Celem mojej kolejnej wycieczki rowerowej jest wieś Sawicze, położona w rejonie kleckim.
Dawniej w Sawiczach był majątek Wojniłłowiczów. Teraz o ich obecności na tych ziemiach przypomina rodowy cmentarz i pozostały po browarze niszczejący budynek. Ostatni z rodu –Edward, jest fundatorem kościołaśw. św. Szymona i Heleny w Mińsku.
W Sawiczach, gdzie było gniazdo rodowe Woyniłłowiczów
Miejscowi ludzie opowiadają, że piękny majątek spalili w czasie II wojny światowej partyzanci sowieccy. Na miejscu byłego majątku Wojniłłowiczów kołchoz zbudował budynek hodowli bydła. Obecnie chlew kołchozowy zburzono, a na miejscu rodowego gniazda Wojniłłowiczów rosną stare wykrzywione drzewa.
Niedaleko wsi zachowała się budowla z czerwonej cegły, to były browar, zbudowany przez dawnych właścicieli tutejszych dóbr. Stałem koło budynku browaru, oglądając każdą ścianę z czerwonej cegły. Budynek stoi już bez dachu, niszczeje, część ściany z czerwonej cegły już rozebrano. Gmach browaru to już raczej ruina, wewnątrz wyrosły nawet drzewa.
Sawicze należą do wymierających wsi, coraz więcej przybywa pustych domów, w których już nikt nie mieszka. Pozostali we wsi starsi ludzie dożywają swój wiek. To smutne, że tradycyjna wieś na Białorusi z jej ciekawym życiem i bogatymi obyczajami ludowymi już faktycznie nie istnieje.
Na ławeczce przy jednym z domów siedzi kobieta w starszym wieku. Jest rdzenną mieszkanką wioski i dużo wie o tutejszej historii, o której, jak mówi, jej dużo opowiadali rodzice.
– Dobroć i współczucie Wojniłłowiczów dla prostych ludzi, do tej pory pamiętają w Sawiczach –mówi kobieta. – Wojniłłowicz był bardzo dobrym i życzliwym człowiekiem. Kiedy prawie cała wieś Sawicze spaliła się, to ziemianin dał pieniądze na drewno, by poszkodowani w pożarze mogli wybudować nowe domy.
Wojniłłowiczowie władali kilkoma wsiami na terenie obecnego nieświeskiego i kopylskiego rejonów, także wsią Sawicze. Edward Wojniłłowicz był przyjacielem domu Radziwiłłów. Podczas nieobecności Radziwiłłów opiekował się nieświeską i klecką ordynacjami. Właściciel tutejszych dóbr był przewodniczącym Towarzystwa Rolniczego w Mińsku.
Cmentarz rodowy
Przeczytałem, że w Sawiczach zachował się grobowiec rodu Wojniłłowiczów. Kobieta wskazuje mi, jak tam dotrzeć. Więc jadę rowerem, przejeżdżam mostek przez rzeczkę Tomaszówkę. Niewiele jednak przejechałem, zatrzymałem się koło zaoranego pola – dalej drogi nie ma. Skończyła się! Trzeba iść pieszo. Z wysiłkiem docieram do miejsca, skąd wyraźnie widać wysoki drewniany krzyż na pagórku, przy nim dwa duże drzewa, wygląda z daleka jak wyspa wśród zaoranego pola. To właśnie tam.
Kilka razy obchodzę na około pagórku, uważnie oglądam każdy kamień, który jest. Zachowały się nawet schodki prowadzące do grobowca. Były dobrze zbudowane, więc kołchozowym traktorem nie udało się ich usunąć. Mocne kamienie leżą u podstawy grobowca, a kamiennej płyty na grobie, niestety, nie ma. Na nagrobnym kamieniu był kiedyś żelazny krzyż, ale obecnie już go też niema. Na kolejnej płycie czytam, że jest tu pochowana Gabryela, córka Adama Wojniłłowicza, żona Jerzego Mogilnickiego, która żyła w ll. 1850–1879. Na następnej płycie napis już nie jest możliwy do odczytania, widać tylko pojedyncze litery, wszystko wokół zarosło. Jeszcze raz uważnie oglądam rodowy grobowiec, który jakby wrósł w ziemię i porośnięty jest na około wysoką trawą.
Mieszkańcy Sawicz powiedzielimi, że cmentarz rodowy był niejednokrotnie plądrowany przez wandali, którzy zabrali wszystko, co można było zabrać: zdarli ocynkowaną blachę z trumien, połamali i pozabierali żelazne krzyże. Niektóre płyty nagrobne jednak pozostały. Jeszcze nie tak dawno było więcej nagrobków. Dowodem tego jest artykuł i zdjęcia zamieszczone w «Gazecie Nauczycielskiej» z dn. 26 listopada 1994 r. Nauczycielka historii sąsiedniej z Sawiczami szkoły razem z uczniami w 1994 r. widziała nagrobną płytę z napisem w języku polskim:
Dom
ś.p. Helena
córka Edwarda
i Olimpii z Uzłowskich
Wojniłłowiczów
13 luty 1884
12 luty 1903
Czyli ten napis był na grobie zmarłej Heleny, ale mogiły jej brata Szymona wtedy też nie znaleziono. Wówczas, 17 lat temu, wszystko było w strasznym stanie: rozkopane i splądrowane. Obecnie zrobiono względny porządek: postawiono wielki drewniany krzyż, wycięto krzaki i drzewa, wyrównano wokół ziemię.
Oprócz dwóch nagrobnych płyt i kamienia z napisem, więcej niczego nie udało mi się znaleźć. Pozostała jeszcze ściana wyłożona kamieniami. Na obrzeżach lasu leży stos kamieni. Wśród nich są kamienie pochodzące z grobowca Wojniłłowiczów, ale napisów na nich nie widać. Z pagórku dobrze widać dębowy las. Nadal pozostają tu ślady, świadczące o tym, że kiedyś tu był dbały gospodarz. Po Ryskim Traktacie Pokojowym z 1921r. te tereny pozostały po sowieckiej stronie granicy.
Spotkana wcześniej we wsi kobieta powiedziała: «Dzieci Wojniłłowiczów, Szymon i Helena, pochowani są na cmentarzu rodowym koło lasu. Widziałam ich groby na własne oczy, były tam napisy w języku polskim. Grobowiec wyglądał bogato. Na mogiłach były białe płyty marmurowe i pomniki, krzyże błyszczały na słońcu, ale obecnie prawie wszystko zniszczono. Plądrowanie cmentarza zaczęło się 70 lat temu i trwa do dnia dzisiejszego. Nieznani wandale odkopali trumny, zabrali krzyże i marmur”.
O Szymonie i Helenie
Wojniłłowiczowie mieli dwoje dzieci: syna Szymona i córkę Helenę. Rodzina Wojniłłowiczów była nabożna. Podczas mego spotkania z proboszczem Czerwonego kościoła w Mińsku, księdzem Władysławem Zawalniukiem, dowiedziałem się, że Helena była skromną, mądrą i nabożną dziewczyną, miała wrażliwą naturę i często prosiła rodziców, żeby pomagali ubogim.
– Od dzieciństwa Helenka pasjonowała się malarstwem, miała dobry gust artystyczny, dużo malowała, a potem sprzedawała swoje malunki, by ofiarować pieniądze biednym. Śmierć brata Szymona odbiła się bólem w sercu dziewczyny. Stała się jeszcze bardziej cicha, zamyślona, często modliła się
– mówił ksiądz. – Gdy sama zachorowała, to pewnego razu weśnie zobaczyła rzadkiej piękności świątynię. Helenka długo po tym zdarzeniu robiła próby przenieść na papier wizję kościoła, lecz to się nie udawało.
Aż pewnego razu w nocy Helena zobaczyła weśnie Matkę Boską i zaczęła Ją prosić, by pomogła ożywić jej brata. – Wysłuchaj mnie uważnie – powiedziała Matka Boska. – Niech po twojej śmierci rodzice całe swoje bogactwo oddadzą na budowę kościoła z czerwonej cegły, bo czerwony kolor to kolor radości. Ten kościół będzie dla nich pocieszeniem, bo twoja i brata dusze będą jego odwiedzać na wielkie święta, a rodzice będą w nim odczuwać dotyk niewidzialnych rąk i skrzydeł. To powinno złagodzić ich smutek i ból po stracie dzieci. Pamiętaj, jaki powinien być kościół, który tobie się przyśnił».
Helenka bardzo żałowała rodziców, wiedziała, że jej śmierć przyniesie im jeszcze więcej zgryzoty. Przed śmiercią prosiła rodziców, by wybudowali świątynię. Po odejściu córki, Wojniłłowiczowie podjęli decyzję, by zbudować kościół pw. Szymona i Heleny jako pomnik o zmarłych dzieciach.
Czerwony kościół w Mińsku
-Wysłuchaj mnie uważnie –powiedziała Matka Boska. – Niech po twojej śmierci rodzice całe swoje bogactwo oddadzą na budowę kościoła z czerwonej cegły, bo czerwony kolor to kolor radości. Ten kościół będzie dla nich pocieszeniem, bo twoja i brata dusze będą jego odwiedzać na wielkie święta, a rodzice będą w nim odczuwać dotyk niewidzialnych rąk i skrzydeł
Centrum białoruskiej stolicy upiększa świątynia, wśród ludzi znana jest pod nazwą Czerwony kościół. Fundatorami i inicjatorami budownictwa byli Edward Wojniłłowicz i jego żona Olimpia z Uzłowskich, dla których los posłał tak ciężkie wypróbowanie: najpierw stracili syna, który zmarł wieku dwóch lat w 1897 roku, a w 1903 roku zmarła ich córka Helena, mając 19 lat.
Po śmierci obu potomków Wojniłłowicz zwrócił się z prośbą do władz Mińska, o pozwolenie na budowę kościoła i wyznaczenie placu pod jego budowę.
Szkic zewnętrznego wyglądu kościoła, wykonany przez Helenę, Edward Wojniłłowicz pokazał dla architektowi Władysławowi Markoniemu z Warszawy. Cegłę zamówiono we Francji. Każdą cegłę zawijano w papier, by nie uszkodzić podczas przewozu. Mieszkańcy Mińska pomagali w budowie nowej świątyni i czekali na moment, gdy otworzy swoje drzwi dla wiernych.
Czerwony kościół jest zabytkiem monumentalnej architektury początku XX wieku. Świątynia została zbudowana w latach 1905-1910 według projektu Tomasza Pajzderskiego, w stylu neoromańskim. W projektowaniu i budownictwie świątyni uczestniczyli architekci Władysław Markoni i H. Haj. Nad wyposażeniem wnętrza pracowali malarz F. Bruzdowicz i rzeźbiarz Zygmunt Otto.
–Świątynia dosłownie rosła na oczach. Zbudowano ją w ciągu pięciu lat. 21 listopada 1910 roku odbyło się poświęcenie kościołaśw. św. Szymona i Heleny. Na tę uroczystość zebrał się prawie cały Mińsk – opowiada ks. Władysław. – Los tego kościoła, jak i wielu innych świątynna Białorusi, jest pełen dramatyzmu. W 1923 roku zrabowali go bolszewicy. W roku 1932 kościół zamknięto. Potem, przed II wojną światową, tam rozmieściło się studio filmowe. Powojnie budynek kościoła przebudowano na potrzeby wytwórni filmowej «Biełarusfilm». Dobudowano dwu piętrową przybudowę, a sam kościół podzielono na małe pomieszczenia, gdzie rozlokowała się służba techniczna wytwórni filmowej. W czasach sowieckich kościoła nie traktowano jako zabytek historii i architektury. Były różne propozycje: całkiem zburzyć lub gruntownie przebudować, żeby zmienić jego wygląd sakralny. W 1960 r. powstał projekt największego w Mińsku nowoczesnego kina, które planowano zbudować na miejscu kościoła. W okresie lat 1969-1971 powstał nowy projekt przebudowy świątyni na Dom Kina. Za każdym razem społeczności stołecznej udało się ratować kościół św. Szymona i Heleny przed wyburzeniem. Na szczęście do kraju przyszły zmiany polityczne i w 1990 r. świątynia powróciła do wiernych wyznania rzymskokatolickiego.
Dzięki wysiłkom księdza Władysława Zawalniuka i wiernych, kościół odrodził się, stał sięjednym z ośrodków nie tylko życia religijnego, również życia kulturalnego i naukowego. W dn. 28 września 1996 roku w Mińsku odbywał się pierwszy w historii Białorusi Synod Kościoła rzymskokatolickiego. Z tej okazji przed kościołem ustawiono rzeźbę z brązu Michała Archanioła.
Moje myśli znów wracają do Sawicz i rodowego grobowca Wojniłłowiczów. Przypomniałem słowa samotnego już Edwarda Wojniłłowicza, który ze smutkiem pisał: «Z kiedyś potężnego drzewa mojego rodu spadał listek po listku, aż pozostałem sam jako jedyna gałąź. Czuje się jak opalone piorunem drzewo, którego już żadna wiosna nie jest w stanie ożywić. Tak widocznie chciał Bóg».
Ale pozostał po rodzie Wojniłłowiczów Czerwony kościół w Mińsku, który w 2010 roku obchodził swoje 100-lecie. Od wieku stoi w mieście radując wiernych oraz wszystkich mieszkańców stolicy, że mają wspaniały zabytek, który udało się obronić przed ateistyczną władzą. W kościele tym żyje pamięć o fundatorze i jego rodzie.
Bernard Pakulnicki
Magazyn Polski nr 10 (70) październik 2011
7 komentarzy
Dmowski
6 czerwca 2014 o 22:43To Pan Zawalniuk jest jeszcze księdzem? Dziwne. Po co i dla kogo?
anka
20 lutego 2016 o 14:11A za grób mojego dziadka muszę płacić! ?
Izhora
4 grudnia 2016 o 14:21Polecam: apel.by
new
5 stycznia 2017 o 12:58Nigdy nie słyszałem tej opowieści, dla mnie bardzo ciekawa.
józef III
11 lutego 2017 o 19:52z kościoła zbudowanego i odrodzonego w l. 90 – tych jako polski, skutecznie wyrugowano liturgię w polskim języku
Olo23
10 lipca 2017 o 22:31E. Wojnillowicz zostawil cos jeszcze, cos czego nie byla zniszczyc zadna bolszewia, 2 tomy wspomnien, dostepne na rozetta.pl
paolo
21 lipca 2017 o 22:59Szkoda pieknych historii ktora bolszewicy niszczyli tak zaciekle i do robia to do dzis.