Na półkach księgarskich ukazała się książka pt. „Doliniacy” Mariana Podgórecznego „Żbik”. Wydawnictwo krakowskie MIREKI. Wstęp pt. „Zapomniane boje, zapomniani bohaterowie”, opracował historyk IPN dr Kazimierz Krajewski.
Zapomniane boje, zapomniani bohaterowie
Dzieje polskiej wojskowej konspiracji niepodległościowej na terenie przedwojennego województwa nowogródzkiego, okupowanego kolejno przez Związek Sowiecki (1939-1941), Rzeszę Niemiecką (1941-1944) i definitywnie anektowanego przez ZSRS w 1944 r. – należą do najsłabiej rozpoznanych i zbadanych wątków w skali całego Polskiego Państwa Podziemnego. Historia działalności Armii Krajowej na Nowogródczyźnie przez kilkadziesiąt lat, w dobie PRL, znajdowała się w grupie tematów całkowicie „zablokowanych” dla badaczy. Trudno było prowadzić jakiekolwiek poważne badania naukowe, w sytuacji gdy temat ten był przedmiotem propagandowych manipulacji władz komunistycznych, a zainteresowane środowisko kombatanckie do lat osiemdziesiątych XX w. znajdowało się nadal w operacyjnym zainteresowaniu Służby Bezpieczeństwa PRL. Nawet zupełnie podstawowe dokumenty dotyczące tego terenu i tematu, ukryte w archiwach MSW, WIH i CA PZPR, nie mówiąc już o archiwach Związku Sowieckiego, pozostawały niedostępne dla historyków spoza resortu służb specjalnych. Ostatnie wyroki skazujące na kary ś mierci zapadł w stosunku do przedstawiciela kadry Okręgu AK Nowogródek w 1960 r. (pięć lat po gomułkowskiej „odwilży” !), a ostatni więźniowie polityczni wywodzący się z szeregów nowogródzkiej organizacji AK zostali zwolnieni z sowieckich łagrów i więzień PRL dopiero na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Liczni nowogródzcy akowcy do lat osiemdziesiątych minionego wieku ukrywali się pod przybranymi, fałszywymi nazwiskami, wielu spośród nich nawet po 1989 r. nie zdecydowało się na powrót do nazwisk rodowych.
Jednym z najciekawszych motywów w działalności Armii Krajowej na Nowogródczyźnie są dzieje oddziałów partyzanckich sformowanych w Obwodzie AK Stołpce. To niewielkie powiatowe miasteczko leży tuż przy starej granicy państwowej Polski i Związku Sowieckiego. Marian Podgóreczny opisuje w swej pracy dzieje niezwykłej jednostki partyzanckiej operującej właśnie na tym terenie, Polskiego Oddziału Partyzanckiego – Batalionu Stołpeckiego AK, z którego sformowany został I batalion 78 pułku piechoty i czteroszwadronowy 27 pułk ułanów AK. Ludność jednak nazwała te jednostki „legionami”, a ich żołnierzy, polskich partyzantów AK – „legionistami”. Nazwę tę podchwycili także nasi przeciwnicy –partyzantka sowiecka, niemieckie władze okupacyjne i kolaborujące z Niemcami środowiska białoruskie.
Autor książki, Marian Podgóreczny, był jednym z owych „legionistów”. Początkowo działał w konspiracji w Obwodzie AK Nieśwież krypt. „Strażnica”, w rejonie Zaostrowiecza – skąd pochodził. Uczestniczył w tamtejszej drużynie harcerskiej, funkcjonującej w ramach struktur AK. Wiosną 1944 r. został skierowany do 27 p.uł. AK, w którego szeregach walczył pod pseudonimem „Żbik”. Przeszedł cały szlak bojowy Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK dowodzonego przez legendarnego dowódcę, cichociemnego por. Adolfa Pilcha „Górę”, „Dolinę”. Brał udział w walkach z obydwoma wrogami wolności naszego kraju w Puszczy Nalibockiej, następnie walczył w Powstaniu Warszawskim w Puszczy Kampinoskiej na przedpolu stolicy. Po bitwie pod Jaktorowem 29 września 1944 r., w której rozbita została „Grupa Kampinos”, przeszedł wraz z por. „Doliną” za Pilicę i kontynuował walkę z Niemcami w szeregach 25 pp AK, a następnie w samodzielnym, kadrowym oddziale „Doliniaków”. Na szlaku który przeszedł, poległo kilkuset jego kolegów-towarzyszy broni, żołnierzy Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK.
Marian Podgóreczny „Żbik” przez lata zbierał materiały do historii swego oddziału, której nadał tytuł Doliniacy. Niezwykłe dzieje Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego. Opublikował ją po raz pierwszy na początku lat dziewięćdziesiątych (t. I – Za Niemen – w 1991 r., t. II Nad Wisłą i III – Za Pilicę – w 1993 r.). Obecnie otrzymujemy poprawioną i uzupełniona wersję jego dzieła. W większości opisywanych wydarzeń brał udział osobiście lub stykał się bezpośrednio z ich uczestnikami. O wszystkim o czym pisze, może powiedzieć – ja tam byłem, widziałem to, dotykałem tego swą ręką. Własne doświadczenia dopełnił materiałem archiwalnym i relacjami towarzyszy broni (przeprowadził długi wywiad ze swym dowódcą, Adolfem Pilchem „Górą”, „Doliną”, gdy ten po kilkudziesięciu latach emigracji przybył do Polski). W efekcie stworzył dzieło dające pełny obraz rzeczywistej działalności oddziałów dowodzonych przez por./kpt. Adolfa Pilcha „Górę”, „Dolinę” i jego poprzedników – por. Kaspra Miłaszewskiego „Lewalda” oraz mjr. Wacława Pełkę „Wacława”. Okoliczność iż Marian Podgóreczny sam pochodzi z Kresów sprawia, że doskonale rozumie specyfikę północno-wschodnich terenów dawnej Polski i nader skomplikowane problemy, które zaistniały tam w latach II wojny światowej. Takie chociażby jak relacje polsko – sowieckie czy będące ich pochodną stosunki polsko – niemieckie. Co więcej, potrafi wspomniane zagadnienia w przejrzysty sposób wyjaśnić czytelnikowi pochodzącemu spoza Kresów, dla którego mogą być one, w kilkadziesiąt lat po opisywanych wydarzeniach, trudne do zrozumienia.
Opisane przez Mariana Podgórecznego dzieje Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK należą do najchlubniejszych kart polskiej partyzantki lat II wojny światowej. Sądzę, że była to, poza zamojskim zgrupowaniem OP 9 pp AK i nowogródzkimi batalionami 77 pp AK, najdłużej działająca duża jednostka partyzancka Armii Krajowej. Miała za sobą 19 miesięcy nieprzerwanych walk, najpierw z Niemcami, potem z bolszewikami i znów z Niemcami. Jej bojowy dorobek to około 230 akcji i walk z obydwoma wspomnianymi powyżej przeciwnikami. Była trzykrotnie rozbijana (w sierpniu 1943 r. w bojach z Niemcami, 1 grudnia 1943 r. w wyniku zdradzieckiej napaści partyzantki sowieckiej oraz 29 września 1944 r. w bitwie z Niemcami pod Jaktorowem). Za każdym razem jednak oddziały zbierały się na nowo, odbudowywały się i działały dalej. Doprawdy, trudno znaleźć podobne przykłady determinacji i żołnierskiego poświęcenia. A dodać trzeba, że w tym niezwykłym wojsku służyli wyłącznie żołnierze – ochotnicy. Ostatni, kadrowy oddział „Doliniaków” zakończył swój szlak bojowy w styczniu 1945 r. na ziemi piotrkowsko-opoczyńskiej.
Przez szeregi Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego przewinęło się w latach 1943-1944 około półtora tysiąca żołnierzy AK. W ogromnej większości byli to miejscowi mieszkańcy, ludzie z powiatów Stołpce i Wołożyn. W szeregach spotykało się także ochotników z innych powiatów, np. z powiatu Nieśwież (był wśród nich autor książki, Marian Podgóreczny), Baranowicze i Słonim. Duża grupa ochotników dołączyła z rejonu Rakowa w powiecie Mołodeczno (woj. wileńskie). Wśród żołnierzy zgrupowania byli zarówno katolicy, jak i prawosławni. Kompania trzecia została w czerwcu 1943 r. w całości sformowana z zabranych z Iwieńca policjantów białoruskich (narodowości polskiej i białoruskiej). Wśród oddziałów tyłowych batalionu (tabory, kwatermistrzostwo) znalazło schronienie kilkunastu obywateli polskich narodowości żydowskiej. Ppor. Kasper Miłaszewski „Lewald” wyraził zgodę na przyjmowanie do oddziału ochotników pochodzenia żydowskiego, o ile pochodzili oni z Polski centralnej. Nie zgodził się natomiast na włączanie do szeregów POP miejscowych Żydów, którzy w okresie pierwszej okupacji sowieckiej dali się poznać jako gorący zwolennicy bolszewizmu, współpracujący z sowietami na szkodę społeczności polskiej. Niemniej im także pozwalał na okresowe zatrzymanie się w obozowisku POP i wyposażał ich w zaświadczenia, w którym prosił dowódców wszystkich oddziałów z terenu Puszczy o udzielanie im „jak najdalej idącej pomocy”.
Oddziały Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego były zorganizowane na wzór przedwojennego Wojska Polskiego. Obowiązywała w nich ścisła dyscyplina wojskowa, walczyły w polskich mundurach i z orłami na czapkach. W oddziałach panował duch prawdziwie obywatelski, charakterystyczny dla podziemnego wojska jakim była Armia Krajowa. Można z ubolewaniem dodać – jakże inaczej wygląda rzeczywisty obraz szeregów AK, niż ten, który narzucają nieżyczliwe Polsce środowiska, jak chociażby te, które stworzyły i wypromowały głośny dziś niemiecki serial filmowy „Ojcowie i matki”, w którym akowcy przedstawieni zostali niezgodnie z rzeczywistością jako zbiorowisko skrajnych szowinistów i antysemitów.
Dzięki twórczemu wysiłkowi Mariana Podgórecznego uratowana została od zapomnienia epopeja zgrupowania partyzanckiego dowodzonego przez cichociemnego por. „Górę”, „Dolinę”. Autorowi udało się także odtworzyć trudny do zrozumienia dla ludzi spoza Kresów klimat tamtych lat oraz nakreślić prawdziwy obraz szeregów polskich niepodległościowców, walczących o swa Ojczyznę w skrajnie niekorzystnych warunkach.
Warto może przypomnieć podstawowe informacje o terenie i ludziach opisywanych przez Mariana Podgórecznego. Teren objęty organizacyjnie przez Obwód (Ośrodek) Stołpce odbiegał nieznacznie od obszaru przedwojennego powiatu stołpeckiego. Tworzyło go miasto Stołpce oraz gminy Derewno, Mir, Naliboki, Rubieżewicze, Stołpce, Świerzeń, Turzec, Żuchowicze – z powiatu stołpeckiego, oraz Iwieniec i Wołma z powiatu wołożyńskiego. Wpływy organizacyjne Obwodu (Ośrodka) Stołpce rozciągały się także na gminę Raków pow. Mołodeczno, aczkolwiek formalnie należała ona do Obwodu Mołodeczno wchodzącego w skład Wileńskiego Okręgu AK.
Od wschodu Obwód (Ośrodek) Stołpce graniczył – poprzez granicę państwową sprzed 1939 roku – z terenami Białoruskiej SRR, od zachodu – poprzez Puszczę Nalibocka – z Obwodem Wołożyn (przekształconym w 1943 r. w Ośrodek Iwje – Juraciszki), od południa z Obwodem (Ośrodkiem) Nieśwież, zaś od północy z Obwodem Mołodeczno (Wileński Okręg AK).
Według danych z 1931 r. powierzchnia powiatu stołpeckiego wynosiła 2.371 km. kw. Zamieszkiwało go wówczas 99.400 osób. Średnia gęstość zaludnienia wynosiła 42 osoby na 1 km kw. Katolików wśród mieszkańców było wówczas około 38.000, prawosławnych 54.000, osób wyznania mojżeszowego około 7.000, ewangelików niespełna 190. Językiem polskim posługiwało się przeszło 51.800 mieszkańców (jak widać blisko 14.000 prawosławnych posługiwało się językiem polskim), białoruskim niespełna 40.300, żydowskim (jidysz) 5.500 i hebrajskim 820, rosyjskim niespełna 600. Ludność narodowości polskiej miała przewagę liczebną w gminach Derewno, Iwieniec, Naliboki, Raków, Rubieżewicze, Wołma, w pozostałych większość stanowili Białorusini. Ludność narodowości żydowskiej występowała w Stołpcach oraz w miasteczkach Mir, Świerzeń i Iwieniec (w Mirze 50%, w Stołpcach blisko 46% mieszkańców).
Teren powiatu był nizinny. Znajdował się tu olbrzymi kompleks leśny, największy na ziemiach polskich – Puszcza Nalibocka, oddzielająca powiat Stołpce od reszty województwa nowogródzkiego. W południowej i środkowej części Puszczy występowały obszary bagienne (min. tzw. Hałe Błoto leżące na północ od przecinającego Puszczę kanału Szubino – Niemeńskiego, zwanego też Żółto – Niemeńskim). Pomiędzy granicą państwową z 1939 r. a obszarem Puszczy Nalibockiej usytuowane były także mniejsze lasy.
Przez południową część powiatu przepływał Niemen w swym górnym biegu. W Stołpeckiem płynęły też dopływy Niemna, takie jak Isłocz, Suła, Usza.
Powiat stołpecki miał charakter rolniczy. Z pracy na roli utrzymywało się 82,9% ludności. Przeważały tu gospodarstwa niewielkie: o powierzchni do 2 ha – 9,7%, od 2 do 5 ha – 37,1%, od 5 do 10 ha – 32%. Osiągane plony należały do najniższych w skali całej Polski.
Przemysł, bardzo słabo rozwinięty, miał charakter lokalny i wiązał się z gospodarką rolną i leśną powiatu (tartaki, gorzelnie, młyny). Handlem zajmowała się przede wszystkim ludność żydowska. Przez powiat przebiegała jedna linia kolejowa Brześć – Moskwa (odcinek Baranowicze – Mińsk).
Struktury polskiej konspiracji niepodległościowej w powiecie stołpeckim powstały jeszcze w latach pierwszej okupacji sowieckiej 1939-1941. Zawiązały się wówczas grupy konspiracyjne działające niezależnie od siebie w różnych punktach powiatu i jak można sądzić bez łączności z centrami polskiej pracy niepodległościowej. Jedna z tych organizacji występowała pod nazwą Związek Młodzieży Polskiej ZMP). Skupiała ona głównie młodzież szkolną, działającą z inicjatywy, a na pewno pod patronatem grona nauczycielskiego. W grudniu 1942 r. do ZMP weszła zorganizowana konspiracyjnie trzy miesiące wcześniej drużyna harcerska ze Stołpców. Organizacja ZMP działała w Iwieńcu, Nalibokach i Stołpcach. jej działalność polegała na gromadzeniu i konserwacji broni, akcji wychowawczej, oraz pomocy społecznej dla jeńców polskich w ZSRR (wysyłka paczek) oraz ludności potrzebującej wsparcia. Dokonywano też aktów sabotażu. Organizacja SZP została rozbita przez aresztowania, będące wynikiem działalności prowokatorów – agentów NKWD, którzy przeniknęli w jej szeregi. Między innymi w grudniu 1939 r. aresztowany został przez NKWD drużynowy stołpeckiej drużyny ZHP, Trypuć. „Wsypę” przetrwały jedynie nieduże grupki konspiratorów, które kontynuowały działalność organizacyjną do końca okupacji sowieckiej. Była to przede wszystkim grupa z rejonu Stołpców, kierowana przez Adama Andruszkiewicza „Sępa”, działająca w kontakcie z polską organizacją podziemną w Lidzie. Grupa „Sępa” także dotknięta została aresztowaniami spowodowanymi przez prowokatora, nie miał on jednak pełnego rozeznania co do jej struktury i powiązań, dzięki czemu większość jej aktywów ocalała. Organizacja dotrwała do końca okupacji sowieckiej i weszła w skład ZWZ-AK.
W początku 1940 r. próbę utworzenia struktur konspiracyjnych w rejonie Iwieńca, Rakowa, Wołmy i Derewna, podejmował kapitan KOP Targoński. Jeden z nielicznych ocalałych uczestników organizacji kpt. Targońskiego, Michał Adamowicz, określa tę organizację jako SZP-ZWZ. Na terenie Iwieńca w organizacji Targońskiego działali min. oficer rezerwy Zanoziński, podchorąży Sabiela, st. sierż. zaw. Król, sierż. Lipiński, plut. Rydzonek, Witold Rudowicz, Michał Adamowicz oraz Żurkiewicz. W domu Żurkiewicza prowadzony był nasłuch radiowy. Wydaje się, że komendantem organizacji na terenie Iwieńca był st. sierż. Król. Znaczną rolę odgrywał też Żurkiewicz, który okazał się agentem NKWD. Zebrał on od konspiratorów pisemne deklaracje przynależności do organizacji podziemnej, które przekazał później NKWD. W ciągu nocy na organizację polską w Iwieńcu spadły aresztowania, zaś ludzie ujęci przez NKWD przepadli bez śladu (na Żurkiewicza zorganizowano później zamach, lecz zdrajca wyszedł z niego cały).
Podobnie potoczyły się losy struktur konspiracyjnych zorganizowanych przez kpt. Targońskiego w innych miejscowościach. W wyniku działalności agentów NKWD, jak również nieprzestrzegania zasad pracy konspiracyjnej, organizacja Targońskiego została rozbita. Większość jej członków, w tym sam Targoński, została aresztowana.
Kolejna inicjatywa niepodległościowa podjęta została przez grupę oficerów i podoficerów rezerwy WP w rejonie Derewna. Wśród organizatorów był między innymi ppor. Kasper Miłaszewski, który jednak zagrożony aresztowaniami związanymi z grupą Targońskiego dość szybko musiał wyjechać do Wilna. W Wilnie nawiązał kontakt z organizacją ks. Kucharskiego. Konspiratorzy z rejonu Derewna prowadzili ograniczoną działalność. Poprzestawali na utrzymywaniu kontaktu organizacyjnego pomiędzy sobą oraz gromadzeniu broni, amunicji, umundurowania, powstrzymując się od czynnych wystąpień.
W Rakowie pow. Mołodeczno zawiązała się organizacja młodzieżowa, która w 1941 r. przybrała nazwę Związek Młodych Orląt. Mniejsze grupki konspiracyjne występowały w różnych punktach powiatu. Trudno dziś ustalić, czy były inicjatywami spontanicznymi, czy też miały łączność z większymi ośrodkami pracy niepodległościowej (np. Lidą lub Wilnem). Wiadomo, że grupki takie działały między innymi w Karolinie gm. Rubieżewicze i Stołpcach. Ich członkowie rozrzucali ręcznie pisane ulotki, mające podtrzymywać ludność na duchu, dokonywali też aktów sabotażu. Silne zawiązki konspiracji istniały na terenie gminy Naliboki. Działały tu dwie grupy zbrojne, jedna dowodzona przez ppor. Zenona Klimowicza, druga przez Michała Karpia. Zapewne właśnie ich dziełem były odnotowywane tu akty oporu przeciw władzom sowieckim, takie jak likwidowanie donosicieli, szkodliwych priedsiedatieli i milicjantów. Grupy te przetrwały do końca okupacji sowieckiej.
Na terenie powiatu stołpeckiego, w Puszczy Nalibockiej, w latach pierwszej okupacji sowieckiej działało także kilka polskich oddziałów partyzanckich. Trudno je dzisiaj odróżnić i sklasyfikować. Największą grupą, istniejącą od października 1939 r., był oddział zorganizowany przez mieszkańca Iwieńca, Longina Dąbrowskiego, zwanego przez mieszkańców Lonią. Oddział ten starał się chronić ludność przed represjami ze strony administracji sowieckiej i NKWD, zwłaszcza przed poborem do Armii Czerwonej. Likwidował NKWD, niszczył sielsowiety, palił wykazy ludności w celu przeciwdziałania deportacjom, atakował mniejsze grupy milicji i Wojsk Wewnętrznych NKWD. Oddział przetrwał zimę 1939 na 1940 rok, został jednak rozbity w późniejszych walkach z operacjami przeciwpartyzanckimi NKWD. Poległ wówczas jego dowódca Longin Dąbrowski i część żołnierzy. Mniejsze grupki tego oddziału przetrwały w terenie do końca okupacji sowieckiej, tj. do czerwca 1941 r. Z dokumentów sowieckich wynika, że latem 1940 r. dość znaczną aktywność wykazywała wywodząca się z tego oddziału grupa Pawła Howorki, która likwidowała agentów NKWD, szkodliwych priedsiedatieli i aktywistów partyjnych, niszczyła sielsowiety.
Zawiązki polskiej konspiracji i grupy zbrojne ukrywające się w lasach z bronią w ręku dotrwały na terenie powiatu stołpeckiego do końca pierwszej okupacji sowieckiej. Po wybuchu wojny niemiecko – sowieckiej 22 czerwca 1941 r., gdy rozpoczął się odwrót bolszewików, jedna z takich polskich grup partyzanckich ostrzelała oddział Armii Czerwonej na drodze pod Nalibokami, zadając mu straty. Miały też miejsce przypadki rozbrajania sowieckich wojskowych przez ludność.
Straty zadane miejscowej konspiracji przez NKWD w latach 1939-1941 były tak poważne, że w początkowym okresie okupacji niemieckiej trzeba było niepodległościowa pracę podziemną podejmować od nowa. W listopadzie (lub grudniu) 1941 r. na teren powiatu przybył ppor. Aleksander Warakomski „Świr”, skierowany tu przez komendanta Okręgu Nowogródek. Zima 1942 r. ppor. „Świr” skontaktował się z ppor. Kasprem Miłaszewskim „Lewaldem”, ppor. Walentym Parchimowiczem „Waldanem” i ppor. Witoldem Pełczyńskim „Dźwigiem”. Oficerowie ci, wraz ze skupionymi wokół siebie konspiratorami podporządkowali się ppor. „Świrowi”. Ppor. „Świrowi” podporządkował się także Adam Andruszkiewicz „Sęp” wraz ze swą grupą konspiracyjną z rejonu Stołpców.
Wejście tych lokalnych grup podziemnych do ZWZ-AK pozwoliło na znaczne rozszerzenie sieci terenowej organizacji na cały niemal powiat stołpecki i przyległe gminy Iwieniec i Wołma z pow. wołożyńskiego. Przekazanie obu tych gmin do Obwodu Stołpce wiązało się zapewne z odcięciem ich przez masyw Puszczy Nalibockiej od macierzystego powiatu. W ten sposób niejako naturalnie obie gminy ciążyły ku Stołpcom, z którymi miały dobrą łączność, a nie ku Wołożynowi czy Juraciszkom. Gmina Raków, formalnie należąca do Obwodu Mołodeczno w Wileńskim Okręgu AK, faktycznie ogarnięta była wpływami organizacyjnymi Obwodu (Ośrodka) Stołpce.
Inteligencja polska powiatu stołpeckiego została wyniszczona przez Rosjan podczas pierwszej okupacji sowieckiej 1939 – 1941, a jej niedobitki zlikwidowali Niemcy inspirowani przez miejscowych działaczy BNS. W okresie czerwiec – lipiec 1942 r. SD aresztowało co najmniej 40 osób spośród miejscowej inteligencji polskiej. Większość z nich została zamordowana w obozie koncentracyjnym w Kołdyczewie w dniu 14 listopada 1942 r. Dane te nie obejmują ofiar aresztowań z gmin. Iwieniec i Wołma.
Wobec niemal całkowitego wyniszczenia polskich warstw oświeconych, organizacja ZWZ-AK oparta została w znacznej części na ludności wiejskiej powiatu. Dobrym materiałem ludzkim byli też kolejarze i robotnicy kolejowi ze Stołpców.
Prócz garstki oficerów i podoficerów rezerwy WP wywodzących się z powiatu stołpeckiego, pracujących pod komendą ppor. „Świra”, w organizacji Obwodu Stołpce uczestniczyli także przyjeżdżający tu służbowo oficerowie Komendy Okręgu AK Nowogródek, min. kpt. Władysław Stawowski „Sawa”, znający świetnie te strony z okresu służby w Wołożyńskiej Brygadzie KOP, kpt. Wacław Pecul „Krzysztof” oraz kpt. Mieczysław Ostrowski „Kartacz”. Wszyscy mieli tu kontakty i znajomości z okresu przedwojennego, które obecnie wykorzystywali dla potrzeb organizacji.
Obwód Stołpce w strukturze Nowogródzkiego Okręgu AK oznaczony został kryptonimem „Słup”. Był on nadal używany po przekształceniu w początkach 1943 r. Obwodu w Ośrodek dywersyjno – partyzancki. Do końca 1942 r. Obwód „Słup” wchodził wraz z Obwodem Nowogródek w skład Inspektoratu oznaczonego kryptonimem „Świteź”, dowodzonego przez wspomnianego kpt. M. Ostrowskiego „Kartacza”. Po rozwiązaniu tej struktury, przez prawie cały rok 1943, Ośrodek Stołpce był jednostką samodzielną, podlegającą bezpośrednio Komendzie Nowogródzkiego Okręgu AK. Jednak ze względu na trudności w łączności z Lidą, Obwód w naturalny sposób ciążył ku ośrodkowi dowodzenia w Baranowiczach, z którym miał znacznie łatwiejszy kontakt. Zapewne dlatego też z dniem 1 grudnia 1943 r. został podporządkowany Inspektorowi „Południa” (Baranowicze), por. Józefowi Wierzbickiemu „Józefowi”. Do końca okupacji niemieckiej wchodził w skład dowodzonego przez niego Inspektoratu „C”, „Południe”.
Komenda Ośrodka Stołpce – „Słup” w latach 1943 – 1944, według niepełnych danych, przedstawiała się następująco:
Komendant – ppor. Aleksander Warakomski „Świr” (do 13 stycznia 1944),
– por. cc Franciszek Rybka „Kula”,
Zastępca – ppor. Walenty Parchimowicz „Waldan” (do stycznia 1943 r.),
– por. cc Franciszek Rybka „Kula” (do 13 stycznia 1944),
– NN „Krystyn” (od 13 stycznia 1944),
Szef Oddziału I (organizacyjnego) – kpr. Adam Andruszkiewicz „Sęp”,
Szef Oddziału II (wywiad) – chor. Wincenty Waszkiewicz „Kruk”,
– NN „Kruszynka” (od 13 stycznia 1944),
Kwatermistrz – Bronisław Kozioł „K”,
– NN „Skała” (być może to jeden z pseudonimów B. Kozła ?)
– ppor. Aleksander Wolski „Jastrząb”,
Szef Uzbrojenia – st. wachm. Krawiec „Legun” (wydaje się, że podlegał ppor. W. Parchimowiczowi „Waldanowi”),
Szef Oddziału V (łączność) – ppor. Kasper Miłaszewski „Lewald”,
Szef Oddziału VI (BiP) – Stefan Sudnik – Hrynkiewicz „Marcinkiewicz”, „Sowa”,
Szef Oddziału VII (saperzy) – sierż. Jan Opałka „Szpak” (do stycznia 1943)
(saperów) – por. cc Franciszek Rybka „Kula” (łączył tę funkcję z funkcją
zastępcy Komendanta Ośrodka i szefa Kedywu).
Kapelanem Ośrodka był ks. Mieczysław Suwała „Oro” (z Derewna), który jednocześnie pracował w BIP redagując komunikaty z nasłuchu radiowego. W grudniu 1943 r. zagrożony przez bolszewików musiał przenieść się do Ośrodka Lida, gdzie skierowano go jako kapelana do III/77 pp AK (UBK).
Funkcję kuriera Komendy Ośrodka Stołpce pełnił min. NN „Kowal” (otrzymał pochwałę Komendanta Okręgu za „pełną poświęcenia pracę kurierską”).
Teren Obwodu (Ośrodka) Stołpce „Słup” podzielony został na 4 rejony, przekształcone następnie w kompanie konspiracyjne.
Iwieniec – „Iwa” – komendant ppor. Olgierd Woyno „Lech”,
(poległ w lipcu 1943),
Derewno – „Drzewo” – komendant ppor. Kasper Miłaszewski „Lewald”,
(do czerwca 1943),
– prawdopodobnie sierż. Stanisław Kołoszyc „Łoś”
(do 19 listopada 1943),
– NN „Cement”,
Okińczyce – Mikołajewszczyzna „O” – komendant st. wachm. Parchimowicz „Żmija” lub sierż. Jan Halaba „Klon”,
Stołpce – „Miasto” – ppor. Walenty Parchimowicz „Waldan”.
Obwód AK Stołpce – „Słup”, pomimo skrajnie trudnych warunków, był jednostką stosunkowo silna i dobrze zorganizowaną. Działał tu sprawnie wywiad (i kontrwywiad AK), komórka Biura Informacji i Propagandy, komórka BiP i patrol dywersyjny wykonujący część zadań na terenach BSRS (kilka pociągów niemieckich wysadzono koło stacji Niehorełoje na szlaku kolejowym wiodącym do Mińska Białoruskiego). Od połowy 1943 r. operowąły w Obwodzie „Słup” własne, silne oddziały partyzanckie.
W pracy organizacyjnej AK wykorzystywano w miarę możliwości wiejskie samoobrony wiejskie – tzw. samoachowy, tworzone z miejscowej ludności przez niemieckie władze policyjne i administrację białoruską, które miały chronić mieszkańców przed napadami band komunistyczno – rabunkowych i partyzantki sowieckiej. Samoachowy te otrzymywały od białoruskich kolaboranckich władz administracyjnych niewielkie ilości broni, niemal wyłącznie karabinów, z ograniczoną ilością amunicji. W razie opanowania ich od wewnątrz przez AK, były jednak doskonałą „przykrywką” do prowadzenia pracy organizacyjnej i obrony ludności. Udało się to min. w Nalibokach i Wołmie, gdzie organizacja polska całkowicie przejęła miejscowe samoobrony.
Samoachowa w Nalibokach powstała w szczególnych okolicznościach. Gdy w dniu 12 sierpnia 1942 r. partyzanci sowieccy w zasadzce pod Nalibokami zabili około 20 żołnierzy niemieckich, do miasteczka przybyła ekspedycja karna mająca przeprowadzić pacyfikację. Od wykonania tego zamiaru odstąpili Niemcy pod warunkiem zorganizowania przez mieszkańców Nalibok oddziału samoachowy. Utworzonej wówczas samoobronie władze okupacyjne przekazały 22 karabiny. Do oddziału samoobrony weszli żołnierze miejscowej konspiracji. Pierwszym jej dowódcą został Franciszek Adamcewicz (dość szybko aresztowali go Niemcy za działalność konspiracyjną), po nim zaś ppor. Eugeniusz Klimowicz „Okoń” – komendant tamtejszej placówki AK. Samoobrona pełniła służbę wartowniczą, patrolowała także okolice Nalibok, chroniąc ludność przed rabunkami i gwałtami band bolszewickich. Nie podejmowała natomiast z „regularną” partyzantką sowiecką, z dowództwem której utrzymywała kontakty poprzez bolszewickiego mjr. Wasilewicza. Ppor. „Okoń” dwukrotnie spotykał się ze wspomnianym Wasilewiczem, przy czym już na pierwszym spotkaniu zawarto porozumienie o wzajemnej nieagresji, ustalono też zasady dalszych kontaktów. Wasilewicz usiłował skłonić ppor. „Okonia” do wyprowadzenia samoobrony „do lasu”, gdzie zostałaby przejęta przez partyzantkę sowiecką, na co „Okoń” rzecz jasna nie mógł przystać. Podczas tych zabiegów mjr Wasilewicz powoływał się na swe kontakty z ppor. Miłaszewskim.
Nieoczekiwanie w dniu 8 maja 1943 r. na Naliboki uderzyły odziały partyzantki sowieckiej dowodzone przez mjr. Wasilewicza. Polska samoobrona, ufna we wcześniejsze ustalenia zawarte z dowództwem sowieckim, została całkowicie zaskoczona. Próby oporu stawiały małe grupki jej członków lub nawet pojedynczy żołnierze. Bolszewicy spalili znaczną część miasteczka, rozstrzeliwując znanych sobie członków samoobrony, polskiej konspiracji lub przedwojennych „Strzelców”, a także osoby zupełnie przypadkowe. Wśród ofiar były kobiety i dzieci, gdyż niekiedy mordowali całe rodziny. Łącznie zabito 129 osób. Niebagatelną rolę odegrali w tej „akcji” Żydzi z oddziału Bielskiego (zapewne z grupy Izraela Keslera), znający dobrze Naliboki. Masakra bezbronnej polskiej ludności została przedstawiona w raportach sowieckich jako olbrzymi sukces militarny. Informowano o rozgromieniu niemieckiego garnizonu policyjnego, zabiciu około 200 policjantów i zdobyciu kilkuset sztuk broni z karabinami maszynowymi włącznie. Jest to kompletną blagą, w trakcie całej „operacji” bolszewicy zabili jednego policjanta białoruskiego przebywającego we wsi na urlopie.
Ppor. „Okoń” wraz z częścią samoobrony zdołał wycofać się z miasteczka i poprzez Puszczę Nalibocka dotarł do Lubcza nad Niemnem. Tu władze okupacyjne wcieliły niedobitków nalibockiej samoachowy do Forstschutzu w Nowogródku, skąd po jakimś czasie przeniesiono ich do Szczuczyna. W marcu 1944 r. przeszli oni do partyzantki AK w Ośrodku „Łąka”, tworząc zawiązek 2 kompanii VII batalionu 77 pp AK.
Także niefortunny okazał się los samoobrony z Wołmy. Bolszewikom udało się wprowadzić tam swoich ludzi i w rezultacie w grudniu 1943 r. doprowadzić do rozbrojenia i likwidacji tej jednostki, co było równoznaczne z rozbiciem tamtejszego plutonu terenowego AK. Sierż. Jankowski przepłacił życiem swą ugodową postawę wobec bolszewików. Już po wypowiedzeniu otwartej wojny oddziałom polskim przez partyzantkę sowiecką – w dniu 17 lutego 1944 r. w odwet za zamiar zorganizowania samoachowy spacyfikowana została przez bolszewików wieś Prowżały (zamordowano 14 osób).
Jak widać z przytoczonych powyżej opisów, konspiracja i partyzantka AK tworzona była w powiecie Stołpce w wyjątkowo trudnych warunkach. Przeciwnikiem polskiego ruchu niepodległościowego były tu nie tylko niemieckie siły okupacyjne i związani z nimi aktywiści białoruscy spod znaku Białoruskiej Narodowej Samopomocy, ale też i wyjątkowo liczna partyzantka sowiecka. Ta ostatnia była zjawiskiem determinującym polską działalność niepodległościową nie tylko w Stołpeckiem, ale na całych Kresach. Po rozbiciu Armii Czerwonej w czerwcu i lipcu 1941 r. przez wojska niemieckie i gwałtownym przesunięciu się działań wojennych w głąb ZSRR, na Nowogródczyźnie pozostały olbrzymie ilości zdemoralizowanych klęską żołnierzy sowieckich, tzw. okrążeńców oraz wielu cywilnych pracowników sowieckich nasłanych tu w latach 1939-1941, tzw. wastoczników. Tysiące z nich uniknęły niewoli, szukając schronienia u miejscowej ludności. Miejscowi, tak Polacy jak i Białorusini, niepomni niedawnych krzywd wyrządzonych im przez sowiecki aparat, pomagali ludziom. Był to element w ogromnej większości całkowicie obcy i niezwiązany z tym terenem (Rosjanie, Ukraińcy, Azjaci różnych narodowości, mieszkańcy wschodniej – sowieckiej Białorusi). Gdy w 1942 r. Niemcy zarządzili rejestracje byłych sowieckich wojskowych, ci w obawie przed uwięzieniem w obozach jenieckich – gdzie panowały straszliwe warunki – zbiegli masowo do lasów, łącząc się w luźne grupy nastawione na przetrwanie. Wspierał ich miejscowy skomunizowany element białoruski, przyłączali się liczni Żydzi uciekający z gett kresowych miasteczek (najbardziej energiczne jednostki, zazwyczaj o poglądach bolszewickich). W ramach sowieckich zgrupowań i brygad tworzyli oni niekiedy odrębne oddziały – właściwie obozowiska żydowskie (tzw. siemiejne otriady) – takie jak tzw. „Jerozolima” dowodzona przez Tewiego Bielskiego, czy oddział Siemiona Zorina. Bolszewicy nie powierzali im zadań bojowych, ograniczając ich zadania do ściagania z ludności zaopatrzenia i prac pomocniczych. Nastawione na przetrwanie, pozbawione wartości bojowej, były niezmiernie uciążliwe dla ludności, do której odnosiły się znacznie gorzej od oddziałów bolszwickich.
W ten sposób w Puszczy Nalibockiej znalazło schronienie kilka tysięcy uzbrojonych ludzi, występujących pod szyldem partyzantki sowieckiej. Proces organizowania tych grup, grupek i band w regularną partyzantkę sowiecką, rozpoczęty jesienią 1942 r., ciągnął się bardzo długo i jeszcze wiosną 1944 r. nie był w pełni zakończony. Niemniej już latem 1943 r. podstawowa masa czerwonych oddziałów była zorganizowana w sojedienienia (zgrupowania), brygady i otriady (oddziały). Na terenie Puszczy Nalibockiej działały min. Brygady im. Stalina, Frunzego, Żukowa, Czkałowa, Czapajewa, 1 Maja („Pierwomajska”), Morozowa, Szczorsa. Trzeba też dodać, że na teren powiatu stołpeckiego stale przechodziły grupy „partyzanckie” złożone z mieszkańców kołchozów leżących za granicą państwową – w głębi BSRR – które bezlitośnie grabiły mieszkańców z żywności, inwentarza, ubrań i wszystkiego, co nadawało się do złupienia.
Tak charakteryzował jesienią 1943 r. działalność partyzantki sowieckiej na terenie powiatu stołpeckiego niezidentyfikowany informator Delegatury Rządu:
„Partyzantów sow[ieckich] należy dzielić na dwie grupy. Pierwsza grupa to prawdziwi partyzanci, którzy się rekrutują ze spadochroniarzy oraz b[yłych] jeńców sowieckich, którzy uciekli z niewoli – i częściowo z ludności miejscowej, która ochotniczo wstąpiła, lub została zmobilizowana. Druga grupa to są małe bandy bandytów zrekrutowane przeważnie z kołchoźników lub też z innej ludności miejscowej. Bandy te grasują wszędzie, rabując wszystko co się da, nie mówiąc już o żywności i ubraniu męskim, zdzierając też bieliznę i ubrania damskie, jednym słowem biorąc co się da i ludność mordując. Band takich jest dość dużo, grupy takie liczą czasami do 50 ludzi. […] Łączność z Moskwą mają za pomocą radia, czasami specjalnych kurierów, którzy są przywożeni samolotami. […] W większych zgrupowaniach partyzanckich, w zgrupowaniach brygad, są specjalne lotniska, gdzie mogą lądować samoloty. […] W Puszczy tej [Nalibockiej] znajdują się 2 brygady: Brygada Stalińska i Brygada Czkałowska. […]. Uzbrojenie mają dobre, dużo mają ciężkiej broni maszynowej, miotaczy granatów, miotaczy min. Mają b. dużo masz[ynowych] pistoletów, popularnie zwanych finkami [PPD]. […] Gorzej sprawa się przedstawia z amunicją, amunicji za dużo nie mają, nie wiem dlaczego – to co maja też im czasami zawodzi, dużo jest niewypałów. Jeszcze gorzej jest z ich walecznością, dużo krzyczą, dużo mówią, ale jak przyjdzie do walki, to uciekają tak, że czasami kilkakrotnie słabszy oddział policji białoruskiej rozpędza ich na wszystkie strony. Wiadomym jest, że uciekając rzucają broń. Także duch bojowy sow[ieckich] partyzantów jest słaby. […].”
Wojskowe zadania partyzantki sowieckiej, zupełnie niewspółmierne do ilości zgromadzonych w Puszczy Nalibockiej oddziałów, polegały na dokonywaniu sabotaży na liniach kolejowych Baranowicze – Mińsk i Lida – Mołodeczno (w istocie zadanie to mogło wykonywać parę niewielkich patroli, a nie kilka tysięcy ludzi !). Skutki sowieckich dywersji na torach były sprawnie likwidowane przez służby kolejowe. Podejmowane przez Rosjan od czasu do czasu próby zmasowanych uderzeń na te szlaki, były odpierane przez niemieckie ataki ochronne. W walce z oddziałami wojska, żandarmerii a nawet policji białoruskiej, partyzantka sowiecka na ogół nie miała poważniejszych sukcesów.
Już w 1942 r. odnotowano pierwsze antypolskie ekscesy ze strony bolszewików. Min. w Uhłach wymordowano 7-osobową rodzinę Aleksandra Bibika, zaś w Borkach 12 osób, w tym całą rodzinę Farbotków. 15 grudnia 1942 r. w Ilinowie zamordowano mężczyznę i kobietę pochodzenia ziemiańskiego, zaś w tym samym miesiącu z rąk „czerwonych partyzantów” zginęło w Stołpeckiem dwóch kolejnych ziemian. W początkach 1943 r. partyzanci sowieccy zamordowali dwóch kolejnych żołnierzy AK z Ośrodka Stołpce – NN „Niedźwiedzia” i NN „Czarnego”.
Wiosną 1943 r. oddziały sowieckie parę razy z różnym skutkiem zaatakowały posterunki policji białoruskiej, przy czym akcje te były połączone z grabieżą miejscowości chronionych przez policję. Podczas napadu na posterunek w Derewnie spalono część miasteczka i dopuszczono się morderstw na ludności. Podobnie wyglądał napad sowiecki na Rubieżewicze. W maju tego roku podczas napadu bolszewików na Naliboki spalono większą część osady i zamordowano 129 mieszkańców.
Dowództwo sowieckie dość wcześnie zorientowało się, że w powiecie stołpeckim działa polska organizacja podziemna. Dzięki kontaktom, jakie sowieci mieli z niektórymi oficerami i żołnierzami AK, korzystali z polskiej pomocy w zakresie wywiadu i zaopatrzenia. W niektórych akcjach współdziałały z nimi ogniwa polskiej organizacji terenowej (min. według W. Nowickiego – placówka Naliboki). W początkach 1943 r. oddział lejt. Stieczenki zaskoczył w Derewnie Komendę Obwodu „Słup” podczas odprawy z inspektorem terenowym, kpt. M. Ostrowskim „Kartaczem”. Od tego momentu wszystkich obecnych na naradzie członków Komendy Obwodu (Ośrodka) Stołpce należało traktować jako zdekonspirowanych wobec Rosjan. Zaskakujące, lecz bolszewicy nie zlikwidowali wówczas oficerów AK. Jak można przypuszczać, nie doceniali wówczas rozmiarów stołpeckiej organizacji AK i sądzili, że poprzez oficerów i żołnierzy polskich, z którymi byli w kontakcie, przejmą kontrole nad aktywami polskiej organizacji i podporządkują ją sobie. Po wcieleniu Polaków do swych oddziałów mogliby bez przeszkód dokonać selekcji „materiału ludzkiego”. Ponadto w tym czasie traktowali jeszcze polską organizację w Stołpeckiem jako twór zupełnie lokalny i nie podejrzewali, że ma ona kontakt z centrami polskiego ruchu niepodległościowego poza powiatem (Lida, Baranowicze, Wilno, Warszawa).
Do kontaktów z dowództwem partyzantki sowieckiej wytypowany został z ramienia Komendy Ośrodka „Słup” szef łączności, ppor. Kasper Miłaszewski „Lewald”. Znajdował się w bardzo trudnej sytuacji. Ścigany przez Niemców, zdekonspirowany wobec sowietów, stale naciskany był przez mjr. Wasilewicza i swych innych sowieckich rozmówców, którzy domagali się by wyprowadził „do lasu” polskie oddziały konspiracyjne i podporządkował je dowództwu partyzantki sowieckiej. Podobnie postępowali sowieci wobec dowództwa placówek w Nalibokach i Wołmie, prowadząc rozmowy z ich komendantami – ppor. E. Klimowiczem i sierż. Jankowskim. W obu przypadkach osiągnęli swe cele, o czym była już mowa, choć posługiwali się odmiennymi metodami (w Nalibokach rozwiązanie „siłowe”, w Wołmie rozłożenie organizacji od wewnątrz i w konsekwencji rozbrojenie połączone z eksterminacją dowództwa).
Komenda Ośrodka „Słup” do grudnia 1943 r. nie była w pełni świadoma natężenia złej woli strony rosyjskiej, dla której kolejne dogowory (rozmowy) z Polakami i wynikające z nich ustalenia dotyczące współdziałania, były jedynie taktycznym środkiem dla osiągnięcia zamierzonych celów – którymi było przejęcie lub likwidacja polskich struktur. Do tego polskie dowództwo stale musiało robić „dobrą minę do złej gry”, gdyż niezależnie od wszelkich rozmów i porozumień z dowództwem sowieckim, ludność i żołnierze konspiracji AK stale narażona była na napady, rabunki, morderstwa i gwałty ze strony tak licznych oddziałów bolszewickich. Komisarz żydowskiego oddziału im. Stalina – Anatol Wertheim – bez najmniejszego zażenowania wspomina, jak co parę dni jego dowódca Zorin wyjeżdżał w otoczeniu kilkudziesięciu „automatyczyków” do wybranych chutorów, gdzie gwałcił kobiety, urządzając kilkudniowe orgie (nazywało się to, że „jedzie się żenić”). Takich to ludzi trzeba było traktować jako sojuszników i prowadzić z nimi pertraktacje, zamiast rozstrzelać pod pierwszą z brzegu stodołą!
Wystąpienia zbrojne AK w czerwcu 1943 r., a następnie podczas lipcowych walk w Puszczy Nalibockiej, uświadomiły sowietom, że oddziały AK w Stołpeckiem są silniejsze niż początkowo sądzili. Kroki jakie podejmowali jesienią 1943 r. miały doprowadzić do opanowania od wewnątrz polskiej partyzantki. Rezultaty prowadzonych pertraktacji obie strony oceniły zgoła odmiennie. Relacje polskie mówią o zawarciu porozumienia ustalającego strefy zdobywania zaopatrzenia i zasady rozwiązywania ewentualnych sytuacji konfliktowych. Bolszewicy uznali, że podporządkowali sobie oddziały polskie. W dniu 12 października 1943 r. dowództwo stołpeckiej strefy partyzanckiej (Sidoruk – „Dubow” i Wasilewicz) wydało tajny rozkaz o podporządkowaniu sobie Polskiego Oddziału Partyzanckiego tj. Baonu Stołpeckiego AK. Rozkaz ten nie mógł rzecz jasna zrodzić jakichkolwiek skutków, gdyż oddział polski nadal podlegał Komendzie Okręgu Nowogródek. Dalsze próby, takie jak zamiar wprowadzenia kilkudziesięciu partyzantów sowieckich do Batalionu Stołpeckiego, czy przemieszanie żołnierzy polskich i sowieckich, uzyskanie danych personalnych wyróżniających się polskich partyzantów – pod pozorem przedstawienia ich do sowieckich odznaczeń – także nie przynosiły rezultatów. W efekcie Rosjanie, po konsultacji ze swymi najwyższymi władzami (depesza Ponomarenki do J. Stalina) zdecydowali się na rozwiązanie siłowe. W dniu 1 stycznia 1943 r. przeprowadzili operację zlikwidowania Batalionu Stołpeckiego, a następnie przystąpili do likwidacji zdekonspirowanych AK-owców i członków ich rodzin w terenie (ocenia się, że w grudniu 1943 r. i w styczniu 1944 r. z rąk partyzantów sowieckich zginęło w Stołpeckiem nie mniej niż 50 Polaków). Taka postawa oddziałów partyzantki sowieckiej spowodowała, że dotychczasowe sojusznicze wzajemne polsko rosyjskie stosunki zmieniły się w stan otwartej wojny. Strona polska okresowo zmuszona była zawrzeć taktyczne zawieszenie broni z Niemcami – co zostało już omówione w innych miejscach tej pracy. Stan taki trwał od grudnia 1943 r. do końca czerwca 1944 r.
W takich warunkach prowadzona była polska działalność konspiracyjna i bojowa w Obwodzie Stołpce. Od połowy 1943 r. ciężar działalności AK na tym terenie przesunął się z pracy organizacyjnej struktur konspiracyjnych, na działania oddziałów partyzanckich walczących w polu. W dniu 3 czerwca 1943 r. w majątku Kul zebrali się wytypowani przez organizację żołnierze-ochotnicy, w liczbie 44. Dowództwo nad oddziałem objął ppor. Kasper Miłaszewski „Lewald”. W połowie czerwca 1943 r. oddział, stale zasilany napływającymi ochotnikami, osiągnął stan około 150 żołnierzy. Komenda Obwodu Stołpce podjęła wówczas decyzję o uderzeniu na niemiecki garnizon w Iwieńcu. Liczył on kilkudziesięciu żandarmów dowodzonych przez osławionego kata ludności Karla Sawinolę, jednostkę Luftwaffe, przebywającą tu na wypoczynku, załogę ochrony radiostacji oraz silną załogę policji białoruskiej. Chodziło przede wszystkim o zapobieżenie spodziewanym aresztowaniom żołnierzy polskiej konspiracji. Atak przeprowadzono 19 czerwca 1943 r. Miasteczko zostało opanowane przez oddziały AK, garnizon niemiecki rozbity. Zdobycz oddziałów AK była ogromna. Pozwoliła na rozbudowę polskich oddziałów partyzanckich do stanu 550, a wkrótce nawet 650 żołnierzy. W strukturze Nowogródzkiego Okręgu AK partyzantka stołpecka występowała jako Polski Oddział Partyzancki (POP), a później jako batalion nr 330. Jak juz wspomniano, ludność powszechnie nazywała stołpeckie oddziały AK „legionami”, a ich żołnierzy-partyzantów „legionistami”.
W połowie lipca 1943 r. Niemcy rozpoczęli olbrzymią operację przeciwpartyzancką, oznaczoną kryptonimem „Herman”, która miała oczyścić tereny od Mołodeczna po Stołpce oraz Lubcz i Szczorse na lewym brzegu Niemna. Do akcji użyli Niemcy bardzo dużych sił. Komendant Nowogródzkiego Okręgu AK w raporcie nr 4 za czas od 1 do 31 sierpnia 1943 r. tak oceniał rozmiary tej operacji”: „Niemcy rzucili ok[oło] 2 dywizji piechoty, w tym jedna dywizja SS ze zmotoryzowaną artylerią, 3 pułki piechoty z Lidy i Mołodeczna i 35 pp”. Wiadomo, że użyto też jednej dywizji z Bobrujska przeznaczonej do działań antypartyzanckich, oraz na terenach na północ od Puszczy Nalibockiej – w rejonie Mołodeczna – jednostek złożonych z obywateli ZSRS (m.in. rosyjskiej Brygady Waffen-SS Gila-Rodionowa).
Operacja niemiecka rozpoczęła się 13 lipca i trwała jeszcze przez pierwszy tydzień sierpnia 1943 r. Dowództwo oddziałów AK uzgodniło działania z dowództwem partyzantki sowieckiej. Niestety, już po kilku godzinach niemieckiego natarcia okazało się, że obrona sowiecka „pękła”. Oddziały partyzantki sowieckiej opuściły swe pozycje nie powiadamiając o tym dowództwa AK. Niemcy zaczęli oskrzydlać stanowiska polskiej obrony. Osamotnione oddziały AK musiały wycofać się w głąb Puszczy Nalibockiej i w dalszych walkach poniosły wysokie straty. Środowisko żołnierzy Zgrupowania Stołpeckiego AK ocenia obecnie straty Ośrodka „Słup” w czasie operacji „Herman” na około 140-150 poległych żołnierzy. Partyzantka sowiecka, mimo że nie rwała się do walki, poniosła także dotkliwe straty. Komendant Nowogródzkiego Okręgu AK w meldunku do KG AK pisał m.in. „[…]. Brygady sowieckie tchórzą, biją się źle w przeciwieństwie do «legionów», gdyż tak miejscowa ludność jak i Niemcy nazwali nasze oddziały w odróżnieniu od grabieżczo-zbójeckich band partyzanckich”. W kolejnym raporcie oceniał straty niemieckie, szacując je: „wg niesprawdzonych wiadomości – na 300 zabitych i wielu rannych”.
Tak natomiast charakteryzowały rezultaty operacji „Herman” i blokady Puszczy Nalibockiej agendy Delegatury Rządu na Kraj: „Od Mołodeczna do Stołpców wszystkie prawie wsie zostały spalone. W Radoszkowicach zebrano wszystkie dzieci, wrzucono je do studni i obrzucono granatami. Ponieważ Puszcza Nalibocką stała się siedliskiem różnorakich oddziałów partyzanckich, okupant podjął przeciw niej akcję koncentryczną przy użyciu znacznych sił – lotnictwa i broni pancernej. Straty początkowe Niemców wyniosły około 300 ludzi, 3 czołgi i 1 samolot, gdy jednak otworzono na puszczę ogień działowy i poczęto zrzucać z góry bomby zapalające, partyzanci [sowieccy] poddali się w liczbie około 300 (zginęło ich około 800). Zdobyto 10 bunkrów, zniszczono 18 dział, 26 ckm i 126 rkm. Plon stosunkowo niewielki, gdyż większa część partyzantów zdołała ujść. Najbardziej ucierpiała okoliczna ludność”.
Wszystkie źródła są zgodne, że podczas operacji „Herman” najtragiczniejszy był los ludności cywilnej. Liczba zamordowanych na miejscu wynosiła 4.280 osób. Na roboty do Niemiec wywieziono 20.944 osób. Jednostki pacyfikacyjne zrabowały 21.059 sztuk zwierząt gospodarskich. Na całym terenie objętym pacyfikacją spalono 60 wiosek, nie licząc leśniczówek i pojedynczych chutorów. Poczynając od Iwieńca w kierunku północnozachodnim, na przestrzeni około 75 km, zniszczono większość osad ludzkich, zostawiając „spaloną ziemię”.
Walka jednak trwała dalej. Oddziały AK ponownie zebrały się i partyzancki batalion został odbudowany. Znów podjął walkę z Niemcami i znów starał się pertraktować z partyzantką sowiecką. W okresie od czerwca do grudnia 1943 r. Batalion Stołpecki AK miał na swym koncie, według niepełnych danych, 52 walki i akcje przeciwko Niemcom (10 akcji na posterunki i garnizony, 8 większych zasadzek, 23 walki i potyczki, co najmniej 3 zniszczone mosty, 3 wysadzone pociągi, 5 innych akcji – dywersyjnych, zaopatrzeniowych na Liegenschafty itp.). Przystąpienie przez partyzantkę sowiecką do otwartej walki z Armią Krajową spowodowało, że w okresie od grudnia 1943 – do czerwca 1944 r. oddziały partyzanckie Ośrodka „Słup” zmuszone zostały do zawarcia zawieszenia broni z Niemcami i podjęcia walk obronnych z partyzantką sowiecką.
Rankiem 1 grudnia 1943 roku ówczesny dowódca Zgrupowania Stołecko-Nalibockiego AK mjr Wacław Pełka „Wacław” wraz z grupą swych oficerów wyjechał do obozu partyzantki sowieckiej, zaproszony na wspólną odprawę mającą się odbyć w dowództwie iwienieckiej strefy partyzanckiej. Zaproszenie na naradę było podstępem ze strony dowództwa sowieckiego, mającym ułatwić likwidację oddziałów polskich poprzez pozbawienie ich oficerów. Decyzja w sprawie zlikwidowania polskiej partyzantki zapadła w drugiej połowie listopada. Szef Białoruskiego Sztabu Partyzanckiego, gen. Pantalejmon Ponomarenko, po konsultacji z J. Stalinem wydał rozkaz dowództwu Baranowickiego Zgrupowania Partyzanckiego przystąpienia do likwidowania oddziałów Armii Krajowej. Ponieważ łatwiej było zniszczyć te oddziały polskie, które utrzymywały poprawne stosunki z partyzantką sowiecką, niż te, które znajdowały się z nimi w konflikcie i zachowały należytą czujność, na pierwszy ogień poszedł Batalion Stołpecki. Polscy oficerowie w drodze do sztabu „Dubowa” zostali otoczeni przez silny oddział sowiecki pod dowództwem mjr. Wasilewicza i rozbrojeni. W tym samym czasie obozowisko Batalionu Stołpeckiego pod Drewizną (hutor Prudziszcze) w rejonie jeziora Kromań zostało otoczone przez oddziały sowieckie w sile około 1500−2000 ludzi, które rozbroiły polskich partyzantów. Tego samego dnia rankiem rozbrojony został też polski oddział stacjonujący w Derewnie. Kadra Batalionu AK została wyselekcjonowana i poddana szczegółowemu śledztwu. Pięciu spośród oficerów – mjr „Wacław”, por. „Klin”, ppor. „Lewald”, ppor. „Łoś” i ppor. „Grom” – zostało oddzielonych od reszty jeńców. Przez trzy tygodnie przesłuchiwano ich w obozowiskach sowieckich na terenie Puszczy Nalibockiej. Na przełomie grudnia 1943 i stycznia 1944 roku zostali przewiezieni samolotem do Moskwy, gdzie poddano ich dalszemu śledztwu. Fatalnie wypadł w nim zwłaszcza mjr „Wacław”, który, jak można sądzić, załamał się całkowicie i składał obszerne zeznania w duchu opowiadającym potrzebom śledztwa. Natomiast pozostałych rozbrojonych przedstawicieli kadry dowódczej bolszewicy zamordowali. Ogólna liczba ofiar sowieckiej operacji likwidowania oddziałów AK w grudniu 1943 roku wyniosła około 50 osób, wliczając w to ujętych pojedynczych partyzantów, a także członków konspiracji AK i ich rodziny.
Ppor. „Góra” wraz z kwaterującą w obozowisku koło Drewicznej „Grupą Dąb” z Obwodu AK Mołodeczno uniknął rozbrojenia. Zdołał oderwać się od bolszewików rozbrajających i połączył ze szwadronem kawalerii chor. Zdzisława Nurkiewicza „Nocy”. Znów trzeba było odbudowywać Polski Oddział Partyzancki Obwodu „Stołpce” w skrajnie trudnych warunkach, rozpętanej przez czerwonych partyzantów wojny polsko-sowieckiej. Nocą z 1 na 2 grudnia 1943 roku w Październie szwadron chor. „Nocy” rozbroił grupę partyzantów sowieckich z oddziału im. Czapajewa Brygady im. Stalina. Przy dowodzącym nią lejtnancie Fieoktistowie znaleziono „rozkaz bojowy”, nakazujący oddziałom sowieckim przystąpienie do likwidacji partyzantki polskiej. Chor. „Noc” zwolnił jeńców, odczytując im zdobyty rozkaz. Kazał przy tym powiadomić ich dowództwo sowieckie, że strona polska rozkaz ten już zna (trzeba dodać, że ów niefortunny lejtnant, niewygodny świadek prawdziwego przebiegu wydarzeń, został wkrótce na mocy decyzji swych przełożonych rozstrzelany).
Rok 1944 rozpoczął się w Puszczy Nalibockiej pod znakiem niewypowiedzianej wojny z bolszewikami. Ppor. „Góra” ze swym oddziałkiem znalazł się w sytuacji niezwykle ciężkiej. Miał przeciw sobie całą partyzantkę sowiecką z Puszczy Nalibockiej, liczącą blisko dziesięć tysięcy ludzi i niemieckie siły okupacyjne, która zamiast walczyć z Niemcami, uganiała się za garstką ocalałych legionistów. W tak skrajnie trudnej sytuacji dowództwo oddziałów stołpeckich zdecydowało się na przyjęcie okresowego, traktowanego czysto taktycznie, zawieszenia broni z Niemcami (do tego momentu oddziały Obwodu AK Stołpce miały na swoim koncie kilkadziesiąt walk z niemieckimi siłami okupacyjnymi). Obie strony zagwarantowały sobie powstrzymywanie się od zbrojnych wystąpień. Niemcy obiecali również pomoc w dostarczeniu broni, amunicji i zaopatrzeniu. Oddział „Góry” otrzymał prawo bezpiecznego operowania w rejonie Iwieńca i obrony tamtejszych wiosek przed bolszewikami. Było to o tyle istotne, iż schroniły się w nich liczne rodziny polskich partyzantów. Natomiast strona polska odrzuciła propozycję wspólnych działań przeciw partyzantce sowieckiej. Ppor. „Góra” niezwłocznie wysłał meldunek do Komendy Okręgu „Nów”, w którym informował o podjętych przez siebie decyzjach i będącym jej konsekwencją zawieszeniu broni. Komenda Okręgu decyzje te zaakceptowała, uznając, że dają one „Górze” szansę przetrwania z oddziałem i jednocześnie możliwość ochrony ludności. Należy oceniać, że wspomniana decyzja, podjęta w warunkach jakie wówczas panowały w tej części ziem polskich – odpowiadało interesom polskiej społeczności kresowej. Można było je porównać do „działania w stanie wyższej konieczności”. Uchroniono ludność przed eskalacją niemieckich represji i zyskano możliwość prowadzenia skutecznej samoobrony przed bolszewikami. Nie ulega wątpliwości, iż w ten sposób uratowano życie tysiącom obywateli RP.
Zapewnienie sobie bezpieczeństwa ze strony Niemców pozwoliło na stopniową odbudowę zgrupowania. Zimą 1944 roku oddziały podlegające ppor. „Górze” otrzymały nazwy jednostek Wojska Polskiego. Piechota tworzyła I batalion 78 p.p AK, a kawaleria 27. Pułk Ułanów AK. Batalion 78. p.p składał się z trzech kompanii, zaś 27. p.uł. – z czterech szwadronów. Do tego dochodził szwadron ckm (nieformalnie nazwany szwadronem 23. p.uł.), żandarmeria, kwatermistrzostwo i służby zgrupowania. W końcu czerwca 1944 roku całość sił Zgrupowania Stołpeckiego AK liczyła blisko 700 partyzantów. Tak znaczny rozwój oddziałów możliwy był dzięki zdobyczy uzyskiwanej w walkach z bolszewikami, a także dzięki broni kupowanej lub dostarczanej przez Niemców. Formowanie oddziałów odbywało się w warunkach stałych walk z partyzantką sowiecką. W okresie od grudnia 1943 do czerwca 1944 roku oddziały podlegające ppor. „Górze” stoczyły około 120 walk i potyczek z bolszewikami, zadając im straty sięgające 600 ludzi (przy stratach własnych około 50 poległych). Walka, jaką dowództwo sowieckie rozpętało z polską partyzantką w Stołpeckiem, kosztowała Rosjan drogo. Dowódca Brygady im. Żukowa tak pisał w jednym z raportów do gen. Czernyszewa „Płatona”, dowodzącego partyzantką sowiecką na Nowogródczyźnie: „Banda Nurkiewicza [kawaleria zgrupowania stołpeckiego – K.K] przyczynia nam większych strat niż Niemcy, a dokładnie: bezkarnie wyjeżdżają w teren stołpecki i iwieniecki, dokonują nagłych nalotów, zabijając oraz biorąc do niewoli partyzantów i osoby z nimi powiązane”.
Obie strony polsko-niemieckiego zawieszenia broni miały pełną świadomość, że jest ono zbudowane na kruchych podstawach i zerwanie go to tylko kwestia czasu. Godziły się na istniejący stan ze względu na doraźne korzyści płynące z niego. Raporty niemieckie określały cały czas Polski Oddział Partyzancki, a następnie Zgrupowanie Stołpeckie, jako „bandę Góry”. Trzeba też dodać, że zawieszenie broni dotyczyło ograniczonego terenu i nie było respektowane przez wszystkie instytucje podlegające Niemcom. Na przykład w okresie, gdy obowiązywało ono niemieckie władze policyjne z Iwieńca i Rakowa, powiatowy (rejonowy) szef administracji białoruskiej, działacz kolaboranckiej Białoruskiej Narodowej Samoobrony Jasiuk, wyznaczył pieniężną nagrodę na głowę każdego „polskiego legionisty” (tak zwano partyzantów AK). Ochotnicy kierowani do oddziału por. „Góry” z Baranowicz czy Nieświeża nie byli objęci żadnym parasolem ochronnym i w razie schwytania przez żandarmerię lub policję białoruską byli mordowani w baranowickim gestapo lub w obozie koncentracyjnym w Kołdyczewie. Niemieckie władze policyjne i gestapo starały się prowadzić agenturalne rozpracowanie oddziałów „Góry”. Natomiast dowództwo oddziałów AK skutecznie ową agenturę likwidowało. W okresie zimy i wiosny 1944 roku por. „Góra” otrzymał z Komendy Okręgu „Nów” kilkakrotnie rozkazy nakazujące zerwanie zawieszenia broni i zbrojne wystąpienie przeciw Niemcom. Za każdym razem były one jednak odwoływane. Najbardziej zaawansowane zostały przygotowania do zbrojnego wystąpienia w maju 1944 roku, które było zsynchronizowane z wystąpieniami w ośrodkach Baranowicze i Nieśwież. Część oddziałów por. „Góry” została przesunięta w kierunku południowym. Jednak i tym razem, wobec sytuacji, jaka zaistniała w Baranowiczach, w ostatniej chwili rozkazy te zostały odwołane. Jeszcze w końcu czerwca 1944 roku. por. „Góra” planował odbicie więźniów z obozu koncentracyjnego w Kołdyczewie.
Do zerwania zawieszenia broni z Niemcami doszło w końcu czerwca 1944 roku. W dniu 29 czerwca 1944 roku 1 kompania I/78 p.p wkroczyła do Rakowa, a wydarzenia, które tam nastąpiły, zostały określone przez ludność jako „powstanie rakowskie”. Zlikwidowano posterunek żandarmerii i policji białoruskiej w miasteczku oraz rozbrojono przejeżdżającą akurat kolumnę taborową białoruskiej policji ewakuującej się ze wschodu. Zlikwidowano też posterunek policji w pobliskim Borku. Operacja przebiegła przy wydatnej pomocy członków AK w szeregach policji. W Rakowie i okolicy przeprowadzono mobilizację żołnierzy sieci terenowej AK, w wyniku której około 100 ludzi z miejscowej konspiracji dołączyło do Zgrupowania Stołpeckiego. Wobec braku aktualnych rozkazów z Komendy Okręgu, por. „Góra” zdecydował się na przesunięcie zgrupowania na teren powiatu Baranowicze, gdzie według rozkazów dawniejszych, jego oddziały miały wykonać akcję „Burza”. Po drodze, 1 lipca 1944 roku, stoczył we wsi Proście, pow. Nieśwież, ciężką walkę z jednostką kozacką i Niemcami. Nie mogąc nawiązać kontaktu z komendantem Inspektoratu AK Baranowicze i wobec szybkiego przesuwania się frontu, nocą z 28 na 29 czerwca 1944 roku por. „Góra” podjął samodzielną decyzję dalszego odskoku z zagrożonego terenu – na zachód. Trzeba dodać, że oddziały AK ewakuowały ze sobą liczna ludność cywilną, zwłaszcza z rodzin akowskich, obawiającą się represji ze strony bolszewików. Kolumna przeszło 150 cywilnych wozów znacznie utrudniała organizację przemarszu i hamowała jego tempo, jednak ludzi tych nie można było pozostawić na pastwę czerwonych partyzantów i NKWD. Dalsza trasa przemarszu zgrupowania por. „Góry” wiodła przez powiaty Baranowicze, Słonim, Wołkowysk, Bielsk Podlaski, Wysokie Mazowieckie, Sokołów Podlaski, Węgrów. Wykorzystano chaos towarzyszący niemieckiemu odwrotowi. Jako „przykrywkę” zgrupowanie miało ze sobą kilku żandarmów z rozbrojonego posterunku w Rakowie. Jak już wspomniano, tamtejsza policja białoruska, wcześniej już współpracująca z AK, w większości przyłączyła się do partyzantki. Żandarmi z Rakowa, na pierwszym wozie kolumny, doskonale ją uwiarygodniali, podobnie jak policjanci noszący nadal swe charakterystyczne mundury. W niemieckim odwrocie uczestniczyły bowiem takie formacje, jak Białoruska Krajowa Obrona, białoruskie formacje SS i policja białoruska, a nawet niektóre samoachowy wiejskie oraz uciekinierzy z białoruskiej administracji. Stanowcze postępowanie por. Pilcha „Góry” i umiejętne wykorzystanie wspomnianej „przykrywki” pozwoliło na przesuwanie się bocznymi drogami. Polsko-niemieckie zawieszenie broni zostało definitywnie zerwane 16 lipca 1944 roku, gdy oddział kwaterował w Dzierzbach (pow. Sokołów Podlaski). Por. „Góra” podczas apelu wyjaśnił wówczas żołnierzom, że zawieszenie broni, do którego zawarcia zgrupowanie zostało zmuszone na terenie powiatu stołpeckiego, przestaje obowiązywać i walka z Niemcami zostanie ponownie podjęta. Wystąpienie to zostało entuzjastycznie przyjęte przez partyzantów, a żołnierze 2 szwadronu 27. Pułku Ułanów AK, dowolnie interpretując wypowiedź por. Pilcha, rozstrzelali żandarmów towarzyszących zgrupowaniu. Zdarzenie to dobitnie świadczy o rzeczywistym stosunku żołnierzy zgrupowania do Niemców. Po likwidacji żandarmów dalej trzeba było radzić sobie samemu. Tego samego dnia ubezpieczenia wystawione przez 3 szwadron ostrzelało z broni maszynowej niemiecki samochód wojskowy .
Oddziały por. „Góry”, przez Brzuzę, Dereszew, Serock, Benjaminów, Nieporęt, Wieliszew i Okunin, zbliżyły się do Nowego Dworu, chcąc przeprawić się przez obsadzony przez Niemców most na Wiśle. Zamierzano go przejść dzięki pertraktacjom – a w razie ich zawodności – siłą. Ze strony niemieckiej rozmowy prowadził komendant „stacji zbornej rozproszonych oddziałów w twierdzy Modlin” płk von Biber oraz jego adiutant mjr Jaster von Valdan. Gdy prowadzono pertraktacje, Niemcy na rozkaz płk. Bibera ściągnęli kilkanaście pojazdów pancernych i zajęli stanowiska bojowe. Wcześniej por. „Góra” wydał rozkaz zdjęcia pokrowców z cekaemów, a w razie starcia wytypowani żołnierze mieli rozkaz obrzucić osłonę mostu granatami. Jednak główny polski parlamentariusz, por. Franciszek Rybka „Kula”, powołując się na szlak bojowy oddziałów określonych przez niego jako „Polnische Legion” w walce z bolszewikami, wynegocjował zgodę na przejście przez most. Trzeba też dodać, iż polskie deklaracje uwiarygodnił chor. Stefan Andrzejewski „Wyżeł”, w którym mjr Jaster von Valdan rozpoznał swego kolegę pułkowego z czasów I wojny światowej (Andrzejewski, urodzony w Poznańskiem służył wtedy jako podoficer w armii niemieckiej). W efekcie zgrupowanie przeszło most i zajęło kwatery w Dziekanowie Polskim. Tu nawiązano wreszcie kontakt z Komendą Główną AK. Niestety w dowództwie podziemnego wojska nikt nie miał pomysłu, jak dalej postępować z oddziałami, które przebyły wprawdzie tak imponujący szlak i miały realną wartość bojową, ale ze względów politycznych (krwawy konflikt z Sowietami) wydawały się dość kłopotliwe. Rozważano możliwość od ich rozbrojenia poczynając, a na wysłaniu w Bory Tucholskie kończąc –gdzie miał jakoby otrzymać dalsze rozkazy. W praktyce polecenie to skazywało blisko 900 żołnierzy AK na niechybną śmierć. Nie było najmniejszej szansy na pokonanie trasy kilkuset kilometrów wiodącej przez tereny wcielone do Rzeszy i dotarcie na Pomorze. Na szczęście kpt. Józef Krzyczkowski „Szymon”, dowódca VIII Rejonu Obwodu Warszawa-Powiat „Obroża”, na terenie którego oddziały „Góry” aktualnie kwaterowały, zdecydował się na włączenie ich do podległych sobie sił. Posunięcie to zyskało akceptację KG AK, jednak ze zdumiewającym, asekuranckim zastrzeżeniem, że „Szymon” ma to uczynić na własną odpowiedzialność… W efekcie 860 zahartowanych w walkach, doświadczonych i dobrze uzbrojonych żołnierzy AK wzmocniło siły powstańcze. Gdy pierwsze niepowodzenia (zwłaszcza nieudany atak na lotnisko bielańskie) załamały nastroje w oddziałach własnych VIII Rejonu do tego stopnia, że rozeszły się one do domów – oddziały por. „Góry” (który zmienił teraz pseudonim na „Dolina”) okazały się jedyna siłą skutecznie podtrzymującą powstanie w Puszczy Kampinoskiej. Sytuacja ta utrzymywała się także po utworzeniu pułku „Palmiry-Młociny”, do którego włączono podwładnych por. Pilcha (12 sierpnia jednostka ta liczyła 1300, a w połowie tego miesiąca już 1419 żołnierzy). Także po sformowaniu Grupy „Kampinos” jej bojowy trzon nadal stanowili „Doliniacy”.
Sukcesy lub porażki bojowe oddziałów stołpeckich podczas walk w Puszczy Kampinoskiej zależały głównie od sposobu dowodzenia siłami powstańczymi. Wśród oficerów zgromadzonych w puszczy jedynymi, którzy mieli duże doświadczenie bojowe w warunkach partyzanckich, byli dowódcy pododdziałów Zgrupowania Stołpeckiego. Niestety, jedynym wyższym dowódcą, który należycie ocenił por. Pilcha i jego żołnierzy, obdarzając go pełnym zaufaniem, komendant VIII Rejonu Obwodu „Obroża”, kpt. „Szymon”. Ponieważ oficer ten już drugiego dnia powstania został ranny podczas ataku na lotnisko bielańskie, 3 sierpnia 1944 roku przekazał por. „Dolinie” dowodzenie oddziałami pułku „Palmiry-Młociny”, a w pięć dni później – wszystkimi oddziałami na terenie puszczy. Sprawa dowodzenia była jednak skomplikowana. „Dolina”, aczkolwiek od dawna doskonale dowodził dużym zgrupowaniem, był oficerem o niskim, jak na warszawskie stosunki, stopniu (w oddziałach warszawskich i podwarszawskich oficerowie w jego randze dowodzili plutonami i kompaniami, a nie pułkami czy większymi jednostkami). Do rozkazywania pułkowi czuli się powołani nie tylko bezpośredni przełożeni „Doliny” z „Obroży”, ale także oficerowie z sąsiednich struktur terenowych Podokręgu Zachodniego Obszaru Warszawskiego „zahaczających” terytorialnie o obszar puszczy, oficerowie z dowództwa tego podokręgu, nie mówiąc już o komendzie Okręgu Warszawskiego AK. Niestety, zbyt często okazywało się, że ludzie o których tu mowa, zapewne nieźli oficerowie w regularnym wojsku w warunkach koszarowych, nie mieli żadnych kwalifikacji i predyspozycji do dowodzenia w warunkach partyzanckich, tak dalece różniących się od warunków garnizonowych czy nawet frontowych.
Komenda Głowna AK z dniem 9 sierpnia 1944 roku wyznaczyła jako następcę „Szymona” mjr. Alfonsa Kotowskiego „Okonia”, a wkrótce potem mianowała go dowódcą całości sił w Puszczy Kampinoskiej. Decyzja ta okazała się, niestety, wysoce nietrafna. Oficer ten, od lat nie mający nic wspólnego z wojskiem (zwolniony z niego w 1926 r.), został teraz wyciągnięty z lamusa i zupełnie nie radził sobie na samodzielnym i bardzo trudnym stanowisku. Już pierwsze operacje, którymi kierował z terenu puszczy, wykazały nie tylko jego niekompetencję zawodową, ale też całkowity brak rozeznania oraz taktu w stosunkach z podkomendnymi. Nie stworzył sobie żadnego aparatu dowodzenia ani nawet nie wyznaczył zastępcy. Przez cały czas sprawowania powierzonej mu przez KG AK funkcji usiłował w sposób chaotyczny jednoosobowo kierować wszystkimi siłami powstańczymi na terenie puszczy, liczącymi niekiedy nawet do 3000 ludzi. Brak zaufania KG AK do por. „Doliny” w połączeniu z fatalną decyzją personalną, wyznaczającą mjr. „Okonia” na dowódcę sił kampinoskich, przesądziły o ich tragicznym losie. „Dolina” i jego oficerowie, posłusznie wykonując nietrafne rozkazy, mogli jedynie przyglądać się, jak „Okoń” prowadzi zgrupowanie do zagłady. Po nieudanych atakach na Dworzec Gdański w zasadzie nie przejawiał on żadnej aktywności bojowej, ograniczając się do pracy organizacyjnej, polegającej głównie na przejmowaniu i podporządkowywaniu sobie kolejnych oddziałów spływających do puszczy – z którymi i tak nie wiedział co zrobić. Większe operacje podejmowane w okresie jego komendantury były wyłącznie wynikiem inicjatywy por. „Doliny” (w tym największe zwycięstwa – wypady na pododdziały rosyjskiej SS brygady RONA w Truskawiu i Marianowie).
Osiągnięcia bojowe oddziałów stołpeckich podczas działań pod Warszawą, a także w samym mieście, są doprawdy imponujące, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę chaos kompetencyjny i sposób dowodzenia na szczeblu wyższym niż pułkowy. Ocenia się, że pułk „Palmiry-Młociny” i Grupa „Kampinos” mają na swoim koncie około 50 zweryfikowanych akcji i walk z Niemcami. W większości z nich (około 40) uczestniczyli żołnierze „Doliny” (a w około 30 akcjach byli ich jedynymi bezpośrednimi wykonawcami). Oddziały stołpeckie straszliwie wykrwawiły się podczas dwukrotnych ataków na Dworzec Gdański. Wyginęła tam piechota z I batalionu 78. p.p AK – ludzie, którzy wyszli z niemiecko-sowieckiego kotła w Puszczy Nalibockiej, znaleźli kres swej żołnierskiej drogi na ulicach stolicy.
Podkomendni por. Pilcha podzielili los „Grupy Kampinos” fatalnie dowodzonej przez mjr „Okonia”. Ich udziałem stała się klęska 29 września 1944 roku w boju pod Jaktorowem (Budy Zosine). Jeśli jednak dla większości oddziałów kampinoskich Jaktorów stanowił rzeczywiście koniec walki – to nie dla „Doliniaków”. Oddziały nowogródzkie „Doliny” były jedyną grupą, która wyrwawszy się z niemieckiego kotła, kontynuowała walkę z Niemcami na terenie Kielecczyzny. Już w czasie odskoku za Pilice doszło do kilku starć z Niemcami, a spektakularnym sukcesem okazało się zniszczenie niemieckiej ekspedycji pod Pieńkowem (pow. Skierniewice). Oprócz „Doliniaków” w Kieleckie dotarło kila mniejszych grup, które zdołały wyrwać się z kotła pod Jaktorowem, m.in. kompania lotnicza por. „Lawy”, jednak po pierwszej walce z obławą w lasach brudzewickich została ona rozformowana.
Oddziały „Doliny”, mocno, zredukowane liczebnie, walczyły początkowo w składzie 25. p.p AK z Inspektoratu Piotrków, tworząc III batalion tej jednostki. Do czasu jej rozformowania – 28 listopada – stoczyły 14 kolejnych walk i potyczek. Po demobilizacji 25. p.p AK „Dolina”, wówczas awansowany do stopnia kapitana, na czele samodzielnego oddziału partyzanckiego kontynuował walkę do 17 stycznia 1945 roku (stoczył w tym czasie dalszych sześć walk).
Przesunięcie się wojsk sowieckich w styczniu 1945 roku za Wisłę zakończyło okupację niemiecką. Rozpoczęła się nowa okupacja – sowiecka, komunistyczna. Okazało się, że miała ona trwać bardzo długo. Adolf Pilch, awansowany wreszcie do stopnia kapitana, rozformował swój oddział i przez Czechy dotarł do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Do końca życia pozostał na emigracji w Wielkiej Brytanii. Cześć kadry podzieliła jego losy, puszczając w przymusowych warunkach kraj i decydując się na emigracyjną tułaczkę.
Podkomendni „Góry”, „Doliny” znajdujący się po wojnie w Polsce lub na sowieckiej Białorusi starali się ukryć, zalegalizować i przetrwać do lepszych czasów, lub kontynuowali walkę w szeregach konspiracji antykomunistycznej. Bez względu na zajmowaną wobec reżimu postawę, byli zaciekle tropieni i ścigani przez komunistyczne służby specjalne. Na środowisko żołnierzy Zgrupowania Stołpeckiego AK bezpieka założyła rozpracowania operacyjne oznaczone kryptonimami „Raków” i „Kolaboranci”. Do końca funkcjonowania reżimu komunistycznego traktowani byli jako potencjalni, nadal groźni, przeciwnicy. Dopiero odzyskanie niepodległości w 1989 r. pozwoliło im na „wyjście z ukrycia”.
Cóż więcej można powiedzieć o żołnierskiej drodze kresowych „legionistów” ze Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK? Zrobili znacznie więcej, niż można było wymagać od żołnierza. Kresowiacy spod starej granicy nigdy nie zapomnieli o swych obowiązkach wobec Ojczyzny i rodaków. Czy to samo można powiedzieć o obecnej, niepodległej Polsce i jej władzach? Jak odnoszą się one do ostatnich, sędziwych, odchodzących już kombatantów z Armii Krajowej? – a w pytaniu tym nie chodzi wszak o słowa i deklaracje, tylko o konkretne działania na rzecz weteranów Czy pamiętają o rodakach nadal żyjących na Kresach – Ziemiach Utraconych i czy troszczą się o nich należycie? Na te pytania każdy może sobie sam odpowiedzieć i niestety, nie będzie to odpowiedź zbyt optymistyczna.
dr Kazimierz Krajewski
prezes Nowogródzkiego Okręgu ŚZŻAK
2 komentarzy
Rom
21 sierpnia 2014 o 12:28Jako syn „Doliniaka” bardzo ucieszyłem się na widok książki Mariana Podgórecznego. To bardzo dobrze czytająca się książka:łączy,z jednej strony, właściwy dla tego typu pozycji, typ dyskursu faktograficznego dotyczącego liczb, faktów, okoliczności, z rodzajem narracji bezpośredniej, dzięki której czyta się „Doliniaków” niemal jak tekst literacki. Wypada tylko podziękować autorowi i życzyć zdrowia.
Mieczysław Chomicz
26 stycznia 2017 o 09:31Książkę czyta się bardzo dobrze, przeczytałem ją chyba z rok temu. Szkoda, że w środkach masowego przekazu nie ma miejsca na propagowanie tekstów na temat historii najnowszej, ich omawianie, recenzje, itd.
Książka tym bardziej dla mnie ważna osobiście, iż mogę dzięki niej dołożyć do całej mozaiki rodzinnej jeszcze jeden kamyczek: ojciec mój – Jan Chomicz, był bowiem także Doliniakiem.
Pozdrawiam więc niniejszym wszystkich żyjących Doliniaków. Chylę czoła i życzę dużo zdrowia!