla władzy sowieckiej – skazano na śmierć. Decyzją Specjalnej Trójki NKWD Kamili Kruszelnickiej wymierzono najwyższy wymiar kary. Oznacza to, że uznano ją za równie niebezpieczną dla ustroju sowieckiego, jak księży katolickich. Dopiero niedawno ujawniono miejsce rozstrzelania skazańców z 1937 roku.
Jest nim uroczysko Sandormoch pod Miedwieżjegorskiem, w Karelii. Tam spoczywają też prochy prawie trzydziestu katolickich kapłanów, rozstrzelanych jesienią tamtego roku. Według danych Olgi Romanowej Kamila Kruszelnicka poniosła śmierć, 27 października, będąc w pierwszej partii skazańców
Na podstawie informacji źródłowych wynika, że przed śmiercią nie dowiedziała się o zdradzie, której dopuścił się jej ukochany mąż. Śmierć Kruszelnickiej, jak pisze Swietłana Szyszkina, mimo wszystko, była jasna i piękna: „Czyż nie cierpiała ona za wierność Chrystusowi i Jego Kościołowi, za to, że starała się dzielić swoją wiarą z innymi, za miłość do człowieka? To nie przypadek, że rozstrzelano ją razem z katolickimi księżmi. Ta dzielna kobieta, tak jak ona, całe swoje życie poświęciła dawaniu świadectwa Ewangelii, służbie świętemu Kościołowi powszechnemu”.
Będziemy razem dążyć do prawdy. Pytasz, jaka ona jest? Wszystko można streścić w jednym słowie: Bóg. Drogą do Niego jest Miłość. Przez miłość, i tylko przez nią, można zrozumieć całą prawdę życia: Boga i dostąpić zbliżenia do Niego – ciągłego doskonalenia ludzkiej duszy – pisała niegdyś Kamila do swego narzeczonego.
Wśród katolików świeckich, żyjących w tamtych strasznych czasach na terenie ZSRR, było wielu ludzi szczerze oddanych Bogu, Kościołowi, odważnych w dawaniu świadectwa swojej wiary. Kamila Kruszelnicka była prawdziwą męczennicą za wiarę w Boga i za miłość do człowieka, żyjąca w okresie, gdy panowała nienawiść do Boga i nieufność do człowieka.
Kruszelnicka przez całe życie dochowała wierności przekonaniom, o których tak pięknie pisała w jednym ze swoich listów: „Nie zdradzę Kościoła ani Ojczyzny: wszyscy ludzie mają w końcu tylko jedną wspólną Ojczyznę: Królestwo Boże, które łączy narody całego świata i czyni wszystkich braćmi niezależnie od ich pochodzenia narodowego czy społecznego. Nie sprzeniewierzę się również mojej Polsce: ten tylko nie wyrzeknie się swojego patriotyzmu, kto potrafi pozostać uczciwym i niewinnym, obojętnie, gdzie by nie był, kto hańbiącymi czynami nie spłami swojego narodowego imienia”.
W 2003 roku rosyjski kościół katolicki zaproponował 16 kandydatów do zaliczenia w grono męczenników, wśród których była i Kamila Kruszelnicka.
Opracował Dymitr Zagacki/Echa Polesia, czerwiec 2015
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!