Żelazna ręka Kremla, wciąż trzyma smycz, na której prowadzi Łukaszenkę, wykorzystując instrumenty naftowe, finansowe a także służby specjalne. Moskwa postrzega Białoruś jak jedną ze swoich prowincji… A Łukaszenka, jeśli nawet chciałby zachować niezależność, to niewiele może już zrobić – mówi w rozmowie z ukraińską edycją Radia Svaboda białoruski polityk i działacz społeczny Wincuk Wiaczorka.
O Aleksandrze Łukasznece do niedawna jeszcze mówiono jak o ostanim dyktatorze Europy. Czy zmienił się jego wizerunek po tym, jak odegrał rolę rozjemcy w konflikcie ukraińsko rosyjskim?
– Myślę i wiem, że dyktatorzy się nie zmieniają, ich charakter się nie zmienia. Ale ten dyktator nabrał doświadczenia i wykorzystuje różne zmiany geopolityczne, zmianę pokoleń w polityce Zachodu i brak silnych osobowości za Zachodzie. „Churchillów” – jak mówią nie ma, a „Chamberlainów” teraz wielu, o czym Ukraińcy mogli się przekonać na własnej skórze. Łukaszenka pozostał tym samym Łukaszenką, tym samym dyktatorem jakim był. Na razie nie takim jak Stalin, ale gdyby miał broń jądrową, i wszystkie inne rzeczy jakimi dysponował Stalin, urządziłby nam stalinizm nr 2.
Ale zachodni przywódcy teraz przyjeżdżają do Mińska, nazywają go rozjemcą i marzą o tym, jak zrobić z Łukaszenki polityka niezależnego, albo przynajmniej niezależnego – w przypadku agresji Rosji wobec Ukrainy. Nie zgadzam się z tezą, że jest on rozjemcą, wiemy, że wykreowanie go na „gołąbka pokoju”, było propozycją Władimira Putina. Kijów nie mógł odmówić, ponieważ Poroszenko, a przed nim Turczynow spotykali się z Łukaszenką, więc Kijów zgodził się, chociaż byłoby lepiej, żeby była to Genewa.
– Były ambasador Ukrainy na Białorusi Roman Bezsmiertnyj niedawno w jednym z wywiadów dotyczących sytuacji na Białorusi mówił o tym, że w Moskwie pojawił się pomysł utworzenia na terytorium Białorusi republik, takich jak DNR czy LNR.
– Były takie próby propagowane przez takie odrażające portale jak ”Sputnik i pogrom”, zarzucanie informacją o witebskiej, mohylewskiej i homelskiej „narodnych republikach”. Według tej narracji miały być one w latach 1923-27 bezprawnie przekazane Białoruskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej, czyli ta sama śpiewka. Ale w rzeczywistości był to test: jak będą reagować – zarówno społeczeństwo i obecna władza. Myślę, że to jest „skracanie smyczy” Łukaszence. Ręka Kremla, wciąż trzyma tę smycz, wykorzystując instrumenty naftowe, i finansowe a także służby specjalne. Tak więc z tego punktu widzenia, sądzę że Kreml widzi Białoruś jako ciągłość swojej prowincji: leży sobie ten kawałek gdzieś w zamrażarce, i w razie czego, nie wiem, na przykład porażki na Ukrainie lub z potrzeby wzmocnienia wizerunku Putina jako „kolekcjonera ziem ruskich” ten kawałek z zamrażarki wyjmą. A Łukaszenka, no cóż, jeśli nawet chciałby być niezależny, to i tak niewiele może zrobić. On boi się białoruskiego społeczeństwa, ludzi zmotywowanych ideowo, jedynych, którzy mogliby bronić naszej niepodległości, poczynając od potwierdzenia, że jesteśmy odrębnym narodem, ze swoimi własnymi tradycjami, językiem, i wreszcie z Dniem Niepodległości.
– Czy uważasz pan, że pragnienie bycia niezależnym jest dla Łukaszenki mniejsze niż strach przed Putinem?
On chciałby być niezależnym, być dyktatorem i najlepiej nie tylko na Białorusi ale także w Rosji, i gdzie tam by się jeszcze dało.
Pamiętamy, jak w czasie rządów Jelcyna marzył on, i nie tylko marzył, on realne działania prowadził, jeździł do rosyjskich guberni, często nawet nie informował Kremla, że wybiera się na Kubań. Miał przy tym dostatecznie silne lobby wśród rosyjskich gubernatorów. Dopiero kiedy do władzy doszedł Putin, który był mniej więcej w tym samym wieku, wywodził się ze służb specjalnych, dobrze wysportowany, itd., okazało się, że Putin tego tolerować nie zamierza.
– Wyobraźmy sobie (hipotetycznie), że na Białoruś zaczynają ściągać „zielone ludziki” … jaki wówczas byłby scenariusz, jak zachowałby się Łukasznka?
Na Białorusi jest taki problem, że te „ludziki” są częścią naszego kraju. Jest na przykład cała sfera ideologiczna w siłach zbrojnych Białorusi, która nawet specjalnie nie ukrywa swoich sympatii do Suworowa, do historii rosyjsko – sowieckiej, i nawet nie ukrywa wręcz nienawiści do naszych bohaterów narodowych tj. Kastuś Kalinowski. Dlatego myślę, że w razie czego, kiedy otrzymają rozkazy od dwóch prezydentów jednocześnie, nie wiemy jaki rozkaz wypełnią. Łukaszenka specjalnie naszpikował armię, struktury siłowe, KGB ludźmi urodzonymi poza Białorusią, co do zasady w Rosji, którzy ukończyli Akademię Sztabu Generalnego, lub wyższą szkołę KGB w Moskwie, itd. Oni mentalnie pozostają ludźmi sowieckimi, co oznacza, że to ludzie Putina.
– Więc jak wyobraża Pan sobie rozwój sytuacji, jaki będzie scenariusz?
„Ludziki” u nas już są. Koniec końców, to my podobnie jak na Krymie – mamy dwie bazy wojskowe jeszcze z czasów Jelcyna, rosyjskie. A teraz Łukaszenka rzekomo poprosił Putina, żeby ten ulokował jeszcze swoje lotnictwo wojskowe na Białorusi. Kto kogo prosił to my wiemy, i kto komu rozkazywał…
Wojskowa obecność będzie się pogłębiać, i manewry pod hasłem, że ktoś nas atakuje z Zachodu, czy to z Litwy czy z Polski, będą się powtarzać. Corocznie odbywają się wspólne manewry armii Białorusi i armii rosyjskiej, tak więc mogłaby to być taka „materializacja ludzików”, którzy już są, w uniformach, z dystynkcjami, czy bez nich, i wizualizacja całej piątej kolumny, która siedzi teraz w siłowych strukturach.
Oczywiste jest, że Łukaszenka wszystko to rozumie i boi się tego, ale nie specjalnie ma wyjście z sytuacji.
Kresy24.pl/radiosvoboda.org
1 komentarz
macko
30 marca 2015 o 19:52Mi to się wydaje, że raczej Smoleńsk był ruski(tj. po dzisiejszemu Białoruski), a nowo powstałe państwo Moskiewskie było spuścizną po Złotej Ordzie i podbiło te tereny w ramach ekspansji na zachód.. Jeśli już coś tu jest „bezprawne” to istnienie państwa takiego jak Rosja w XXI wieku. Taka powinna być odpowiedź Białorusinów. Bez chrzanienia się z bezczelnymi prowokacjami.