
Andrzej Poczobut przed sądem. 16.01.2023. Fot. belta.by
Nie od dziś tajemnicą poliszynela jest, że Aleksander Łukaszenka wtrąca ludzi do więzień, by móc nimi później handlować jak towarem eksportowym. 18 grudnia białoruski dyktator potwierdził to w skandalicznym wystąpieniu w Mińsku.
Podczas przemówienia 18 grudnia na Ogólnobiałoruskim Zgromadzeniu Ludowym Aleksander Łukaszenka odpalił kolejną polityczną bombę.
Odnosząc się do negocjacji ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie uwolnienia więźniów politycznych, pozwolił sobie na najbardziej agresywną retorykę od miesięcy. O swoich rodakach, przymusowo wypchniętych z kraju, mówił, że to „śmieci” i „odpady”, które można przekazać Zachodowi jak zbędny towar. Cynicznie drwił z Białorusinów, których kazał wypuścić z więzień, a następnie wyrzucić z kraju bez dokumentów tożsamości, pytając, czy ma „wydawać dokumenty wrogom”.
Łukaszenka ujawnił także szczegóły zakulisowych rozmów z Waszyngtonem na temat uwolnienia więźniów politycznych. Według niego USA żądają wydania kolejnego tysiąca więźniów politycznych. Dyktator odparł kpiąco, że tylu nie odda;
— Cóż, tysiąca nie uzbieramy, dorzucimy wam narkomanów i innych bandytów, zabierajcie ich sobie. „Nie, narkomanów nie potrzebujemy ani bandytów”. No to mówię, dobrze, to nie mówcie o tysiącu.
Tak właśnie mają wyglądać realne negocjacje o ludzkie życie.
Po rozmowach ze specjalnym wysłannikiem prezydenta Donalda Trumpa, Johnem Cole’em, Łukaszenka faktycznie podpisał dekret zwalniający 123 więźniów politycznych, wywiezionych później na Ukrainę i Litwę. W zamian USA zdjęły sankcje z białoruskiego potasu — kluczowego towaru reżimu. Jednocześnie Łukaszenko powiedział, że po uwolnieniu 123 więźniów politycznych poprosił, aby Stany Zjednoczone nie „zadawały pytań po tym”, ponieważ rzekomo wszyscy oprócz Andrzeja Poczobuta zostali już zwolnieni.
„Ale Poczobut to sprawa naszych stosunków z Polakami. Tak, to wymiana: wy oddajecie nam ludzi z Polski, my przekazaliśmy wam nazwiska, oni nie są winni niczego, a my oddajemy wam tych przestępców” – powiedział.
Andrzej Poczobut to największy współczesny symbol oporu. W pierwszym komunikacie resortu dyplomacji RP, w którym rzecznik informował, że naszego rodaka nie ma wśród uwolnionych, padła sugestia, że Andrzej odmówił podpisania prośby do Łukaszenki o ułaskawienie. To rzeczywiście bywa warunkiem odzyskania wolności przez więźniów politycznych, choć ostatnio nikt ich o zdanie nie pyta. Zakładają im worki na głowy, skuwają ręce i wywożą na granicę bez papierów.
Później przedstawiciel MSZ wycofał się z tych słów tłumacząc, że został źle zrozumiany (?). Z kolei szefowa Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys oznajmiła na Facebooku, że Poczobuta nie zwolniono, bo „Andrzej nie był na liście opozycji białoruskiej, bo jest przedstawicielem mniejszości polskiej”.
To sugestia, że polska dyplomacja nie miała nic do powiedzenia ws. uwolnienia naszego rodaka, oraz, że w środowiskach emigracyjnej opozycji Poczobut bywa postrzegany niechętnie. Nic bardziej mylnego i szkodliwego. Słowa o złej woli opozycji rozwiał współpracownik liderki opozycji Swiatłany Cichanouskiej, Franak Wiaczorka, który odpowiedział Borys, że problem nie leży po stronie Polski czy USA, ale „w Łukaszence, który nie chce uwolnienia Poczobuta”.
Warto podkreślić, że nikt, nawet najbliższa rodzina nie ma pojęcia, co się obecnie dzieje z Andrzejem, do czego jest nakłaniany, jak potwornej presji jest poddawany.
Reżim gra więc więźniami jak kartami przetargowymi, mówi o „humanitarnych gestach”, upokarza własny naród i testuje granice cynizmu. Szkoda tylko, że są tacy, którzy dołączają do jego chóru. Jak długo potrwa ten chocholi taniec Łukaszenki wokół Andrzeja Poczobuta. Na razie widać, że „gesty” z otwieraniem granic nie przyniosły rezultatu.
na podst. belsat.eu/belta.by










Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!