Wybory prezydenckie na Białorusi, planowane na listopad 2015 roku, mogą stać się pierwszymi w najnowszej historii tego kraju, po których nie dojdzie do masowych akcji protestacyjnych. Liderzy partii politycznych uważają, że mobilizowanie swoich zwolenników, by wychodzili na ulice nie ma sensu.
Jak powiedział radiu Svaboda lider konserwatywno – chrześcijańskiej partii „Białoruski Front Narodowy” Alieksiej Janukiewicz, w dzisiejszych warunkach wyjście na ulice nie może być instrumentem zmian demokratycznych w kraju, wręcz przeciwnie – może nieuchronnie przekształcić się w narzędzie, którego użyje władza w celu dyskredytacji opozycję.
– Ponadto, masowe protesty staną się bez wątpienia powodem rozpętania przez władze kolejnej fali represji. Ale główną przyczyną, dla której – zdaniem Janukiewicza nie można wyprowadzać ludzi na ulice, są korzyści jakie zechce z nich wyciągnąć Moskwa.
– To oczywiste, że masowe protesty uliczne, takie jak te, które miały miejsce po wyborach prezydenckich w 2010 roku, mogą być wykorzystane we własnych interesach przez pewne siły z zewnątrz – powiedział Janukiewicz, – mam na myśli Kreml. Może on w ten sposób stworzyć klimat do dalszego izolowania władz Białorusi przez Zachód. A to oznacza – że Białoruś będzie jeszcze bardziej uzależniona od Moskwy.
Podobną opinię wyraził w wywiadzie dla tej samej stacji radiowej inny potencjalny kandydat na prezydenta w 2015 roku, szef partii lewicowej „Sprawiedliwy świat” Siergiej Kaliakin. Polityk jednoznacznie zapowiedział, że swoich zwolenników będzie trzymał z daleka od „Płoszczy”.
– Nie wydaje mi się, żeby wyjście na „ulice”, albo inne siłowe warianty przyniosły skutek – powiedział Kaliakin. – Władza ma dostatecznie duży potencjał, doskonale uzbrojonych funkcjonariuszy. A jeśli uzbrojona okaże się także druga strona, opozycja – to będziemy mieli u siebie „Ukrainę – 2”. Nie sądzę, żeby było to dobre rozwiązanie dla Białorusi. Na drodze przemocy takie kwestie nie mogą być rozwiązywane, ani przez władzę, ani przez opozycję. Moje stanowisko jest takie – lepiej, żeby nie było u nas Majdanu.
Przypomnijmy, 19 grudnia 2010 roku, zaraz po zamknięciu lokali wyborczych w Mińsku rozpoczął się masowy protest opozycji, który został krwawo stłumiony przez milicyjne oddziały prewencji, OMON i wojska wewnętrzne. Większość kandydatów na prezydenta usłyszało wyroki, jeden z nich odsiaduje 6 lat więzienia za zorganizowanie masowych zamieszek, aresztowano ponad 700 uczestników. Dziesiątki skazano na areszty i wysokie grzywny, fala represji przetoczyła się po całym kraju.
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!