(Relacja Zenona Kłaczkiewicza o ojcu Janie Kłaczkiewiczu)
W Brześciu n/Bugiem, który Niemcy zajęli w dniu 22 czerwca o godz. 5.00, Sowieci nie mieli czasu na ewakuację personelu więziennego. Po zajęciu miasta Niemcy, a także uwolnieni urządzili na nich nagonkę i rozstrzelali na ulicy wszystkich więziennych urzędników.(1)
W 1940 r., po Nowym Roku zimą, w m. Sietryszcze gm. Naliboki, Sowieci aresztowali Jana Kłaczkiewicza ur. 01.04.1884 r. w m. Rudnia gm. Naliboki. Podejrzany był o przechowywanie w swoim domu „polskiego szpiega”, Haliny Druckiej – Podberskiej i spóźnione zgłoszenie tego faktu władzom sowieckiej administracji terenowej.
„Wojska niemieckie wkroczyły do Brześcia raniutko przed świtem, więźniowie nic nie wiedzą co się dzieje. Przez okienka dostrzegają, że na placu przed więzieniem leżą rozstrzelani strażnicy, widzą na placu niemieckich żołnierzy. Podjęli próbę wyzwolić się sami, rozwalają więzienne drzwi do celi z trudnościami, ale wychodzą na wolność pomagając jedni drugim.
Ruskie nie tylko nie wyprowadzili więźniów, ale pozostawili ich pozamykanych w celach. Więźniowie wyłamując dziury w ścianach, bo drzwi nie mogli pokonać, używali do tego jako narzędzi połamanych metalowych łóżek. Było ciężko się wydostać, ojciec wydostał się dopiero po południu, więźniowie pomagali jedni drugim.
Potem była niemiecka selekcja, mimo, że to było za murami więziennymi, Niemcy doszukiwali się poprzebieranych ruskich dezerterów, którzy nie chcieli się dostać do niewoli. Zapędzili wszystkich więźniów na jeden plac, gdzie ich pilnowali niemieccy żołnierze. Na szczęście, i może dla niektórych na nieszczęście, jeden z byłych więźniów znał trochę j. niemiecki – jest teraz tłumaczem, ale nie wszystkich więźniów znał. W obawie także o swoje życie, tłumacz sam nie wszystkim może pomóc, nie zna wszystkich jako ruskich więźniów. Niemcy jednak część młodszych więźniów dalej uważają jako ruskich dezerterów – przebranych tych biedaków rozstrzeliwują na miejscu na oczach przerażonych pozostałych.
Jan Kłaczkiewicz jest już w starszym wieku, a na dodatek przez cały czas pobytu w więzieniu się nie golił. Teraz ma dużą brodę, co ułatwia tłumaczowi zaświadczyć, że to rzeczywiście jest więzień, więc wychodzi wolno. Obiera kurs na północ, i maszeruje w kierunku swojego domu – po dziesięciu dniach pokonuje ponad trzysta kilometrów, przeważnie bocznymi dróżkami.
Na te dziesięć dni marszu miał ze sobą do żywienia tylko kromkę czerstwego chleba, po drodze nikogo nie prosił o żywność, starał się unikać spotkania z ludźmi. Dociera do domu, nikt oczywiście jego powrotu w domu nie spodziewał się, nie było też wiadomo gdzie przebywał.
Zastaje swoją żonę, a moją matkę przy obsypywaniu studni, a ja z moim kuzynem Bogusiem bawiliśmy się obok w piasku. Nagle ktoś z tyłu za nami, znajomy głos woła: „Zenek, syneczku !”, to był głos ojca, którego nigdy nie zapomnę, chociaż miałem wtedy niepełne trzy lata”.(2)
Zredagował: Stanisław Karlik
1 Bogdan Musiał, „Rozstrzelać elementy kontrrewolucyjne”, Wyd. Fronda, Warszawa 2001, s. 76
2 Zenon Kłaczkiewicz, „ Ocalić od zapomnienia”, Wydawnictwo Black Unicorn Jastrzębie Zdrój, 2012 r., s. 76-77.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!