Najpierw Rosja zrywa współpracę z „Białoruską Spółką Potasową”, w ramach której tworzyła kartel na sprzedaż wyrobów potasowych. Teraz informuje o stosowaniu przez Białoruś dumpingu i żąda natychmiastowego zaprzestania dostaw potasu na rynek rosyjski po zaniżonych cenach. Pojawiają się spekulacje o próbach przejęcia przez Kreml „dojnej krowy” Łukaszenki.
Problem ten omawiano na spotkaniu w Moskwie wice premiera Federacji Rosyjskiej Arkadija Dworkowicza z szefem Banku Rozwoju Republiki Białoruś Sergiejem Rumasem – informuje agencja Interfax, powołując się na źródła biorące udział w przygotowaniu agendy rozmów.
Chodzi o dostawy do Rosji białoruskiego chlorku potasu przez prywatne firmy handlowe. Nawozy są dostępne w Rosji po cenie niższej niż oferowana przez rosyjski koncern „Uralkalij”. W pierwszym kwartale br. „Bielaruskalij” sprzedawał tonę nawozu za 350 dolarów, a „Uralijkalia” za 388 dolarów.
Według niektórych raportów, jeśli w całym 2012 roku do Rosji wwieziono 9000 ton białoruskiego potasu, to już w pierwszej połowie roku bieżącego, jest to 27.000 ton. Ekonomiści oceniają, że białoruski eksport chlorku potasu do Rosji wyniósł w 2012 r. 3,2 mld USD, co stanowi 7,1 proc. ogółu eksportu kraju.
W ubiegłym tygodniu, rosyjski „Uralkalij” ogłosił wycofanie się ze współpracy z białoruskim partnerem „Białoruską Spółką Potasową” (BKK).
Oficjalną wersją rozpadu kartelu, przedstawianą przez rosyjskiego partnera, było pominięcie przez Białorusinów monopolisty -BKK.
Według białoruskich ekonomistów, „Uralkalij” w ostatnim czasie 80% swojej produkcji sprzedawał nie przez BKK, ale poprzez samodzielnego partnera zarejestrowanego w Szwajcarii, co pozwoliło mu nie płacić tak wysokich podatków jakie musiał zapłacić białoruski producent „Biełaruskalij”. Ponadto Rosjanie próbowali przekonać rząd białoruski i samego Łukaszenkę do zamknięcia BKK a na jej miejsce proponowali utworzyć nową spółkę „Sojuzkalij”, działajacą według rosyjskiego scenariusza. Bezskutecznie.
Ekonomista Sergiej Żbanow mówi, że rozbieżności polegały przede wszystkim na tym, że „Uralijkalia” jest bardziej elastyczna, bo to firma prywatna. „Bielaruskalij” to jak wiadomo firma kontrolowana przez państwo.
Niezależnie jednak od tego, czy sprawnie zarządzający firmą menadżerowie pozyskują kolejne rynki zbytu, kartel – to zmowa cenowa (tworzenie karteli jest nielegalne w Unii Europejskiej, w Stanach Zjednoczonych, oraz w wielu innych państwach świata – red.), i jeśli jeden z jego uczestników zaniża ceny, to ilość kanałów sprzedaży nie ma szczególnie znaczenia.
Pojawiają się spekulacje, że ze względu na niskie koszty produkcji „Uralkalij” może próbować wchłonąć konkurenta – białoruskie przedsiębiorstwo „Bielaruskalij”. Istnieje wersja, że po to „Uralkalij” zerwał współpracę z BKK, żeby metodą wręcz bandycką przejąć „Bielaruskalij”. Bez względu na to, czy dojdzie do przejęcia dojdzie czy nie, problem jest poważnym wyzwaniem dla białoruskiej gospodarki.
Kresy24.pl/svaboda.org
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!