Białoruscy publicyści zastanawiaja się, czy kolejne, planowane na jesień 2015 roku wybory prezydenckie odbędą się zgodnie z kalendarzem, czy może lubiący zaskakiwać Aleksander Łukaszenka zmieni datę, w której zostanie „wybrany” na następną kadencję.
Według białoruskiego prawa, wybory prezydenckie odbywają się w niedzielę, nie później niż dwa miesiące przed upływem terminu kadencji urzędującego szefa państwa. Inauguracja Aleksandra Łukaszenki na czwartą kadencję miała miejsce 21 stycznia 2011 roku. Oznaczałoby to, że następne „wybory Aleksandra Łukaszenki na głowę państwa”, powinny odbyć się nie później niż 15 listopada 2015 roku. Praktyka pokazuje jednak, że baćka nie jest jakoś szczególnie przywiązany do dat i z dużą dozą nonszalancji przesuwa je dla własnej wygody.
„Wybory” nr 2
Powinny odbyć się nie poźniej niż w połowie maja 1999 roku, ale Aleksander Łukaszenko przeprowadził referendum i przedłużył kadencję o prawie dwa i pół roku.
„Wybory” nr 3
Inauguracja obecnego lidera Białorusi na drugą kadencję odbyła się 20 września 2001, a co za tym idzie wybory można było przeprowadzić w lipcu 2006 roku. Jednak sprawy potoczyły się inaczej. W grudniu 2005 r. Aleksander Łukaszenka złożył wizytę w Moskwie i zaraz po powrocie, ku zaskoczeniu jego rywali ogłosił, że zostaną przeprowadzone 19 marca 2006 roku.
Nie chodzi o to, by startujący w wyścigu prezydenckim kandydaci liczyli, że jakimś cudem lipiec przyniesie im zwycięstwo, ale błyskawiczna kampania wyborcza i jej finisz w marcu na pewno pogorszył ich sytuację i ułatwił zadanie Łukaszence.
„Wybory” nr 4
Inauguracja trzeciej kadencji odbyła się 8 kwietnia 2006 roku. Kolejne wybory mogły się zatem odbyć na początku lutego 2011 roku, ale jak pamiętamy, odbyły się 19 grudnia 2010 roku, czyli półtora miesiąca wcześniej. Datę głosowania przeniesiono w nadziei na to, że nadchodzące zaraz po wyborach Boże Narodzenie a przede wszystkim Sylwester – Nowy Rok, tak hucznie obchodzony na Białorusi, zminimalizuje reakcję społeczeństwa na czwarty „triumf” Łukaszenki, zarówno samych Białorusinów jak i Zachód: nieprzychylnie nastawieni obywatele i politycy ponarzekają prze kilka dni, wytkną jakieś naruszenia a później przełączą się na świąteczne obowiązki.
Trzeba przyznać, że plan był nawet logiczny, jeśli przyjąć, że wariant brutalnego stłumienia protestów 19 grudnia 2010 i masowego aresztowania opozycji nie był pierwotnie planowany.
„Wybory” nr 4
Na razie można mówić o dwóch powodach, które mogłyby popchnąć Łukaszenkę do przyśpieszenia procesu wyborczego. Pierwsza, to Euroazjatycka Unia Gospodarcza, która ma wejść w życie 1 stycznia 2015 roku. W trosce o promowanie tego megaprojektu, rosyjski rząd pewnie obieca nie małe fundusze i preferencje dla oficjalnego Mińska. Tyle, że koniec tego może być taki jak z wprowadzeniem wspólnej waluty. Umowa w tej sprawie została podpisana w 1999 roku, a ujednolicenia systemu finansowego Rosji i Białorusi jak nie było tak nie ma.
Biorąc pod uwagę, jak ważna jest dla Władimira Putina Euroazjatycka Unia Gospodarcza i jak zaciekle Aleksander Łukaszenka broni swojej absolutnej władzy na Białorusi, nie można wykluczyć, że relacje między nimi ulegną znacznemu pogorszeniu. Kreml może postanowić „rozbujać tę łódkę” jednocześnie obcinając subsydia – ze wszystkimi towarzyszącymi temu konsekwencjami.
Eurozazjatycka Unia Gospodarcza może być wykorzystana przez Łukaszenkę jako pretekst do zorganizowania następnej kampanii prezydenckiej już w 2014 roku. Nie wykluczone, że baćka zwróci się do współobywateli, by w oczekiwaniu na to doniosłe wydarzenie, potwierdzili mandat zaufania do niego.
Na wyznaczenie daty wyborów wpływ będą miały względy czysto ekonomiczne, kryzysu nie da się oszukać, czym dalej – tym większe prawdopodobieństwo krachu, a dymiące zgliszcza „unikalnego modelu gospodarczego”, nie będą najlepszym tłem dla przeprowadzenia wyborów, nawet pseudowyborów na Białorusi.
Wszystko będzie zależeć od subiektywnej prognozy rozwoju sytuacji w gospodarce, którą Aleksander Łukaszenka nakreśli w swojej głowie. Jeśli prezydent Białorusi zadecyduje, że jego kraj znalazł się w przededniu „wielkiego przekrętu”, z wielkim prawdopodobieństwem można się spodziewać „wyborów” w 2014 roku.
Na dzień dzisiejszy, nie jest to opcja podstawowa. Łukaszenka liczy na otrzymanie kwoty z Rosji i z MFW, która pozwoli mu zachować „stabilność” na najbliższe dwa lata, i przetrzymać do następnej kampanii prezydenckiej w 2015 roku.
Jednak plany białoruskiego przywódcy czasami dają w łeb, dlatego „wyborów” można spodziewać się w dowolnym momencie.
Kresy24.pl/gazetaby.com
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!